sobota, 30 września 2017

30.09.2017

Wykończą nas te weekendy :D Autobus był 10:10, więc trochę za dużo czasu było, ledwo się wyrobiliśmy. Podróż minęła szybko, chwilę po 12 byliśmy już na Fabrycznej. Odebrał nas Tomek z Maksem i skoczyliśmy do nich na moment. Zjedliśmy zupę i ruszyliśmy w tango po Łodzi. Najpierw na plac Wolności, gdzie przeszliśmy się Dętką, fajna opcja. Potem EC1, kupiliśmy bilety do planetarium i obejrzeliśmy wystawę Tytus Romek i A'Tomek - super! Jeszcze park i wróciliśmy na obiad. Dzieciaki świetnie się razem bawią, jest magia. No a wieczorem poszliśmy na Piotrkowską. Tyle luda, że szok! Pokazy widzieliśmy raptem trzy, trochę iluminacji, ale z dzieciakami to takie łażenie... Wróciliśmy po 22, młodzież jeszcze z godzinę pohasała, my robiliśmy gin i poszliśmy spać o 1... Tomek odpadł niedługo po dzieciach :)

piątek, 29 września 2017

29.09.2017

Śmiesznie, bo stojąc rano na przystanku, podszedłem do stojaka z rowerami. Jeden z rowerów był nieprzypięty... I kusił... Więc wsiadłem i pojechałem do pracy na rowerze! Po drodze kupiłem banany i w sumie byłem tak, jak autobusem - tyle, że jadąc autobusem aż tak się nigdy nie spociłem... :D Lekcje przeleciały, zostałem jeszcze po pracy drukować mapki i nasze bilety i wróciłem przez Dominos, bo zacząłem być bardzo głodny... Dziewczyny pojechały kupić prezent dla Maksa, dzięki czemu miałem trzy godziny spokoju. Wróciły oczywiście z wielkimi torbami zakupów... Skoczyłem jeszcze po hulajnogę, która została pod przedszkolem, ogarnąłem małą, skończyłem poprawiać korektę i jestem gotowy na Festiwal Światła w Łodzi :)

czwartek, 28 września 2017

28.09.2017

Ładna pogoda, ale trwa walka o świeże palce. Mój wygląda jak trędowaty, dramat... Młoda ma nie lepiej... Lekcje jakoś się zrobiły, dało radę. Potem szybko do sklepu i po małą, lekcje w domu i wreszcie spokój. Dziś dokańczałem edycję tekstu i mapki. No i kupiłem bilety do Łodzi. Dostaliśmy nadgodziny, żałośnie słabo...

środa, 27 września 2017

27.09.2017

Zrobiła się piękna pogoda, ale palec mi dalej gnije :P Lekcje przeleciały szybko, więc po chwili załatwiania rzeczy w pracy ruszyłem na Mokotów, aby przejść jedną z tras. Udało mi się zrobić z pół i wróciłem, bo nie wiedziałem, czy nie będę musiał jechać na ratunek do szpitala, bo mała pojechała z Gosią dać palec. Udało im się szybko załatwić kwestię, skorzystam z pomysłu :) Poszliśmy z małą na spacer, niestety z hulajnogą, co przysporzyło nieco dramatu, ale co tam. Wieczorem tak marudziła, że trzeba ją było oddać spać jak najszybciej... A teraz siedzę nad raportem i korektą - jest słaba. 


wtorek, 26 września 2017

26.09.2017

Z palcami coraz gorzej, młodej chyba odpadnie, mój zaczyna gnić :P Jakiś dramat. O tyle dobrze, że była dziś tak piękna pogoda, że śmigaliśmy w krótkim rękawie. Grę terenową zaczęliśmy od parku Żeromskiego - tylko Marcin źle przyszedł, bo mama nie doczytała.... Kurde. Polecieliśmy na Skrę, tam odbyły się zawody sportowe - każdy wygrał... Ze Skry na Narodowy i tam kibicowanie i zwiedzanie, a na koniec przedreptaliśmy przez most, aby wsiąść w autobus do Centrum Olimpijskiego. W sumie skończyliśmy o 13, świetnie. Większość zaangażowana, bieg, szał, o to chodzi. Wszyscy zadowoleni. Dzieciaki poszły, a my z Robertem udaliśmy się na obiadek do bufetu. Potem Robert poszedł do szkoły, ja z kolei po paczki na pocztę i pieszo na Koło, przez Powązki i do domu dotarłem pierwszy, bo Zosia chora. Jak przyszły dziewczyny, mała zjadła i jeszcze poszliśmy na spacer na hulajnodze. Wieczorem była tak zmordowana, że jęczała na tle palca i odparzonej pupy, aż miałem dość. Teraz znowu rzeźbię papierologię... 

poniedziałek, 25 września 2017

25.09.2017

Młoda przylazła w nocy i zajmowała miejsce - nawet nie wiem, kiedy przyszła... Po odprowadzeniu jej ledwo się ze wszystkim wyrobiłem, bo zająłem się okładkami i jakoś zeszło... Lekcje przeleciały szybko i w miarę bezboleśnie, potem poszedłem sobie na kurczaka w maśle i rozpocząłem zajęcia z Pauliną. Koniec tego dobrego - ale przynajmniej mam trochę kasy, bo na koncie to już -600... Dramat jakiś. Palec mnie boli, źle to wygląda, szlag. Staram się kończyć raport, dostałem część korekty Żoli - znowu ktoś nowy, za dużo mi wyrzuca...

niedziela, 24 września 2017

24.09.2017

Nie mogę, co za syf. Znowu leje cały dzień. A młoda zaczęła pokasływać, więc zostaliśmy w chałupie. Wyszedłem tylko na zakupy, co i tak zajęło mi półtorej godziny i wydałem znowu kupę kasy... W domu zrobiłem obiad, a Kajka wariuje pod tytułem 'pobaw się ze mną', rany Boskie, ileż można? Męczyła i męczyła aż do wieczora, a potem nawet jeszcze trochę. Siedzenie w domu nie służy...

sobota, 23 września 2017

23.09.2017

Dziś nie leje, wow! Za to zamiast spać, zostaliśmy obudzeni o 6:20 sikaniem i szybkim transferem do naszego łóżka. Od tego momentu miałem na zmianę kolana w nerkach, łokieć w szyi i biodra w kręgosłupie... To się wyspałem... Młoda po godzinie wiercenia zwyczajnie zasnęła i mogło być fajnie, ale przed 8 zadzwoniła ciotka Majka, żeby Gosia na masaż przyszła... Rany... No to poszła, mała spała do 9:30, pozbieraliśmy się, zaplotłem jej warkocze i wyszliśmy na zajęcia. Znaczy mieliśmy wyjść, ale nastąpiła histeria na tle niejasnym, tylko się wściekłem niepotrzebnie... No i spóźniliśmy się przez to wszystko. Zajęcia były najwyraźniej super, my przegadaliśmy całe z dawno nie widzianą Anią z kursu. Odwiozłem domek Kai do chałupy i poszliśmy wspólnie do Przystanku Koło na obiad. A stamtąd na Woronicza do zajezdni tramwajowej na ostatnie pół godziny. Było super, właziliśmy do wagonów, przeszliśmy pod tramwajem, mała dostała balon i lizaka, szkoda, że czasu nie starczyło na autobusy... Jeszcze zakupy i siedzimy w domu. Palec mi się robi coraz gorszy...

piątek, 22 września 2017

22.09.2017

Wszystko dziś wróciło do normy - leje, woda jest w rurach, lekcje przebiegały normalnie. Małej palec się nie poprawia, mnie się pogarsza - co to ma być? Wróciłem z pracy odbierając paczkę i zaglądając do Persji - nawet dobre było. Jak wróciłem, to dziewczyny się wybierały na imprezę do Zuzi - wybyły niemal na trzy godziny! Zmęczeni jakoś dziś są wszyscy...

czwartek, 21 września 2017

21.09.2017

Jaja jak berety :) Odprowadziłem młodą do przedszkola i się zaczęło: idziemy dziś do szkoły, czy nie? Bo mówią, że lekcje odwołane... Co? Miałem na 10:30, więc nic nie wiem. Okazało się, że wicedyrekcje od 8 stały przed bramą i wysyłały wszystkich do domu, a główna przyleciała później, zwabiona telefonami rodziców, co się do cholery dzieje. Pompa poszła, nie ma znowu wody. No i się zaczęła awantura, kto pozwolił zwalniać i czemu wszyscy poszli? Dały dupy po całości. Jak przypłynąłem do pracy (leje kolejny dzień!) to w szkole było może 40 osób - z około 900. 5c nie było. Moich było czworo i też się wymiksowali szybko. 5a nie było. Załatwiłem ważne sprawy i w połowie bezczynnego siedzenia uciekłem do domu. Kuba nie dojechał, odebrałem Kajkę i spędziliśmy godzinę na zabawie z Kazikiem, tańców nie ma, nikt nic nie wie... Ciekawe, co będzie jutro?

środa, 20 września 2017

20.09.2017

Ale numer! Odprowadziłem młodą, tupałem nieco zniecierpliwiony, bo wolno jej dziś szło, a za późno ją obudziłem... Autobus uciekł... Idę wreszcie przez Potok, a tu stoi banda z 7c. Zaraz, mam przecież z nimi lekcje! A oni na to, że nie idą, bo nie ma lekcji. Co? Idę dalej, tam moi. Awaria wody i wszystkich wyrzucili do domu! Szkoda, że dziś, kiedy mam dwie lekcje, a nie wczoraj przy siedzeniu do 16... Ale cóż, nie można mieć wszystkiego :P Poszedłem na patrol z Dorotą matematyczną i się urwałem do domu. Miałem jechać na Moko, ale leje prawie cały dzień. Posiedziałem w świętym spokoju ze 2 godziny, uporządkowałem część płyt, popisałem raport, poszedłem do sklepu i po młodą... Dalej jakaś marudna, coś jej jeszcze wylazło za uchem, sypie się dziecko. Co gorsza, mnie też boli palec - z tego samego powodu... 

wtorek, 19 września 2017

19.09.2017

Co za dzień... Gosia rano poleciała zapisać młodą do lekarza z tym palcem, ja ją zaś odprowadziłem do przedszkola. Lekcje, mimo ilości, jakoś przeszły - na okienku pojechałem po płyty i coś zjeść. W rezultacie spóźniłem się deczko na lekcje... Ups. Za to kiedy wracałem, zadzwoniła żona, że jednak trzeba do chirurga i czy pojadę. No to pojechałem. Najpierw był Bielański, ale tam dzieci nie obsługują, więc musieliśmy pojechać na Kopernika. Tam na szczęście poszło szybko, ale nic nie uzyskaliśmy poza skierowaniem do pani chirurg na... 12 października. Super. Jeszcze młoda ciągle jest na NIE i szarpie mi nerw niebywale. Wróciliśmy do domu koło 20, ja z tymi książkami do biblioteki cały czas na plecach. Kąpiel i operacja na palcu przeszła wśród ryku (kąpiel w sumie nie...) i wreszcie poszła spać. Rany... Mam dość.

poniedziałek, 18 września 2017

18.09.2017

Wstałem rano, wyekspediowałem młodą do przedszkola i w deszczu wróciłem na pozostałe niemal 2 godziny, w czasie których próbowałem naładować mp3, ale nie zdążyłem... Nic to. Praca przeleciała, choć te głąby od Kingi doprowadzają mnie do rozpaczy. Masakra. Wyszliśmy z pracy razem, odebraliśmy Kajkę i poszliśmy do Sajgonu, gdzie zaczęło się marudzenie. Gong bao wyglądało dziwnie, zupełnie inaczej, niż u Cioteczki Tu. Potem awantura, bo młoda chciała iść ze mną do sklepu - jeszcze co. Kupiłem co trzeba, wziąłem zapomniany parasol z Sajgonu i wróciłem... Ten palec nie wygląda jej najlepiej, chyba trzeba znaleźć tego chirurga... Meh.

niedziela, 17 września 2017

17.09.2017

Ocknęliśmy się o 9:20 - umówiliśmy się z Miśkami na 10, więc udało nam się wyrobić do tej godziny - z trudem, bo okazało się, że w apartamencie pod prysznicem jest tylko gorąca woda - znaczy ukrop, bez grama zimnej... Nie pamiętam, kiedy kąpałem się w umywalce... Jako, że miśkowa Gośka o 10 dopiero podniosła powiekę, poszliśmy sobie sami na spacer po Zielonej - i w poszukiwaniu śniadania. Znaleźliśmy - znaleźliśmy również Szoniego, który próbował wrócić do naszych apartamentów, ze słabym skutkiem... Miśki dotarły, zjedliśmy porządny obiad na śniadanie, odebraliśmy Elę i wsiedliśmy do samochodu. Skoczyłem jeszcze do browaru Haust i zakupiłem sobie suweniry ;) O ile w Zielonej była piękna pogoda, na wysokości Łodzi już lało. Podróż powrotna zajęła nam pół godziny dłużej, ale ok. Zwolniliśmy mamę, Kajka przeszczęśliwa ciągle po mnie skakała - z przerwą na pójście w deszczu po dim sun i do biedry... Żona padła, ja oczywiście znowu obrabiałem młodą, sprawdziłem dwa piwa z Hausta, napisałem plan pracy i pora iść spać, głowa mnie boli.

sobota, 16 września 2017

16.09.2017

Mama była już o 7:40, a my w lesie... Ale wyrobiliśmy się, jak Miśki podjechały. I ruszyliśmy. Trasa piękna i w Zielonej Górze byliśmy już po niecałych 4 godzinach. Pobłądziliśmy nieco w samym mieście, odstawiliśmy Elę i wylądowaliśmy na uliczce Sowińskiego. Okolica mocno w ruinie, ale nasza kamieniczka okazała się wyremontowana, a apartament to... prawdziwy apartament! Wow. Poszliśmy na spacer, zjedliśmy trochę i wróciliśmy się przygotować na wesele. Do kościoła trafiliśmy trzy minuty przed czasem, bo najpierw ja nie wziąłem koperty, a potem Misiek kwiatka... Ale ślub przeszedł szybko - tylko zgrzyt był, bo z całego kościoła do komunii poszła... jedna osoba. Heehe. Największą furorę robili waszmościowie, zwłaszcza przy przejściu przez miasto do Palmiarni... Wesele było niczego sobie: fajne miejsce pod palmami, dobre jedzenie, towarzystwo... Kulała tylko muzyka - drętwy melancholijny rock. No i do północy niewiele osób wytrzymało. Wychodziliśmy około 2-giej, z 40 osób zostało niecałe 10... Sławek nastukany i nawalony poszedł. Smażenie z mamą Sierścia na tarasie - bezcenne.

piątek, 15 września 2017

15.09.2017

Dziewczyny siedzą w domu, więc i ja mogłem dziś pospać. Budzik nastawiłem na ósmą i miałem zamiar się trochę wyspać. Ale... Mała przyszła przed siódmą i zaczęła się wiercić i rozpychać - zero spania, tylko wegetacja, zawracała tyłek. Ale nagle, kiedy już miałem wstać wcześniej, koło 7:30 zasnęła - świetnie, dospałem tę chwilę, zebrałem się i pojechałem do pracy. Lekcje zrobione, sprawy załatwione, skończyłem w pół do czwartej. I znowu biegiem: kupić karmę dla psów dla Sierściów na ślub zamiast kwiatów, wymienić książki w bibliotece, wyjąć kasę... Zjadłem w domu, zamówiłem sobie pizzę, bo nic nie zdążyłem zjeść. Gosia poszła do sklepu, my z małą robiliśmy ninja i tańce, pocieszna jest :D Przygotowania do wyjazdu pełną parą...

czwartek, 14 września 2017

14.09.2017

Młoda nie nadaje się do użytku. Wstała z widocznymi oznakami wirusa - padło jej na gardło. Gosia została, ja poczłapałem do pracy - dobrze, że na 10:30 :) Lekcje minęły szybko, zadziwiająco :) Ale potem w biegu. Zamiast na radę poleciałem do optyka - kazał nie ruszać, bo to nic wielkiego, przy okazji zbadał mi wzrok i mam świetny. Wow. Potem do kerfjura, gdzie spotkałem Nemo, zajaranego jak dzik :) Zjadłem naleśnika, wszedłem do rossmana, odebrałem spodnie i wreszcie wróciłem. Młoda w średniej kondycji, ale daje rdę, choć marudzi mocno...

środa, 13 września 2017

13.09.2017

Wstaliśmy o 5:30 - wszyscy, bo Kajka też się podniosła. Widzę, że środy będą niezłe... Na szczęście mamy tylko 3 lekcje. Gosia wróciła do domu, ja dwie godziny latałem po Mokotowie, obrabiając pierwszą z wycieczek. Wróciłem na 14:15, na obiad. Mieszkanie wysprzątane i oczywiście pretensja, że ona wszystko sprząta, a ja sobie chodzę na spacery! Zamknęła się, jak odbiłem, że ona śpi lub gada godzinami przez telefon i ma wszystko w dupie, a ja ogarniam dziecko i sprzątam sam... Potem wpadła w panikę, bo się nie przygotowała do zebrania... Jakiś dramat. Poleciała taksą, ja zaczekałem na babcię z Kajką i też pojechałem. Nie przyjęli mi spodni u nas, musiałem jechać do kerfjura :P Zebranie minęło spokojnie  i dość szybko, skończyłem 18:45, super. W domu młoda ma 37,3, ciekawe, co będzie jutro... Mama poszła do pracy, my zalegliśmy...

wtorek, 12 września 2017

12.09.2017

Znowu cały dzień leje... Mogłem dziś wstać o 6:40, sukces, bo Gosia szła na później i nie musiałem odstawiać młodej do przedszkola. W pracy jakoś leci, miałem dziś 3 okienka, to próbowałem podzwonić i pozałatwiać, ale niewiele mi się udało zrobić. Pojechałem więc do centrum, odebrałem Dimples D, poszedłem do Tarasów, gdzie nowy Jay Z za 22 złe, więc wyszedłem z... trzema płytami :P Zjadłem i wróciłem na dwie ostatnie lekcje, po czym odwiedzając kerfjura na Rudzie wróciłem. W domu oczywiście młoda w tv, stara w telefonie. A jak skończyła gadać, to poszła spać. Szlag mnie trafi.

poniedziałek, 11 września 2017

11.09.2017

Kurna, znów pół dnia leje... Rano miałem nadzieję na święty spokój, ale musiałem wstać o 6:20 i zapisać małą do lekarza. Miałem nadzieję na to, że zapiszę ją na popołudnie i będę miał więcej spokoju, ale dupa: 8:30. No to poszedłem z nią z tym palcem, dostała maść z antybiotykiem i skierowanie do chirurga w razie co... Ups. Zostawiłem w przedszkolu, zabrawszy zaproszenie na imprezę do Zuzi i ciuchy od Tusi ("powęsz, pachnie Tusią i Maćkiem!:)")... Wróciłem na chwilę do domu i ruszyłem do pracy - o 10 są pyszne pustki w autobusach :) Zrobiłem swoje i wróciliśmy razem. Ja zająłem się obiadem i zmywaniem, Gosia... jedzeniem, spaniem. Poszliśmy więc sobie na spacer na godzinę - wróciliśmy w deszczu, ale ubawieni :) Gosia spała. Po czym jak wstała, zrzuciłem na nią zrobienie małej kolacji i... poszła rozmawiać przez telefon. Półtorej godziny. Zjedliśmy kolację, wykąpaliśmy się itd, a ona gada i gada, mózg jej wybuchnie od tych telefonów. Teraz siedzimy w papierkach.  

niedziela, 10 września 2017

10.09.2017

Pospaliśmy prawie do 9. Ja sobie wstałem i poszedłem do biedry po bułki - cieplutko! Zrobiłem jajecznicę, ogarnęliśmy się i w południe pojechaliśmy dalej. Miało być metro, to metrem na XXX piętro pkin. Stamtąd do muzeum ewolucji - do środka wszedł tylko Tomek z dzieciakami. Kajka może tam chodzić codziennie, Maksowi też się podobało - sukces. Potem do ogrodu Saskiego na plac zabaw, gdzie Maks odmówił zabawy - zachciało mu się 10 minut przed wyjściem... Królewicz :) Zmiana warty obejrzana, po czym stwierdziliśmy, że idziemy coś zjeść. Kajka zaczęła histerię - najwyraźniej głodna, ale robiła takie sceny, że mnie poniosło. Weszliśmy do włoszczyzny, ona nie będzie jeść, bo pikantne. No faktycznie. Ale mojego nie chciała spróbować, bo nie. NIEEEE! I na ręce!!! Bo Maks tak idzie. Szlag mnie trafił. Wróciliśmy przez lody - tu kolejna awantura, młoda dziś omal nie zginęła... I rosołu już w domu zjadła tyle o ile. Goście nam wyjechali, w drzwiach minęli się z Sierściem, który przyniósł nam zaproszenie na wesele za tydzień. Posiedział, poopowiadał o zawiłościach swego życia i też uciekł. Młoda wreszcie zjadła porządnie, musiała być naprawdę głodna. Szybka kąpiel i spać. Zrobił jej się zastrzał w palcu, jutro lekarz grany... 

sobota, 9 września 2017

09.09.2017

Wstaliśmy rano - ja pół godzinki później, pomimo, że siedziałem do 1 w nocy i robiłem ciasto... No dobra. Zakupy - po zabawkę i potrzebne rzeczy poleciałem do tesco, bo tam wszystko było na miejscu. Na wizytę kuzynostwa wydałem ponad 400 złych, jakaś masakra. No dobra, przyjechali w południe, dzieciaki od razu pobiegły razem do pokoju i tyle ich widzieli. Pełnia szczęścia. Przyjęliśmy rosołek i ciasto i ruszyliśmy w miasto. W autobusie Maks zaczął odpadać. Zwisał Moni z ręki w gorączce. Mówię - no to super się zaczyna. Wiewiórki i orzeszki, pawie (czy też pawiany, jak mówi Kajka), piękno parku, wszystko na nic. Biegusiem na górę, do centrum do apteki. Poszliśmy zjeść do Cioteczki Tu, w tym czasie Maks odzyskał werwę, więc zeszliśmy nad Wisłę. Bulwary okazały się strzałem w 10. Mieliśmy wrócić 28 z Gdańskiego, ale okazało się, że są skasowane. Szlag. Podeszliśmy do Mickiewicza i wróciliśmy dwoma autobusami. W domu Maks działała pięknie, bawili się z Kają do 23, aż padli... My za to siedzieliśmy, piliśmy wino, piwo, które przywiózł Tomek (całą zgrzewkę lurowatego Heinekena, ale darowanemu końmu itd) i whiskey... Poszliśmy spać po 1.  

piątek, 8 września 2017

08.09.2017

Wreszcie widać niebo! Wyszło słońce! Super. Gosia pomyliła godziny i okazało się, że jednak idzie godzinę wcześniej... I fajnie, odprowadziłem młodą i miałem czas pozmywać, dokończyć obiad, pozbierać ciuchy i spokojnie dojechałem do pracy. Tam przeżyłem wszystko. Nowy plan nie jest zły, nie mam jednak 7p, zostawili mi 7c kosztem Renaty... Ok. Te ułomy z 5c mnie zniszczą, nie mam siły... Po pracy udałem się na spotkanie z Bartkiem, oddałem mu płyty, odebrałem dwie paczki z poczty i gadaliśmy z 40 minut... Po obiedzie poszedłem na zakupy - 230 złych i półtorej godziny. Wykąpałem i położyłem małą, teraz siedzę i robię crumble - żona śpi na sofie... A koło południa przyjeżdża kuzynostwo z Łodzi :)

czwartek, 7 września 2017

07.09.2017

Znowu leje cały dzień... Gosia miała dwa zastępstwa, więc ja miałem spokój przez prawie dwie godziny - cudnie. Pięć godzin przeleciało, Thereza wkurwia wszystkich równo, bardzo jestem ciekawy, co z tej zmiany planu wyjdzie... Musiałem lecieć po lekcjach po Kajkę, więc do sklepu poszedłem  znacznie później, ale nie szkodzi. Gosia jak zwykle usiadła przy telefonie i dwie godziny nawijała, mózg jej się zagotuje...

środa, 6 września 2017

06.09.2017

Znowu syfiasta pogoda - ciągle leje... Obrobiłem młodą, miałem pół godziny luzu i pojechałem do pracy na jedną lekcję, która minęła przyjemnie :) I uciekłem. Zahaczyłem o wojskowy, znaleźć Miecugowa, również szybko poszło. Posiedziałem w świętym spokoju, pouzupełniałem raport, a kiedy przyszła Gosia poszliśmy na obiad do Kinga i po Kajkę. Żadnych szans na spacer, bo dalej leje nieustannie, więc zamulaliśmy w domu. Udało się małą wcześniej położyć, hura. Dogadane szczegóły z kuzynostwem z Łodzi, przyjeżdżają w sobotę :) No i do Zielonej jedziemy... Fordem Sierścia. Ok, będę kierowcą...

wtorek, 5 września 2017

05.09.2017

Kurde, piękny plan. Przyszedłem na 8, kończyłem o 16:10 - a tu jeszcze Marta dała mi dyżury przed lekcjami i...po. Świetnie. Jednak lekcje przeleciały, w pokoju nauczycielskim zrobiło się bardzo ciasno, Thereza działa mnie (i nie tylko) na nerwy - cały plan przez nią idzie do zmiany. Znalazła się polonistka, co za ulga. Za to nie znalazły się podręczniki, wciąż 6 i 7 klasa nie ma się z czego uczyć. Jest wesoło. W okienku podwójnym skoczyłem po paczki - były cztery :P Wróciłem do domu przez McDonalda, bo nie zdążyłem nic zjeść i zabrałem młodą jeszcze na półtorej godziny na spacer. Super! Ciekawe, kiedy skończę pisać raport, bo jakoś nie mogę się zebrać...

poniedziałek, 4 września 2017

04.09.2017

Gosia chciała iść ze mną do pracy, odprowadzając małą, to się o mało nie spóźniłem... Na szczęście ona poszła do przedszkola, a ja do pracy - i dobrze, bo zdążyłem odebrać plany i się przygotować. Rozpoczęcie zostało załatwione w 30 minut, rozkosznie. Nie udało mi się wymiksować ze szkolenia, więc musiałem tu wracać. Odwaliłem swoje, zrobiłem zakupy i spędziłem ponad dwie godziny w świętym spokoju :) Wróciłem, bo dzieciaki z poprzedniej klasy miały dojechać - faktycznie, przyszła Maja, Tola i Ola, fajnie :) Szkolenie z librusa trwało dwie godziny, wróciłem i od razu zostałem zachwycony informacją, że Thereza zrobiła Marcie dziką aferę i dla niej zmienią cały plan. A Agnes uparła się, że nie chce 7p, to mnie ją dadzą, bo w 7c zostało za mało uczniów. Świetnie, każdy kto przyjdzie z awanturą, ma co chce. Też pójdę, kurwa. Na koniec Polska-Kazachstan 3:0, sędzia nie uznał nam jednej bramki, ślepa cipa... Ale karnego oddał za darmo :P

niedziela, 3 września 2017

03.09.2017

Znowu cały czas leje. Dlatego wysłałem Gosię samą do sklepu, żeby kupiła prezent dla dziewczynek - kupiła sobie również buty... Wymęczony przez małą przygotowałem obiad i pogadałem z 'kuzynostwem z Łodzi' - ustawka jest na przyszły weekend :) Zjedliśmy i potelepaliśmy się do tego Ursusa - nawet nie było tak długo... U Szymonów ponad 10 dzieci, wrzask, tumult... Posiedzieliśmy dwie i pół godziny, ja ziewałem jak stary, bo przecież spaliśmy tylko parę godzin i 18:20 spadliśmy. Wieczór upływa na przygotowaniach do jutrzejszego dnia. Ech, powrót...

sobota, 2 września 2017

02.09.2017

Co za gówniany dzień. Lało przez noc, lało w dzień... O 6 obudziła mnie młoda, jęcząc przez sen, bo jej było chłodno. Ok, przykryłem, śpi. Potem zaatakowała mnie mucha. A o 6:30 zadzwonił budzik - zapomniałem wyłączyć... Odmówiłem bycia kuchtą, więc nieco obrażona żona poszła do sklepu, bo wymyśliła, że będzie myć okna, a jak kłody rzucam... Deszcz leje, a ona okna chce myć. Młoda mnie męczyła, wyszedłem z domu tylko do śmietnika... No i o 20 zadzwonił Sławek, że będą za półtorej godziny. Fajnie, zdążyłem położyć małą, zjechał Misiek i Sławek. Skoczyliśmy na piwo do baru, po czym skończyliśmy wieczór u nas, siedzieliśmy do 3...Spać.  

piątek, 1 września 2017

01.09.2017

Odprowadziliśmy małą do przedszkola (obopólne hurra!) i pojechaliśmy na to durne szkolenie. Tak się dawno nie wynudziłem, połowę spędziłem poza, porządkując szafkę i gadając z Beatą, Igą i Łachem o nowym roku i powrocie wariatki - już się uwidoczniła... Babka skończyła pieprzyć sporo wcześniej, więc wyszedłem do domu - Gosia została w celach rozmowy kwalifikacyjnej - w końcu nie mamy polonistki... Nie zdążyłem wyjść za bramę, dzwoni Ewa, żebym przypilnował pieniędzy, bo przecież wziąłem kasę za koordynację, muszę się zainteresować! Ki diabeł? Poszedłem do dbfo, okazało się, że wszystko w najlepszym porządku. Po co te histerie? Tylko mnie denerwują... Skoczyłem na pocztę - tylko dwie paczuszki były, sypnie się pewnie w przyszłym tygodniu. Mój plan to syf nieziemski, już mi źle... Po odebraniu płyt polazłem na piechotę przez Muranów i Powązki do domu - na Kole wsiadłem w sprzęt, bo Gosi oczywiście nie chciało się wyłazić z domu, a mnie było po drodze... Jak zwykle. Wieczorem Polska-Dania 0:4, co za żenada...