czwartek, 31 marca 2016

31.03.2016

Co za dzień... Od rana coś, szlag mnie trafił, bo coś mnie podkusiło i zgodziłem się na to, by Kajka pojechała do przedszkola na hulajnodze. Idiota, wymyśliłem, że może być szybciej - w rezultacie przybyłem ok. 10 minut później, oczywiście z hulajnogą w rękach. Spociłem się, zmęczyłem, szlag. Potem lekcje - na szczęście miałem dwa testy, to jakoś przeszło. Po lekcjach rzuciłem się do centrum obejść jedną z tras z aparatem, aby przewodnik mógł wyjść, udało się. Jeszcze zdążyłem zjeść placek po zbójnicku i wróciłem do pracy. Zrobiłem sympatyczne zebranie wyjazdowe do Włoch oraz poprowadziłem zebranie kolonijne - nagadałem się za wszystkie czasy! Wróciłem do domu przez Chmielarnię, bo potrzebowałem wsparcia. W domu ciągle temat braku etatu u Gosi i marudzenia w temacie, mam po woli tego dosyć. Odpocząć poproszę.  

środa, 30 marca 2016

30.03.2016

Wstałem nieprzytomny. Młoda obudziła mnie o 4:30, wyjąc o pandę. Przyniosłem. Siku. Wysadziłem. Majtki przeszkadzają. Poprawiłem. Bujałem się z nią pół godziny, jak wreszcie się odłożyłem, to kwadrans później znowu wyła - zgubiła pandę. Rany. Koło 6 zasnąłem - o 6 pobudka - Gosia nie wyłączyła budzika, mimo, że szła na 11:40. Szlag. Kiedy zdążyłem przysnąć po raz kolejny, zadzwonił mój osobisty budzik - czas wstawać. Szlag. Łeb mnie bolał, Gosia walczyła z walizką, zamiast przygotować młodą, chciałem wyjść z domu, a ona jeszcze chce się zabrać za prasowanie jej bluzy. Za pięć ósma! Szlag. Potem znowu jest, że jestem nerwowy. Lekcje jakoś przeszły - miałem dwa przygotowania do testu, więc jakoś przeszło, a u mnie na lekcji byli ludzie z Granny. Nie miałem Iwa, więc wymyśliłem, że skoro jest piękna pogoda, skoczę popstrykać zdjęcia do przewodnika - ale kiedy skończyłem z Asią, zaczęło padać. Szlag. Odebrałem sto kilo płyt i wróciłem do domu.   

wtorek, 29 marca 2016

29.03.2016

Nareszcie do domu. dotrwałem do 13, dostaliśmy od teściów całą torbę mięsiwa i ruszyliśmy z powrotem. Ruch był trochę większy, ale dojechaliśmy bez problemów, od razu po przyjściu do domu skoczyłem do kościoła po książkę o Bemowie, a jako, że był jeszcze zamknięty, zdążyłem zrobić zakupy. Kajka wyspała się w autokarze, więc spać poszła po 21, ciekawe, jak jutro wstanie do przedszkola. Gardło mnie boli, bo mi schodzi dziadostwo z zatok...

poniedziałek, 28 marca 2016

28.03.2016

Poniedziałek okazał się wysoce intensywny. Kościół, wizyta u Mirki, obiad, cmentarz, wizyta w Różnowie i wróciliśmy późnym wieczorem. Fajnie było się spotkać z całą młodzieżą (hmmm, wszyscy po 30-tce...), jeszcze tylko po piwku z teściem i spać.

niedziela, 27 marca 2016

27.03.2016

Po śniadaniu, nudnym kościele, gdzie Kajka zasnęła, okazało się, że pogoda jest piękna, to pojechaliśmy sobie nad jezioro na spacer. Niezbyt długi, bo trzeba było wrócić na obiad i wizytę ciotki Majki. Ale trochę połaziliśmy, dzieciaki się wyhasały. Goście przyjechali o 16, posiedzieli trochę i poszli. Kajka zaczęła jakieś fochy i wybrzydzanie, trochę mnie irytowała swoim 'nie, nie bede!'. Zrobiliśmy z teściem i Łukaszem po trzy szklanki Ballantinesa z colą i poszliśmy spać.

sobota, 26 marca 2016

26.03.2016

Nawet się rano wyrobiliśmy - oczywiście taksą, bo tyle maneli ze sobą mieliśmy. Droga minęła szybciutko, zero ruchu, odebrał nas teść, zajechaliśmy jeszcze po parę rzeczy do sklepów i dotarliśmy na miejsce. Przygotowania pełną parą - osobiście pojechałem po miód, dzięki czemu nie musiałem iść ze święconką. Potem już można było nie ściemniać postu i zjeść normalny obiad, uff. Zdecydowaliśmy, że nie idziemy na rezurekcję - co za ulga :)  

piątek, 25 marca 2016

25.03.2016

Co za podły dzień w sumie... Pobudka o 6 rano, ale i tak musiałem iść do lekarza z zatokami i ciśnieniem. Dostałem baterię leków, geriatria zupełna. Potem zakupy, zrobiłem obiad i pozmywałem dwa razy, poszedłem na spacer z młodą, bo Gosia "musiała robić ciasta i prasować" - łaziliśmy po Bemowie, oglądaliśmy helikoptery, jak startują, zajęło nam to ze 2 godziny. A ona? Łaziła po sklepach. Kupowała upomineczki. Oczywiście sam młodzież wykąpałem, zrobiłem kolację, nawet zdążyłem udać się do sklepiku kościelnego, ale kobity nie było i nie wiem, co z książką. Usiadłem wieczorem, a ta oczywiście w szale: prasować skończyła o 19 (zaczęła o 12, tylko ciągle robiła coś innego: gadała przez telefon, oglądała księdza Mateusza itp), ciasta robiła do 22:30 i z pretensją do mnie, że jej nie pomagam. Normalka. Nie znoszę przedświątecznych idiotyzmów.   

czwartek, 24 marca 2016

24.03.2016

Co ja mam z tym hotelem... Wyszedłem już przed 10, żeby ogarnąć 25 miejsc na maj. W Mazowieckim tanio i wszyscy wejdą, ale łazienki są na korytarzu. Kurde. W Logosie wszyscy wejdą, ale mają tylko jedynki - a co z brytyjskimi dziećmi? Dupa. Przypomniałem sobie, że przecież jeszcze Dom Chłopa - tu na szczęście okazało się, że mają wszystko, czego trzeba, uffff... Została mi jeszcze chwila, to skoczyłem na Ordynacką po parę płyt, odebrałem paczkę z poczty i pojechałem do Kajetana an godzinkę. Po obiedzie poszliśmy jeszcze na spacer, Gosia miała zajęcia, a teraz zalegamy :) Tylko pani z hotelu nie odpisała jeszcze...

środa, 23 marca 2016

23.03.2016

Gosia miała zastępstwo, więc wyjątkowo mieliśmy na tę samą godzinę, ale poszła do spowiedzi, więc pojechałem sobie sam. Lekcje przeżyłem, choć końcówka była trudna, szajba przedferyjna biła mocno. Umowa poszła ponownie, ciekawe, czy dostanę kasę... Jajeczko pracownicze się udało, pani Jola wykonała perfekcyjny koszyk z ciasta, przyszła Bożenka, miło. Szlag mnie trafił, bo mi Ibis odmówił pokoi, jutro muszę latać i szukać miejsc... Po lekcjach szybki obiad, dwoje zajęć i do domu. Okazało się, że jest mecz Polska - Serbia 1:0 - szczęśliwie. 

wtorek, 22 marca 2016

22.03.2016

Dzięki wolnemu porankowi odwaliłem robotę na stronie projektowej i pojechałem do pracy. Oczywiście, umowa za koordynację była źle zrobiona i musiałem polecieć do dbfo - oczywiście, okazało się, że faktura za samolot też jest źle - za duża o grosz. Szlag. Wszystko do poprawy, sam nie zrobię, to spieprzą. Miałem dużą nadzieję, że na kółko nikt nie przyjdzie i bam! Nikogo. Na szczęście, bo i tak byśmy nigdzie nie poszli z uwagi na deszcz. Jak wychodziłem wprawdzie nie padało, więc zaplanowałem sobie spacer, ale będąc już na Kasprowicza spadł potężny grad i wskoczyłem do metra. Zanim przyjechał autobus, wypogodziło się, więc jeszcze przelazłem przez Wawrzyszew i wsiadłem w autobus dopiero przy lidlu na Conrada. Święty spokój.

poniedziałek, 21 marca 2016

21.03.2016

Wstałem na szczęście bez bólu głowy. Odprowadziłem młodzież i ruszyłem do pracy. Lekcje przeszły w miarę szybko, na szczęście Breno zrobił mi lekcję z moimi ulubieńcami, to nie musiałem się szarpać :P Rozdałem dziewczynom plan wyjazdu i zbudowaliśmy z dzieciakami drzewo - wyszło w miarę, ale robota przynajmniej zrobiona. Wracając do domu zahaczyłem o księgarnię, z okazji Dnia Rodziny dałem Kajce Mamoko 3000 :) Jeszcze tylko Majka i wreszcie chwila spokoju... 

niedziela, 20 marca 2016

20.03.2016

Kiedy Kajka spała i spała, to cała reszta wstała po 7, szlag. I od rana kołomyja: śniadanko, mycie, kościół, do którego nawet nie wlazłem - poszedłem zbadać, czy w sklepiku jest jeszcze książka o dzielnicy i już się nie wbiłem. Fajnie, tyle, że nieco zmarzłem. Potem sklep i reszta dnia w kuchni: Gosia babeczki, ja obiad i sernik, w sumie wyszedłem z garów dopiero po 17, z bólem głowy. Sernik wprawdzie wyszedł świetnie, ale ledwo żyję. Do dupy z takim weekendem.

sobota, 19 marca 2016

19.03.2016

Nic nie zapowiadało nalotu... Po pobudce Gosia miała zajęcia, po czym uparła się jechać do sklepu we trójkę. Przez co spędziliśmy tam trzy godziny, a zanim zrobiłem obiad, zjedliśmy go wreszcie o 17... Przynajmniej wyszedł pysznie :) No i o 18:00, kiedy mi się kimało na sofie, zadzwonił telefon od teściów, którzy radośnie poinformowali, że Łukasze są w Warszawie, bo pojechali do Agaty na urodziny. A będą u nas? Nie wiadomo. Gosia do nich dzwoni, a ci mówią, że no fajnie by było, gdyby chłopaki mogli przenocować. No to o 21 przyjechali Łukasz z Hubertem...

piątek, 18 marca 2016

18.03.2016

Fajnie, że młoda idzie do przedszkola, żona do pracy - mam 2 godzinki świętego spokoju. Dwie lekcje minęły błyskawicznie - najdłuższy był dyżur na korytarzu... Potem Nikoś, a idąc załatwić hotel okazało się, że nie mam kluczy - musiałem wrócić się do pracy, bo zostawiłem je w szafce - sklerotyk cholerny. W hotelu okazało się, że słabo jest już z pokojami, ale może się coś uda zrobić. Zjadłem, poszedłem do Das Bier i wróciłem sobie do chałupy po woli. Wieczorem znowu Gosia się wypięła, poszła spać, a ja sam obrabiałem Kajkę - i kąpiel i obróbkę i usypianie. Szlag mnie trafia, bo chciałaby drugie, ale zajmować się już mniej, bo 'zmęczona'. No kurwa.    

czwartek, 17 marca 2016

17.03.2017

Młoda się przestawiła i wstaje trochę po 6, dramat na weekend... Dziś był bardzo ciężki dzień, bo zacząłem od moich ulubieńców, ale na szczęście jakoś poszło... Potem okno, zastępstwo za Teresę i reszta lekcji. Po zajęciach skoczyłem na pocztę po paki, zjadłem miły lunch i wróciłem na piechotę na radę. Mama siedziała z Kajką, a nas odwieźli na szczęście Beata z Markiem. Padam.

środa, 16 marca 2016

16.03.2016

Jakoś dzisiejszy dzień ładnie przeszedł. Fajna pogoda, rano wyrobiłem się z młodą i do pani intendentki, pojechałem spokojnie do pracy i zrobiłem co trzeba. Bezboleśnie, tak jak dodatkowe zajęcia. Znowu szykuje się cała masa roboty, zwariuję od tego - napisałem ogromnego maila do rodziców... a jutro dzień masakry normalnie...

wtorek, 15 marca 2016

15.03.2016

Młoda wstała znów nieco za wcześnie, ale i tak nie spałem, bo ciężko spać, kiedy ktoś łazi po głowie... Odprowadziłem, zapisałem się do lekarza i w sumie byłem dość wcześnie w domu, dzięki czemu zdążyłem jeszcze popisać trochę przewodnika, zanim pojechałem do pracy. Lekcje przeszły - uwielbiam zastępstwa za Teresę na informatyce - wszyscy pochłonięci komputerami, święty spokój :) Wreszcie dotarłem też do Ewy i może wpłyną mi te pieniądze za koordynacje, miło by było. Moje ciasto robi furorę wśród personelu pedo-psycho, miłe :) Na kółko przyleźli, skoczyliśmy na Krakowskie, ale było 'zimno jak w piekle', jak stwierdził Denis, więc długo nie łaziliśmy.

poniedziałek, 14 marca 2016

14.03.2016

W pracy jakoś przeszło, dało radę zrobić wszystko, co trzeba. Te dzieciaki Moniki mogą naprawdę doprowadzić do rozpaczy, co za banda... Wychowawczej nie miałem, bo siedziałem na próbnym z angielskiego. Potem pojechałem do centrum, ale żadnej z paczek nie było, dziwne... Chciałem zjeść w Fenicji, ale nikt się mną przez kwadrans nie interesował, to sobie wyszedłem... Obok, we włoskim bistro było bardzo fajnie. Polazłem na piechotę do Kercelaka i miałem nadzieję, że Majka wybierze dziś polski, ale niestety wybrała mnie, musiałem się męczyć godzinę. Dobrze, że zarobiłem w związku z tym... Jakoś padam...  

niedziela, 13 marca 2016

13.03.2016

Pobudka o 6:30 wrzaskiem - dlaczego ona w niedziele nie może spać, na litość boską? Szlag mnie trafił... Gosia poszła na spotkanie z Martą, to zabrałem młodą na spacer, połaziliśmy sobie po WAT-cie, super wyprawa, tym bardziej, że pogoda dość wiosenna się zrobiła. Po powrocie ruszyłem na zakupy, zrobiłem pyszne curry i niezłe ciasto gryczane i chyba się zmęczyłem. Mierzę te ciśnienie, kurde, faktycznie mam zdecydowanie za wysokie...

sobota, 12 marca 2016

12.03.2016

Nie wyspałem się, bo młoda przylazła w nocy i mnie kopała w głowę, szlag by to trafił. Gosia polazła na masaże, a my pojechaliśmy sobie do lasku Bielańskiego - było super, Kajka latała jak szalona, ganialiśmy się, zderzaliśmy się z drzewami, beczka śmiechu :) Potem jakoś osłabłem... Obiad zrobili nam w KebabKingu, a potem już tylko próby lenistwa...

piątek, 11 marca 2016

11.03.2016

Kiedy odprowadziłem młodą do przedszkola, ogarnąłem się i usiadłem do szkolenia przez internet. Oczywiście nie dojechałem na lekcje, bo trwało ono 2 godziny, ale było super - na takie szkolenia, to ja mogę. Ledwo się skończyła konferencja, ruszyłem do Nikodema - od niego na obiad, do Das Bier i akurat na zajęcia z Moniką. Mierzę te ciśnienie, cholera, wysokie trochę...

czwartek, 10 marca 2016

10.03.2016

Dzień pełen roboty! Odprowadziłem młodzież do przedszkola i ruszyłem do pracy. Zrobiłem lekcje, okleiłem plakatami kolonijnymi ściany, wydrukowałem ważne rzeczy, załatwiłem zgodę na konkursy gier planszowych, spotkałem się z Maćkiem... Ufffff.... Po pracy zjadłem, wysłałem karty konkursowe, bo Agnes miała zajęcia, odebrałem ciśnieniomierz i spoko. Nawet nie mam aż tak wysokiego ciśnienia, a puls za niski... To co mi jest?

środa, 9 marca 2016

09.03.2016

Wstałem jako pierwszy o 7:30 i na spokojnie się wyrobiłem. Lekcji kawałek i do kościoła - na szczęście szybko się ksiądz wyrobił, ale ja i tak polazłem sobie na spacer. Po skończeniu działań odebrałem paczkę z płytami, skoczyłem na Ursynów, ale tu paka nie była gotowa i poszedłem zjeść i kupić sobie buty wreszcie. I udało się, tyle, że jak jechałem na zajęcia, lekko śnięty wysiadłem na Wilsona z tramwaju i chwilę potrwało, zanim się zorientowałem, że buty odjechały w sprzęcie... Poleciałem na pętlę - na szczęście torba stała nieruszona! Zrobiłem jeszcze zajęcia i dobrnąłem na dzień otwarty - przyszedłem chyba tylko po to, aby spotkać się z moją poprzednią klasą :) Z mamą i blatem załagodzone, ufff :)

wtorek, 8 marca 2016

poniedziałek, 7 marca 2016

07.03.2016

Co za koszmarny dzień. Raz, że przeziębiony jestem kolosalnie i dawno takiego kataru nie miałem. Dwa, że ledwo na tych rekolekcjach wytrzymałem, bo mnie katar mordował i było nudno. U Ewy niewiele załatwiłem. A w domu... Mama zwariowała i pokroiła cebulę bezpośrednio na blacie... Pocięła nam blat... Gosię mało szlag nie trafił, ale się nie dziwię... Ledwo żyję...

niedziela, 6 marca 2016

06.03.2016

Co za syf, przeziębiłem się na całego. A co gorsza, młoda zaczęła wyć od 7 i w sumie trwało to do wieczora. 'Jestem głodna, chcę chlebka' i  czekała, aż jej ktoś przyniesie chlebek - trzy metry od niej. ale nie ruszyła się po niego, my też nie - przepychanki trwały do 9, kiedy przyszedł czas na śniadanie. I z biegiem godzin było podobnie... Ja siedzę cały czas w chałupie, bo kurację uskuteczniam... Słabo.

sobota, 5 marca 2016

05.03.2016

Rano odwiozłem teściową do autobusu, próbowałem kupić sobie buty, ale nie dość, że koszmarnie drogo, to jeszcze nie ma co kupić... Wracając, zrobiłem zakupy, ugotowałem obiad i w sumie wszelkie zajęcia skończyłem po 17... A młoda męczyła :P Na szczęście wieczorem jest święty spokój, tylko zaraz, zaraz - czuję, że mnie przeziębienie rozkłada... Świetnie. 

piątek, 4 marca 2016

04.03.2016

Wstałem o 6:30, nieco zdziwiony, że Gosia poderwała się w tym samym czasie - 6:40 miała autobus... Ale po co wstać z budzikiem, jak można go wyłączyć i wrócić do wyrka? Zapisałem młodą do doktor - ostatni numerek wyciągnąłem, na szczęście godzina była taka, że babcia poszła z młodą, a ja miałem 30 minut spokoju - bardzo cenne! W pracy pierwsza lekcja przeszła bokiem - spotkanie z Ewą również, bo nie miała głowy po wczorajszych wydarzeniach. Potem test i w sumie się nie napracowałem. Poszedłem do Nikosia, zjadłem obiad, zrobiłem zajęcia z Moniką, odebrałem paczkę z poczty, przespacerowałem się i wróciłem do domu. Chyba znowu ciśnienie rośnie, bo mi wali w dekiel... 

czwartek, 3 marca 2016

03.03.2016

Poprawiła się pogoda, zrobiło mi się nieco lepiej, ale nadal czuję, że nie jest najlepiej. Odwaliłem lekcje, na szczęście przyszedł Breno i zrobił dwie lekcje. Gówniarze Moniki znowu zrobili aferę, nie mam do nich siły, tam nic nie dociera, szkoda 3/4 klasy. W ogóle awantura o jakieś wczorajsze wypadki, na jeden dzień ze trzy tragedie - jakaś śledziona, agresywny ojciec, do tego afera u Beaty - dyrekcja chodziła wściekła, głównie o to, że nikt nie dyżuruje. Co gorsza, okazało się, że cena za bilety do Włoch wzrosła ok. 100 na osobę, musiałem dopłacić. Dzięki temu, że Breno wlazł do 5c, to urwałem się do dbfo, na obiad i zdążyłem na foto, ale Maryla przepędziła wszystkich, bo był dzień otwarty i wróciłem wcześniej, Tylko odebrałem paczkę, zrobiłem zakupy i spokój. Teściowa tylko nawija pierdoły bez przerwy :P

środa, 2 marca 2016

02.03.2016

Źle mi ogólnie, ale jakoś się toczę... Jak mnie u Moniki w klasie szlag dziś nie trafił na miejscu, to znaczy, że tak fatalnie jeszcze nie jest... Wszystko poza tym przeszło gładko, pływaków nie było, zamiast tego byłem u Renaty, robiąc polski - może i tak być. Po lekcjach zrobiłem wszystkie zajęcia, a w domu ułożyłem w nowym klaserze płyty - weszła cała UK i jeszcze trochę. 

wtorek, 1 marca 2016

01.03.2016

Ok, jeszcze żyję, choć nie czuję się źle. W związku z tym, kiedy szedłem zapisać Kajkę do lekarza, chciałem zapisać siebie, ale nie da rady. Za tydzień mogę się zapisać, kurna. Zejdę do tej wielkanocy... No nic, dziś jest jednak nieco lepiej, niż wczoraj, zrobiłem lekcje, kupiłem bilety na samolot (11 tysięcy!) i udało mi się uniknąć kółka - może dlatego, że sypie cały dzień mokrym śniegiem, który na chodniku robił paskudną breję. Wstrętna pogoda.