czwartek, 31 grudnia 2015

31.12.2015

Zrobiła się piękna pogoda, choć mróz również przyszedł: dziś z -5. Gosi nie chciało się iść do CCC po kapcie dla młodej i wkładki dla siebie, to ja ochoczo poszedłem na spacer. Zrobiliśmy dwie sałatki, mięsko dla małej, kupiłem napoje i Sławek zlitował się nad nami i przyjechał po nas koło 20. Kajka wcześniej zaliczyła drzemkę, była nadzieja, że wytrzyma w miarę długo. Gosia chciała tańczyć, ale ja nie miałem wątpliwości, że będziemy siedzieć... i słusznie. Na miejscu, zamiast koleżanki z dwulatkiem, był znany mi już Paweł z zoną i swoim sześciolatkiem, dzieci wymieniły się prezentami, a my zasiedliśmy do biesiady. Było dobre, jak zwykle, dziewczyny wino, my drinki, lecieliśmy bardzo delikatnie. I tak mnie Dąbrowscy wkurzyli telefonem o 21, że Janek chce wysłać film, ale nie ma jak... Rany! Kajka znalazła wspólny język z Leonem, bawili się jak szaleni. O 12 wyszliśmy na pole popegieerowskie, spotkałem Pietkę, Kajka z zachwytem obserwowała, co się dzieje, było super. Siedzieliśmy do drugiej.  

środa, 30 grudnia 2015

30.12.2015

Pobudka znowu przez jakiś głuchy telefon nastąpiła o 8 - młoda i tak czekała na okazję zaczepki i pobudki. Po śniadaniu ruszyłem na zakupy, poleciałem na Śródmieście zrobić jedną z wycieczek - trochę poprawek było. Przy okazji wlazłem do empiku po prezent dla Leosia i płyty dla mnie. Jeszcze obiad u Turka, zakupy i jestem chyba -500 na koncie, super. Czekając na obiad, wstąpiłem do tego piwnego sklepu, miło mieć taki pod domem :)

wtorek, 29 grudnia 2015

29.12.2015

O 7 obudził mnie kurier - wreszcie walizka! Tylko czemu tak rano? Do 13 się pozbieraliśmy, zjedliśmy jakiś obiad na szybko i wreszcie wyruszyliśmy do domu - mądrzenie się teściowej już mnie mocno irytowało. W autobusie Kajka pod koniec zaczęła rozrabiać, po czym w Łomiankach... zasnęła. I oczywiście przy budzeniu była awantura. Wróciliśmy taksą, bo tyle tobołów mieliśmy, że szok. Pod blokiem odpadło mi kółko od zmęczonej życiem walizki, po czym przyszła nowa - taka na kilka lotów samolotem... Ogarnęliśmy, rozpakowaliśmy, łeb mnie rozbolał od tej podróży... Spokój, nareszcie w domu!

poniedziałek, 28 grudnia 2015

28.12.2015

Gosia poszła na spotkanie z Moniką, to my z teściem zabraliśmy młodą i skoczyliśmy nad Ukiel. Pięknie tam zrobili, połaziliśmy trochę, ale nie było zbyt przyjemnie - wiało i mżyło co jakiś czas. Wszystko było cudnie do samego końca, kiedy Kajka narobiła wrzasku, bo chciała grzebać w piaseczku. Ślicznym, mokrym i zimnym piaseczku. Histeria trwała z kwadrans, nie dało się jej wyłączyć. Wreszcie, kiedy jechaliśmy na Stare Miasto, zasnęła. W sklepie dostała bułę i już było ok. Poczekaliśmy na Gosię w labiryncie na Targu Rybnym i wróciliśmy do domu. Reszta dnia minęła spokojnie, Kajka siedzi u Huberta i jest święty spokój.  

niedziela, 27 grudnia 2015

27.12.2015

Pogoda ciągle jest gówniana i mokra, zupełnie niezimowa. W kościele (święta się skończyły, ale dziś niedziela...) spotkaliśmy Kazika i Mirkę, więc poszliśmy do nich na kawę i ciasto. Po obiedzie wreszcie wypadło się nam ruszyć. Teść chciał przejechać się nowymi tramwajami, bo do końca roku są za darmo, ale... Nie jeżdżą. Dzięki temu nie pojechaliśmy na Jaroty do Kaśki, tylko połaziliśmy po starówce i wróciliśmy. Nareszcie wyszliśmy z chałupy!

sobota, 26 grudnia 2015

26.12.2015

Teść mocno rano cierpiał, więc mamę odwiozłem na autobus ja - teść tylko towarzyszył. Wróciliśmy i okazało się, że przyjeżdża Gdańsk - wczorajsza awantura o wpraszanie się gdziekolwiek była niepotrzebna, bo w związku z tym, siedzieliśmy w domu. I dobrze, nie lubię szwendać się po nieswoich ciotkach. Taka z tego korzyść, że nikt mnie po kościołach nie ciągał, bo nie zdążyliśmy.

piątek, 25 grudnia 2015

25.12.2015

Po śniadaniu nie mogłem się wywinąć od kościoła - na szczęście proboszcz wyrabia się tam w 35 minut. No a potem... Rocznica teściów, czyli obżarstwo i opilstwo. Byli goście, teść się ubzdryngolił dość konkretnie, ja nie bardzo, bo Łukasz polewał Ballantinesa.... Nie lubię, więc ładowałem dużo koli, mało trunku.

czwartek, 24 grudnia 2015

24.12.2015

Czas się bardzo dłużył, bo w sumie wszystko było zrobione i czekaliśmy tylko do 16:30 na rozpoczęcie. Prezentów nie było pod choinką, bo Łukasz chciał przebrać się za Mikołaja, więc dzieciaki nie szalały, niepewne, czy będą paczki. Przyszedł wreszcie, Kajka od razu powiedziała 'to Łukasz!', nie dała się wkręcić :) Prezentów było dość dużo, choć skromne - pasek do spodni (sam sobie kupiłem...), płyn po goleniu (kończy mi się), książka kucharska (fajnie), płyn pod prysznic, wino i trochę słodyczy - marcepan, ble. Miło i sympatycznie.Większość poszła na pasterkę, my spać.

środa, 23 grudnia 2015

23.12.2015

Jakoś się wyrobiliśmy na autobus, podjechaliśmy taksą i zajęliśmy miejsca. Mama się nieco spóźniała - o tyle dziwne, że zawsze przybywa sporo przed czasem. Niunie w dyspozytorni taksówek zapomniały wysłać wozu... Ale ok, dobrnęła. Przelecieliśmy bardzo szybko, w sumie trzy godzinki i już. Teść nas odebrał i zawiózł do chałupy. Trochę było roboty z przygotowaniami, ale z drugiej strony niewiele, tyle, że pomogłem Łukaszowi wnieść sofę do domu. Przy okazji wywiązała się awantura, bo panowie zażądali 20 złych za zniesienie kanapy z ciężarówki na podjazd. Jaja. 

wtorek, 22 grudnia 2015

22.12.2015

Jak szliśmy do przedszkola, coś się działo przy przystanku - okazało się, że wpadła kobita pod tramwaj, lazła przez tory pięćdziesiąt metrów od przejścia. To sobie skróciła... Nie zdążyłem nacieszyć się wolnym porankiem, kiedy zadzwonił telefon, żebym skombinował jakiś stroik na imieniny Ewy, to musiałem ze 20 minut wcześniej wyjść i nabyłem wiechcia - podobno przepiękny :) Lekcje ulgowe, wszystko ok, wigilia na przerwie przeleciała... Po lekcjach zostałem na wigilii klasowej - było nawet fajnie, poza kilkoma sztukami, robiącymi wszystko na opak... Ale był tata-Mikołaj i wyszło naprawdę dobrze. Skoczyłem jeszcze na pocztę - paczka na szczęście czekała i nie muszę się stresować, że wróci. W domu pełen szał: ciasta, pakowanie, prasowanie... Przez to musiałem zmywać i robić szarlotkę i oczywiście idziemy spać grubo za późno...

poniedziałek, 21 grudnia 2015

21.12.2015

Oj, jaki przyjemny dzień! Po odprowadzeniu młodej do przedszkola, wyszedłem z domu dopiero koło 11 - nie miałem trzech pierwszych godzin! Super. Zrobiłem trzy pozostałe i było ok, skoczyłem do centrum, ale paki jeszcze nie ma, zjadłem obiad i wróciłem sobie do domu. Maja dziś przyszła wyjątkowo, przynajmniej zarobiłem...

niedziela, 20 grudnia 2015

20.12.2015

Próbowałem się wyspać, ale mała wyspała się dużo szybciej, niż ja... Wstałem więc, kiedy zaczęła po mnie skakać, zjadłem śniadanie, zrobiłem obiad z tego tamaryndowca (średni) i poszedłem na spacer z Kajką. Zrobiliśmy małą rundkę dookoła trasy, korzystając ze ślicznej pogody. Trafiliśmy na pociąg, a kiedy zaczęła jęczeć o barana, wróciliśmy. I poszedłem kupić sobie prezent. Piłkarki ręczne żenująco przegrały medal, skończyłem pisać Solec i jest ok. 

sobota, 19 grudnia 2015

19.12.2015

Wstałem jakiś przymulony... I zanim się wydobyliśmy z domu, było po 13. Poszliśmy po choinkę, na spacer i do sklepów, po czym Gosia załatwiła obiad w Lotosie i zjedliśmy w chałupie gotowiznę. Żona rzuciła się w wir sprzątania, ustawiliśmy choinkę i dzień przeleciał nie wiadomo kiedy. Mam taką wenę na przewodnik, że siedzę i dłubię. U mamy gorzej, bo babcia ma zapalenie płuc i pewnie z tego nie wyjdzie...

piątek, 18 grudnia 2015

18.12.2015

O mamo... Musiałem iść do pracy niemal godzinę wcześniej, bo z uwagi na szkolenie, mieliśmy skrócone lekcje. Poszło bardzo szybko, włącznie z zastępstwem. Wysłałem resztę kasy za hotel (to 1/3 całości, jakiś dramat), dałem przewodnik Ewie i przyszedł czas na szkolenie. Pięć godzin upierdliwego siedzenia, myślałem, że zniosę jajo z kolcami. Dramat, tyle straconego czasu! Wracając, zajrzałem do Das Bier i chciałem zamówić pizzę, ale TeleKapcia akurat remontują i musiałem zadzwonić. Szlag mnie trafił, bo zajęło mi to kolejną godzinę, a już mnie skręcało - zjadłem obiad o 20. Młoda poszła spać, więc pora na relaksacyjny browarek :)

czwartek, 17 grudnia 2015

17.12.2015

Taki dzień :) Wstałem sporo wcześniej, niż normalnie i pojechałem na Stokłosy na konkurs - byłem na styk, ale nie miało to większego znaczenia. Siedziałem w składzie jury przez 5 godzin, obserwując żałosne próby zadziwienia jury swoim talentem - piosenka i drama świąteczna to chyba nie ten temat, bo większość wyglądała, jakby przyszła na spontanie. Gdyby nie żarty żarciki, byłoby strasznie... Po imprezie spotkałem się z Kubą i odebrałem 10 sztuk przewodnika. Zjadłem obiad wraz z nim, pogadaliśmy nieco i wróciłem do domu - nieco okrężnie. Doszedłem na piechotę na Służew, wysiadłem na moment na pocztę i wróciłem do domu. Kajka dostała tort owocowy (zachwycona!) i prezent, Gosia miała jeszcze zajęcia i koniec. 

środa, 16 grudnia 2015

16.12.2015

Wreszcie zabrał (mam nadzieję!) te paczki, choć wyznam, że takiego kuriera idioty dawno nie spotkałem - tak naprawdę nigdy... A co się nastękał i ponarzekał, że musi aż 4 paczki zabrać... Lekcje minęły dziś wyjątkowo spokojnie, moich było siedem osób, reszta na zawodach. Chcieliśmy im kibicować, ale... właśnie skończyli. Przyszła do mnie paczka z Anglii - szkoda, że w środku list tytułowany Dear Maurizio! Świetnie :P Przygotowałem na jutro testy i zadania, po lekcjach dwa dodatkowe i wróciłem do domu. Prosto na mecz: Polski wygrały z Rosją w piłkę ręczną i weszły do półfinałów, szok trochę :)

wtorek, 15 grudnia 2015

15.12.2015

Ale dzień, niech to... Obudziła mnie żona z pytaniem, czy wiem, że mam zastępstwo na drugiej godzinie. A ja zaczynam od czwartej i nic nie wiem... Ok, załatwiłem zmianę. Młoda poszła do przedszkola, ja pojechałem do pracy i się zaczęło. Po dwóch godzinach zadzwonił kurier, okazało się, że 10 paczek to on nie weźmie, bo papierki trzeba robić itd, a odbiorca jest na Bielanach. Wszystko pomylone, szlag mnie trafił. Zostawiłem dzieci, zacząłem latać za pudłami, udało mi się znaleźć trochę i zmieściłem wszystko w czterech paczkach, ufff. Wyrobiłem się akurat na 14:30, wyleciałem jak z procy, zahaczyłem o czeczeński bar i dotarłem wcześniej na jasełka. Urocze przedstawienie, ubaw czasem po pachy, niektórych zupełnie się nie dało zrozumieć :) Wróciliśmy, to jeszcze poszedłem na zakupy, mam dość. I teraz jeszcze Gosia wymawia mi ten konkurs w czwartek, że to przecież urodziny młodej i jak to, że o której ja wrócę, bo ona przecież ma jeszcze korepetycje o 18:30 (!!!!), więc spędźmy ten dzień razem, bo to urodziny. To ja mam się streszczać, bo ona ma korepetycje. Dobrze wiem, że jest wściekła na to, że musi odprowadzić młodą do przedszkola rano, naprawdę koszmar! Sama ostatnio wracała nawet po zaśnięciu Kajki, wybywała na masaż na pół dnia, a to ja jestem zły, bo idę na konkurs i wrócę wcześniej, niż normalnie. Paranoja.   

poniedziałek, 14 grudnia 2015

14.12.2015

Ledwo wstałem... Wcześnie jakoś trzeba bez tego samochodu... Ale dojechałem do pracy dość wcześnie, załatwiłem sobie jeszcze rozmowę z Agatą i delegację na czwartek. Zrobiłem te wszystkie lekcje, przed wychowawczą chciałem przygotować paczki dla poznaniaków, ale... zniknęły. Szok. Okazało się, że otworzyła je ekipa robiąca pomoc dla Szymonowa i zwinęli wszystko. Trochę się dziwili, po co dzieciom śledzie, czy farba do włosów, ale nie wpłynęło to na działanie. A Marta patrzyła na to i nic, choć wiedziała, że to moje, szlag. Na szczęście udało się wszystko uratować. Po lekcjach skoczyłem do centrum po paczkę i na obiad i wróciłem. Maja miała być - znowu jej nie było, bzdura jakaś. 

niedziela, 13 grudnia 2015

13.12.2015

Pobudka znowu przed ósmą, straszliwie mnie w nocy piekły plecy - Gosia nie żałowała maści! W zasadzie nic mi już nie jest, wczoraj zszedł mi nos - mam zupełnie nowy, jak po operacji :) Żona mnie zaczyna irytować, bo znowu czytała całe przedpołudnie, na 13 poszła do kościoła i sklepu, po obiedzie poszła spać. Kurwa, znowu obiad, niańczenie dziecka i inne roboty domowe. Tym bardziej, że młoda mnie cały dzień męczy, chwili spokoju nie ma. Dałem radę obejrzeć skoki - Stoch 6., reszta w okolicach 20., no i finał Master Chefa, który wygrał Damian - i dobrze. Czuję się już normalnie, więc otworzyłem browek, który czekał na mnie półtora tygodnia :)

sobota, 12 grudnia 2015

12.12.2015

Miałem odpoczywać i się kurować, kurde... Gosia pojechała o 10 na masaż, wróciła po 15, bo sobie na zakupy pojechała jeszcze, a ja? Zrobiłem rosół i obiad, pozmywałem, bawiłem młodą, słuchałem muzy... Jakoś zleciało. Żona, ledwie wróciła, zjadła i... poszła spać. Kurwa. To ja jestem chory! Użyłem jak pies w studni. Wieczorkiem było losowanie grup na ME - całkiem nieźle wyszło. Piszę przewodnik. Jutro będę zdrowy :)

piątek, 11 grudnia 2015

11.12.2015

Jak wstałem, nie było źle. Tyle, że młoda znowu jest jakaś awanturna, znowu podniosła na mnie rękę, źle się to skończy. Poszła do przedszkola, ja ogarnąłem parę rzeczy i przy wyjściu z domu rozszalały się telefony, przez co ledwo się wyrobiłem. Dwie lekcje jak z bicza strzelił, szybki spacer do Nikodema, kurs na pocztę i na obiad, gdzie mnie w Dominosie chcieli oszukać, dając oliwki jako czekadło, a potem każąc za nie płacić - nigdy więcej! Wróciłem przez Akademię, nabywając podręczniki i wróciłem do chałupy, już ledwo ciepły. Nos mnie boli w środku i na zewnątrz, kaszlę lekko, mam dość. A jeszcze jak mam młodą karmić, dostaję szału. Koniec, nie będę dziecka trzyletniego karmił, nie będzie żarła, będzie głodna, w końcu umie posługiwać się łyżką i widelcem. Ufffff. Wieczór spędzam przy przewodniku, miło. 

czwartek, 10 grudnia 2015

12.10.2015

Ciężko, przeziębienie mnie zabija. Ruszyliśmy razem do pracy, tam udało mi się przeżyć wszystkie lekcje (no, pływaków nie było), załatwić co trzeba i wróciliśmy razem, odebrać młodą. Poszliśmy na obiad do Lotusa, po czym Gosia pojechała na uniwerek, a ja z młodą do sklepu i do domu. Ta, chyba głodna, bo zrobiła wściekłą awanturę w temacie takim, że wejście do sklepu jest nie tam, gdzie powinno... Ryczała jak dzika. Zjadła zupę i jej przeszło, ja za to odpłynąłem... Jak się pozbierałem, to ulepiłem jej kotleciki i nakarmiłem, na szczęście przyszła Gosia, to ją razem ogarnęliśmy, bo ja już sił nie mam. Jeszcze tylko awantura o zdjęcie bluzki i spokój. Kaszlę.

środa, 9 grudnia 2015

09.12.2015

Nawet się rano nieźle czułem. Odprowadziłem młodą i pojechałem do pracy. Ruszyliśmy do Reemilandu i tam dzieciaki miały pięć godzin ubawu: labirynty, bazy, dyskoteka, laserball, kino 6D... Nie chcieli wracać. No i żarcie. Sam spróbowałem tego lasera, świetnie się gra, tylko zmachałem się straszliwie. Wróciliśmy na 4-tą, usiadłem do komputera, bo co z tego, że zrobiłem ładnie oceny, jak internet w szkole padł i musiałem pisać od nowa, super. Zebranie przeszło miło i w miarę szybko, tylko paczek zapomniałem zabezpieczyć... Może ich nikt do 9:30 nie ruszy... W domu byłem ok 20, zwolniłem mamę, młodą nakarmiłem, wykąpałem i położyłem spać i padam, nie dość, że zmęczony, to jeszcze katar męczy tragicznie.  

wtorek, 8 grudnia 2015

08.12.2015

Wstaliśmy z młodą nieco przed budzikiem i ładnie się wyrobiliśmy. Miałem czas na trochę pisania i słuchania, lubię tak. Lekcje minęły szybko, w czasie okienka załatwiłem milion spraw, a najbardziej wściekła mnie Zosia, bo ten przelew za hotel oczywiście nie poszedł, cholera! Gdybym się nie zapytał, to by nie powiedziała! Po lekcjach, choć przeszło mi gardło, zacząłem odczuwać coraz gorsze przeziębienie. Na kółku były dwie osoby, zamiast wysłać ich do diabła, pojechaliśmy do muzeum karykatury, obejrzeć Tytusa - no dobra, sam chciałem... Ale miałem serdecznie dość i wróciliśmy szybciej, a ja ruszyłem w coraz gorszym stanie odebrać paczkę z inposta i kupić jakieś wspomagacze zdrowotne. Jak wróciłem, dziewczyny jeszcze siedziały u alergologa, przygotowałem się na zebranie i umieram na katar. 

poniedziałek, 7 grudnia 2015

07.12.2015

Boli mnie gardło, niech to szlag. Kajka przylazła o 4 i przez półtorej godziny się kręciła i drapała, myślałem, że mnie utłucze. Spałem ze trzy, świetnie. Odprowadziłem ją wreszcie do przedszkola i ruszyłem komunikacją do pracy. Jakoś dużo roboty, po lekcjach nie zdążyłem nic zjeść, bo od razu rada - dobrze, że moi mieli mikołajki, to coś tam skubnąłem z ciastek i nie umarłem z głodu. W ogóle afera z tymi mikołajkami, bo okazało się, że Amelka ma dwa prezenty, a Amek żadnego - jak to się stało, nie wiem. Zamąciłem, coś dodałem, tam ująłem i poszło, wszyscy coś dostali, uffff... Z rady się urwałem i poleciałem do Asi i wracając pomyślałem, głodny jak cholera, że wdepnę do makdonalda coś wcisnąć na szybko. A tu remont... To polazłem do naleśnika, a co. Wieczorem znów dostałem weny i napisałem sporo.

niedziela, 6 grudnia 2015

06.12.2015

Piękna pogoda na zewnątrz, to siedzieliśmy w chałupie, bo przecież obie chore. Zrobiłem niezły obiad (nie chwaląc się oczywiście), przygotowałem parę rzeczy do pracy i w zasadzie przeminęło. Miałem jechać po Korsarza, ale nie chciało mi się, to siedziałem. 

sobota, 5 grudnia 2015

05.12.2015

Nie jest dobrze. Pobudka już o 7 i potem w biegu - po śniadaniu sklep (na piechotę, bo przecież Korsarz zdechł) i zakupy. Wróciłem za zajęcia Gosi, zrobiłem obiad zjedliśmy i okazało się, że jest już 16. Gardło mnie boli, tragedia. Zacząłem padać, młoda mnie maltretowała zabawą, aż wreszcie położyłem ją spać - znowu sam, bo żona zaczyna od tygodnia umierać tuż przed kąpielą i wszystko robię ja. Obrobiłem sporo papierkowej roboty, mailingu itp.

piątek, 4 grudnia 2015

04.12.2015

Za dużo rzeczy miałem dziś załatwić. Wyszedłem wcześniej, bo przedszkole, bo książkę dla Gosi - zamówiłem kalendarz, nie opłaciłem przedszkola, a biblioteka od 10. Kurde. W drodze do pracy, na szczęście pod sam koniec, Korsarz odmówił współpracy i zdechł. Po lekcjach nie zdołałem go odpalić i chyba dałem spokój. Poszedłem na piechotę do Nikodema, zjadłem obiad, odebrałem paczki z poczty i zakupiłem pakiet w empiku i wróciłem komunikacją, zahaczając o bibliotekę i przedszkole. Nie mam siły, aż wyskoczyłem po browka.

czwartek, 3 grudnia 2015

03.12.2015

Młoda przylazła po 4 i mnie skopała kilkakrotnie, ledwo wstałem. Pojechałem do pracy, udało się bezboleśnie zrobić wszystkie lekcje, tym bardziej, że w mojej były warsztaty z panią z Sudanu. Oczywiście pomyliłem coś na rachunku, więc musiałem znowu lecieć do urzędu... Studentka była na jednej godzinie, jakaś taka bardziej uśmiechnięta dziś. Polazłem na spacer na obiad i wróciłem na fotokoło - coraz więcej ich przyłazi...

środa, 2 grudnia 2015

02.12.2015

Miałem iść po wyniki badań Gosi, to wstałem przed 7 - powiedziała, że sama sobie pójdzie, bo zajrzy jeszcze do lekarza. Godzinę wcześniej wstałem! Lekcje przeszły szybko, studentka była na jednej. Wyszło mi z moimi bardzo, opowiadałem o Afryce, strasznie się wciągnęli :) Zaniosłem papierki do dzielnicy, zjadłem obiad, odbębniłem lekcje i wróciłem - skończyłem czwarty spacer!

wtorek, 1 grudnia 2015

01.12.2015

Miałem nadzieję się wyspać, ale pobudka nastąpiła o 6:20 - przyszedł sms do Gosi... szlag. Zaraz potem było siku, chwilę później pobudka Gosi na badania i tyle ze spania. Na szczęście miałem tylko dwie lekcje, przyszła jakaś studentka na jedną... Wyszedłem z pracy wcześniej, skoczyłem do dbfo, aby opłacić hotel - będzie ciężko... Zjadłem obiad i zaczęło lać, więc zamiast iść na wycieczkę, siedziałem z nimi w sali, strasznie mnie wkurzali. Piszę przewodnik, ma się czwarty spacer ku końcowi.