wtorek, 30 grudnia 2014

30.12.2014

Młoda znowu wylądowała w naszym łóżku, przez co pobudka jest dość gwałtowna... Po szybkim poranku pojechałem do Decathlonu z tym kaskiem Hanki, po drodze zahaczając o płyty w CH Targówek. Nieco mi się zeszło, bo tłumy niemiłosierne, ale mam wszystko, czegom chciał. Kask też załatwiłem, też mi nieco zeszło, bo pani od koni była 'na przerwie'. Po powrocie poszliśmy jeszcze do Lidla po obfite zakupy, piździ wielce, wieczorem jest już -11.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

29.12.2014

Mieliśmy wyjechać po śniadaniu, oczywiście zeszło się aż do południa... Na szczęście pogoda była piękna, widoki cudne - jedyną wadą było to, że słońce tak dawało po oczach, że czasem nic nie widziałem. Ruch dość znikomy, ale parę razy zaplątałem się w jakieś gówniane zawalidrogi, ale odtajały Korsarz dał radę. Wypakowałem manele, poszedłem jeszcze do sklepu i niech już będzie spokój...

niedziela, 28 grudnia 2014

28.12.2014

Gosia pojechała z tatą na ósmą do kościoła i skoczyli do Lidla na promocje - obudzili nas telefonem nieco po 9... Na dwunastą mieliśmy być na moście św. Jana na spotkaniu  z Majką, ale... wytoczyłem Korsarza z garażu, wszystko było ok. Czekałem na dziewczyny tyle czasu, że poszedłem po nie, myśląc, że jak zostawię go na dwie minuty na dworze na ręcznym , to znów nie przymarznie. Dupa, zamarzł, trzeba się było wrócić. Wzięliśmy więc od teścia Civica i podjechaliśmy do centrum, Gosia mało nie umarła ze strachu - owszem, musiałem się przyzwyczaić do Hondy, ale bez przesady... Dziewczyny poszły na spotkanie, my z Kajką połaziliśmy z pół godzinki po starówce i po zmarznięciu weszliśmy do kawiarni. Pogaduchy, potem Lidl (znowu), obiad i jeszcze skoczyliśmy do Mariusza i Pauliny, gdzie siedzieliśmy sympatycznie niemal do 20. Kajka się rozbuchała, była wręcz niegrzeczna i mnie wkurzała, ale poszła spać wreszcie i zaczynam drugi spacer z tomu. Mam nadzieję, że Korsarz się odmrozi i pojedziemy jutro normalnie...Jedźmy, bo teściowa coraz mocniej mi gra na nerwach...

sobota, 27 grudnia 2014

27.12.2014

Znowu nie mogłem spać... Kurde, dobrze, że Kajka wstaje po 9-tej. Zimno się zrobiło pioruńsko, -10 i szadź. Do popołudnia był święty spokój, góra pojechała do Giżycka, a my mieliśmy jechać do Ireny. Wszystko gotowe, odmroziłem Korsarza, odpalam, ładujemy się, a tu dupa: linka ręcznego przymarzła! Ani w jedną, ani w drugą. Po prawie godzinie grzania samochodu, wspólnie z teściem, wśród smrodu zatarcie, wjechaliśmy jakoś go garażu... Teść odwiózł nas do Ireny, po półtorej godzinie pojechaliśmy jeszcze do Różnowa, skąd wróciliśmy dopiero po 21. Kajka wariowała, latała za 'piesio', doskonale się bawiła, zauroczyła prababcię i padła w drodze powrotnej - poszła spać bez mycia i jedzenia... A ja dokończyłem pierwszy spacer, ufff...

piątek, 26 grudnia 2014

26.12.2014

Nasypało. Niewiele, ale wystarczająco, żeby wreszcie był śnieg. Rano znowu do kościoła, potem spacer, jednak było około -8, więc nie łaziliśmy długo. Mieliśmy zrobić rewizytę w Rożnowie, ale był mróz i nikomu się nie chciało. Zatem dalej siedzimy i żremy. Góra pojechała do Giżycka, wymieniłem z pomocą Łukasza lampkę z przodu, odmroziłem Korsarza, który był bryłką lodu. 

25.12.2014

Pada. Do tego Kajka pół nocy się wierciła, dostałem z kopa w głowę - było cudnie. I ledwo na kościół się wyrobiliśmy, uwielbiam - chciałem zostać z Kajką, ale góra była na pasterce i oni zostali. Beznadzieja. Cały dzień żremy, udało się wyjść na krótki spacer na plac zabawi i na nowy amfiteatr, co z tego, kiedy padało. Wieczorem przyjechała delegacja z Rożnowa i zaczął padać śnieg... 

środa, 24 grudnia 2014

24.12.2014

Przyszła Wigilia... Nie wyspałem się, bo nie mogę tu zasnąć, a do tego Kajka przeszkadzała. Przygotowania trwały do 17-tej, niewiele jedliśmy, więc jak usiedliśmy do stołu, to każdy się rzucił na jedzenie - długo się nie dało, bo dzieciaki koniecznie chciały prezentów. Jak zwykle, jedna choinka, druga, szybkie prezenty, Hania śpiewała kolędy (lepiej lub gorzej). Dostałem kosmetyki i skarpety :) A, i szalik - zupełnie bez potrzeby. Leje.

wtorek, 23 grudnia 2014

23.12.2014

Co za koszmar na drodze. Wprawdzie zanim się wygrzebaliśmy, była 11, ale aż do Nidzicy, a nawet kawałek dalej, lało tak, że czasem wycieraczki nie nadążały. Niby pusto na drodze, ale warunki tragiczne. Dojechaliśmy, trochę przygotowań i w sumie tyle.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

22.12.2014

Gosia jednak wstała o 6tej i zaczęła robić ciasta. Do swoich zajęć wyrobiła się z dwoma, jeszcze poszła do sklepu. Ja ogarniałem małą i siebie, w związku ze wszystkim nie zdążyłem wziąć prysznica na czas... Zajmowałem się Kajką, bawiliśmy się prawie cały czas w 'puk, puk' lub graliśmy w piłkę... Po obiad poszedłem do Kebab Kinga, bo nie było czasu: Gosia piekła ciasta, gotowała zupki, klopsy itd... Po 16 pojechałem do Asi - była to masakra, leje jak z cebra, nic nie widać, szyby parują, tragedia. A jeszcze musiałem ogarnąć Rossmana i pocztę... Głupio wymyśliłem, że może brakujące płyty będą w Media Markt i niepotrzebnie podjechałem do Tesco... Gosia szalała najdłużej z pakowaniem, bo nie wiedziała, co ma na siebie założyć...

niedziela, 21 grudnia 2014

21.12.2014

Prawie się wyspałem. Rano Gosia zajęła się sensacjami żołądkowymi, więc nakarmiłem małą i ogarnąłem i pojechaliśmy do sklepu, idąc wcześniej na spacer. Wprawdzie wciąż jest na plusie i śniegu nie ma zupełnie, ale zimno było tak, że pół godziny przechadzki nam starczyło. W sklepie znów pękło 350 złych, te oszczędności... Zrobiłem obiad - prawdziwe bolońskie spaghetti, Gosia poszła do kościoła, a ja zostałem z Kajką. W jednym momencie się zsikała, wylała wodę i rozregulowała telewizor. Ogarniałem ją w trakcie gotowania. Jeju. Wieczorem Gosia zajęła się dziwnym barszczem, a ja... niczym :) 

sobota, 20 grudnia 2014

20.12.2014

Chyba za wcześnie Kajka wstała, bo już 8:15 była pobudka definitywna. Kiedy przyszedł maturzysta do Gosi, ogarnąłem małą i poszliśmy na godzinkę na spacer - wieje zimny wiatr, długo się nie dało łazić. Mama przyjechała godzinę wcześniej, zjedliśmy razem obiad, wymieniliśmy się drobnymi prezentami i odwiozłem ją do domu. No i tak pitu-pitu. 

piątek, 19 grudnia 2014

19.12.2014

Do pracy pojechałem godzinę wcześniej - na jasełka. Jeszcze zdążyłem powiesić firanki. Jasełka okazały się świetne, chapeau bas dla Śmierci (Kubica), Janka Rokity (Bruno) i Anioła Andrzeja (Asia) - fantastyczna rzecz. Dwie pierwsze lekcje zrobiła mi studenta, dzięki czemu załatwiłem cały stos rzeczy, włącznie z dziennikiem. Potem tylko klasowa wigilia - dziewczyny pięknie przygotowały wszystko, organizacja na medal. Oczywiście Gibon, Żaba, Bartek i Kowal usiłowali wszystko popsuć, pijąc coraz to gorsze specyfiki, ale co tam. Za to ci najmniej winni mnie przepraszali za obciach, jakby byli czemuś winni... Poszedłem na zajęcia do chłopaków, Iwo dostał rota, więc miałem czas podskoczyć do centrum po pakę i niemal wszystkie legale, bo przyszła kasa za zdjęcia. W domu porządki świąteczne, szał pał.

czwartek, 18 grudnia 2014

18.12.2014

Zacząć dzień od dyżuru w szatni - bezcenne, zwłaszcza, kiedy jestem sam, bo Asia przyszła 7:55... Na szczęście dziś wszystko prowadziła studentka, mogłem załatwić wszystkie inne rzeczy i było ok. Z drugiej strony odwaliłem mowę na temat zachowania na stołówce, musiałem pójść i ich pilnować, kosmos po prostu. Po lekcjach poszedłem na kiermasz świąteczny po Koreby i na obiad, zrobiłem itn i po powrocie jeszcze musiałem jechać do tesco po mini choinkę i benzynę. Gosia zajęła się dekoracjami i ogólnie święta idą - a ja jak zwykle nic nie czuję...

środa, 17 grudnia 2014

17.12.2014

Znowu za krótka noc... Studentka dziś na szczęście prowadziła wszystko, choć udało się jej nie zrobić jednej lekcji, bo dwie czwarte były w jednej sali z uwagi na to, że szóste pisały próbny test. Wszystko zrobiłem, poszwendałem się po centrum, odebrałem dwie paczki - znaczy swoją jedną, drugą Gosi, zjadłem obiad i wróciłem do pracy na zebranie. Masakra, trwało 2,5 godziny. Weszła Teresa, wszedł Robert, akcja 'polski', akcja 'muzyka', mam co robić znowu. Sporo było o tym zachowaniu, dobrze, że weszła Thereza i też im nagadała, przynajmniej widzą, że to nie moje wymysły tylko i wyłącznie. Łeb rozbolał mnie już w połowie, kiedy wychodziłem 19:50, mało mi nie pękł. Kajka skończyła dziś dwa latka, zachwycona jest kuchnią absolutnie. A ja mam dość. 

wtorek, 16 grudnia 2014

16.12.2014

Kajka zrobiła pobudkę przed szóstą, więc sobie nie pospałem do budzika. Pojechałem do pracy, studentka wykonała dwie lekcje mamrocząc zza biurka i ciągnąc taśmowo ćwiczenia z książki - nuda i sztampa. Zrobiłem więc jej wykład w temacie, że ma się zdecydować, o co jej chodzi i uczciwie powiedzieć, bo mnie denerwuje. Zabrała się i poszła. Doprowadziłem więc resztę godzin sam (kiedy ona przerobi te 60 lekcji????), poodbierałem prace na 'My dream' i pojechałem na obiad. Wymyśliłem sobie tę hamburgerownię na Popiełuszki w pawilonach, co opowiadała mi Jola, ale... raz że Popiełuszki zamknięte i musiałem kombinować, dwa, że pani w knajpie właśnie przesunęła bar i był w środku totalny bajzel i  gotowa miała być za godzinę. Ech... Na szybko poszedłem do Byka, załatwiłem dodatkowe zajęcia, posiedziałem z Kajką - pięknie się sama bawiła, a kiedy poszła spać, złożyliśmy jej kuchnię - jutrzejszy prezent. W dodatku siedziałem i pisałem oceny proponowane za jutrzejsze zebranie.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

15.12.2014

Prawie się wyspałem. Gosia się skręcała znowu z bólu nad żelazkiem i na pierwszej przerwie do mnie dzwoniła, żebym wracał - ale dała sobie w końcu radę. Studentka zaś, przylazła godzinę wcześniej i wysłała mi maila, że dziś nie przyjdzie, bo pomyliła się, a i tak jedna godzina. Ja jej na to, że nie odwołuje się zajęć pół godziny przed, a lekcje miały być dwie. Kręci strasznie, czego nie lubię. Musiałem zrobić nie dość, że swoje, to jeszcze zastępstwo za Beatę. Potem poszło - obiad, Asia i zabawa z Kajką podczas lekcji Gosi.     

niedziela, 14 grudnia 2014

14.12.2014

Do dupy takie chorowanie. Owszem, nic mi już nie jest, zapalenie krtani, nawet ostre, sobie poszło. Za to zostałem wyciągnięty na zakupy do karfjura, 550 złych pękło, super, jeszcze zamówiłem paczki i jestem z 700 na debecie. Kaso z dzielnicy i za zdjęcia, przybywaj! Zrobiłem meksykański obiad - średni wyszedł, śmieszny, ale całkiem ok. Gosia wpadła w szał sprzątania, umyła okna (w deszcz! Bez sensu). Bardzo szybko minął ten weekend.

sobota, 13 grudnia 2014

13.12.2014

Kuruję się, więc cały dzień siedziałem w chałupie. Rany. Gosia pojechała rano na masaż, potem miała zajęcia, po obiedzie przysnęła zmęczona zatokami - ja cały dzień zajmowałem się Kajką: zabawiałem, karmiłem, wysadzałem, przytulałem, ganiałem... Oprócz tego zmywałem, odkurzałem, podgrzewałem - pod koniec dnia miałem szczerze dość...

piątek, 12 grudnia 2014

12.12.2014

Rano poszedłem do lekarza w końcu - ostre zapalenie krtani i tchawicy, antybiotyk i... brak zwolnienia. No to poszedłem do pracy. Studentka przyszła tylko na chwilę, na jedną lekcję, resztę ogarniałem sam. Płacz i zgrzytanie zębów na wychowawczej, kiedy ogłosiłem propozycje zachowania. Mati mało nie oszalał, zaczyna mnie denerwować swoim marudzeniem. Skoczyliśmy na autobusu energetycznego na kwadrans i wyszedłem po lekcjach. Obiad w 21 jak zazwyczaj zjadłem w towarzystwie Joli i Moniki, odwaliłem dodatkowe, odebrałem płukankę z apteki i mam nadzieję się jutro wyspać...

czwartek, 11 grudnia 2014

11.12.2014

Znowu się ledwo podniosłem, dobrze, że nie trzeba było Korsarza skrobać. Studentka niestety zrobiła tylko jedną lekcję - resztę musiałem sam ogarniać, co przy stanie mojego gardła jest przykre... Na szczęście 5c nie było, a lekcja z Filipem okazała się w porządku. Po lekcjach zrobiłem zakupy i zjadłem obiad, a na radzie było śmiesznie: punkty miały ograniczyć setki wzorów i bardzo dobrych, a wyprodukowały dwa razy więcej. U niektórych nie było innych ocen, szok. Jak zwykle wszyscy mówili, że moje oceny są bardzo sprawiedliwe, szkoda, że sami tego nie stosowali... W domu byłem 18:30, odwiozłem jeszcze Ewę i musiałem zrobić ten projekt do końca, wrrrr. Legia-Trabzonspor 2:0, pierwsze miejsce w grupie. Jutro idę do lekarza.  

środa, 10 grudnia 2014

10.12.2014

Rano za oknem nie dość, że czarno, to jeszcze taka mgła, że na 50 metrów nic nie widać. Do tego mróz, że Korsarza skrobałem z kwadrans. Piękna szadź na drzewach :) Lekcje na szczęście poprowadziła studentka, miałem czas uzupełnić papiery, projekt, papier do urzędu, zeszyt wychowawczy... Zanim wyszedłem ze szkoły już zrobiłem sto tysięcy rzeczy, po czym skoczyłem na basen po ów zeszyt, do urzędu z papierem, do muzeum PW po umowę, do centrum po paczki... W domu byłem koło drugiej, to jeszcze dla Krzysia musiałem coś znaleźć, bo zapomniałem wydrukować, dopisałem punkty za zachowanie, pobawiłem się z Kajką, zrobiłem zajęcia z Krzysiem i... to ja musiałem usypiać młodą. Kurde, wychodzę z sypialni koło 22, już nic mi się nie chce robić...

wtorek, 9 grudnia 2014

09.12.2014

Chyba mam znowu zapalenie krtani, bo szczekam jak pekińczyk. Studentka przylazła na jedna lekcję, a zrobiła... 30 minut, przez co nie bardzo wiedziałem, za co mam się łapać. I poszła. Głos zacząłem tracić w okolicach czwartej lekcji, przy okazji dostałem zlecenie od dyrekcji na montaż kolejnego projektu. Cudownie. Wyprodukowałem jeszcze kartkę ze sprostowaniem dla urzędu, ale napisałem źle, więc muszę iść tam jeszcze raz, szlag mnie trafi! Zjadłem obiad, odebrałem od Sławka bidon Kajki, zrobiłem zajęcia i posiedziałem z młodą podczas zajęć Gosi. Jak Kajka idzie spać po 21, to już mi się nie chce nic robić, cholera...

poniedziałek, 8 grudnia 2014

08.12.2014

Wsiadam do Korsarza, a tu czerwono - prawie pusto w baku! Musiałem jeszcze zatankować. Studentka zrobiła mi całą lekcję - drętwą jak 150, ale poszło sprawnie. Jeszcze zastępstwo z 5s, bo Agnieszka dalej chora, lekcje zrobione, itnu nie było w związku z czym skończyłem wcześniej. Kajka siedzi w domku, który wczoraj dostała od Sławków, jest urzeczona i całą lekcje z Kubą siedzieliśmy z nią i bawiliśmy się 'aniołkami', jak to ona nazwała wróżki. Rozkłada mnie kaszel, gardło to mi siada totalnie.  

niedziela, 7 grudnia 2014

07.12.2014

Wprawdzie po 5 była pobudka, ale obudziłem się koło 10 - Kajka podniosła się po 11-tej, rekord. Dzień zleciał błyskawicznie, ledwo się wyrobiliśmy, aby wyjść do Sławków na sushi. Posiedzieliśmy ze trzy godziny, pozwijaliśmy sushi, były krewetki, Leoś oszalał na punkcie prezentu samochodziku sterowanego, Kaja dostała prezent, było milutko, wróciliśmy akurat na początek finału Master Chefa :) Młoda jednak, zamiast iść spać, szalała do 22. Misia. Pić. Siusiu. Tata. Mama. Szlag o mało mnie nie trafił.

sobota, 6 grudnia 2014

06.12.2014

Rano polecieliśmy do butów - Kajka się zdziwiła, otworzyliśmy kolejkę i cały dzień jeździła. Młoda patrzyła jak urzeczona, szok, prezent w 10! Mój pokrowiec na tableta też :) Pojechałem do sklepu, gdzie spędziłem urocze dwie godziny i wydałem ponad 200 zł. Zrobiłem obiad, Gosia pierniczki i w sumie dzień minął nie wiem kiedy.

piątek, 5 grudnia 2014

05.12.2014

Już myślałem, że Kajka wstanie o 6... ale dospała i wstaliśmy o 9, super. Przeziębienie stoi tuż za drzwiami, pogoda do dupy, dobrze, że na lekcjach się nie musiałem przemęczać :) Studentka strasznie wycofana i się boi, co to będzie potem? Ewa B. wymyśliła ankietę 'poznajmy sekrety nauczycieli', śmiesznie jest, a i tak wszyscy komentują list do rodziców Kluzik-Rostkowskiej, żeby dzwonić do ministerstwa i podpieprzać szkoły, jeśli w ferie nie pracują. Dobrze, że pojechałem do tego Nadarzyna, bo musiałbym dyżurować. Na wychowawczej poszły prezenty, dla mnie też coś zrobili :) Zajęcia dodatkowe i basta. 

czwartek, 4 grudnia 2014

04.12.2014

Wstałem lekko chory - boli mnie gardło, muli mnie i mam ciężką głowę. Słabo. Lekcje ledwo przebrnąłem, studentka dobrze się bawi, ale zadanie miała bardzo nijakie - stres ją zeżarł, jak zauważyłem. Skoczyłem do centrum na pocztę (niepotrzebnie) i na obiad, zrobiłem itn i wróciłem do domu przez aptekę. Źle się czuję.  

środa, 3 grudnia 2014

03.12.2014

Przyszła dziś studentka - kazałem jej obserwować, bo przecież co ona poprowadzi... Jutro już będzie musiała. Lekcje minęły szybko, nawet jeśli miałem znowu zastępstwo w 4a. Było spoko. Ledwo wróciłem, rzuciliśmy się do kerfjura na zakupy - wydałem jak zwykle 400 złych, świetnie. Ale prezenty kupione. Potem, w czasie zajęć z Gosią, siedziałem trzy godziny z młodą - zaszczała mi spodnie, cholera... Spać.  

wtorek, 2 grudnia 2014

02.12.2014

Ledwo się wygrzebałem z betów - wyszedłem z domu dopiero 8:20... Ale lekcje minęły bardzo szybko, za to w nagrodę dostałem ucznia wariata na indywidualne nauczanie - prześwietnie. Była jeszcze studentka, omówiliśmy praktyki, sprawdziłem, czy moi są grzeczni na polskim i poszedłem na obiad - 21 w remoncie... Zajęcia i byłem w domu dość wcześnie.

poniedziałek, 1 grudnia 2014

01.12.2014

Dobrze było po nieprzespanej nocy wstać nieco po 8-mej... Praca przeszła, mimo nadprogramowego zastępstwa sprawdziłem testy 6p - gorsi o 2 pkt od moich. Za to 5c zrobiła takie prezentacje, że szok - włącznie z makietą latarni morskiej z masy solnej! Asia mi dziś niestety odpadła, bo chora... Za to dłużej siedziałem w domu.