niedziela, 22 maja 2016

22.05.2016

W nocy młoda wariowała, trzeba było wstać do tego wcześniej, bo przecież na 8 byliśmy proszeni na śniadanie na górę. Wyszło tak, że nieco się spóźniłem, a i tak byłem w sumie jedynym normalnie ubranym osobnikiem. Po śniadaniu pojechałem po Krzycha na dworzec, przebrałem się i o 11 zaczęła się impreza. Na szczęście ksiądz zmieścił się w godzinie i było całkiem ładnie - choć te przytyki do rodziców mnie trochę żenowały... Dziesiątki osób, powitania, buziaczki... Na miejsce imprezy pojechaliśmy z Ireną - Gosia nie omieszkała zrobić histerii w temacie jazdy, szlag może trafić. Ale, o dziwo, dojechaliśmy w całości. Impreza się udała - jedzenie uszło w tłoku, ale miejsce nad jeziorem Żbik było zacne. Dzieciaki szalały, dorośli gadali... kiedy się skończyło, Łukasz odwiózł nas na Radexa i wróciliśmy do domu na 22 - Kajka padała na twarz, choć chwilę zdrzemnęła się w autobusie. My też ledwo żyjemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz