poniedziałek, 30 listopada 2015

30.11.2015

Dziewczyny się kurują, więc zostałem uszczęśliwiony zastępstwem na pierwszej godzinie. Zrobiłem z nimi przymiotnik - było śmiesznie :) Zaraz potem dowiedziałem się, że będzie powtórka z rozrywki i przedstawiamy dzieciakom wszystko jeszcze raz - w tym ja historię. Sam, bo Majka przychodziła godzinę później - super. Potem kolejne zastępstwo na religii - lepiej wybrać nie mogli, hehe. Siedem lekcji minęło i pojechałem do przychodni, odebrać Kajkę od lekarza, bo Gosia szła do swojego. Kaszlą, jak dzikie. Majka znowu nie przylazła, wkurza mnie i zawraca głowę. Mam ostatnio wenę i lecę z przewodnikiem.

niedziela, 29 listopada 2015

29.11.2015

Kasa chorych się powiększa. Moja żona jest głupia, bo zamiast iść normalnie do lekarza, kiedy kaszle od ponad tygodnia i zaraziła młodą, to zastanawia się, jak ściągnąć babcię, a samej iść do pracy. Nienormalna jakaś! Sam wylazłem tylko po szybkie zakupy, zrobiłem obiad (pesto z bobu, mniam) i pisałem sobie przewodnik. Pod wieczór Kajka padła, coraz gorzej z nią. Sam pół godziny spędziłem na telefonie, załatwiając hotel w Anglii - szlag by to trafił.

sobota, 28 listopada 2015

28.11.2015

Miałem odpoczywać - wstałem prawie o 8, nie jest źle. Dziewczyny chrychają i prychają, kasa chorych normalnie. Pojechałem rano po zakupy, ugotowałem fajny obiad, pozmywałem i w zasadzie okazało się, że jest popołudnie. Usiadłem więc do kompa i dałem upust wenie - posunąłem mocno przewodnik do przodu. Przy okazji dowiedziałem się, że Sevinc nie załatwiła hotelu i trzeba to sobie zrobić samemu, genialna organizacja. Szlag mnie trafił. 

piątek, 27 listopada 2015

27.11.2015

Trochę zaspaliśmy... Nie ważne, udało się wypchnąć młodą do przedszkola i dotrzeć do pracy na czas. Trochę technicznych kłopotów, ale wszystko poszło dobrze - tyle, że nie przećwiczyliśmy całości. Mnie to było niepotrzebne, ale Maja chciała... Trudno. Schodzili się goście, schodziły się dzieci... Z lekkim opóźnieniem zaczęło się. Przemowy trwały godzinę. Oficjele, dyrekcje, list od prezydenta... I my. Poszło fajnie, choć Maja tak się zestresowała, że prawie wlazła w ścianę - wynik był taki, że nie widziała zdjęć i mówiła nie na temat, szkoda. Potem występy i już po 2,5 godzinach wszystko się skończyło. Było szalenie miło, impreza się chyba udała, ci, co wytrzymali całość, poszli na poczęstunek, zrobiony przez panią Jolę - majstersztyk. Po całości przebrałem się i skoczyłem jeszcze do centrum na pocztę i niestety kupić nową mp3, bo stara zawiesiła się i chyba zdechła. Wracając, zahaczyłem o Das Bier i poczywam. Wreszcie spokój. 

czwartek, 26 listopada 2015

26.11.2015

Padam na ryj, łeb mi pęka. Ranek był spokojny, zaczęło się później. Próbowałem dołożyć zdjęcia do prezentacji, ale rozjechała się tak, że nie dała się wreszcie otworzyć. Wszyscy czekają, szlag mnie trafił, musiałem pojechać do domu i robić ją od nowa... Przegadaliśmy ją sobie z Mają, wychodzi stanowczo za długo - 25 minut. Szarpanina z próbami i naprawianiem i ogarnianiem wszystkiego zajęła do14, potem poszedłem na spacer i obiad - zadzwonił jeszcze tata Reem, zaprosić nas na mikołajki do jego ośrodka - wow. Po obiedzie zrobiłem jeszcze kółko i z rosnącym bólem głowy odebrałem spodnie i siedzę nad slideshow. Ledwo żyję, na szczęście jutro to się kończy.

środa, 25 listopada 2015

25.11.2015

Ło matko. Zamiast lekcji cały dzień prób i... błędów. Próby są beznadziejne, ciekawe, co z tego wyjdzie... Ze dwie godziny spędziłem na kawie z Marcinem, który opowiadał mi o początkach klas sportowych. Maja się chyba denerwuje, ale co tam. Jakoś to będzie :) Zrobiłem lekcję ze swoimi, bo mi było szkoda, ale to wszystko. Odwaliłem dwoje zajęć, wpadłem do kerfjura uprać spodnie i kupić leki i mało mnie szlag nie trafił, bo miałem kupę roboty z prezentacją, a młoda sobie jaja robiła...

wtorek, 24 listopada 2015

24.11.2015

Kolejny dzień pełen wrażeń! Chwila wolnego czasu rano uciekła błyskawicznie. Ledwo zdążyłem do pracy, bo przecież im później wychodzę, tym... później wychodzę :) A jeszcze jechałem z duszą na ramieniu, bo bałem się, że mi benzyny nie starczy i że się będzie krztusił - delikatnie się krztusi, faktycznie. Trzy lekcje minęły szybko - na okienku obgadaliśmy prezentację z Majką i dyrekcjami, a potem była debata oksfordzka - bardzo to dobrze wyszło, naprawdę. Szybki obiad w pizzerii na basenie, Marcina nie zastałem i powrót na wycieczkę - miła pani w Muzeum Ordynacji wpuściła nas za darmo :) Wróciliśmy idealnie na czas, zrobiłem zakupy i wróciłem, aby... pozmywać jeszcze większą górę wszystkiego. No i wykąpać i położyć małą - Gosia niby umiera, ale pomiędzy kaszlnięciami wygląda ok. Mną się nikt nie przejmował, jak kasłałem :P Zrobiłem jeszcze tyle prezentacji, ile mi się udało, część papierów na foto dla dzielnicy... Oby do piątku!

poniedziałek, 23 listopada 2015

23.11.2015

Musiałem wstać i wyruszyć wcześniej, bo przecież do pracy jechałem autobusem, a jeszcze Kajkę do przedszkola odstawić. Fajnie w sumie jeździ się komunikacją. Można się muzy nasłuchać :) Po lekcjach, które przeszły szybko w miarę, skoczyłem po kolejne paczki do centrum -  przy okazji spotkałem Karima i Spoxa, cóż za historia :) Wracając, zahaczyłem o obiad, odebrałem lekko rannego Korsarza, z którym trzeba już chyba dać sobie spokój, bo za dużo kasy zaczyna kosztować... Zrobiłem jeszcze zajęcia, sprawdziłem testy i zrobiłem prezentację. Kiedy ja się od tej całej roboty odczepię? Oby do piątku!

niedziela, 22 listopada 2015

22.11.2015

Telefon, tfu, tfu, sprawia się super. Mógłbym pospać dłużej, ale nie dało rady, choć próbowałem, naprawdę. Po śniadaniu usiłowano wywlec mnie do kościoła, ale teść był na 8, Gosia zaziębiona, to z samą teściową (o matko!) przecież nie pójdę, tym bardziej, że nie miałem na to najmniejszej ochoty. Ledwo wyrobiliśmy się z obiadem i ruszyliśmy do Radexa. Jakoś wolno się jechało...Kajka dostawała już wariacji pod koniec, ale na szczęście udało mi się posiedzieć w spokoju przez większość drogi i posłuchać muzy. Przespała się z godzinkę, to kłopot miała z zaśnięciem, prawie przegapiłem końcówkę majsterszefa :) 

sobota, 21 listopada 2015

21.11.2015

Co za noc to była... Cztery razy wstawałem do młodej, aby wreszcie spocząć u niej na kanapce - za krótkiej, bo nogi mi wystawały. Teście mają nowe meble i śpi się na nich... inaczej. A pobudka o 8 była dość gwałtowna: 'Łaaaaa, tata, zasikałam!!!!'. Świetnie, i to wszystko dookoła. Po śniadaniu poszliśmy na spacer z marudzącą teściową - po co tędy, kto to wymyślił, bleble... Przeszliśmy tylko przez te napoleońskie fortyfikacje i skończyliśmy na placu zabaw. Po powrocie nastąpił urodzinowy obiad, kolejne dwie butelki wina i... po imprezie. Gosia się rozłożyła, ekstra.  

piątek, 20 listopada 2015

20.11.2015

Nawet mogłem się wyspać, bo mieliśmy jechać do Jonkowa. Młoda nie poszła do przedszkola, ja nie miałem jednej lekcji, to zapakowałem nas i ruszyliśmy do szkoły autobusem. Przedtem obudził nas teść, stałem 45 minut na zmywaku, ogarnąłem okolicę... Ledwo się wyrobiłem. Po jednej lekcji skoczyliśmy do centrum i w starym dobrym stylu wsiedliśmy do Radexa. Podróż w deszczu (choć u nas było ładnie) zajęła nieco ponad trzy godziny, przed wyjściem z domu zdążyłem odebrać nowy telefon i podczas jazdy bawiłem się gadżetem - wydaje się być świetny! Odebrał nas teść, u Łukaszów na dzień dobry młoda zasikała kanapę, a my popełniliśmy dwie butelki wina :)  Mała zasnęła dopiero po 22...  

czwartek, 19 listopada 2015

19.11.2015

Czekam na telefon, ciekawe, kiedy będzie. Tymczasem rano odstawiłem Kajkę do przedszkola i Korsarza do Turbo - nie wiedzą, co mu się stało, czeka mnie trochę dni komunikacyjnych. Lekcje przeleciały, wkurzyła mnie znowu Agnes, bo coś testy próbne były źle złożone i kazała mi latać po salach i szukać - a ja mam test akurat - 'to se zaczniesz pięć minut później' - mądrala, cholera. I tak wszyscy mieli komplet. Na obiad przeszedłem się do chińczyka na Kasprowicza i po powrocie udało mi się zrobić fotokoło - zaczyna się tam robić tłum. 

środa, 18 listopada 2015

18.11.2015

Co za pogoda, leje koszmarnie! Gosia poszła na 7 do przedszkola, aby omówić postępy, ja zaprowadziłem młodą nieco później. Kajka ma tu ponad normę, tu w normie, chyba jest ok. Pojechałem do pracy specjalnie wcześniej, aby kupić bilety do Anglii: kupiłem opcję, której chciałem uniknąć, ale była jednak o połowę tańsza, krótka piłka. Zamówiłem, poleciałem do dbfo i po lekcjach poszedłem sobie do Arkadii, zjeść coś i załatwić nowy aparat - niepotrzebnie marnowałem czas w kolejce, bo okazało się, że najlepiej przez infolinię. Kurde. Do tego założyłem sobie, że do Iwo nie jest daleko, a mam 25 minut, to się przejdę. Byłoby super, gdyby tak nie lało...

wtorek, 17 listopada 2015

17.11.2015

Boszsz, co za dzień! Na szczęście zaczynałem trochę później, ale miałem zastępstwo za Asię, potem kółko - myślałem, że uda mi się załatwić sprawę stacjonarnie bo lało, ale nie wyszło, bo tuż przed wyjściem przestało. Coraz więcej osób przychodzi na te wycieczki... Przeleźliśmy tyłami Nowego Miasta i wróciliśmy nieco szybciej - w końcu miałem zabranie z erasmusowacami. Godzinka zleciała, wszyscy chętni, było ok, ale wróciłem koło 20... Korsarz coś się krztusi, nie podoba mi się. A do tego nie ominie mnie wyjazd do teściów...Dzień skończyłem na meczu Polska-Czechy 3:1 - świetnie! Z tym, że w Paryżu nastąpił w tym czasie atak terrorystyczny, jakiś szok.

poniedziałek, 16 listopada 2015

16.11.2015

Po odstawieniu młodej, pojechałem do pracy. Okazuje się, że kasa wreszcie przyszła, hura. Na GW były panie z fundacji, dziś Czeczenka, było nawet ok. Ciągle ktoś czegoś chce, Agnes mnie wściekła, bo przecież 'nie tylko ja tu pracuję, każdy jest w coś zaangażowany' - ta, bardzo ciekawe. Po lekcjach byłem jeszcze u Asi, bo w środę jedzie do Torunia i wróciłem na zajęcia z Mają. Telefon już nie ma nic na dysku, czekam jak kania dżdżu nowego aparatu, bo ten pada na ryj.

niedziela, 15 listopada 2015

15.11.2015

Jak to dobrze, że można pospać niemal do 9! Po śniadaniu oczywiście padło na mnie i samotnie wyruszyłem z Kajką na spacer. Ledwo wyszliśmy, rozpadało się. Musiałem więc zrezygnować ze Skaryszaka i weszliśmy do pałacu: XXX piętro (Widok!), muzeum ewolucji (australopitek taki straszny trochę), pociągi na centralnym... Później jakoś przeleciało przez palce, pisałem nieco przewodnika.

sobota, 14 listopada 2015

14.11.2015

Młoda dała pospać, ale Gosia miała nowe zajęcia o 10, więc zerwałem się, pozmywałem i przesiedziałem prawie 2 godziny z Kajką w drugim pokoju. Potem zjedliśmy rosół i zamiast na spacer, ruszyliśmy na zakupy - bang, pękło 300 złych... Po powrocie popełniliśmy wspólnie placki ziemniaczane z mięskiem i sosem - udało się nam fajnie :) Wieczór zakończyliśmy grzańcem - ja piszę przewodnik, a zona śpi. 

piątek, 13 listopada 2015

13.11.2015

Chwila wolnego rano jest bezcenna. Ale potem, to nie wiem, w jaki sposób udało mi się wszystko zrobić. Na dwóch lekcjach przeprowadzałem kuratoryjny - na szczęście moich było siedem osób i sympatycznie się siedziało, ale tak naprawdę, to byłem w kilku miejscach na raz. Na koniec było małe spięcie, bo Marta poprosiła o zastępstwo, a ja nie chciałem przekładać wszystkich spotkań. Gosia zrobiła awanturę, że ona musi OSOBIŚCIE zawieźć zaproszenia, zaproponowałem, że sam zawiozę, ale się uparła i gdyby nie Justyna, byłaby wielka awantura. Pojechałem do Nikosia i ruszyłem komunikacją na Gocław po płyty. Tam odebrałem od Grześka pakę, zjadłem obiad i wróciłem, zahaczając o piwny sklep - choć zamiast do piwnego, trafiłem do delikatesów obok, też fajnie było :) No i na deser Polska-Islandia 4:2!! 

czwartek, 12 listopada 2015

12.11.2015

Nie wyspałem się strasznie, ale lekcje przeszły znośnie. Ciekawe, kiedy zrobię te testy kuratoryjne, bo albo ja nie mam kiedy, albo dzieci. Albo nie ma gdzie, dramat. Poszedłem na obiad i wróciłem na kółko, bo nie wiedziałem, czy ktoś się nie przypląta - wszak miałem właśnie oprowadzać Szwajcarów, a tu dupa. Skoczyłem jeszcze do Rossmana i wróciłem wcześniej. Muszę zakończyć historię szkoły...

środa, 11 listopada 2015

11.11.2015

Wstaliśmy grubo po 8, pięknie! Pogoda nie nastrajała wprawdzie do spacerów, ale za to było ciepło, to pojechaliśmy na defiladę, spotkać się przy okazji ze Sławkami. Zanim dojechaliśmy, niemal ugotowałem samochód, bo okazało się, że płynu w chłodnicy nie ma, ups... Defilada przeszła, poszwendaliśmy się wszyscy i wróciliśmy. Zrobiłem obiad błyskawiczny, Gosia miała zajęcia, w czasie których ja się zdrzemnąłem, uzupełniłem klaser i pozmywałem. Same zalety.

wtorek, 10 listopada 2015

10.11.2015

Miałem rano trochę czasu dla siebie - ale ledwo wyszedłem z domu, zadzwonił kurier. Na szczęście zostawił klaser w kiosku nieopodal :) Na apelu wystąpiłem i ogłosiłem zwycięzców - było szczęście, ale i również płacz przegranych - trochę przykre... Ale są wreszcie ogłoszeni i mam spokój, ciekawe ilu przegranych rodziców mnie nawiedzi... Akurat przestało lać, to zabrałem trzódkę na kolejną wycieczkę i w sumie skończyłem wcześniej, ale utknąłem w almie - jutro chyba wojna, w kolejkach spędziłem 40 minut... Nie mam siły.

poniedziałek, 9 listopada 2015

09.11.2015

Po ładnym weekendzie zrobiło się paskudnie. Odwiozłem młodą do przedszkola i... wpadłem w wir komisji erasmusowej. Zajęło nam to trzy godziny, zrewolucjonizowaliśmy nasz poprzedni wybór, wygrzebując nowe osoby. Masakra, a co chwila ktoś się pyta, kiedy wyniki. Po lekcji skoczyłem do centrum na obiad i odebrać płytki z poczty -znowu trzy paki... Gosia marudzi, że ma tyle sprawdzania, a ja robię labę :)

niedziela, 8 listopada 2015

08.11.2015

Wprawdzie Kajka usiłowała zarządzić wczesną pobudkę, nie dawałem się do prawie 9. Gosia dziś zrobiła obiad, więc nie musiałem nic robić, fajnie! Koło południa poszliśmy na długi spacer do lasu - mimo, że mocno wieje, to było z 15 stopni, piękna pogoda. I w zasadzie nic się nie działo, spokojna niedziela. Luz, jutro do pracy.

sobota, 7 listopada 2015

07.11.2015

Ledwo wstałem, to po śniadaniu poleciałem do sklepu - wydałem setki, bo i normalne zakupy, i mleko dla młodej i bezgluten dla żony. I płyty dla mnie :P Przylazłem, to zrobiłem obiad - wyszło przednio :) A później nawet udało nam się pójść na spacer, pierwszy raz od miesiąca chyba. Mała nie ma hartu i przez ten miesiąc siedzenia w domu kondycja jej opadła. O 17 miałem taką zamułę, że przysnąłem - dziwne, że mnie nikt nie budził.  

piątek, 6 listopada 2015

06.11.2015

Kolejny miły dzień - siedem godzin spokoju. Trochę posprzątałem chałupę, posłuchałem masy muzy, zrobiłem porządek z tyłami okładek, napisałem trzeci spacer do końca. Wkręciłem się!

czwartek, 5 listopada 2015

05.11.2015

Z rana zaprowadziłem młodą do przedszkola i... 7 godzin spokoju minęło tak szybko :) Napisałem sporo przewodnika, ugotowałem obiad z którego, przyznam, nie jestem do końca zadowolony i przerobiłem mnóstwo muzyki - przy okazji załatwiłem wycieczkę ze Szwajcarami. Po południu skoczyłem do bankomatu po kasę za przedszkole, odebrałem młodzież i sobie posiedzieliśmy w chałupie - z wyskokiem do sklepu, bo na kolację nic nie było. Wieczorem dostałem ostatnią porcję głosów - wyniki są lekko zaskakujące.

środa, 4 listopada 2015

04.11.2015

Pobudka dość wczesna, trudno. Siedziałem z małą cały dzień sam - do południa przy garach, potem na zmianę bawić, piłkę, tańczyć... Wymęczyła mnie strasznie. Dobrze, że wolała muzę od bajek, przynajmniej posłuchałem sobie normalnie płyt. Siedziałem dziś cały dzień w chałupie, jutro odprowadzę małą do przedszkola i będę miał nieco spokoju... Ufff.

wtorek, 3 listopada 2015

03.11.2015

No i zostałem w domu. W sumie było nawet całkiem fajnie, tyle że od rana jestem nagabywany przez rodziców tych dzieci, którzy chcą jechać do Anglii... I musiałem zdalnie sterować oddaniem umów do agencji. W ogóle telefon się urywał, bo ciągle coś. Kiedy Gosia wróciła, poszedłem do apteki po antybiotyk - było bardzo przyjemnie, więc szedłem dość wolno, wstąpiłem jeszcze do biedry po proszek. Mam typy Agnieszek - robi się ciekawie :) A Anglicy coś kombinują z rodzinami goszczącymi, kurde.  

poniedziałek, 2 listopada 2015

02.11.2015

Kiedy pozbierałem się z łóżka, umówiłem się do lekarza, przyszła mama i pojechałem do pracy. Zasypali mnie pracami na ten wyjazd, w rezultacie jest ich aż 45, super. Ciężko będzie wybrać. Przeczytałem wszystko i oddałem pakę Agnes, niech się męczy. Wracając do domu, zjadłem naleśnika i zajrzałem do lekarza, trochę się zdziwiłem, że dał mi antybiotyk i zwolnienie, wcale tak źle się nie czuję... Nawet udało mi się zrobić zajęcia z Mają i tyle. Mam wolne, wow.

niedziela, 1 listopada 2015

01.11.2015

Cały dzień w domu... Młoda mnie wymęczyła, nic się nie działo, a na zewnątrz piękna pogoda, słońce i 15 stopni. Kaszlę, jak kasłałem, więc może jutro pójdę do lekarza albo co. Jeszcze mnie C. wkurzył swoim mailem z żądaniem zwrotu, ze szkoła karę ma zapłacić - co za typ, dwa tygodnie czekałem na dane konta, a on mówi że się ze mną nie zgadza. Będzie z tego jakiś dym, jak nic.