niedziela, 31 grudnia 2017

31.12.2017

Rano jeszcze miałem zajęcia z Kubą - ale dzięki temu ominęła mnie wizyta w kościele. Potem zaczęło się szykowanie do Sylwestra. Sałatki, pierdółki, wszystko na stół, ostatnie wizyty w sklepie... Naszukałem się trochę malutkiego szampana, bo nikt nie chciał go pić :P Ale znalazłem w ostatnim sklepie pod ręką. Trochę pooswajaliśmy chomika i jakoś czas minął. Wreszcie zaczęła się impreza - Kajka szalała i bawiła się do 23, kiedy po prostu padła. Mieliśmy iść na kładkę, ale nie obudziły jej nawet eksplozje na podwórku. Kamień. To był niezły rok, oby kolejny też był dobry!

sobota, 30 grudnia 2017

30.12.2017

Młoda przyleciała jakoś w nocy, ale nie ogarnąłem. Dopiero rano, jak się zaczęła rozpychać... Obie wstały o 8 radosne, a mnie oczywiście pospać i powylegiwać się nie dano :) Próbowaliśmy się zaprzyjaźnić z chomikiem, ale bardzo jest zestresowany... Milutki, ale widać, że się boi. Po zajęciach Gosi poszliśmy na spacer i do sklepu, zakupić cokolwiek na sylwka - jeszcze Sławki próbowali nas wyciągnąć do Sierścia, ale nie jedziemy. Nie. Z lekkim żalem, ale nadal nie. Miał przyjść Kuba, ale będzie może jutro... Za to przyszedł inny Kuba do Gosi, ja zrobiłem obiad i oglądałem skoki: ale konkurs! Pierwszy Stoch, trzeci Kubacki, piąty Hula! Wprawdzie Kot awansował drugim skokiem na 15, ale Żyła wypadł z pierwszej 10 na 25 miejsce, słabo... Po konkursie pojechałem do kerfjura po zakupy ostateczne i jutro mamy koniec roku. Wow, ale szybko!

piątek, 29 grudnia 2017

29.12.2017

Pobudka niechcący nastąpiła przed 8, w sumie nawet nie wiem czemu. Gosia odwaliła zajęcia z Michałem, my sobie złożyliśmy koniowóz z Lego, które młoda dostała od Lelona i w sumie gotowi byliśmy udać się po CHOMIKA. Wychodzenie z domu Gosi zajęło półtorej godziny, ale wyszliśmy wreszcie. Poszliśmy pieszo do Wola Parku, ale tam nie było chomików dżungarskich. No to poszliśmy do Tesco - tam w pierwszym sklepie pani chciała nas zjeść, że szukamy tu żywych zwierząt, bo one cierpią. Najlepiej szukać żywych chomików w Kazachstanie. Idiotka. Kupiliśmy kilka sklepów dalej. Piękna, trzytygodniowa Mimi została naszym zwierzakiem domowym. Jaranie niesłychane, chomiczek milusi i żwawy, lepszy niż telewizor. Przebrnęliśmy jeszcze przez Kubę, Kaja z Gosią wpatrywały się w chomika dobrą godzinę, podkarmiając ją jabłuszkiem i bananem. Komedia :) Tak. Mamy chomika.     

czwartek, 28 grudnia 2017

28.12.2017

Dostaliśmy tyle żarcia, że ledwo to doniosłem do Radexa. Pomijam wielką torbę prezentów... Kajki. Mamo. Tym samym autobusem wracali Ewa z Mirko do Włoch (znaczy do Modlina najpierw), więc podróż upłynęła Gosi na gadaniu z Ewą, mi na gadaniu z Mirko, a Kai na zabawie z Julką - choć początek był trudny. Szybko w sumie dojechaliśmy, jakoś dotelepałem się do przystanku z tymi wielkimi bagażami, a Kajka zaczęła marudzić, co strasznie było męczące. Po powrocie skoczyłem do nowiutkiej biedry, częściowo się rozpakowaliśmy i uzupełniłem zaległości majlowo-wpisowe.

środa, 27 grudnia 2017

27.12.2017

Cała wizyta w Olsztynie podporządkowana była temu wydarzeniu: spotkanie hufca Gosi po 15 latach. Podobno z rodzinami. No to pojechaliśmy razem, Aniela dała nam swoją renówkę i pofrunęliśmy. Fatalny pomysł. Półtorej godziny stałem jak kołek pod ścianą, bo starzy znajomi zajęli się sobą, dzieci sobą, a niedobitki małżeńskie, zaciągnięte tu siłą, snuły się po pomieszczeniach z wyrazem cierpienia na twarzach... Zerwałem się na spacer, połaziłem trochę po Olsztynie, ale dwie godzinki to mało i wegetowałem z nudów na miejscu jeszcze dobre półtorej. Beznadzieja. Wróciliśmy dopiero koło 21. Ostatni raz...

wtorek, 26 grudnia 2017

26.12.2017

Wreszcie zaznaliśmy nieco spokoju... Oczywiście trzeba było iść do kościoła, czego mam już serdecznie dość... Odwieźliśmy moją mamę na autobus i odprawiliśmy ją i wróciliśmy. Nawet udało się nam pójść na spacer, choć zimno strasznie się zrobiło. Delikatnie drinkując, dociągnęliśmy do wieczora. Wreszcie spokój.

poniedziałek, 25 grudnia 2017

25.12.2017

Żarcia jest tyle, że szok. Dziś rocznica teściów, więc od rana goście. Przyjechał Gdańsk, przyjechały różne ciotki i w sumie jak usiedliśmy o 12, skończyło się koło 22... Ja już padałem, tym bardziej, że zmęczyliśmy dwie flaszki w trzech na przestrzeni czasu. Kajka dostała tysiąc nowych rzeczy - ciekawe, jak my z tym wrócimy? 

niedziela, 24 grudnia 2017

24.12.2017

Poszliśmy rano do kościoła, nie da się uniknąć... Potem jeszcze do 16:30 przygotowania, cichaczowe umieszczanie prezentów pod choinką i... wreszcie wigilia. Ja głodny, dzieciaki raczej spragnione prezentów. Kajka dostała zatrzęsienie, aż Hubert był zazdrosny :) Ja dostałem dwie pary zamówionych gaci, balsam po goleniu, zestaw kosmetyczny, dwie książki kucharskie, no i słuchawki. Skończyło się wcześnie, oglądaliśmy tv i tyle.Po wigilii...

sobota, 23 grudnia 2017

23.12.2017

Ledwo podniosłem się o 5... Gosia przedrzemała do 5:30, ale i tak spokojnie zdążyliśmy. Mama spanikowana czekała przez dworcem, ale wszystko dobrze poszło. Jazda spokojna, dojechaliśmy do Jonkowa i od razu do roboty: sałatki, pierdoły itp. Walnęliśmy z teściem po piwku, przygotowaliśmy nam sypialnię - jest tylko error, bo drzwi muszą być otwarte i jeździmy z fotelami po chałupie...

piątek, 22 grudnia 2017

22.12.2017

Dzień na dobicie... Do pracy pojechałem godzinę wcześniej, bo oczywiście zastępstwo, zatem miałem siedem godzin. Ale że sporej ilości ludzi nie było (w jednej grupie tylko cztery osoby!), to zrobiłem zlewkę i nie przeprowadziłem wielu lekcji... Trudno. Po lekcjach zjadłem pizzę, odwaliłem Dżulsa i pojechałem po drugą paczkę, która do środy nie przyszła. Wróciłem przez sklep i nabyłem sobie piwa na wszelki wypadek, odświeżyłem się i polecieliśmy do Dziubków. Byliśmy pierwsi, ale lud zaczął się schodzić, więc impreza nabrała rozmachu. Mieliśmy wrócić po godzinie - dwóch, ale... byliśmy po pierwszej. A pobudka o 5tej... Odwieźli nas Diabłowie - w sumie było bardzo fajnie. 

czwartek, 21 grudnia 2017

21.12.2017

Ledwo wstałem - jakimś cudem nie włączyłem dobrze budzika i obudziłem się o 8:45. Na szczęście zdążyłem. Miałem tylko wydrukować test, ale... na górze Renata robiła aktualizację systemu, a na dole jakaś idiotka wstawiła do druku całą książkę i poszła. Test wydrukowałem w sekretariacie... Lekcje minęły szybko, moi się uwinęli pięknie z wigilią, brawo. Szkoda, że na jasełkach odpieprzali wianki. Wróciłem przez sklep i zjadłem obiad, Kuba odwołał zajęcia, więc miałem wolne. Ledwo ciągnę, a Marta dała mi jeszcze na jutro zastępstwo... Siedem godzin. Mam już dość i reaguję agresywnie na przejawy aktywności, a żona, siedząc w domu, wyraźnie się nudzi. Zwariuję tu.

środa, 20 grudnia 2017

20.12.2017

Przespałem noc jak zabity - szkoda, że tylko do 6, wychodziłem, jak dziewczyny jeszcze spały. Meh. Lekcje minęły szybko, żaden problem. Potem poszedłem zrobić z siebie idiotę (znowu) w dbfo z tą idiotyczną tabelką - oczywiście one powinny być w pracy, ale nikt tego nie ogarnął (nikt vide Ewa). Potem pojechałem do Galerii Północnej po prezent dla Leona, ale oczywiście żona zaczęła dzwonić, żebym wracał natychmiast, bo przecież ona musi iść na bazarek! Kurwa, znowu rzuć wszystko, bo ona musi kupić rajstopki. Ja pierdolę. Naturalnie wróciłem, zjadłem obiad i w zasadzie spóźniłem się na początek pracowej wigilii - niestety na opłatek zdążyłem, nie lubię. Po godzinie zmyłem się po angielsku, skoczyłem po paczkę na pocztę i wróciłem. Młoda zrobiła przy zasypianiu jakąś histerię, że ona nie umie spać - co to ma być? Mam dość. 

wtorek, 19 grudnia 2017

19.12.2017

Co za zjebany dzień... Zaczęło się od tego, że żona siedziała do 1 z czymś. Oczywiście światło włączone cały czas, więc spanie słabe. O 2 przyszła młoda, pół godziny później zaczęło się rzyganie. Oczywiście daj miskę, wypłucz pościel, bo się zwraca i tak się rozbudziłem, że dziewczyny spały, a ja zapałki w oczach do 4. No a w pracy siedziałem do 16:10 - wraz z zastępstwami miałem 8 godzin ciurkiem! To powinno być zakazane. I jeszcze moi znowu narozrabiali... Kurna. Zośka znowu odwołała zajęcia w ostatnim momencie, Kubów obu nie będzie... Król Jagiełło kasy nie przysłał... W domu mała mnie męczyła, a ja zasypiałem na siedząco. Muszę iść spać...

poniedziałek, 18 grudnia 2017

18.12.2017

Mgła i smog dziś nieziemskie. Kasa nadal nie przyszła, a ja już -500... W pracy przeżyłem te pięć lekcji - w tym jedną podwójną, bo mi Marta sprzedała. Agnes nie ma, trza za nią robić. Żony nie ma, też. Pozałatwiałem rzeczy, ogarnąłem lekcje, poleciałem do Pauliny, zjadłem w locie lawasza - i tu spotkałem Iwo, a na deser został kipiący szczęściem Nikoś, który znowu wpadł za Jonatana tym razem. Zahaczyłem jeszcze o bibliotekę i oddałem spóźnione o 3 dni książki i siedzę. Dobrze mi Wierzbno idzie, ale na jutro mam zastępstwa i 8 lekcji - szlag by to trafił!

niedziela, 17 grudnia 2017

17.12.2017

Się rypło. Mała przylazła w nocy, że boli ją policzek - okazało się, że to ucho i trzeba było iść do lekarza. Gosia poleciała na masaż, więc dwie godziny na Czumy siedziałem z nią ja - żona przyszła dopiero niejako na gotowe, bo spędziła tam niecałą godzinę. A i tak była konserwacja strony zus, więc po obiedzie musiałem lecieć po jej zwolnienie i się tłumaczyć awanturującym się w kolejce ludziom. obiad znowu wyszedł niezły, mama nie przyszła, bo źle się czuła ciśnieniowo i na serce, a Kajka ściska swoją urodzinową klatkę dla chomika niczym artefakt. Śmiesznie. Nasi skaczą różnie, nawet nieźle, Stoch był drugi, ale reszta po kolei nieco dalej. Nie chce mi się.

sobota, 16 grudnia 2017

16.12.2017

Można się było wyspać choć trochę, ufff... Młoda lekko podziębiona, więc została w domu. Ja za to na zakupy, bo mama się zapowiedziała, więc wydałem znowu 350 złych: żarówki, żarcie... Damn. Zrobiłem niezły obiad, choć go było jakoś mało.... Głodny. Dziewczyny ubrały choinkę, bo Gosia poleciała do sklepu po swoje rzeczy i przytargała drzewko. Młoda się jara jak dzika :) A Gosia wieczorem pakowała prezenty, żeby Kajka nie widziała.  

piątek, 15 grudnia 2017

15.12.2017

Poleciałem na Ursynów na 8:15 - w tym roku się nie spóźniłem. Tym razem w jury konkursu była Gośka zamiast Kaśki. Jak zwykle poziom niektórych był straszny, ale coś udało się wybrać. Nasi z Paulina wypadli przyzwoicie - mają 3-cie miejsce. Skończyliśmy nieco po 12 i pomimo siąpiącego deszczu przeleciałem Pole Mokotowskie do końca. Potem zajrzałem do Music Fan - nie wiem, po co, bo znowu kupiłem jakieś płyty... A do tego Kangur mi przysłał swoją... Zjadłem u Cioteczki Tu, pojechałem do Dżulsa i Nikodema i wreszcie wróciłem do domu... Ufff. Zmęczenie...

czwartek, 14 grudnia 2017

14.12.2017

Odprowadziłem młodą i zaczęło sypać - długo się nie utrzymało, ale rano było fajnie. Popisałem nieco Moko i pojechałem do pracy.Trochę byłem zdegustowany, że nie idę na przedstawienie z klasą, ale przynajmniej miałem okienko. Dałem Ewie Żoli, wydawała się zadowolona :) Zamiast anglika i infy zrobiłem im godzinę wychowawczą, załatwiłem sprawę z papierosami, załatwiłem Werę, Polę i Olę, ogólnie poradnia psycho... Aż dwie lekcje mi minęły na robieniu ważnych rozmów. Ufff... Potem poleciałem po Kajkę, zrobiłem Kubę i wreszcie spokój... Piszę Moko, jest ok.

środa, 13 grudnia 2017

13.12.2017

Szybkie trzy lekcje minęły szybko - ufff. Szkoda, że trzeba wstać o 5:30, młoda wstała tylko dlatego, że była głodna, bo wczoraj słabo zjadła z okazji ultra zmęczenia... Po lekcjach poszliśmy zrobić zakupy prezentowe - to tylko dwie godziny. Wpakowałem większość do plecaka i poleciałem kupować dalej: odebrałem płyty, kupiłem sobie MOK, kupiłem mamie parasolkę - za 150 złych! No i poleciałem na Imielin z rachunkiem. Zjedliśmy z Kubą szybki obiad w barze, wymieniliśmy się: ja dałem rachunek, on książki i biegiem wróciłem do Pauliny na zajęcia, spóźniłem się tylko kwadrans. I jeszcze dostałem prezencik świąteczny: miałem już pełny plecak, torbę z książkami i wielką butlę od Pauliny. Miałem zajść do La Boheme, ale było zamknięte, więc poleciałem na zebranie. Byłem 30 minut wcześniej, ale nie zdążyłem nawet zjeść jabłka... Wyszedłem po 19, podwiozła mnie Agnieszka K. aż pod sam dom, bo do tobołów doszła mi klatka dla pieprzonego chomika... Mało się nie urwałem. Kajka dojechała z imprezy Maćka po 20, tuż po tym, jak wróciła Gosia. Młoda była tak padnięta, że szok. Ja też.   

wtorek, 12 grudnia 2017

12.12.2017

Udało się przetrwać cztery pierwsze godziny i wybyłem po paczkę płyt i na obiad. Nawet udało mi się trochę przejść, więc sympatiko. Ostatnia godzina to test, a druga odwołana, bo mamy radę. Marta dała nam klatkę dla chomika, sprawa nabiera rumieńców :P Rada minęła szybko, wróciłem i miałem pisać tę ocenę opisową, ale osrałem. Nie chce mi się.

poniedziałek, 11 grudnia 2017

11.12.2017

Przestałem wstawać o 6, kiedy mam na 10:30, bez przesady. Oporządziłem siebie, młodą i poszliśmy do przedszkola. W domu dopakowałem mp3 i znowu ledwo zdążyłem do pracy, hehe. Lekcje obrobiłem, czasem z bólem, ale dało radę. Paulinę przełożyłem na środę, mam więc czas na obiad. Przebolałem Jonatana i wróciłem. W czasie jasełek, jak się okazało, był głód i stres, zakończony rykiem - normalka. Można być najlepszą, ale i tak głód zjada nerw... Skończyłem zachodni Moko, rozplanowałem Wierzbno i myślę, że do lutego dam radę :)    

niedziela, 10 grudnia 2017

10.12.2017

Znowu zapieprz. Ledwo wstałem, śniadanie, ogoliłem głowę i do boju. Do sklepu po zakupy i zrobić obiad, bo przecież na 15 idziemy do Janka na imprę. Żona siedzi i sprawdza, marudzi i ogólnie jej nie ma, wszystko na mojej głowie po raz kolejny. Wyrobiłem się z obiadem i przyszykowaniem młodej, zabraliśmy prezent i ruszyliśmy o Blue City. Po drodze spotkaliśmy Amelkę z mamą, więc w dalszą drogę udaliśmy się razem. W Blue City pogubiliśmy się parę razy, ale dotarliśmy. Sala zabaw szok - karuzele, wieża ciśnień, kołysząca się łódź, wysokie na dwa piętra rusztowania, ściana wspinaczkowa... Kajka była bardzo zajęta, więc wyskoczyłem na 40 minut, rozejrzeć się za prezentami, ale... trafiłem na wyprzedaż w Saturnie i kupiłem prezenty, owszem, ale dla siebie :P Impreza skończyła się o 17, zostaliśmy jeszcze godzinę, bo nie dało się małej wyciągnąć. Wyszliśmy razem z Amelką i w domu byliśmy koło 19. No i ok. Obejrzałem finał Master Chefa - wygrał faworyt, Surfer :) Co ja teraz będę oglądał? Wszystko się skończyło... Moko prawie też, dobrnąłem niemal do końca przedostatniego rozdziału.

sobota, 9 grudnia 2017

09.12.2017

Mogłem mieć wolne, mogłem spać, ale nie. Gosia pojechała na 8:30 pakować Paczkę dla jakiejś pani. No i fajnie, zebrali 18 pudeł, tylko wychodziła o 7, pozapalała światła hurgotu narobiła i weź tu śpij. A młoda wstała dopiero o 8:30, mogło być cudnie... No więc żona szalała z paczką, a my po śniadaniu ruszyliśmy w trasę - Kajka kliknęła Młociny. I fajnie, poszwendaliśmy się trochę, poszliśmy do sklepu kupić prezent dla Janka na jutro i wróciliśmy. Pozmywałem, zrobiłem niezły obiad, obejrzałem skoki (nasi na 2. - minimalnie za Norwegią!) i musiałem się zdrzemnąć, bo strasznie osłabłem. Ale weź tu śpij... Ogarniam sprawę aplikacji z Australijczykiem, ciekawe, co z tego będzie...No i piszę Moko, kończę czwarty spacer, przejdę kiedyś Pole i zostaje mi tylko jeden. Jak zdążę do lutego, to wyjdziemy z tym na targi!

piątek, 8 grudnia 2017

08.12.2017

Piątki mnie wykończą, zwłaszcza, że poszedłem do pracy godzinę wcześniej na zastępstwo na chemię. Ale wszystko jakoś poszło, choć jestem wykończony - siedem lekcji w ciągu dnia powinno być zabronione. Potem szybki obiad u Hamiego i Dżuls i hablamos espanol...  A wracając musiałem wejść do Rossmana, bo Gosia zafarbowała mi bluzę na różowo... Padam na ryj.

czwartek, 7 grudnia 2017

07.12.2017

Rano zająłem się fotkami płyt, więc ledwo się wyrobiłem... Pracę jakoś przeżyłem, choć nie było dziś bardzo forsownie. Po lekcjach biegusiem po paczkę do paczkomatu - trochę się pogubiłem, bo okazało się, że nie ma jej w skrzynce, tylko w punkcie odbioru. ale dobra. Odebrałem małą, zjedliśmy obiad i zajęliśmy się układaniem lego. Znowu musiałem sprzątnąć i pozmywać, bo przecież Gosia na wykładzie na UW... Wprawdzie potem przyszła, ale Kajkę i tak ja kładłem. Znowu. Dzwonili do mnie z Milionerów, ale kurna miałem akurat lekcje, szlag, nie wiem, czy będą drążyć. A jutro jeszcze mam zastępstwo, zamęczą mnie...

środa, 6 grudnia 2017

06.12.2017

Przyjdzie mi się wykończyć. O której nie wstanę, to i tak odprowadzenie małej na 7 do przedszkola to ból. Na szczęście wstała dość chętnie - w końcu Mikołajki, więc i Mikołaj przyszedł. I zostawił DOKŁADNIE to, co napisała w liście. Szok i dzika radość :) Trzy lekcje minęły szybko, deszcz leje, a mimo to pojechałem na pocztę po dwie paczki - trzecia przyszła po południu na inpost, czwarta idzie... Znowu pozmywałem i ogarnąłem, przygotowałem obiad, dobrze, że żona chociaż poszła do dziecko... One jadły i się gotowały, ja poleciałem po piękny tort z Anną i Elzą i spotkaliśmy się w Auchan. Przygotowaliśmy imprezkę, było super. W międzyczasie odwiozłem zakupy i prezenty do domu, zdążyłem akurat na sam koniec imprezy. Kosztowała mnie ona 750 złych, pięknie. Dobrze, że się udała. Kajka zajarana prezentami, ja mam dość serdecznie. No i czekam na poprawione certyfikaty z Anglii, w przeciwnym razie beknę...   

wtorek, 5 grudnia 2017

05.12.2017

Zwariuję. Rano do przedszkola i pędem do pracy. Na szczęście 5s miała warsztaty, ale za to miałem zastępstwo za Agnes. Zdążyłem tylko wyskoczyć na obiad i siedziałem do tej 16:10. I dostałem jeszcze maila, że brakuje papierów do erasmusa - kolejnych. Mamo... A propos mamy, namówiłem ja na pociąg, bo przecież ta żona histeryczna boi się jechać Polówką. A rozpadającą Corsą się nie bała... Po zajęciach u Zosi wróciłem - mało tam nie zasnąłem. Padam, mam dość. Ale nie przeszkadza to, że wypełniłem wniosek do milionerów :) 

poniedziałek, 4 grudnia 2017

04.12.2017

Rano ledwo młodą zebrałem z łóżka. Ale udało się, pobrnęliśmy poprzez śnieg do przedszkola. Lekcje przebiegły w miarę spokojnie, do przeżycia, potem szybko do Pauliny, przez kebaba biegiem do tramwaju i Nikoś. Jeszcze sklep. Słuchawki mi się zesrały :( Mam dość jak diabli. A na jutro jeszcze dostałem zastępstwo, co za dziadostwo...

niedziela, 3 grudnia 2017

03.12.2017

Co za noc, młoda mnie dwa razy obudziła, bo było jej zimno i jęczała przez sen: po 2 i o 5... No i o 5:30 zapomniany budzik żony... szlag. Wstawać trzeba było o 8, bo przecież Spartakiada Przedszkolaków w Hali OSiR-u. Dojechaliśmy i pogrążyliśmy się w imprezie. Dzieciaki miały 10 stacji, aby jak najszybciej zaliczyć wszystkie atrakcje. Naszym poszło mocno średnio, nie utrzymali pucharu. Do tego co chwila był jakiś foch, Kajce w połowie spadła bateria i trzeba było ładować bananem i kabanosami. Impreza przedłużała się mocno, miało się skończyć przed 14, ja wybiegłem o 14:05 do autobusu i dalej biegiem do tramwaju i zdążyłem na targi książki historycznej. Posiedziałem na stoisku ze 2 godzinki, pogadałem, podpisałem trochę książek, czasem nawet było przyjemnie :) Wróciłem, żeby zobaczyć, jak nasi skoczkowie psują kolejny konkurs, zjeść i zalec, choć nie dane mi było, bo 'męciu męciu'. Co za weekend, jestem zmordowany.

sobota, 2 grudnia 2017

02.12.2017

Udało się wyspać do 8:30, sukces. Gosia usiadła do pisania konspektów, zajebiście. Zatem zabrałem młodą do Muzeum Kolejnictwa - pełen zachwyt, na tyle, że musieliśmy się jeszcze przejechać pociągiem. Z Zachodniej poszliśmy pieszo przez Odolany i wróciliśmy przez biedrę z zakupami do domu. Pozmywałem góry sprzętu po dziewczynach, zrobiłem pyszny obiad, znowu pozmywałem, poszedłem jeszcze do sklepu, obejrzałem skoki - nasi znowu polegli... Młoda próbowała mnie męczyć, ale ja mam dość robienia wszystkiego. Żona palcem nie tknęła burdelu, niby robi te konspekty, ale czas na zrobienie transparentu na jutro to znalazła... Szlag mnie ciska. A jeszcze Kuba dzwonił z targów, że duże zainteresowanie jest i żebym wpadł jutro podpisywać przewodniki... Wykończę się. A MamTalent wygrał znowu akordeonista - dziwne. Tak jak ta idiotyczna dziewczynka z kubkami, co za bzdura... 

piątek, 1 grudnia 2017

01.12.2017

Ciężko wstać po tej dyskotece i tylu godzinach w pracy... Sypać wreszcie przestało - trochę głupio, bo jest na plusie i wszystko topnieje w cholerę. Do pracy dotarłem, czemu nie. Ogarnąłem całość, zrobiłem lekcje - miałem zastępstwo za Renatę, więc dostałem całą 6a razem. Super zastępstwo, kasy za to nie dostanę... Potem obiad w Hamim i dwoje zajęć. Jules wyszedł naprawdę super, z Jonatanem się mordowałem, ale uszło... Chciałem spokojnie wrócić do domu, ale nie dane mi było, bo tramwaje stały na Grunwaldzkim - coś się zesrało i jeździły dookoła. Ale i tak byłem przed dziewczynami, które przyszły z imprezy Matysi dopiero o 20:30. Padam.