niedziela, 30 czerwca 2019

30.06.2019

Z Brzozówki wyruszyłem przez 8, wróciłem tylko po telefon, bo przecież zapomniałem... W Warszawie byłem za 25 minut, kolejne 30 przebijałem się przez miasto, ale zakupy w Lidlu trwały najdłużej - o 10 byłem już w domu. Wydałem 400 zł... Zrobiliśmy warzywne szaszłyki, sałatki i pierdoły i pojechaliśmy do kościoła na mszę za mamę - i, jak się okazało, z tysiąc innych osób. Nie ważne. Odbębniliśmy, poszliśmy na grób i pojechaliśmy na działkę z Arturami. Rozstawiliśmy dzieciakom basen, Kajka z Różą doskonale się dogadały. Nie przejedliśmy nawet połowy, kurde. O 18:30 przyszliśmy do domu na herbatę i kolejne 0,0, wyszli o 20. Było miło, naprawdę. Wreszcie spokój.

sobota, 29 czerwca 2019

29.06.2019

Ostatni dzień nieco cieplejszy niż dwa ostatnie, więc pojechaliśmy znowu nad Zalew. Przyjechała jeszcze Iwona Roberta i polecieliśmy razem. Żeby nie było nudno, wybrałem drogę przez opłotki i była piękna: łany zboża, bociany startujące nam nad głowami itd. Było uroczo, nad zalew dotarliśmy od dupy strony, przez co nikt od nas nie żądał zapłaty - no i dobrze! Akurat zrobiło się chłodniej, słońce zaszło, ale posiedzieliśmy z 1,5 godziny, ja miałem czas relaksu :) Ledwo wyjechaliśmy znad zalewu znowu wyszło słońce i zrobił się upał. Moje kolana są tak zjarane, że szok. Czoło już mi odpadło... A na plaży wpadł mi do oka robal, kupiłem wodę i wypłukałem, ale co mi zaognił, to jego. Ciągle mi to oko łzawi... Szybki powrót, jechałem ostatni za dziewczynami-maruderami, i dobrze, bo sam już ledwo kręcę. Znowu 31 km i okazało się, że brakuje nam jeszcze 10! Więc wieczorem wsiedliśmy na rowery, aby zrobić jeszcze rundkę po polach. Bezdroża były straszliwe, ale dokręciliśmy do 200 km w tydzień! Sukces! Padli, my zresztą też - tylko najpierw opieprzyli całą lodówkę...

piątek, 28 czerwca 2019

28.06.2019

Dzieciaki śpią już do 9, jak ogarniemy muchy, to my też śpimy dłużej :) Tyle, że Robert wrócił o 9, więc akurat na śniadanie. Po śniadaniu znowu poprowadziłem, dziś ku Mrozom. Na pierwszych kilometrach wywaliła się Łucja i paskudnie poocierała. Akurat trasa była bardzo przyjemna, przez wioski pełne drewnianych chałupek, ogrodów, pół i łąk, jechało się wyśmienicie, choć raz pomyliłem nieco drogę i zamiast do Mrozów wjechałem do Cegłowa... Co tam. W Mrozach odwiedziliśmy szpital (Łucja otrzymała tam fachową pomoc lekarską i plasterki - ból minął jak ręką odjął!) i stację kolejki konnej, przejechaliśmy przez las i... Maksym złapał gumę. Miał wziąć dętkę ze sobą zapasową, Robert mu ją nawet ładnie zwinął i dał, ale po co się słuchać - zostawił. Więc na środku drogi zmienialiśmy dętkę. Wróciliśmy przez centrum Mrozów, zostaliśmy na popas i w sumie wróciliśmy dokładnie na obiad - pękło 45 km! Zaczynam czuć te odległości w kościach... 


czwartek, 27 czerwca 2019

27.06.2019

Dziś to ja rządziłem drogą, wybrałem trasę do Cegłowa, tylko, że dookoła. Początek był spoko, ale jak zjechaliśmy z głównej drogi... Raz, że wiatr, a w lesie droga była zupełnie nieuczęszczana i w sumie to jechaliśmy przez pole, to przez jagodowisko, to przez krzaczory... Niektórzy byli zachwyceni :) Wjechaliśmy do Mieni, poczekaliśmy na pociągi, aż przejadą i wjechaliśmy w las. Rezerwat był najlepszy, bo pojedliśmy borówek, opadły nas chmary komarów, a konary i drzewa leżały na drodze - ahoj przygodo! Na szczęście trwało to krótko, wyjechaliśmy na żwir i... natknęliśmy się na manewry żołnierzy, sarna uciekła mi spod kół i wreszcie dobrnęliśmy do Cegłowa, robiąc postój w centrum. Obeszliśmy z Robertem najważniejsze obiekty i wróciliśmy. Droga powrotna mnie wykończyła - pod górkę, pod wiatr. Masakra. A poszło 33 km, umęczyłem się strasznie. Na szczęście wieczór spokojny, Robert pojechał na noc do domu, ale nikt się nawet o niego nie spytał... 

środa, 26 czerwca 2019

26.06.2019

Dziś już mogliśmy pospać - chyba się dziatwa zmęczyła wreszcie! W czasie śniadania wlazł do nas do domu koń - dobre jaja :) Po śniadaniu pojechaliśmy w drugą stronę, nad rzekę Rządza. Zahaczyliśmy o jezioro Torfowisko, pola, łąki, wioski, świetnie. W którymś momencie stres, że rzeka wyschła, ale to okazało się, że to nie to. Rzeka była, płyciutka, ale spędziliśmy tam ze 2 godziny. Dzieciaki brodziły, budowały tamę - zabawa doskonała. A jeszcze ten mostek z dwóch słupów! Przygoda! Wróciliśmy przez Wolę Polską i Jakubów, znowu poszło ze 30 km. Po południu znowu spokój i chill out - takie obozy to ja rozumiem :) Rozjechaliśmy Marka i Olafa w badmintona, choć się odgrażali, że nas załatwią. Fajnie :)

wtorek, 25 czerwca 2019

25.09.2019

Tym razem pobudka o 6:30, nie wiem, czy pierwsze były dzieci, czy muchy... Tak samo denerwujące. Tego dnia, korzystając z dzikiego upału, pojechaliśmy do Kałuszyna. Skoczyliśmy na drugą stronę autostrady i polecieliśmy po prostym w kierunku zalewu - korzystając z okazji trochę im opowiedziałem o miasteczku, zajrzeliśmy na kirkut i wreszcie dotarliśmy na Zalew Karczunek. A tu zonk! Kazali nam płacić za wstęp... No cóż. Ale za to plaża czysta, infrastruktura, doskonałe miejsce na wypoczynek! Kąpaliśmy się, opalaliśmy się, były skoki do wody, pełen wypas! Udało mi się nawet trochę posłuchać muzy :) Wróciliśmy podobną drogą, dziś udało nam się wykręcić ze 30 km. W Jakubowe, w sklepie napadł na nas - znaczy na Roberta - właściciel sklepu, gdzie kupowaliśmy napoje. Powiedział, że mu przeszkadza w pracy, że nie w takich butach tu ma włazić (w rowerowych był) i coś tam bredził, dość, że sam z gołym brzuszyskiem paskudnym stał na środku. Więcej tam nie wrócimy, idiota jakiś. Po obiedzie raj - dzieciaki się bawią w obejściu, nikt nie używa telefonu, nie ma tv, są muchy. Zwierzaki i trampolina. Sielanka.

poniedziałek, 24 czerwca 2019

24.06.2019

Co za noc, niech to szlag! Zasnąłem na dobre ok. 3, bo tak długo skakali. Obudziły mnie o 5:10 muchy, o 5:30 obudziły się dzieci. Robert ich opieprzył, ale nie szkodzi, o 6:30 już wyszli się bawić. Co to ma być?! Wstaliśmy więc, zrobiliśmy śniadanie i po przeglądzie sprzętu ruszyliśmy na pierwszą wycieczkę rowerową. Dzieciaki były tak nakręcone, że nie mogły się doczekać. Robert poprowadził wokół lotniska do Mińska. 32 stopnie, my pedałujemy. Skręciliśmy tylko do Ignacowa, bo tam jest kościół z 1901, zatrzymaliśmy się przy żandarmerii, czy nie pokażą nam grobu Kasztanki, ale nie chcieli, staliśmy tylko jak kretyni 20 minut przed stróżówką. Dotarliśmy wreszcie do miasta - ależ Mińsk się zmienił przez 20 lat! Pałac pięknie odnowiony, fontanna przed nim, z tyłu zadbany park, rynek zagospodarowany zamiast krzaków pełnych menelstwa... Byłem zaskoczony! Zrobiliśmy zakupy - ja również w aptece, bo mnie te zatoki / gardło nie dają spokoju. Wróciliśmy do nas przez Niedziałkę i udało się na rozgrzewkę pyknąć ponad 20 km. Przynieśli nam obiad, a my z Robertem skoczyliśmy do Mińska już samochodem, do krefjura na zakupy. Potem znowu grill, mnóstwo zabawy, trochę gry... I tysiące much.  

niedziela, 23 czerwca 2019

23.06.2019

Wstaliśmy rano i pojechaliśmy na SOR z tym pępkiem, Gosia jak zwykle w panice. Najpierw Kopernika - chirurdzy na sali, będą o 14. Dobra, spróbujmy Niekłańską - tam tłum, więc wróciliśmy, chirurdzy akurat wyszli. Po półtorej godzinie poszliśmy z Kają na spacer, tymczasem Bartek wszedł, żona dostała opieprz, że przychodzi z taką głupotą, podłożyli jakiś gazik i kazali się wynosić. Świetnie, cały dzień zmarnowany, ani obiadu, ani spakowania... Wróciliśmy na biegu, udało się zrobić obiad, spakowałem się i w sumie gotów do wyjazdu przewijałem Bartka - nie wiedziałem, że ta gaza taka duża, podniosłem energicznie wdzianko i... pępowina została mi w rękach... Ups... Trochę stres, ale może tak powinno się zrobić? Ja muszę jechać, a tu konsternacja... Wreszcie ruszyłem, zawiozłem basen na działkę, zatankowałem i pojechałem na Mińsk. Jechało się ok, choć dość powoli, wreszcie skręciłem na Mińsk i zrozumiałem, że źle - powinienem pojechać dalej na Terespol. Spróbowałem wrócić i straciłem przez to pół godziny przez wsie i opłotki. Wreszcie dojechałem do Brzozówki, ale ze znalezieniem Na KOŃcu Wsi też był kłopot - dotarłem o 18:30, to zupełny koniec świata. Mieszkamy w drewnianej chałupie, dookoła konie, psy, kozy, świnie, króliki i zające... Rozpakowałem się, zrobiliśmy grilla powitalnego, zrobiłem chłopakom postaci do WH i w sumie poszliśmy spać. W teorii przynajmniej, to przecież pierwsza noc, nie?

sobota, 22 czerwca 2019

22.06.2019

Wprawdzie pobudka o 5 była straszna, ale potem okazało się, że wstaliśmy 9:30... Ta pogoda jest straszna, płynę w tym łóżku... Ogarnęliśmy się dopiero o 13 i pojechaliśmy na Bródno. Przejrzeliśmy mieszkanie mamy, oddałem Baśce klucze dla gazowników, odłożyliśmy rzeczy, jakie chcemy mieć po mamie i wyszliśmy... Kajka płakała kilka razy, pozbierała oczywiście samochodziki i jak zwykle wsiadła na rowerek. Poszliśmy na plac zabaw w parku, obiad w Amricie i mieliśmy jechać do chirurga z tym pępkiem, ale... Gosia nie wzięła książeczki zdrowia, brawo. To wróciliśmy do domu, ja skoczyłem do t-mobile, bo żądają ode mnie 870 złych za telefon mamy, a ja go nie chcę! Cholera! Zatankowałem, zrobiłem zakupy i jutro pora wyjechać na rowerowy obóz. 

piątek, 21 czerwca 2019

21.06.2019

Pomimo przeszkód udało mi się zalegać do 8:30 w łóżku, super. Są postępy. Ale potem... Tato, jestem głodna! Ogarnąć kuchnię, Gosia poleciała do swojego ginekologa po porodzie - młody trochę darł, ale go ogarnąłem. Potem przyszła Marta z chłopakami, to ja poleciałem na szopping: apteka, karma dla chomika, ciuchy dla mnie i spożywcze rzeczy. Wróciłem o 15:30, na styk, aby zjeść, ale Kazikowie się spóźnili, więc wieczór upłynął pod znakiem meczu siatkówki. Kaja z Kazikiem bawili się przednio, było miło. Ale za to nie ma chwili spokoju... Zanim ogarnąłem młodzież, napisałem sprawozdanie i niemal całą listę na Włochy.

czwartek, 20 czerwca 2019

20.06.2019

Ok, pierwszy dzień wakacji: o 3 pobudka, Bartek wyje, mnie napieprza gardło, 20 minut później przychodzi Kajka, bo spać nie może. Mamo. Upał, że leje się z człowieka. Udaje mi się zasnąć, pobudka o 8: posprzątać kuchnię po wczorajszych ciastach, śniadanie, odkurzanie, łazienka, pranie, sprzątanie działki, obiad i jazda po ciotkę Dankę. Przyjechali, wdrapali się jakoś na drugie piętro (jak w wieku 84 lat można tak latać????), obejrzeli, ciasto zjedli, zabrałem ich na działkę, gdzie posiedzieli dłużej i odwiozłem do domu. Jeszcze zrobiliśmy rundkę z dzieciakami i padam. Gardło mnie mniej boli, ale zaczyna się katar i pokasłuję. Kurwa, przeziębienia mi brakuje.

środa, 19 czerwca 2019

19.06.2019

Trochę przyspaliśmy - nastawiłem budzik na 7:30 myśląc, że pobudka nastąpi wcześnie, ale tu pomyłka, wszyscy spali jak zabici... Gosia zabrała młodzież i poszła na badania - Kaja do przedszkola, Bartek z nią na pobranie. Dzięki temu miałem dwie godziny świętego spokoju i mogłem się ogarnąć i odetchnąć. Pojechałem na 11, udało mi się poukładać sobie rzeczy, a sama uroczystość poszła szybciutko. U mnie spoko, słabo poszło z klasami ósmymi - napisali te egzaminy naprawdę dobrze, a część mijała mnie, jakby w ogóle mnie nie znała - przykre trochę jak na tyle setek i 5 miejsce w Warszawie. Czniać. Zebrałem zabawki i pojechałem na cmentarz, korek na Wisłostradzie dziki, mało nie wypłynąłem - dobrze, że się wcześniej przebrałem. Zaniosłem mamie kwiatki na urodziny, ciotka grób sprzątnęła rano. Wróciłem, wymieniłem książki, odebrałem małą i poleciałem po jedzenie. A potem po zakupy. A potem montowałem firanki - co za szkaradzieństwo żona kupiła do sypialni, matko! Kryształki, falki - paskudztwo... Wakacje!

wtorek, 18 czerwca 2019

18.06.2019

Noc była dziś słaba - jak o 4 zaczął wyć, to trochę to potrwało... I tak wstałem, ogarnąłem siebie i młodą i odprowadziłem do przedszkola. W pracy byłem na styk, na grę miejską przyszło aż 14 osób, reszta może żałować. Naprawdę fajne zajęcia, skończyliśmy po 13, ale warto było. Dużo językowych rzeczy, niezłe zadania - trochę się musieli namęczyć, ale i tak najlepszy punkt to wizyta w hinduskiej restauracji na poczęstunek :) Iza ich odwiozła, ja zdałem dekoder mamy, odebrałem paczuszkę z dodaxa (czkają po jednej sztuce, co za bezsens?) i zjadłem u Greków lunch. Odebrałem młodą z przedszkola i pojechaliśmy do lekarza i na zakupy. Młody wytrzymał Smyka, Castoramę, Rossmanna i połowę Auchana, po czym się zbuntował. Dokończyliśmy z Kajką zakupy, zanieśliśmy do wozu i wróciliśmy do pokoju matki z dzieckiem - bo jeszcze musieliśmy iść do Sephory. W rezultacie byliśmy w domu o 21. Kaja śpi, Bartek marudzi... Ciekawe, czy się wyśpię?

poniedziałek, 17 czerwca 2019

17.06.2019

Wstawanie o 5 to masakra - ale na szczęście po raz ostatni. Na razie. Nie wiem, po co przylazłem na 7, bo aż do 5p nikogo nie było - a oni i tak na karcie rowerowej. Przynajmniej ogarnąłem świadectwa i arkusze i już mam z głowy. I tak musiałem drukować dwa razy, bo zepsułem... Z ostatniej lekcji zwiałem, bo 8s nie przyszła, zjadłem i pojechałem do domu, zabrać żonę i Barta na zakończenie przedszkola. Ładna impreza, Kajka wypadła rewelacyjnie: uśmiech, zero płaczu, świetnie zagrana rola, cud :) Młody zaczął się drzeć dziko, więc trzeba było uciekać, zajrzeliśmy do tajskich lodów, ale i tak szybkość była wskazana. Poszedłem ogarniać płyty i książki: mapę znalazłem, Wilna dla Kuranosi już nie :(  

niedziela, 16 czerwca 2019

16.06.2019

Co za noc! Położyłem się o w pół do pierwszej, bo chciałem skończyć książkę i zasnąłem na może 20 minut. Nieco po pierwszej obudziło mnie walenie burzy i okien - musiałem swoje zamknąć. Błyskało, waliło, pełna moc wrażeń. Za jakiś czas przyszła Gosia zamknąć mi okno... E tam. Nie mogłem zasnąć, było mi duszno i gorąco, wszystko wokół błyskało i waliło. Jak zasnąłem na moment, to JAK NIE PIERDYKNIE! Walnęło nam w chałupę! Wszystkich postawiło na nogi - oprócz teściów, którzy nie usłyszeli. Nie usłyszeli! Spalił się zasilacz dekodera u Łukasza. Rano zaś budziła mnie i denerwowała mucha, wstałem z dużym bólem głowy i wkurwem, który się pogłębiał. Pomagałem w robieniu imprezy, dzięki której nie poszliśmy do kościoła, hura. Żona jak zwykle szuka mi zajęcia ledwo usiądę, szlag mnie trafia na to. Chciałem jechać o 15, ale nie, bo ciotki mają przyjść, chcą zobaczyć Bartka.  No ok, ale 16 już w samochodzie? Tak, tak jasne. Skończyło się na tym, że o 16 usiadła do karmienia, nic nie spakowane, szlag. Wyjechaliśmy koło 17, w domu byliśmy ok. 21, takie korki, mimo, że po trasie goniłem i nie robiliśmy przystanków.  Zanim wykąpałem jedno, nakarmiłem i wykąpałem drugie, ogarnąłem świadectwa, było po 22. Zajebiście, jestem wściekły. Ech... W Warszawie jakoś ciepło, bo Warmia była wręcz zimna... 

sobota, 15 czerwca 2019

15.06.2019

Skoro wczoraj kupiliśmy rzeczy na grilla, to dziś wypadało go zrobić. Zamarynowałem mięso, polecieliśmy z teściem do rowerowego, bo Łukasz wczoraj przepompował wózek i opona wybuchła... O określonej porze zasiedliśmy do biesiady za domem, było miło, nażarliśmy się strasznie... Teściowie jeszcze na moment poszli na imprezę do sąsiadów, ale szybko wrócili. Na allegro jakiś fiut podbił ceny moich licytacji do 26 zł każdą - wyszło tego kilkanaście, zapłacę przez debila jak za zboże... Idzie burza, ma się zrobić chłodniej.

piątek, 14 czerwca 2019

14.06.2019

Miałem nadzieję, że uda mi się wyspać choć do jakiejś 8 - wszak wziąłem dzień wolny. Nic z tego, w nocy była taka burza, że młoda przylazła do nas do łóżka. Fajnie, w czwórkę na jednym wyrku... Nie dało rady, wyniosłem się z młodą do salonu na sofę. Burza  nie pomogła, wciąż 35 stopni. Skoczyliśmy rano na Milenijną do chirurga, babka spóźniła się ponad godzinę i nic nie pomogła - kazała pępek smarować spirytem, a język jest ok. Tyle czasu zmarnowane... Pojechaliśmy więc do Jonkowa, droga dość pełna, ale jechało się spoko, nawet z przerwą dla młodego. Dotarliśmy przez sklep, zjedliśmy obiad i w sumie był taki lekki chillout - Kajka na górze, młody śpi i je, piwko i spokój. Poszedłem spać w salonie na tej niewygodnej kanapie...

czwartek, 13 czerwca 2019

13.06.2019

Znowu tylko 34 stopnie... Lekcje skrócone, a w dodatku nie było 5p, więc jechałem na 11:30, aby odbębnić dwie godziny przy minimalnej frekwencji - bezsens. Przy okazji ogarnąłem świadectwa i opinię, pozałatwiałem to i owo i poszedłem na obiad, choć było wcześnie. Lekko się spóźniłem na radę, ale nic to, i tak przesiedziałem ją w sali, bo było chłodniej... Afera z tymi Koszykami, bo okazało się, że oni ustalili sobie termin na 27 czerwca - nie wiem, kto im zrobi tę wycieczkę, ale na pewno nie ja... :P Załatwiłem papiery do ubezpieczenia, wysłałem wszystko, mam nadzieję, że wypłacą... Bo po opłaceniu dwóch domów jest nieco cieniej :P Jutro mam urlop i jedziemy do Jonkowa. Nie bardzo mam ochotę, ale co tam.

środa, 12 czerwca 2019

12.06.2019

Kolejny dzień temperatura 34 stopnie - jak dla mnie bosko, tyle, że człowiek płynie. W pracy zrobili wreszcie lekcje skrócone - zresztą i tak nie ma około 50% ludzi... A w salach nie da się wyrobić im bliżej południa. Masakra. Nikt nic nie robi, jasne. Nie ma z kim. Po pracy pojechałem na Wyszogrodzką, znalazłem wszystkie rachunki, odmroziłem lodówkę i przy okazji znalazłem polisę ubezpieczeniową - mama się na wszelki wypadek nagłej śmierci ubezpieczyła na kilka tysi! Kochana :) Siedziałem na Bródnie do 13, jak wróciłem była jeszcze ciotka Kaśka. Poszliśmy potem po młodą i na zakupy, znowu powrót był o 18... Teraz piszę opinię, przygotowuję wycieczkę - choć nie ma pojęcia, czy dojdzie ona do skutku, bo się kobita nie odzywa... 

wtorek, 11 czerwca 2019

11.06.2019

Znowu w biegu... Spałem może 4 godziny, gorąco od samego rana, człowiek pływa w sosie własnym... Odprowadziłem młodą i pojechałem do szkoły - wycieczka się odbyła, przyszło nawet 16 osób, szał.  Lekcja była fajna, film średni, ale dało radę, dobrze spędzony czas. Zostawiłem dzieciaki w szkole o 12 i odleciałem do domu. I teraz zaczął się bieg. Najpierw zębolog, który Gosi nic nie zreperował, potem do PZU po kasę za teściową i po Kajkę - cały czas 34 stopnie, młody się gotował, ny zresztą też. Po powrocie dziewczyny poszły po buty, potem ja po zakupy, wykąpałem młodego, ogarnąłem młodą, włącznie z pazurami, maile, pierdoły...

poniedziałek, 10 czerwca 2019

10.06.2019

Ledwo wstałem o 5, po kilku pobudkach w nocy. Wyglądałem na 70-latka... W pracy 7 lekcji, na większości nie ma nawet połowy... Z moimi grałem w pingla, z 5p robię lekcje, z resztą różnie... Strata czasu. Po pracy poleciałem oddać pani Lidii klucze od mamy, odłączyłem kablówkę, zjadłem i poleciałem na Gdański, robić wycieczkę. Spóźnili się pół godziny, ale wyprawa była super - siedem osób, przyjemna atmosfera i idealnie czasowo. Odebrałem masę paczek z poczty i wróciłem - Gosia w rozpaczy, bo młody drze ryja bez pardonu, a ja wróciłem późno... Wykąpałem towarzystwo i zasiadłem do meczu - Polska-Izrael 4:0, zajechali ich zupełnie! Rewela!

niedziela, 9 czerwca 2019

09.06.2019

Spałem do 8 - nie pamiętam, kiedy udało mi się to wcześniej... Ale zaraz potem dostałem popędu: zrobić jajecznicę, odkurzyć, zrobić obiad... ale, ale. Gosi się jednak ubzdurało, że ona chciałaby iść na mszę z okazji naszej rocznicy. Świetnie, jak zwykle rzuć wszystko i w ostatniej sekundzie zapieprzaj na mszę. Była wybitnie udana, tylko 75 minut. Co za strata czasu... Przez to musiałem lecieć do Sajgonu po obiad, żeby wyrobić się przed Agnieszką i Lilianką - na szczęście się spóźniły. Po zabawie u nas poszliśmy do lunaparku, gdzie Gosia wydała wszystkie moje pieniądze - stawiała jako chrzestna, nie? Tylko bez portfela poszła :P Ogarnąłem towarzycho, zrobiłem na jutro obiad, wywiesiłem pranie i nawet popisałem wreszcie nieco Bielan. Jutro dziki zapieprz. A mnie się komp się pieprzy...

sobota, 8 czerwca 2019

08.06.2019

Nie mogę, pobudka o 7... Młodego bym przespał, ale młoda się obudziła i domagała uwagi... W dodatku było strasznie gorąco i znów pływałem w łóżku... Ogarnęliśmy się i poszliśmy na piknik do przedszkola - spóźniliśmy się na taniec grupowy, kurna... Wiele się nie działo, pogadaliśmy, zjedliśmy kiełbaski itp, Kajka się pobawiła do samego końca. Burza nadciągała, piknik się zwijał, młody się darł bo głodny, młoda się darła, bo nie chciała iść - szał. Po obiad poszedłem do Amala, kebab może być, ale dziewczyny jak zwykle wybrzydzały, co za ludzie... Zdążyłem przyciąć komara, zebrałem pranie w porę przed ulewą, po czym pojechałem po zakupy - jutro przyjeżdża Agnieszka z Lilką... Piszę notatkę ze zdarzenia, sprawozdanie, może kiedyś wrócę do Bielan?

piątek, 7 czerwca 2019

07.06.2019

Pobudka o 5 - było tak gorąco, że pływałem w tym łóżku... Zdrzemnąłem się do 6 i pora wstawać... Młodą do przedszkola, do pracy zdążyłem - strata czasu, jak zwykle. Ósme klasy tańczą poloneza, 6a miałem obie grupy, z 6c wyszedłem z ciasnej 26 i był to mój pech, bo najwyraźniej Patryk Piotrka informatyka złamał sobie obojczyk... Cholera. Moich nie było nawet połowy, więc na wychowawczej grałem z chłopakami w pingla. W dupę dała mi jak zwykle 5p o 15 - co za banda zjebów... Aż mi było przykro, bo część zachowywała się normalnie, poza kilkoma kretynami, co to za jazda? Wyszedłem naprawdę wypluty... Zrobiłem szybkie zakupy, wymieniłem książki, odebrałem małą, kupiliśmy kwiatki i wręczyliśmy Gosi na urodziny wraz z tofifi. Zjedliśmy obiad i na spacer ruszyliśmy jakoś o 19... Lody i przechadzka, w domu byliśmy o 20:30. Kolacja, mycie, starałem się oglądać mecz, ale średnio szło. W końcu Polska-Macedonia 1:0, wymęczone. 

czwartek, 6 czerwca 2019

06.06.2019

Niby dziś mało do roboty, ale... Rano odprowadziłem młodą, ogarnąłem się i pojechaliśmy z Bartkiem do lekarza z ropiejącymi oczami i nieodpadniętym pępkiem. Potem apteka i do pracy. Niby 5p na Mulaku i pojechałem na 12:40, ale po dwóch lekcjach zjadłem w Kumpirze i wróciłem na radę. Farsa, każdy dawał same wzory i bdb - a ja się szczypałem z kilkoma bdb... Do diabła z tym. Wracając zajrzałem na działkę, aby podlać roślinki i wypędzić mszyce, byłem po pieluchy i wróciłem na chwilę, kiedy rodzice Zuzi przyjechali po młodą, z którą Kajka się dziś zabawiała. W ogóle okazało się, że Kajka doprowadziła Zuzię z mamą na piechotę z przedszkola i trafiła! Duma! Ogarniam librusy, wizytę na Słowacji i żłopię browka. Wszyscy śpią, idealne! 

środa, 5 czerwca 2019

05.06.2019

5:30, śniadanie, ogarnięcie młodej i spacer do przedszkola - znowu udało mi się zdążyć do pracy... Dziś 6 lekcji z zastępstwem, wystawiam do końca oceny, jakoś to leci... Po lekcjach poszedłem na pocztę i coś zjeść tak, że wróciłem dokładnie na radę, na której... przysnąłem. Heh. Załatwiłem jeszcze to szkolenie z bezpieczeństwa - to znaczy urwałem się po godzinie, beznadziejne było. W domu nikogo, dziewczyny wracały spacerem z Bartkiem z przedszkola, miałem 20 minut spokoju... I jeszcze apteka i drogeria, kąpanie obydwojga... Młody tak się wydziera czasem, że nie wiem co robić normalnie, ja się nie nadaję do takich małych dzieci...

wtorek, 4 czerwca 2019

04.06.2019

Udało mi się wyrobić rano z odprowadzeniem młodej do przedszkola i zdążeniem do pracy. Upał od rana dziki, ale nie narzekam :) Znowu miałem zastępstwo, ale wyszedłem z nimi na boisko, bo musiałem pro forma przemaglować Oliwkę. Wystawiam dziś oceny i klaruję grupę na wyjazdy w październiku. Po pracy pojechałem do banku załatwić kasę z mamy konta za pogrzeb, zjadłem coś i wybraliśmy się na spacer z wózkiem po Kaję. Pod przedszkolem obstąpiły nas mamuśki i cmokały nad młodym :) Poszliśmy na lody z bliźniakami i spacerkiem wróciliśmy do domu. Jeszcze odpaliłem Polówkę i skoczyłem do lidla, ukąpałem dzieci (Kajka robi to już w całości sama!), próbuję zyskać spokój...

poniedziałek, 3 czerwca 2019

03.06.2019

Pierwszy dzień po tacierzyńskim, od razu 8 lekcji - JEB! Przeżyłem, głównie wystawiałem oceny, więc dało radę. Po lekcjach wróciłem na obiad i poszliśmy po młodą do przedszkola i po drodze na lody. Piękna pogoda, żarówa jak się patrzy. Młody dziś niesforny, drze japę cały czas... Zaczynam oceniać prace na Portugalię, ciężka sprawa...

niedziela, 2 czerwca 2019

02.06.2019

Jak młody spał, to młoda wstała nieco po 7, cholera... Podniosłem się wreszcie nieco po 8, i tak hałas, a Kajka dorwała zdjęcia z babcią Anią i znowu płacz... Szlag by to trafił. Od rana do roboty: śniadanie, obiad, pozamiatałem całą chałupę - myślałem, że odkurzacz zdechł, dopiero po zamiataniu ogarnąłem, że korki wywalił... Ciepło bardzo, 25 stopni, więc przed obiadem poszliśmy na spacer i lody - ledwo kupiliśmy te lody, zaczęło padać... Pięknie. Jak weszliśmy do domu, to skończyło. Po obiedzie skoczyliśmy jeszcze z małą na rower, ale zrobiliśmy tylko 10 km, coś nie w formie dziecko... Jutro do pracy, już mi załatwiła Marta 8 lekcji, żebym się nie nudził, kurna mać.

sobota, 1 czerwca 2019

01.06.2019

Zrobił się upał. No i dobrze. Rano wstałem i zacząłem przygotowywać się do wycieczki - rychło w czas... Zdążyłem, ale niewiele to dało, bo nie było chętnych. Pokręciłem się chwilę i wróciłem do domu, aby zrobić zakupy. Potem obiad i wyszliśmy na spacer - w sumie o 17, bo przecież nakarmić, ogarnąć, wziąć torbę pełną rzeczy - znowu to wraca... Poszliśmy do apteki, na lody i do lunaparku z okazji dnia dziecka (plus bluza od Vito & Bella!). Ubawiliśmy się w Dino Parku, co za tandeta! Potem kolacja, kąpanie obu dzieciaków i o ile Kaja śpi, to mały skubaniec ryczy za cycem cały czas...