poniedziałek, 30 kwietnia 2018

30.04.2018

Co za piękna pogoda! 27 stopni, a tu jeszcze kwiecień się nie skończył. Od rana zapiernicz, latam po tych sklepach, jak debil, wydałem z 600 złych. Wymieniłem książki, odebrałem collodium, zrobiłem obiad. Jak po raz ostatni jechałem do sklepu, tradycyjnie wjechałem w zakaz na Górczewskiej, jednak skończyło się - zatrzymała mnie drogówka. Było tylko pouczenie, więc luz, bardzo miła kontrola :) Usiadłem dopiero o 21:30 z browkiem, bo jak nie zakupy, ogarnianie młodej, sprzątanie, to co innego. Mam dość serdecznie, pierniczę taką majówkę... Czekamy na kuzynów.

niedziela, 29 kwietnia 2018

29.04.2018

Udało się spać niemal do 9, choć młoda w nocy przylazła... Ogarnąłem się i ruszyliśmy z Kajką na podbój świata. Gosia została pisać dyplomowanie (normalka), a młoda wylosowała Pragę Północ. Ok, wylądowaliśmy na Grota i przeszliśmy nadwiślańską ścieżką do Gdańskiego. Oglądaliśmy ptaki, siedzieliśmy nad rzeką, zbieraliśmy muszelki, Kajka miała bliskie spotkanie z pokrzywą - cudnie. Po przejściu odcinka weszliśmy do zoo. Kolejny szał. Najlepsze: węże, pająki, jaguar, szympansy, foki, krokodyle, te wielkie gołębie z koroną i... reszta. Potem, w ucieczce przed burzą, pojechaliśmy na plac Zamkowy tramwajem, ale okazało się, że Trakt Królewski jest wyłączony z ruchu, więc przelecieliśmy piechotą do Co Tu na obiad. A potem jeszcze piechotą do Złotych Tarasów: kupiłem sobie japonki, a młodej sandały. Wróciliśmy o 19:30, w sumie resztką sił. W Master Szefie dziś odpadł Stasiek, szkoda... 

sobota, 28 kwietnia 2018

28.04.2018

Ależ mnie zmęczył pierwszy dzień majówki... Rano dziewczyny pojechały na masaż, a ja próbowałem się przygotować do wycieczki, zrobiłem zakupy i obiad oraz odkurzyłem. O czasie pojechałem na Saską i zasiadłem pod Waszyngtonem. Czekam i czekam. Po kwadransie uruchamiam Patrycję, ale nie odbiera. Wreszie z 20-minutowym opóźnieniem pojawia się grupa: czworo dzieci i troje opiekunów. I po co to wszystko? Nawinąłem gadkę, skończyliśmy po 1,5 godzinie, było ok. Wróciłem do domu, zjedliśmy obiad i ruszyliśmy na zakupy. Gosia próbowała kupić okulary, więc spędzaliśmy po pół godziny w każdym napotkanym optyku, a i tak skończyło się znowu w Vision Express... Ja zaś kupiłem sobie spodnie i buty, wydałem cały hajs za wycieczkę. Z Kajką wróciliśmy około 20, Gosia została jeszcze na badanie wzroku. Padam na pysk...  

piątek, 27 kwietnia 2018

27.04.2018

Piątki mnie kiedyś wykończą, dobrze, że zostało ich tak mało. Padam na ryj. Po pracy poszedłem do Parmy, zrobiłem Dżulsa i Nikodema i na ostatnich nogach wróciłem do chałupy. Mam dość. Umówiłem się z kuzynostwem z Łodzi na wtorek, będzie fajnie :) W czwartek mają przyjechać teściowie i okazuje się, że majówka jest za krótka... Powinienem przygotować się na jutrzejszą wycieczkę, ale koszmarnie nie mam siły...

czwartek, 26 kwietnia 2018

26.04.2018

Do pracy pojechałem hondą, bo miałem zawieźć resztę ciuchów Maryli. Lekcje poszły szybko, gorzej, że trzy razy musiałem odpierać ataki wściekłych ludzi na moich głąbów. Dramat. Wróciłem, odebrałem młodą - spieszyłem się, a Kuba spóźnił się 15 minut... Goodkid podlinkował mnie i stronka kolekcjonerska zyskała z miejsca plus 30 lajków, wow. Mieliśmy się spotkać w weekend majowy z kuzynami z Łodzi, ale w piątek jest pogrzeb jakiejś ciotki babki teściowej, więc przyjeżdżają na ten pogrzeb. Chuj to kogo obchodzi, że mamy plany, przyjeżdżają w czwartek wieczorem, wyjadą jak się ułoży. Kurwa.

środa, 25 kwietnia 2018

25.04.2018

Młodej śniły się jakieś koszmary i w nocy przyszła rozdygotana... Rano w pędzie, ale trzy lekcje, jak zwykle, przeleciały biegiem. Potem na Ochotę do dermatologa po kolejną dawkę trucizny, choć wcześniej odebrałem należną płytę z Oldskula. Spotkałem się z Wojtkiem i odebrałem kolejną płytę, może mi opchnie tę resztę, której nie sprzedał na allegro. Zdążyłem na Krakowskie 15 minut wcześniej i przez godzinę czekałem, aż panowie zjedzą cokolwiek na lunch. Została nam godzinka na zwiedzanie, młody konsjerż był nieco zbyt wyrywny, ale udało się zmieścić w czasie. Odebrałem kasę od Grześka natychmiast i wróciłem do domu. Po drodze okazało się, że mama już jest - a miała być później, a nie wcześniej! Mimo to zamówiłem specyfik, wpadłem do sklepu i zjadłem w Maku. Odebrałem młodą i tak sobie razem siedzieliśmy trzy godziny :P Sczytuję teraz ostateczną wersję Moko po składzie, ale zasypiam nad tym...

wtorek, 24 kwietnia 2018

24.04.2018

Odprowadziłem małą i pojechałem do pracy. Pierwsze, co zrobiłem, to odebrałem godziny na przysżły rok: nie mam tych betonów Moniki! Zamiast tego dostałem 4c. Chyba może być, zobaczymy. Gorzej, że moim wymieniła (trzecia nauczycielka w ciągu trzech lat) matematyczkę na O.! Kurwa. Ale humor mi poprawiło, jak zobaczyłem tę kretynkę, jak się miotała, wściekła, że ma moja klasę :D W okienku skoczyłem na kawę z panią menago ze sklepu rowerowego, chyba wyjdzie fajna akcja, mam nadzieję. Wróciłem na jedną godzinę z piątką moich, z ostatniej ich zwolniłem, bo zostały dwie osoby, no bez jaj... Dlatego spokojnie poszedłem na obiad i wróciłem na piechotę przez Las Bielański, Wrzeciono, Wawrzyszew i Chomiczówkę - było niezwykle zacnie :) Trochę dogorywam. Jutro maraton, ale w ostatniej chwili Marta odwołała szkolenie, ufff... I do tego zgłosił się Grzesiek, żeby wziąć na półtorej godziny jakąś grupę anglojęzyczną. No dobra, biorę :)   

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

23.04.2018

Cały poranek spędziłem na porządkowaniu tyłów płyt - z premedytacją zostawiłem ten bajzel w kuchni, mam dość ciągłego zmywania po wszystkich. Lekcje przeszły nawet nieźle, potem skoczyłem szybko do Pauliny, a od niej na kebsa, gdzie spotkałem Juchasa, to chwile pogadaliśmy... No i oczywiście szybko do Jonatana... Padam na twarz, ale piszę trochę Sadyby.

niedziela, 22 kwietnia 2018

22.04.2018

Rano sprawdziłem część testów próbnych, ogarnąłem obiad i siebie i zabrałem młodą na wyprawę. Wylosowała Rembertów, a niech to! Pojechaliśmy pociągiem, cały czas jarando tymi pociągami. Zleźliśmy sporo osiedla, potem przez las i na piechotę do następnej stacji w Wesołej. Jeździły wokół pociągi, latały motylki i ptaki, zrobiliśmy desant przez kolejowy most, poprzez bagna i idealnie na czas trafiliśmy na pociąg. Wróciliśmy dopiero o 16 na obiad. Mnie zmogło i zdrzemnąłem się z godzinkę. Stasiek dostał się do 6 w Junior Chefie, wow. Przetłumaczyłem Łukaszowi tę odyseję, popisałem Sadybę, pora spać... 

sobota, 21 kwietnia 2018

21.04.2018

Rano polecieliśmy na Mokotów - Gosia na masaż, my na plac zabaw. Potem powrót i zakupy w biedrze, aby zdążyć na 14 na Światowida. Dotarliśmy, mieszkanie przepiękne, dość tanie i w zasadzie wszystko jest za, byśmy je wzięli... Przeleźliśmy się wokół, zjedliśmy w kebab kingu i wróciliśmy do domu. Po wszelkich za i przeciw, musimy spasować, a takie było zajebiste! Pojechałem jeszcze do tesco po resztę zakupów, gdzie wściekłem się na maksa. Kupiłem sobie piwo, m.in. Porter Książęcy jako nowość. Zapłaciłem w samoobsługowej - jakoś sporo wyszło, ale trudno. Kiedy ładowałem zakupy do samochodu, torba się przerwała i wypadł właśnie ten porter. Kurwa. Wróciłem po drugi do sklepu, ale już idę do kasy. Pani mi mówi, że 60 zł. Co kurwa? Pomyłka, ale tak jest w systemie. Dlatego tyle zapłaciłem! I pewnie bym je wymienił, ale... akurat właśnie ono wypadło przez tę jebaną dziurę w zasranej płatnej, gównianej siatce! Rozjebało mi się 60 złych o beton! Kurwa. Złodzieje z tesco. Wróciłem wreszcie do pisania Sadyby.

piątek, 20 kwietnia 2018

20.04.2018

Na pierwszej lekcji miałem 4 osoby, po co to? Siedzieliśmy na boisku. Moi zgarnęli opieprz, ale skutkuje - przychodzą i chwalą jak mogą, świetnie :) 5a nie było, to odebrałem paczkę z empiku i załatwiłem przedszkolakom autokar od Włodka. Kolejne lekcje były bardzo trudne, najgorsze te betony od Kingi, to nie do przejścia, zwłaszcza o 15 w piątek... Zjadłem zwyczajowo kulki i poleciałem do Dżulsa. Po Dżulsie Jonatan, który z wyuczonego testu dostał 2-... Co za betonowy dzień... W domu byłem wreszcie o 20, ledwie żywy. Spać, bo jutro znowu dużo rzeczy do zrobienia.

czwartek, 19 kwietnia 2018

19.04.2018

Musiałem pojechać do pracy dwie godziny wcześniej na zastępstwa za niemiecki. Miałem nawet plan, aby je poprowadzić, ale mnie przekonali - spędziliśmy czas na boisku. Pięknie było. Resztę swoich lekcji przetrwałem, moi wzięli ochrzan na klatę, ale czy to coś da, to ja nie wiem. Po lekcjach pojechałem po młodą i sielanka się skończyła. Awantura była kolejno: bo za wcześnie przyszedłem, bo nie zostajemy na placu, bo chce do mamy, bo nie jest głodna, bo chce na lody, bo chce się przytulić i kilka innych. Szlag mnie trafiał, ale przeszło jej po misce zupy. Głód. Kuba nic nie powiedział, po prostu nie przyszedł, zaczyna mnie to denerwować. Ale, jako że go nie było, zabrałem dziewczyny na spacer. Potem zadzwoniłem na Światowida, umówić się z właścicielami, zamiast z biurem, ale żona już wybrzydza, że za daleko, że coś tam... Ech... Chomik znowu hibernował, ale tylko z 20 minut. 

środa, 18 kwietnia 2018

18.04.2018

O w dupę. Budzik Gosi zadzwonił o 5:20, ale oczywiście go wyłączyła i poszła spać. Otworzyłem oko podejrzanie długo później. Patrzę: 6:10. O w dupę! Wczoraj w kieszeni budzik musiał mi się przestawić na 15:30, szlag by to trafił! Wszystko biegiem, ale generalnie nie wyrobiłem się na autobus, więc musiałem jechać Hondą. Ok, zdążyłem za 15, nawet postałem w szatni na dyżurze, bo Gosia utknęła w korku i była po mnie, mimo, że wyszła dobry kwadrans wcześniej. Wypadek na trasie... Lekcje minęły bardzo szybko, nawet etyka z 7s przyjemna na boisku. Pojechałem do domu i naładowałem mp3, wyrobiłem się tuz przed żoną, która umówiła się z Dorotą i Kazikiem. Zatem znowu ja poszedłem po młodą i do sklepu, do którego latałem trzy razy: zapomniałem ręczników z kasy. Zapomniałem biszkoptów. W dupę! Dorota z Kazikiem siedzieli 3 godziny, dzieciaki się pysznie bawiły, ale ja myślałem, że zejdę z wrzasku. Zwłaszcza, że ostatnie 20 minut to była zabawa 'ze mną'. Ból. Kuba nie przylazł, zwłaszcza, że było zapłacone, cóż... Mapy do Wierzbna leżą, Kuba je spierdzielił równo. W dupę! Piszę nieco Sadyby, ale jestem wyzuty. A jutro siedem lekcji...

wtorek, 17 kwietnia 2018

17.04.2018

Wtorki pełne atrakcji... Tyle lekcji, ale jakoś idzie. Moich znowu nie było ponad połowy, więc jedną lekcję oglądaliśmy pierdoły, a na drugą wyszliśmy na dwór, grałem z Markiem i Wiktorem w piłkę, było świetnie :) Umówiłem się do dermatologa, choć dziś właśnie odpadła mi większość tego dziadostwa - głównie z małego palca, gdzie mam dziurę jak lej po bombie... Zjadłem u Wietnamczyków na Rudzie i piechotą przez Powązki wróciłem do domu. Ogarniam te wszelakie opisy i pierdoły do Masława i Moko, popisałem nieco Sadyby, ale czasu mało na wszystko... I jeszcze dostałem mnóstwo zastępstw...

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

16.04.2018

Szalony poniedziałek. Jeszcze o 7 byliśmy przekonani, że skoro 7 klasy wychodzą i nie mamy zastępstw, to mamy oboje na godzinę później. Bosko. Odprowadziłem młodzież, wracam, a tu panika - nie ma Mariolki, idziemy godzinę wcześniej, odwieź mnie!!! No to ja w betach do Hondy, na stację benzynową, bo przecież już susza i dalej do pracy. Zdążyłem wrócić i się obrobić, ale sam musiałem też do pracy jechać wozem, bo przecież bym nie zdążył... Zrobiłem historię z 4b (taką prawdziwą, o Warszawie), a na etyce wyszedłem na dwór z 5p. Resztę lekcji przeprowadziłem normalnie i jakoś udało się to przeżyć. Potem biegiem do Pauliny, lawasz i biegiem do Jonatana. Ufff... W domu, naturalnie, stara w telefonie, młoda w tablecie... Szlag. Ok, przyniosłem im ciuchy, to się zajęły - dobrze, że byłem hondą, bo przecież nie latałbym z tym worem po Żoliborzu... Skończyłem podpisy do Moko, mam nadzieję, że to wyjdzie przed targami... 

niedziela, 15 kwietnia 2018

15.04.2018

Od rana sprzątanie i szykowanie chałupy i obiadu. Paweł, Asia i Madzia przybyli punktualnie. Dziewczynki szybko się zajęły sobą i bawiły się świetnie. My też. Pękł prawie litr na dwóch, przez co jestem lekko potrącony. Fajnie, ale nie mam siły opisywać zdjęć do Moko.  

sobota, 14 kwietnia 2018

14.04.2018

Ależ dzień... Młoda urządziła pobudkę o 7:30, czemu ona śpi tylko w dni powszednie? Ogarnęliśmy się. Gosia zajęła się oknami i sprzątaniem, a my z młodą pojechaliśmy w świat. Najpierw Muzeum Pragi - takie sobie, ale z tarasu widokowego Kajka nie chciała zejść w ogóle... Potem poszliśmy do parku Praskiego, przeszliśmy mostem i podjechaliśmy na pocztę - wreszcie wysłałem paczkę zwrotną... Potem poszliśmy na lody i powoli wróciliśmy do domu - na 16... Okazało się, że żona okien... nie dokończyła, tylko poszła do sklepu i zajęła się bratkami na balkonie. Kurde. Zatem po obiedzie poleciałem do sklepu, znowu pękło 300 złych. Potem już tylko położyć małą, powiesić firanki... Jest 00:20 i nie zanosi się na szybki koniec...

piątek, 13 kwietnia 2018

13.04.2018

Młoda ostatnio śpi u siebie, co za ulga... Odprowadziłem ją jakoś szybko, oczywiście jest faza na marki samochodów po drodze :) W pracy jakoś się to toczyło, dałem radę. Potem szybko Hami, Dżuls i Nikoś, ale wracałem już na ostatnich nogach. Plecak ciężki jak piorun, a ja już miałem dość. Do tego chmury się zbierały i wieczorem spadła pierwsza wiosenna burza. Gosia oczywiście strategicznie zasnęła przed ogarnięciem małej, norma, najlepiej mieć w dupie, przecież poszła z nią na lody. A ja siedzę i kosmetyzuję Moko.  

czwartek, 12 kwietnia 2018

12.04.2018

Nawet udało mi się pospać do 6:30, młoda nie przylazła, a żona nie była inwazyjna... Pogoda nadal jak drut, zapowiadają srogie burze, ale nic z tego. Lekcje przeleciały szybko i bez większych problemów, poza tym, że niektórzy się wysypują z obozu z powodu tej próby predyspozycyjnej. Świetnie, Ewa ma w dupie, ja muszę świecić oczami. Po lekcjach poleciałem do rossmana i po browiec i odebrałem małą - znowu za wcześnie, bo po 8 godzinach ona chce się jeszcze bawić na placyku. Na szczęście wszyscy się szybko zwinęli i wróciliśmy do domu. Po obiedzie poszliśmy jeszcze na spacer, po czym mała padła. Kończę Moko i szlifuję - kolejna udana korektorka się trafiła...

środa, 11 kwietnia 2018

11.04.2018

Wyjścia na 8 do pracy niszczą, ledwo wstaję o tej 5:30, zwłaszcza, że młoda znów przylazła... Trzy lekcje minęły prędziutko, jeszcze musiałem tłumaczyć listy po niemiecku i angielsku dla Łukasza, on tam zginie marnie w tych Niemczech... Odebrałem paczkę z empiku, poleciałem oddać Hondę do zmiany oleju i opon, zrobiłem zakupy, po czym zaległem w domu na 2 godzinki. Robiłem poprawki na Moko i w sumie byłem już gotowy na Kubę, ale... ma zapalenie oskrzeli. Drugiego tez nie będzie. Świetnie, wydałem na samochód 300 zł, nie zarobiłem nic. Tylko jeszcze skoczyłem po kolejna paczkę do inposta - nie mogą jakoś razem, tylko cykają co jakiś czas... Poszedłem po młodą i musiałem zostać na 20 minut, bo na placu była Olga i Dawid. Ale od momentu odejścia do domu zaczęła się histeria. Że nie chce iść, że chce do domu, że coś tam... W domu nie było lepiej. Zanim zjadła obiad, to ryk niesamowity: pokarm, nie chce mi się jeść, pokarm mnie, bajeczkę... Zjadła, to jej się poprawiło na moment i że Gosia znowu zaległa strategicznie, to poszliśmy na godzinkę na spacer po Górcach. Na nieszczęście wywróciła się znowu i wszystko było ok, kiedy w domu zauważyła, że otarła kolano. Znowu wrzask, a jeszcze ma obite piszczele ratunku! Tak mnie zmęczyła, że szok. 

wtorek, 10 kwietnia 2018

10.04.2018

Pobudka o 4, młoda przylazła... Tak się kręciła, że po 20 minutach wyniosłem ją z powrotem do siebie. Rano dziewczyny wręczyły mi prezenty: etui na tablet i przygodę - pójdę do tunelu aerodynamicznego :) W pracy zaczęła Renata, a za nią składali i inni życzenia. Olaf przyniósł mi kasztanki, dzieciaki zrobiły laurkę, miło. Do tego masa życzeń na fb i w okolicach, odzywają się dawno nie widziane osoby, przyjemnie. W przerwie pojechałem odebrać płyty z poczty, kupiłem dzieciakom cukierki, ale zmęczyłem się lekcjami jak zwykle we wtorek. Jako, że Zosia odpadła chyba już na dobre, mam wolne. Miałem wrócić na piechotkę, ale żona nie mogła się doczekać, a poza tym zostawiła mi do wzięcia torbę z ciuchami, od której mało mi ręka nie odpadła... Wieczorem przyszła mama, wręczyła mi bon do empiku za 200 złych, zwariowała... Był torcik, były balony, był szampan, czterdziestka minęła... Wieczór standardowy, przerywany kolejnymi życzeniami.

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

09.04.2018

Nie wiem, kiedy młoda przylazła, ale przed szóstą poczułem kolana w nerkach i łokieć w głowie. Bosko. Musiałem pojechać do pracy sporo wcześniej, bo raz, że musiałem odebrać paczkę z preorderu, dwa, że miałem zastępstwo za Gosię, która prowadziła ten kiermasz dla odyseuszy. Wyszedłem sobie z nimi na dwór, piękna pogoda, sprawdziłem klasówki. Wiosna idzie, te dzieci jakieś nieznośne są strasznie... Lekcje przetrwałem, choć betony od Kingi dały popalić. Potem jeszcze dwoje zajęć, dość udanych i mogłem wrócić do domu. Dziewczyny zajmowały się chomikiem, wow! Wkurw mnie trafił w kuchni, bo przecież nie można nic umyć, tylko dobierać ciągle czyste rzeczy, a w kuchni nie ma się jak ruszyć... Szlag. Zbliżam się do końca Czerniakowa, jakoś mi to nieźle idzie... 

niedziela, 8 kwietnia 2018

08.04.2018

Ale mieliśmy dzień! Udało nam się wstać i dojechać punktualnie na spotkanie handlowe. Mieliśmy dostać odkurzacz, ale na zdjęciach był Electrolux, a w pudłach chińskie dziadostwo. Pani spojrzała na Kajkę, powiedziała, że dwóch godzin mała nie wytrzyma, wręczyła w prezencie komplet noży i... wyszliśmy :) Pojechaliśmy więc na Starówkę. Zaparkowałem na Mariensztacie i przeszliśmy sobie na rynek, wstąpiliśmy do Muzeum Warszawy - nowe jest super, Kaja brała udział w jakichś zajęciach, łaziliśmy po tym labiryncie, cudo. Potem spacer do Nowego Miasta, powrót bulwarami i w domu byliśmy o 15. Zrobiłem szybki obiad i wyszedłem jeszcze z młodą na rower i spacer przez Ulrychów i Jelonki. Była pełnia szczęścia, bo widzieliśmy po drodze trzy pociągi! Jak chodzimy sami na spacery, to jest tak spokojnie i wesoło - brakowało mi tych wspólnych wypadów, Bonnie & Clyde :)

sobota, 7 kwietnia 2018

07.04.2018

Co za dzień... Pobudka o 7:30, nie wiem po co... Młoda śpi jak zabita w tygodniu, w weekend się zrywa... Zanim się wybraliśmy, to było południe. Pojechaliśmy do Wola Parku na zakupy, wyszły 2,5 godziny i 200 złych. Super. Zrobiłem dość szybki obiad i wyszliśmy z młodą uczyć się na rowerze. Nie daję rady: jedzie wygięta w paragraf, ściąga ja na prawo, nie daję rady. Gosia też za nią latała, to samo. Spina się, gnie, szlag mnie trafia... Po pół godzinie zostawiliśmy rower i poszliśmy na spacer przez WAT. Po powrocie żona oczywiście taktycznie zasnęła o 19:30, więc znowu ja zostałem sam do zrobienia kolacji, syropków, wykąpania, umycia głowy, suszenia i czytania. Kolejny dzień. Wkurwia mnie to już, bo marzy jej się jeszcze jedno, chyba po to, żebym już w ogóle nie miał na nic czasu. Gotuję, robię zakupy, służę za szofera i jeszcze niańczę. Nie wspominając o pracy...

piątek, 6 kwietnia 2018

06.04.2018

Piękna wiosna się utrzymuje, choć dziś było zimno. Lekcje jakoś przetrwałem, w pracy grzmi wkurw o te akcje z Odyseuszami. Po co te kiermasze durne, nie zbiorą na to nawet 500 złych, i tak każdy mówi, że nie będzie sponsorował kilku osób... I słusznie, idiotyczny konkurs. Po szkole poleciałem zjeść i na zajęcia, w sumie byłem w domu o 19:30. W chałupie normalka: żona śpi, młoda w tablecie, w kuchni dziki pierdolnik. Znalazłem recenzję Marymontu, ogarniam skład Mokotowa, zabrakło mi czasu na 9 tom...

czwartek, 5 kwietnia 2018

05.04.2018

Dało nawet radę pospać, co się rzadko zdarza. Lekcje jakoś minęły w miarę szybko i przyjemnie. Łukasz szaleje, żeby umożliwić dzieciakom wyjazd do Niemiec na finał odysei, wszyscy wściekli, bo dyrekcja każe robić jakieś idiotyzmy, żeby zebrać kasę. Po pracy szybko poleciałem odebrać paczkę, kupić co trzeba i wrócić z młodą do domu. Na szczęście opieprzony ostatnio Kuba przyszedł na czas, więc zjadłem obiad. Piszę te miasto-ogród, jest nieźle. Tylko kasy ciągle brak :P

środa, 4 kwietnia 2018

04.04.2018

Młoda mnie obudziła o 3:30, przylazła o 5, Gosi budzik zadzwonił o 5:20, mój już nie zdążył, bo miałem dość i wstałem. Szlag. Po lekcjach, korzystając z pięknej wiosny i 20 stopni, poleciałem obejść z aparatem Wierzbno, co zajęło mi ze 2,5 godziny. Wróciłem przez  pocztę, odbierając paczki i jak dotarłem do domu, żona już była - oczywiście wisiała na telefonie... Poszliśmy na obiad do Sajgonu, odebrać moja miksturę i po Kajkę, którą pani Kinga dziś bardzo pochwaliła. Jeszcze skoczyliśmy z małą oddać hondę do Turbo, ale zapisali nas na przyszłą środę, bo nie ma miejsc... Ups. Zrobiłem Kubę, który oddał kasę zaległą, posuwam do przodu kolejny tom i bolą mnie zatoki.

wtorek, 3 kwietnia 2018

03.04.2018

Bez sensu, obudziłem się przed 7, młoda przylazła i już koniec był spania, bo o 7 zaczęła jęczeć, że głodna... Do tego żona mnie zdenerwowała, bo chciała iść do lidla po jakieś buty, ale wymyśliła, że mam jej tyłek podwieźć hondą. Rozpuściła się cholera. Foch. Dałem sobie spokój i się zgodziłem, więc zjadłem, ogarnąłem się i ubrałem, a ta... czyta. Wyszliśmy wreszcie po 11, zrobiliśmy zakupy. Wiosna przylazła, fajnie. Jeszcze poszedłem do biblioteki i spróbowałem zlecić komuś tę maść od dermatologa, ale przyjąć dali radę dopiero w piątej aptece, i to za kilka dni dopiero... Co też ta kobieta wymyśliła za specyfik? Zrobiłem obiad, ogarnęliśmy dom i przyszła mama. Posiedziała z godzinkę i ją odwiozłem do domu, dokupując cytryn. Jak wróciłem, to mała już spała, szok. Dostałem wypłatę, szału nie ma, prawdę mówiąc, pomimo zapewnień podwyżki. Opłacę wszystko i znowu na debet...

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

02.04.2018

Mokra pobudka nastąpiła o 8 i mimo, że nie rzucałem się w oczy i cichutko leżałem, to też mi się do stało. Po śniadaniu poszliśmy znowu do kościoła i wróciliśmy na... obiad. Mamo. Spakowaliśmy się i po 15 wsiedliśmy w hondę i w drogę do domu. Pogoda zrobiła się przyjemna - znaczy zimno i wieje, a rano sypało, ale po południu świeciło ładne słońce i można było mieć złudzenia, że idzie wiosna. Droga w porządku, dużo lepiej, niż Korsarzem... I nawet żona bardzo nie histeryzowała... W domu byliśmy chwilę po 18, czyli droga nie zajęła nam nawet 3 godzin - nieźle, jak na hamulec z tyłu... :P Dostaliśmy masę wałówy, chomik przeżył, teraz ja nadrabiam zaległości, a dziewczyny śpią. Wiosna idzie.   

niedziela, 1 kwietnia 2018

01.04.2018

Pobudka była mocno wczesna - wszyscy szli na rezurekcję, więc od 5 nie śpimy... Przez to wstaliśmy wcześniej i zdążyliśmy się ogarnąć. Teściu wkroczył do domu ze śpiewem na ustach, budząc Kajkę :) Po śniadaniu my poszliśmy do kościoła - rekord chyba tutejszy, 65 minut, ble... Po powrocie zostałem na moment na podwórku, pogadać z mamą, wracam, a tu zamknięte... Hania mi otworzyła, wchodzę ich opieprzyć, a tu... urodziny! Wow, był tort, dostałem książkę o Ursynowie, whisky i trzy flaszki wódki. Ballentainsa od razu otworzyłem, bo syfu nie lubię i biesiadowaliśmy sobie spokojnie. Wieczorem wpadli Sosnowscy i w sumie dzionek przeleciał...