wtorek, 31 lipca 2018

31.07.2018

Rano obudziłem się o 7:30 i nie dało się spać z gorąca. A żona była zakutana po szyję, niewiarygodne... Poszliśmy po kostium dla młodej, dokupiliśmy znowu parę rzeczy i znów wydałem kupę kasy... Wróciliśmy na obiad i okazało się, że w sama porę, bo pierdyknęła wielka burza. O 18 pojechaliśmy z mamą na cmentarz do taty, boć to dziś jego rocznica śmierci. Poszliśmy na lody, odwiozłem mamę, obejrzałem Legia - Spartak Trnava, ale nie dali rady... Teraz piszę Wyględów.

poniedziałek, 30 lipca 2018

30.07.2018

W nocy była dzika burza, więc najpierw obudziła mnie jedna, potem druga... Kaja została na zaś, kopiąc mnie niemiłosiernie, więc przeniosłem się do niej do pokoju... Po śniadaniu pojechaliśmy do pracy podrukować i złożyć papiery i ruszyliśmy na Sielce. Zacząłem obłazić teren, ale z dziewczynami udało się zrobić 40% w dwie godziny i tak nie da rady po prostu... Wróciliśmy więc, bo upał 30 stopni, zahaczyliśmy o jedzenie w kerfjurze i zakupy i w sumie w chałupie byliśmy około 18. Wieczorem skończyłem Słuzewiec, wreszcie, mogę się wziąć za Wygędów...

niedziela, 29 lipca 2018

29.07.2018

Upał jest taki, że robią się burze - na szczęście lekko tylko pokropiło rano i tyle. Z tym, że zamiast pojechać na rowerach, ruszyliśmy samochodem, trochę szkoda... Pojechaliśmy na stawy Cietrzewia. Popływaliśmy na kajakach, poszliśmy na plac zabaw, coś zjeść u Malika, na lody i spacer... Wróciliśmy do domu po 17, a młoda się pyta, kiedy idziemy na spacer? Heh, dobra jest :) No nie poszliśmy. Nastąpiła wegetacja i tyle... Próbuję skończyć Służewiec, ale co chwila wyłazi coś więcej i nie jestem w stanie... Może jutro?

sobota, 28 lipca 2018

28.07.2018

Gosia się po południu wyspała, to potem oglądała film do 2, ledwo jestem patomny. Wymyśliliśmy wyjazd do Błonia do Bajki, ale jakoś tak mało upalnie się zrobiło, więc stwierdziłem, że jest dobra pogoda na rower - pojedziemy na Włochy po obiedzie, który właśnie zrobiłem. No i dobrze, że poczekaliśmy, bo lunęło. Dopiero o 17 wyszliśmy, i tak jest gorąco, ale przynajmniej tak nie wali z nieba. Poszliśmy do Parku Górczewska, wróciliśmy 19:30. Gorąco jak piorun.

piątek, 27 lipca 2018

27.07.2018

Rano pobudka i w panice na egzamin. Ciężko było znaleźć miejsce, ale udało się na Kopernika, na tyle, że weszliśmy do kuratorium razem z Alą. Gosia poszła zdawać, a my z Kajką polecieliśmy po kwiaty - udało się w ostatniej chwili ;) Potem z Alą na kawę i do domu, bo przecież zdała śpiewająco - Czarek zdał też, ale kiepściutko... Ogarnęliśmy się i pojechaliśmy na spacer do centrum. Zaparkowałem na Międzyparkowej i polecieliśmy do cioteczki Tu, głodni już jak piorun. Potem spacer, lody (wszak ponad 30 stopni) i na 17 wróciliśmy do domu. Żona obiecała młodej wspólne zajęcia, ale... zasnęła... Norma. Wieczorem pograła z nią w grzybki, nareszcie... A wieczór minął pod znakiem jarania się zaćmieniem księżyca (tati, zakochałam się w tym księżycu!), piciem Sheriddansa i pisania Służewca. Może skończę? 

czwartek, 26 lipca 2018

26.07.2018

Spokoju to tu nie ma - pobudka koło 8 i od razu napięta atmosfera, że niby jutro egzamin. I awantura, że sam zadzwoniłem do mamy z życzeniami na imieniny - no w sumie mogłem powiedzieć... Zabrałem młodą, mieliśmy jechać na rowerach, ale ona się zaczęła nagle wszystkiego bać, nie wiem, o co chodzi... Pojechaliśmy hondą na Marymont sprawdzić, gdzie są denary, ale tam nie ma - podobno są w Galerii Mokotów... Obeszliśmy sobie trochę Marymont, wróciliśmy na obiad i poszliśmy na spacer wszyscy - Gosia uznała, że musi kupić sobie buty na jutrzejszy egzamin - nie przyszłoby mi to do głowy... Ale spędziliśmy tam 3 godziny, kupiła obuwie plus kilka głupot i wróciliśmy do domu. Sranie jest ostre z powodu egzaminu. Heh. 

środa, 25 lipca 2018

25.07.2018

Zapewne przyjdzie mi zwariować z moją małżonką, zanim ona zda ten egzamin... Nie mogę już. Po śniadaniu poszliśmy z młodą do biblioteki, a potem do Wola Parku. Żar leje się z nieba, ale spoko, przeszliśmy przez Górce, posiedzieliśmy w parku Ulricha, gapiąc się na skimboardzistów, zrobiliśmy zakupy, zjedliśmy lody... Kupiłem przewodnik po Macedonii, perfum, mała pobawiła się na placyku zabaw i wróciliśmy. Przy okazji decyzja zapadła, że nie jedziemy na weekend do Łodzi - przyjęta z ulgą, bo to w końcu spory koszt. Teściowie rzucili wszystko i pojechali do Niemiec, bo Geoś w słabym stanie... Piszę wreszcie 9 tom.

wtorek, 24 lipca 2018

24.07.2018

Co za dzień, czy ja nawet w wakacje nie odpocznę? Gosia świruje przed egzaminem, więc uczy się - nie wiem czego, bo to tylko rozmowa, ale twardo się uczy. Bzdura. Pojechaliśmy rano do pracy, ja sobie wydrukowałem zdjęcia na wycieczkę, ona nic, bo ani internetu, ani Ali... Pogadaliśmy tylko z Ewą. Odebrałem służbową koszulkę od Smoka i wróciliśmy. Żona się uczyła, a ja zrobiłem obiad, odkurzyłem, ogarnąłem część łazienki, zrobiłem prania, szok. O 18 pojechałem na Koszyki, przy okazji odebrałem płyty z poczty i w ostatniej chwili zdążyłem na zbiórkę - Piotrek jednak przyszedł! Spacer zamknął się w ok. 2 godzinach, dostałem rzęsiste brawa, napisałem parę autografów na przewodnikach i wróciłem, gadając z Piotrkiem, fajnie było się spotkać. Wieczór spędzam przy browarkach. Od jutra wracam do 9tego tomu...    

poniedziałek, 23 lipca 2018

23.07.2018

Spaliśmy do 9:40, szok. Zanim się pozbieraliśmy, zjedliśmy śniadanie i ogarnęliśmy, było po południu. Ostatnie podrygi, obiad i o 15:30 ruszyliśmy w drogę powrotną. Upał szaleje, ze 30 stopni, ale z a/c dało radę. Gosia, po kilku upomnieniach, nie jęczała za często, więc jechało się w miarę. Zrobiliśmy jeszcze zakupy (wydałem 300 zł!) i tak sobie polegujemy. Gosia przygotowuje się do egzaminu (po co?), ja staram się ogarnąć jutrzejszą wycieczkę.

niedziela, 22 lipca 2018

22.07.2018

Młoda uparła się, że będzie spała ze mną. Ok, nawet mnie bardzo nie skopała, ale coś jej się śniło i darła się nad ranem... Wstaliśmy na śniadanie, straciliśmy czas w kościele i zdecydowaliśmy się pojechać na 2 godzinki nad Isąg. I fajnie. Kajka szalała w wodzie, próbuje pływać i nurkować, pociesznie :) Przy okazji pomagania jej w pływaniu jebnął mnie w dłoń giez i mam tak spuchniętą dłoń, że musiałem zdjąć obrączkę. Mieliśmy jechać do Różnowa na imprezę do Majki, ale Gosia stwierdziła, że jej się nie chce. Zostaliśmy więc z Łukaszami i zrobiliśmy grilla. I było fajniej ;) Kajka zapaliła się do badmingtona, pykała jak szalona, udało się nam odbić 5 razy, całkiem nieźle. Kładziemy się jakoś wcześnie, może się wyśpię.

sobota, 21 lipca 2018

21.07.2018

Wstałem już po 7, bo tyle na głowie... Po śniadaniu ruszyłem po płyty - na mieście pusto, zajęło mi to niecałą godzinkę. Płyt znowu kilkadziesiąt, w życiu tyle w kolejce nie było... Zjadłem szybki obiad i koło 15 ruszyłem do Jonkowa. Po trasie 140, choć pomiędzy Płońskiem, a Nidzicą trafiłem kilku zawalidrogów. Zrobił się wściekły upał. Jak dojechałem już wszyscy siedzieli przy stole: sąsiedzi nawet przyprowadzili swoich gości, świetnie... A Celina przyszła z Pawełkiem - każdy za nim łaził i patrzył na ręce, czy czegoś nie zapieprzy... Niezły jest (z batata? A! To ja nie wiem co to...), bez kitu (w tej zupie jest dużo tłuszczu? Bo ja nie mogę... To zjem śledzia w oleju). Wbrew pozorom impra skończyła się dość szybko, zdążyłem zrobić trzy piwa. Wieczorem za to łeb mi opadał, spać...

piątek, 20 lipca 2018

20.07.2018

O mamo... Trzeba było dopłacić za zgubione chipy jeszcze 30 euro, super. Przyszedł Chory Gregory i dostał w prezencie awanti i pretensje, ale nic go to nie obeszło - tyle, że nas nie odwiózł na lotnisko i sam musiałem się wszystkim zająć. Za co on kasę bierze? Szybko się załadowaliśmy do samolotu i po dwóch godzinkach z bachorem za plecami i śmierdzielem tuż przed, zeszliśmy do lądowania w dzikich podrygach. Lotnisko w Lublinie malutkie, więc się znaleźliśmy szybko. Znalazłem też autokar, okazało się, że Monika chce nas wydymać na to, że do Ząbek jedziemy najpierw. No kurwa jasne! Jeszcze czego! Oczywiście postawiłem na swoim, nie ma, że 13 osób będzie zarządzać 60-cioma. Zatrzymaliśmy się w Maku i dobrnęliśmy do domu o 19:30. Odwiózł mnie oczywiście Pierwszy Kujon w Klasie, za co mu jestem wdzięczny wielce :) Skoczyłem po piwko, rozpakowałem się i ładuję mp3 na zaś. Chwila spokoju...

czwartek, 19 lipca 2018

19.07.2018

Ostatni dzień na plaży - dzieciaki łowią meduzy, ja poszedłem na spacer, fajnie. Potem kolejny luźny dzień, spacery, baseny itp. Zamiast kolacji znowu poszliśmy coś z Robertem zjeść, bo to się tak nie da... Skończyłem Warhammera, spakowaliśmy się i jutro spadamy. Udało nam się zbić karę do 50 euro, czyli przepadł po prostu depozyt, ale i tak się boję, co będzie jutro...

środa, 18 lipca 2018

18.07.2018

Cały dzień spędziliśmy w aquaparku - to chyba najlepszy park tego typu, w jakim byłem. Zabawa trwała w sumie od 10:30 do 17. Częściowo  łaziliśmy sami z Robertem, częściowo z dziewczynami i Frankiem i Marcelem, zabawa była przednia. W hotelu kolejna awantura o basen... Najlepsze, że te Ruskie mogą tam wszystko robić i nikt im nie zwraca uwagi...

wtorek, 17 lipca 2018

17.07.2018

Znowu wycieczka, tym razem to ja pojechałem z Gośką. Przewodniczka przynajmniej była w porządku... Najpierw trackie katakumby, gdzie gość spóźnił się kwadrans i staliśmy w polu jak dekle... Potem Sozopol, ale bez szału. Kupiłem sobie koszulkę i ruską płytę, ale cały czas były z nami maluchy i nie było szans na spokój. Na koniec czas wolny w Burgas i tyle. Znam teren, nic ciekawego się nie zdarzyło, przeciętna ta wycieczka, nie dałbym 30 euro...

poniedziałek, 16 lipca 2018

16.07.2018

Awantury o basen na porządku dziennym. Żarcie słabiutkie, trzeba było zamienić tych głąbów z dziewczynkami. W dodatku Amelka nagadała na moje dziewczyny, że to złodziejki i śmierdzą gównem, więc jak powiedziałem, że mi się to nie podoba, to zadzwonił ojciec, że to nie może tak być! No kurwa. Na pewno nagadała, nie przyznała się, a okularki się znalazły w czasie przenosin. Portfel zgubiła na bank...Poza tym, dzień dość leniwy :P

niedziela, 15 lipca 2018

15.07.2018

Do Warny pojechałem z Robertem. Przewodniczka była niezła, z 75 lat, tak skakała po wątkach, tyle pierdół opowiadała, że wszyscy lali. Na początek było delfinarium, kto chciał, poszedł z Robertem, ja polazłem z częścią na spacer po parku i okolicy. Przyczepił się pies i Gregory, płacząc, że pokój debili będzie płacił 150 euro kary. Zajebiście. Potem garncarz i Balczik, gdzie zakupiłem wina prezentowe i zgubiłem się z kilkoma osobami, bo babcia, choć starsza, to parę miała. Na koniec czas wolny w Warnie, gdzie zjedliśmy dobry obiad i dokupiłem płyt :)

sobota, 14 lipca 2018

14.07.2018

Nagle zrobiło się wycieczkowo. Po obiedzie poszliśmy do Nessebaru - po co płacić 15 euro, jak to 40 minut spaceru? Miasteczko piękne, kupiłem prezenta, wypiliśmy kawę i jak mieliśmy wracać, to tak lunęło, że strugi wody płynęły z nieba... Wróciłem znów na piechotę, bo część chciała jechać kolejką, a część iść, to poszliśmy, było fajnie, bo lazłem z moimi dziewczynami. Coś się poprztykały z Amelką, awantura wisi w powietrzu ;P

piątek, 13 lipca 2018

13.07.2018

Mieliśmy pojechać dziś do Warny, ale poprzekładali wycieczki i zrobił się przestój, to zabrałem swoich do Sozopola. Zaczęło się słabo, bo jechaliśmy tam ponad 2 godziny, nie wiem, po co autobus okrążał całe Burgas, ale tylko wyszliśmy w mieście, od razu ruszyłem na poszukiwanie łodzi. Dziadka z poprzednią łodzią nie było, ale znalazłem innego - też fajnie. Zawiózł nas na wyspę, oblecieliśmy ją szybko i zaczęliśmy skoki do wody z łodzi. Było bosko, tylko Julka siedziała jak grzyb, bo miała okres i nie kąpała się... Po kąpielach przeszliśmy się po mieście, kupiłem płytkę, zjedliśmy oszałamiające kalmary i wróciliśmy. Zachwyt.

czwartek, 12 lipca 2018

12.07.2017

Zaczęło się, awantura o pokój debili - wiedziałem, że coś z tego będzie. Pół hotelu wykupiona jest przez Ruskich na apartamenty, druga część zajęta przez białoruską kolonię, która robi co jej się żywnie podoba... Ogólnie kolejny leniwy dzień, który zleciał na plażowaniu i wypoczynku. Mamy jakoś sporo czasu wolnego... Zacząłem ze swoimi Warhammera, ciekawe, jak wyjdzie.

środa, 11 lipca 2018

11.07.2018

Jesteśmy porozkładani po 3 różnych klatkach schodowych tego molocha, nie do ogarnięcia... Jak my się pozbieramy, to ja nie wiem. Śniadanie paskudne, tłuste kluski, obrzydliwa wędlina, jak żyć? Na szczęście do plaży blisko - znaleźliśmy miejscówkę u ujścia rzeczki, część dzieciaków kąpała się tylko w rzeczce... Dodatkową atrakcją okazała się plaża nudystów po drugiej stronie rzeczki. Morze Czarne jak zwykle super i ciepłe, fajnie jest. Gorzej z żarciem. Po obiedzie poszliśmy na basen, a potem na miasto. Wygląda to ok.

wtorek, 10 lipca 2018

10.07.2018

Ranek był bardzo pracowity - pakowanie do końca i sprawy bieżące i na koniec szybki transfer do Port-Spinu. Z Andrzejem wybraliśmy wyjazd: miało być Maroko, bo taniocha, ale wpadła nam w oko Macedonia. Jedziemy do Ochrydy! Jeszcze zadzwoniłem do Tomka, czy jednak nie chcą jechać i ruszyłem na podbój Bułgarii. Zanim się pozbieraliśmy na lotnisku, trochę potrwało. Maryla już na miejscu, ja w strachu, że Pola nie jest zmieniona, ale na szczęście Maciek potwierdził, ufff... Ale gładko nie poszło, bo zgłosił wszystkich jako dorosłych i trzeba było poprzesadzać dzieci, opóźnienie było z 40 minut. Ale dotrwaliśmy, odebrał nas śliski rezydent, Chory Gregory i późnym wieczorem mogliśmy opaść... Jejku, jak to cały czas tak będzie, to koniec...

poniedziałek, 9 lipca 2018

09.07.2018

Cały dzień w sumie w biegu, choć zanim się wygrzebaliśmy, było po 11. Najpierw odebrać dowód Gosi, potem na pocztę po pismo z kuratorium o dyplomowaniu, biblioteka i lekarz. W tym czasie poszliśmy z Kajką po samochód i zabrawszy Gosię z przystanku skoczyliśmy do pracy po papiery. Potem obiad w Sajgonie, lody i ruszyłem załatwić swoje sprawy. Odebrałem pakę z empiku, wymieniłem kasę, odebrałem pakę od Wojtka i osiem paczek z poczty, po czym wreszcie wróciłem zahaczając o Hebe. Spakowałem się w 20 minut, włączywszy prasowanie. Młoda trochę szlocha, że wyjeżdżam, ale przecież nie pierwszy raz... i jeszcze Waldek pomylił nazwiska i zamiast Poli D. jest Paulina D. - szlag! Mam nadzieję, że to załatwią...Na wieczór robimy sobie ucztę :) 

niedziela, 8 lipca 2018

08.07.2018

Miałem się wyspać, ale położyliśmy się późno, potem przyszła młoda i mnie skopała, o 4 spadł deszcz i trzeba było ratować pranie z balkonu... Przedpołudnie minęło pod znakiem prania i sprzątania, bo syf był nieziemski, niemal miesięczny, a prania tyle, że nie starczało suszarek. Na 17 pojechaliśmy do mamy, zmienić chomikowi trociny. Posiedzieliśmy chwilę i poszliśmy na spacer po Bródnie, kończąc na placu zabaw w parku. Padam.

sobota, 7 lipca 2018

07.07.2018

Noc minęła spokojnie, pomimo zapowiedzi zielonej nocy. Spakowaliśmy się przed śniadaniem, po posiłku rozdaliśmy nagrody i pojechaliśmy. Droga szła jak z płatka, zatrzymaliśmy się tylko na obiad a Maku i pod szkołą byliśmy o 15. Pięknie. Zdążyliśmy wrócić, zrobić zakupy i jeszcze mecz obejrzałem - na szczęście Chorwaci wywalili Ruskich za burtę, choć dopiero w karnych. Kaja jest tak padnięta, że ledwo zipie. Wyjazd się udał!

piątek, 6 lipca 2018

06.07.2018

Pojechaliśmy do Krzeszowa na park linowy, ale... Lunęło strasznie. Pół godziny siedzieliśmy w busie, ale udało się wyjść. Kajka ubrała się w uprząż i weszła do połowy drabinki. Koniec, dupa. Dzieciaki też cudowały, ale każdy dwa razy przeszedł trasy, dobrze. Na koniec jeszcze zakupy w Krzeszowie, po obiedzie basen, bo zrobił się upał i pakowanie. Wreszcie wracamy. Stoczyłem tylko ostateczna bitwę o zapłatę - Kaśka podliczyła nas na 1230 złych, rany Boskie! To o 500 więcej, niż ostatnio! Wyszło w końcu tak, że ja dałem Mateuszowi 1000, on oddał mi 200 i rozeszło się. Cóż... Trochę zgrzyt, ale kurde, taka różnica?

czwartek, 5 lipca 2018

05.07.2018

Rano ruszyliśmy na kajaki - spływ Tanwią był fajny i mało męczący, chociaż ci, którzy wiosłowali uparcie, namęczyli się, bo pływali od brzegu do brzegu - bez sensu. Mnie przypadła Lusia, było relaksująco, musiałem tylko uratować swoje dziewczyny z kłody i Maję z Mikołajem, którzy się na siebie darli, głupie. Po południu dokończyliśmy paraolimpiadę i wreszcie Igor został zabrany przez tatę - i ja i Mateusz nie omieszkaliśmy wspomnieć o jego bluzgach i głupim zachowaniu. Co za gnojek...

środa, 4 lipca 2018

04.07.2018

Zrobiło się wreszcie ciepło. Rano pojechaliśmy do pszczelarza - było bardzo ciekawie, a po południu na plażę - ledwo wyszliśmy, spadł deszcz... Na szczęście był krótki i wyszło słońce, więc dało się kąpać.

wtorek, 3 lipca 2018

03.07.2018

Robi się nieco cieplej. Za zimno na kąpiele, ale udaje nam się coś tam robić. W zasadzie ciągle coś się dzieje, są jakieś zajęcia, więc nudzić się nie mogą - i nawet nie chcą, bo sami się sobą zajmują. Tylko ten Igor... Darłbym pasy z gówna małego. Dzień zakończyliśmy ogniskiem, tylko Maryla zarządziła grzanie kiełbas na kuchni i zamiast je piec nad ogniskiem, to po prostu zjedli i poszli - tyle z ogniska. 

poniedziałek, 2 lipca 2018

02.07.2018

Skończyło się nam zaopatrzenie, to skoczyłem do Biszczy do sklepu - to tylko 3 km, więc sprawę załatwiłem w godzinę. Kasia wzięła dzieci na zajęcia, ale podobno było dno :P Nie wiem, nie wpuszczali nas na zajęcia. Gramy w piłkę, są ciągle jakieś zabawy i w sumie nie bardzo jesteśmy im do czegokolwiek potrzebni. I dobrze, luksus, tylko książki mi się skończyły i nie mam co czytać.

niedziela, 1 lipca 2018

01.07.2018

W przerwie pomiędzy deszczami zrobiłem podchody - próbowało padać, ale daliśmy radę. Zabawa była bardzo dobra, tylko pogoń nie wykazała się kreatywnością, pomimo, że nas znaleźli. Przy okazji Kajkę dziabnęła w rękę osa i narobiła takiego rabanu (Kajka, nie osa), że szok. Zimno potwornie się zrobiło, beznadzieja.