wtorek, 28 lutego 2017

28.02.2017

Ledwo przytomny, ale Kajka również ledwo wstała. Odprowadziłem ją dość wcześnie, bo szybciutko się wyrobiła. Zrobiłem lekcje, zjadłem obiad i wróciłem na szkolenie. Na chwilę wywołał mnie Ali, wręczył pismo i wtajemniczył w sprawę - ależ przerąbane mają! Na kursie mało nie zasnąłem, tragedia. Wróciłem do domu, położyłem małą i chyba muszę iść spać. I zapadła decyzja - nie jedziemy do Turcji. Szkoda.

poniedziałek, 27 lutego 2017

27.02.2017

Byłem u młodej trzy razy do 3-ciej, szlag. Pobudka ciężka, zwłaszcza, że trzeba było robić za Aśkę. Przetrwałem te siedem lekcji, załatwiłem sprawę dla Reem, przyjąłem Ciana i wyleciałem coś zjeść. Przecież nie miałem kiedy nic załatwić, więc przed Jonatanem poleciałem na pocztę, odebrać siedem (!!!!) paczek. Rany. W domu zacząłem oddychać, upał się zrobił spory, szok, ze 12 stopni. Za to ostatnia podróż erasmusa się sypie. Dziadostwo.

niedziela, 26 lutego 2017

26.02.2017

Udało się spać do 9, super. Potem śniadanie i... Zakupy, które skończyłem o 13 - fakt, że przy okazji odebrałem płyty z inposta. Potem zrobiłem zacny obiad i miałem z młodą iść na spacer, ale zaczęło padać, więc murowaliśmy w chałupie. Gosia sprawdzała pracę, oczywiście ostatniego dnia, więc znowu byłem skazany na nieustanne radosne zabawy bez chwili na odpoczynek. Męciu męciu. Jutro do roboty i znowu zastępstwa - a miałem jechać na pocztę! Cholera z tą Aśką.

sobota, 25 lutego 2017

25.02.2017

Śniły mi się jakieś głupoty w nocy, więc wstałem nieprzytomny, mimo, że o 8:30. Potem szybko-szybko do kina Muranów na seans Wielka Wyprawa Molly i warsztaty plastyczne. Po wszystkim przespacerowaliśmy się przez Muranów, poszliśmy do Sajgonu na obiad i wreszcie wróciliśmy, akurat na skoki. I dupa, bo Stoch czwarty, Kot piąty, Kubacki ósmy, a Żyła 19. Poco pompować? A potem okazało się, że któryś z sędziów przyznał się do pomyłki, że za mało dali Stochowi, a za dużo Eisenbichlerowi. Młoda mnie przy okazji wykończyła, bo skakała po mnie, męczyła, miałem już serdecznie dość... 

piątek, 24 lutego 2017

24.02.2017

W nocy były jakieś przeboje, więc o 7:15 ledwo wstałem - Kajka jeszcze gorzej. Ale wyekspediowałem ją do przedszkola, Gosia poszła na masaż i miałem 3,5 godziny spokoju. Ufff... I tak krótko. Zjedliśmy obiad z KebabKinga, odebrałem młodą pośród rzęsistego deszczu ze śniegiem - marudziła, że za wcześnie przyszedłem... Po południu tak mnie zmuliło, że poszedłem się zdrzemnąć, ale oczywiście co chwila któraś czegoś chciała, więc ledwo drzemałem. Zima wróciła, pełno śniegu...

czwartek, 23 lutego 2017

23.02.2017

Cudnie. Może i się nie wyspałem, bo młoda ryczała o 3, bo leżała zupełnie bez sensu i przylazła zaraz do wyrka, ale przynajmniej jak poszła do przedszkola, to i żona wybyła - lekarz, Kajto, święty spokój był. Zrobiłem obiad, ale... nie wyszło dziś, sorry. Zrobiły faworki, Legia przegrała z Ajaxem 0:1, idę zaraz spać. 

środa, 22 lutego 2017

22.02.2017

Pomimo wczesnej pobudki uparcie tkwiłem w wyrku. Potem młoda miała napad zabawy, w związku z czym skakała po mnie niemiłosiernie cały dzień. Gosia zrobiła obiad, wściekła się na Orange, bo nie dali jej karty, więc po obiedzie skoczyliśmy do Wola Parku po kartę. Okazało się, że kartę ma, tylko źle wsadzała, ale wzięła kolejną. Kupiła sobie kurtkę, ja buty cudnej urody i łaziliśmy po tych cholernych sklepach za długo. Na koniec jeszcze poszedłem do sklepu po masę owoców i obiad na jutro. Młoda idzie do przedszkola, bo zanudzi się i zamęczy mnie...

wtorek, 21 lutego 2017

21.02.2017

Pobudka o 7 nie jest fajna. Gosia miała zajęcia, a ja robiłem obiad - wyszedł pysznie! Po Kajtku poszliśmy do ratusza zrobić małej paszport - przy okazji dowiedziałem się, że nie muszę jechać na Bródno, żeby sobie wyrobić i też złożyłem wniosek. Co więcej, dowiedziałem się, że kończy mi się ważność dowodu - złożyłem kolejny wniosek! Owocnie! Poszliśmy jeszcze na spacer, dowiozłem brakujący stary paszport i tyle. Mała obejrzała Sekretne życie zwierzaków, zachwycona i wzruszona, Gosia szaleje z sokownicą, przytargała z biedry kilogramy owoców i robi soki.

poniedziałek, 20 lutego 2017

20.02.2017

Po pobudce o 6 i 8 ogarnąłem się i poszedłem do sklepu po zakupy. Na szczęście rozłożyłem to na biedrę i kerfjura, bo w życiu bym nie doniósł... Zrobiłem obiad i poszliśmy do tesco. Kupiłem kapcie, kupiłem zakupy, kupiłem wyciskarkę do soku - radośnie wydałem dziś z półtora tysiąca, bo jeszcze poszło kilka płyt. Super.

niedziela, 19 lutego 2017

19.02.2017

Wolny czas minął zbyt szybko. Napisałem sporo spaceru, posłuchałem kilku płyt, zjadłem zamówioną pizzę i pojechałem po dziewczyny. No i w sumie już - są, młoda ucieszona, szaleństwo z tym jaszczurem na drucie... Powrócił Master Chef Junior.

sobota, 18 lutego 2017

18.02.2017

KURWAAAAA!!!! Wszystko szło dobrze, siedzieliśmy w autokarze gotowi o 8:30. Ruszyliśmy 8:50, bo ulica się przyblokowała. Wjechaliśmy na Zakopiankę i... Wyjechaliśmy z niej po pięciu godzinach. 90 km w 5 godzin. Masakra. Potem tylko korek w Słomnikach, roboty drogowe przed Radomiem, jazda na oparach i tankowanie za Radomiem, w sumie na parking przyjechaliśmy o 21. Dwanaście godzin jazdy, nigdy czegoś takiego nie było. Mam serdecznie dość wszystkiego.

piątek, 17 lutego 2017

17.02.2017

Miałem całą noc jakieś głupie sny o Kajce, bardzo źle mi się spało... Rano śniadanie wcześniej, bo Fiona zrobiła awanti, wszyscy się z niej nabijają, włącznie z kierowcami, ubaw po pachy. Okazało się, że niepotrzebnie wstawaliśmy tak wcześnie, bo przewodnicy byli później. Super. Pojechaliśmy do Doliny Kościeliskiej, było pięknie, ale umęczyliśmy się straszliwie... "Idź!", "Szybciej!", "Idź po ścieżce!", "Nie rzucaj śnieżkami w ludzi!"... Ledwo doczłapaliśmy się do schroniska. No i z powrotem, choć już trochę lepiej. Spóźniliśmy się godzinę na obiad, a po obiedzie Robert zajął się łukami, dziewczyny pakowaniem, a ja... wziąłem Renault Roberta i pojechałem po zapomniane narty do Jędrola. Akurat zaczął sypać gęsty śnieg, ja w obcym wozie... Najpierw nie wiedziałem, gdzie wyłączyć ręczny - okazało się, że sam się wyłącza. Fajnie. Ruszyłem, to zaczęły mi szyby parować. Dziki śnieg, pełno ludzi na poboczu, samochody z przeciwka, wąska, kręta ulica, szyby zaparowane... Zanim odkryłem, gdzie włącza się wicher na szybę, zajęło mi to trochę, ale w korku na Zakopiance już było ok. Jechało się spoko, tylko średnio było cokolwiek widać, ale narty odebrałem i wróciłem bez stłuczki. Ufffff... Na kolację na naszą godzinę znowu zeszła Fiona i czekaliśmy, aż zabierze swoje dupsko - miała przyjść wcześniej, ale po co? Spakowałem się, kupiłem sery, zgrałem zdjęcia, wracamy...

czwartek, 16 lutego 2017

16.02.2017

Ostatni dzień na narty wykorzystany do cna. Rano Jędrol, po południu Suche - ja mam już dość. Iwo pierdoła pomylił luki bagażowe i pojechał bez deski, łacha z niego wszyscy darli :) Ja się znów nie najeździłem, bo miałem stałą przylepę w postaci Janka i nie szło inaczej. Wieczorem znowu łuki i oglądanie Legia-Ajax 0:0. Spoko mecz.

środa, 15 lutego 2017

15.02.2017

Znowu u Jędrola i wszyscy zadowoleni, nawet Groszek. Pogoda jest naprawdę cudna, świeci cały czas słońce, widok na góry zacny. Cztery godzinki, nawet przerwę sobie zrobiłem. Po obiedzie niemal natychmiast ruszyliśmy do aqua parku, z czego wyniknął zgrzyt, bo kretynka Fiona, która coraz bardziej zachodzi nam za skórę, zostawiła Agatę i pojechała - co z tego, że to Agata miała dla niej pieniądze... Idiotka. Na basenie ubaw setny, baseny, jacuzzi, rury, wypas. Wróciliśmy, to wszyscy głodni, a nie ma kolacji, tylko jest prowiant... To Fiona zrobiła awanti, że to kuchnia zawaliła i niech teraz kanapki robią natychmiast. Głupia baba.

wtorek, 14 lutego 2017

14.02.2017

W dupie z tymi stokami, pojechaliśmy do Jędrola i okazało się, że jest super. Każdy się najeździł, poza Groszkiem, który dostał histerii, że spadnie i umrze... Jędrol dał herbatę, cztery godziny przy pięknej pogodzie - szał :) Po obiedzie ruszyliśmy na podbój Krupówek - spędziliśmy tam półtorej godziny, nikt nie zginął, nikomu nic się nie stało, cud. Wydałem kupę kasy, bo przecież ulubiony sklep piwny, gadżet dla Gosi, gadżet dla Kai, słowacka płyta... Robert wreszcie zrobił zajęcia z łuków - lekkie przegięcie moim zdaniem.

poniedziałek, 13 lutego 2017

13.02.2017

Znowu biegiem. Rano narty na Ugorach na Pardałówce - beznadziejna ośla łąka, zjeżdżało się 10 sekund, a czekało się 15 minut... Tragedia. Za to po południu ruszyliśmy na Suche Ski i wreszcie wszyscy byli zachwyceni, poza mną i Groszkiem - czepnął się mnie Janek i musiałem z nim jeździć, a Groszek nie założył rękawiczek i dostał histerii, że mu zimno w łapy... Miazga.

niedziela, 12 lutego 2017

12.02.2017

Pokój mam ułożony w trójkątną katakumbę, ale za to widok bezpośrednio na Tatry :) Pierwszy dzień na nartach był niezwykle trudny, chyba dla wszystkich... W wypożyczalni dzieciaki spędziły tam ze trzy godziny, górka Panorama w Małym Cichym marna, ale na rozgrzewkę starczyło. I tak połowa płakała, że śnieg śliski, że się narty rozjeżdżają, jezu... Ledwo zdążyliśmy wrócić, obiad i fru na kulig z pochodniami, a na koniec ognisko z kiełbaskami.

sobota, 11 lutego 2017

11.02.2017

Jakoś szczęśliwie dojechałem na czas i byłem na zbiórce jak trzeba. I tak ruszyliśmy po 20 minutach, bo się jedno spóźniło... Droga była zachwycająca aż do Krakowa. Po raz pierwszy utknęliśmy w mieście, a na Zakopiance korek na dwie godziny, ekstra. Przyjechaliśmy na obiadokolację, rozlokowaliśmy się, przy czym zajeżyła mnie Natalia, bo najpierw prosiła, aby An nie była z dziewczynami w pokoju, a kiedy w bólach stworzyłem pokoje, przysłała smsa, żebym zrobił wszystko, żeby An była z dziewczynami... Szlag. Ale wszystko się ułożyło, daliśmy radę.

piątek, 10 lutego 2017

10.02.2017

Noc była słaba - co godzina wycie. Takie przez sen, coś się małej śniło, ale wybudzała mnie regularnie. No i siku w międzyczasie. Jako, że miałem jeszcze rano zastępstwo, razem odprowadziliśmy ją do przedszkola i pojechaliśmy do pracy. W zasadzie porządną lekcję zrobiłem tylko na zastępstwie, bo reszta molestowała mnie o coś lekkiego no i się skusiłem. Potem poleciałem na obiad i na zajęcia, myślałem że tam zdechnę, tym bardziej, że Kajtkowi wyraźnie się nie chciało i mordowali mnie Jonatanem. I tylko Kuba i koniec! Ledwo znalazłem plecak w piwnicy (oczywiście w najdalszym kącie, najniżej, jak się da), spakowałem się i chcę paść. Nie chce mi się jechać... Zmęczony jestem.

czwartek, 9 lutego 2017

09.02.2017

Znowu w biegu. Młoda w nocy robiła awantury, więc Gosia przyprowadziła ją do mnie i... poszła spać w drugim pokoju, a mnie Kajka kopała co chwilę i jęczała... Dobra. Wstałem, pojechałem do pracy, zrobiłem, co trzeba i wyjątkowo wróciłem do domu. Cudowna sprawa - zamiast robienia kolejnych zajęć, zjadłem obiad w domu, ogarnąłem co chciałem, poszedłem po młodą, pobawiliśmy się, skoczyliśmy do przedszkola na zebranie i sklepu... Okazuje się, że mała przoduje w grupie, zwłaszcza intelektualnie, trochę brakuje jej skupienia, ale ogólnie ogień. Fajnie :) Położyłem ją spać, złapałem browka i dopiero koło 21 wróciła Gosia. Teraz padła, bo dyskoteka ją wykończyła - dobrze, że ja nie musiałem :) Tak spędzać popołudnia to ja mogę :)   

środa, 8 lutego 2017

08.02.2017

Musiałem wcześniej pójść do pracy, bo miałem do wydrukowania testy. Okazało się, że jak Łachu zamienił kompy, to nie da się ze starego nic wydrukować, bo nie działa. Super. Ściągnąć testów ze strony wydawnictwa się nie da, bo strona zablokowana. Szlag mnie trafił. Włączyłem lte na tablecie, ściągnąłem plik i wysłałem go sobie pocztą. Poszło. Rany. Na wychowawczej zrobiłem lekcję o zagrożeniach internetu, to okazało się, że dym, bo ktoś powiedział komuś, że ktoś podkablował... Co za ludzie... Zrobiłem zajęcia z Iwo i wróciłem przez sklep. Piździ niemiłosiernie!

wtorek, 7 lutego 2017

07.02.2017

Rano zaczęło sypać - i sypało cały dzień, zrobiło się nawet miło. W pracy biegiem - dwie lekcje, Wojtek, odbiór 6s z basenu, kolejne dwie lekcje... Szał. Potem chwila oddechu niby, bo Kuba przeniesiony na piątek, ale z drugiej strony zjadłem, wszedłem do empiku, rossmana po kaszkę i odebrałem pięć paczek z płytami. Rany. Potem ledwo zdążyłem do Nikodema i do domu przez sklep i bankomat. Dość, a jeszcze papierki i korespondencja...

poniedziałek, 6 lutego 2017

06.02.2017

Miałem dobry plan, ale "babcia" znowu dała ciała i udała się na zwolnienie. Dzięki temu, zamiast pojechać na dwie godziny do domu, robiłem za nią trzy godziny, echhh... Jakoś poszło. Potem obiad, Jonatan i wróciłem do domu. Oby do piątku. 

niedziela, 5 lutego 2017

05.02.2017

Może i nawet pospałem - choć młoda robiła 3 pobudki. Zrobiłem jajecznicę, pozmywałem, zrobiłem obiad... Głowa mnie boli. Młoda parę razy podpadła, co nie przeszkadzało jej po mnie skakać. Skoki dziś skończyły się po pierwszej serii, więc nie mamy pudła w ogóle. Piszę przewodnik, ale łeb mnie boli, więc idę spać...

sobota, 4 lutego 2017

04.02.2017

Chyba na razie nie mogę spać za długo - obudziłem się 7:30 i koniec... W sumie dobrze, bo dużo rzeczy na dziś się okazało. Młoda ma dziką wysypkę, więc ruszyliśmy na poszukiwania dermatologa. Udało się załatwić wizytę na 12:20 na Służewiu, więc szybko-szybko ruszyliśmy na podbój. Młodej nic nie jest, trzeba smarować. Korzystając z okazji i ochoty, poszliśmy na spacer przez Dolinkę Służewiecką, wleźliśmy na Kopiec Cwila i wróciliśmy do domu. Znaczy poszliśmy najpierw na obiad do Hami Foods, ja skoczyłem po zakupy, a potem był Kajtek u Gosi. Ja sobie oglądałem skoki - Stoch trzeci, ale Żyła i Ziobro w pierwszej 15 też byli. Wieczorem siedzę i piszę Żoliborz przy piwku, najs.  

piątek, 3 lutego 2017

03.02.2017

Zastanawiam się, jakim cudem wstaję o tej szóstej... Odprowadziłem młodą, miąłem 45 minut i pojechałem do pracy. Rany, lekcje, spotkanie z mamą Amka i wylot na obiad i zajęcia. Dobrze, że te drugie szybko lecą. W domu o 18:30, poszaleliśmy z Kajką i spać. Znaczy, kobity śpią, ja uzupełniam papierki, maile, zbieram poprzesyłane prace - miałem pisać przewodnik dalej...

czwartek, 2 lutego 2017

02.02.2017

Podźwignąłem się. Pojechałem do pracy - założyłem zwykłe obuwie i oczywiście zaczął sypać śnieg... Kurde. Zrobiłem dwie pierwsze lekcje, spoko nawet, i ruszyliśmy do Kinoteki na zajęcia. Lekcja o filmach była super, film już widziałem, więc trochę mi się nudziło. Dzieciaki były wyjątkowo grzeczne, dobrze. Wróciłem akurat na koniec własnych lekcji, więc wyskoczyłem coś zjeść, zrobić dwoje zajęć i wróciłem do szkoły na zebranie. Maryla przeciągnęła aż 20 minut swoje, ale udało mi się być w domu dokładnie tak, jak wczoraj. Padam na ryj.

środa, 1 lutego 2017

01.02.2017

Znowu od samego rana nerwy i płacz... Nie mogę. Ze swojej strony lekcje poszły szybko i dość bezboleśnie, sporo nowych pomysłów, spotkałem się z Irlandczykiem i fajnie się umówiliśmy. Potem biegiem na obiad, do Iwo i biegiem na zebranie. Zajęło mi ono nieco dłużej, niż myślałem, ale i tak dojechałem do domu godzinę przed żoną, która siedziała u tych mądrali od policji. Babcia pojechała do pracy, a my padamy. Ratunku.