niedziela, 31 maja 2015

31.05.2015

Pobudka 7 rano. Zrobiłem śniadanie. Pozmywałem. Zrobiłem obiad. Poszedłem do sklepu. Umyłem balkon. Przyszła mama i podałem obiad. Poszliśmy na spacer, zahaczając o festyn. O 18:30 pojechaliśmy na zakupy do kerfjura i po powrocie przeniosłem szafę na korytarz, a szafki stamtąd wyniosłem na śmietnik. Zwariuję.

sobota, 30 maja 2015

30.05.2015

Młodej idą zęby i drze się nad ranem nieprzytomnie. Na szczęście po wczorajszym Gosia dała mi prawie godzinę dłużej i nawet odpocząłem. Zawiozłem ją na Mokotów na masaż, Kajka latała po jordanku, po czym wstąpiliśmy do lerła merlę po farby - remont nabiera rozpędu, szlag by to trafił. Czas nam się skurczył, więc poszedłem do kebab kinga po obiad i zawiozłem dziewczyny na Włochy na imprezę - sam się wymiksowałem na 2 godzinki spokoju.... :) Zrobiłem obiad na jutro, pozmywałem i odpoczywałem, co nieustannie czynię.

piątek, 29 maja 2015

29.05.2015

Co za dzień! Wstałem już o 5:40, żeby być odpowiednio wcześnie w szkole - w sumie niepotrzebnie, bo Marcin z Luizą spóźnili się kwadrans. Ale i tak skończyliśmy te sześć przedstawień planowo, zmordowani do nieprzytomności. Dyrekcja zachwycona, delegacja dzielnicy zachwycona, dzieci zachwycone, super. Ale już dość, sześć przedstawień po pół godziny to przesada, nawet jeśli mieliśmy catering. Zaraz po zakończeniu grania ruszyłem na Kopernika i do 17 siedziałem na konferencji, kończącej projekt uniwersytecki. Jeszcze tylko zajęcia z Iwo i... odpadłem. Idę zaraz spać, tylko skończy się mecz Polska-Rosja - wczoraj nasi ich rozjechali w siatkę, dziś się męczą i wygrali dopiero w tie breaku.

czwartek, 28 maja 2015

28.05.2015

Młodej idą zęby - od piątej co jakiś czas wrzeszczała "mięsko, proszę mięsko", potem "czapka, czapka, buty", później "drzwi, drzwi", a na koniec po prostu się darła. Po drodze do pracy musiałem zatankować, bo długo bym nie pojeździł, na szczęście doszły dziś godziny i jestem na plusie wreszcie. Lekcje przeszły, tym bardziej, że ćwiczą poloneza i dwie lekcje przepadły, a Teresa poszła na wycieczkę. W przerwie zaliczyłem obiad, wysłałem paczkę i poszedłem na spacer, aby wrócić na itn i próbę generalną. Wychodzi nieźle, jaja jak berety, tyle, że jutro sześć przedstawień... W domu byłem 19:30, Gosia mnie wkurza tymi meblami, bo o niczym innym nie gada, mierzy, koniecznie musi mi pokazać co do centymetra, gdzie się kończą... Chyba byłem niemiły...

środa, 27 maja 2015

27.05.2015

Jest coraz gorzej, nie dość, że pogoda chujowa, to ja mam coraz bardziej dość. Po lekcjach natychmiast wybyłem, zmieniłem wreszcie opony, poszliśmy po kwiaty i do przedszkola, ale dyrekcji nie było. Po obiedzie wróciliśmy i wręczyliśmy wiecheć w podzięce. Od razu zabrałem młodą i pojechaliśmy na echo serca - dziurka została, ale na tyle mała, że nawet nie operacyjna. Jeszcze w poczekalni Talarkównę spotkałem z własnym dziecięciem - śmiesznie zobaczyć starą uczennicę z berbeciem... Po badaniu, gdzie Kajka była idealna, poszliśmy na plac zabaw i mały spacer. Jakiś chuj złamał mi lusterko... Gosia mnie męczy meblami do przedpokoju, kurwa, ja jestem na -650 zł na koncie, a ona kupuje meble za 2500 zł... Nie ogarniam. Wieczór zrobiłem sobie zupełnie luźny i wolny, pierdolę.

wtorek, 26 maja 2015

26.05.2015

Nie mam już siły. Jeśli nie skończę tych wszystkich obowiązków, szlag mnie trafi. W pracy lekcje - normalka, plus dodatkowe sprawy. Potem poszedłem na spacer, korzystając z półgodzinnej przerwy, obdzwoniłem mamy i trafiłem do chłopaków - Bartka nie było, więc został tylko Jan. A Nikoś miał wycieczkę, więc zamiast tego pojechałem do centrum się poszwendać. W trakcie powrotu zaczęło lać, kiedy wstąpiłem po kwiatki od Kajki dla mamy lało najbardziej, a kolejka była długaśna, szlag. Do tego nie mogłem znaleźć miejsca na parkingu - nigdzie, nawet pod sklepem. Szlag. Posiedziałem z młodą, która zaraz po wyjściu uczennicy poszła spać, a ja siedzę i piszę dalej te pierdoły. Szlag. Dobrze, że Teresa wzięła to, co mam i ma sprawdzić... Znalazłem ekstatyczną recenzję przewodnika, miło :) Choć tyle...

poniedziałek, 25 maja 2015

25.05.2015

Dziewczyny poszły do przedszkola i dentysty, to rano miałem spokój i pouczyłem się nieco roli. W czasie lekcji rozbolało mnie gardło - chyba się odzwyczaiłem... Przy okazji odwaliłem sporo roboty różnej, głównie papierkowej. Poszedłem na obiad, zrobiłem zajęcia i wróciłem do domu. Staram się pisać efekty działań do dyplomowania... Mam dość tych papierów.

niedziela, 24 maja 2015

24.05.2015

No i co? Duda. Jednak. Trochę strach, ale zobaczymy co będzie. My od rana już na nogach - zrobiłem pyszny obiad i pojechaliśmy zagłosować na Bródno. Przy okazji zahaczyliśmy o festyn edukacyjny w Parku Bródnowskim. Po obiedzie przyszedł Tomek na dwie godziny, a ja na koniec wyniosłem wszystkie paki z ciuchami do piwnicy, a wózek umieściłem na allegro. No i na koniec powrót w ręce PISu...

sobota, 23 maja 2015

23.05.2015

Siedzieliśmy do 00:30 i trochę jestem przymulony... Wyjechaliśmy prawie zgodnie z czasem, po tym, jak siatkarki zmyły farbę z szafek w łazience i zapłaciły za szkody. Ups. Włodek leciał jak złoto, postoje były tylko na MOP-ach, więc szło planowo. Dojechaliśmy na 17, rodzice z wdzięcznością odebrali dzieci, Włodek wręczył mi flaszkę bimbru i wróciliśmy do domu. Jutro zielone świątki, to musiałem jeszcze pojechać po zakupy do kerfjura - dziewczyny zostały. Kajka poszła spać, a my raczyliśmy się oscypkami - mniam. Trochę piszę dyplomowanie, trochę uzupełniam książeczkę, mam nadzieję jutro odpocząć... 

piątek, 22 maja 2015

22.05.2015

Zrobiła się pogoda, więc poranny trening poszedł na dworze, a popołudniowy na hali, ale za to potem poszliśmy do lasu na flagi. Zamiast się pakować, to oglądali tv i rozrabiali i po ognisku to samo, szaleją.

czwartek, 21 maja 2015

21.05.2015

Rano wyruszyliśmy w góry. Początek trasy już zabijał, bo ja byłem cały mokry i łeb mi parował, kilka osób odstało od grupy i szło ze 20 minut za nami. Ale kiedy weszliśmy ponad linię lasów, był szok - nieprawdopodobny krajobraz, śnieg i zimno. Dzieciaki były zauroczone widokami i klimatem, było naprawdę super. Włazili na skałki, dyskutowali na temat co by było, gdyby Hitler nie doszedł do władzy i na temat transseksualizmu, aż wreszcie doszliśmy do schroniska. Część jadła, część piła, ogon dołączył i już powoli i na spokojnie zeszliśmy do Szklarskiej Poręby poprzez wodospad Kamieńczyk. W Szklarskiej zjeżdżaliśmy na saneczkach, dołączyło do nas dziewczyny i nastąpił czas wolny. My sobie ruszyliśmy do knajpy i zjedliśmy oscypek pod piwko. Fantastyczna wycieczka. Jeszcze dobiliśmy ich treningiem na koniec. Gosia tymczasem strzeliła focha na tle maila od Izy, która na mojego maila ze sprawozdaniem odpisała 'Lov you'. Masakra.  

środa, 20 maja 2015

20.05.2015

Leje. Cały dzień. Dlatego zrobiliśmy treningi na sali, po obiedzie poszliśmy na flagi w deszczu i wykorzystując paskudną pogodę wykonaliśmy kwiatki i motylki na bal szóstoklasisty. Wyszły w większości paskudnie, ale co tam. Przetrwaliśmy ten deszcz.

wtorek, 19 maja 2015

19.05.2015

Pobudka o 6 i od razu ruch do Pragi. Po drodze wsiadł przewodnik w stylu starej szkoły, który bezustannie gadał. Był całkiem ok, tylko nie dostosował się do dzieci za bardzo. Przeleźliśmy przez miasto i dopiero o 14 był czas wolny i mogliśmy coś zjeść. Ruszyliśmy do sklepu i weszliśmy do takiej typowej czeskiej knajpy. Zjedliśmy sałatkę i po knedliku i z piwem zapłaciliśmy za trzy osoby... 200 zł. Masakra. Nieco wściekli wyszliśmy na zbiórkę, wymieniłem z powrotem korony na złotówki i dostałem 150 zł, bo przecież sięgam dna debetu... Wróciliśmy około 20 i nawet się spokojnie obeszło, pilnowaliśmy pijąc piwko u Włodka. 

poniedziałek, 18 maja 2015

18.05.2015

Co za dzień! Rano zrobiłem trening siatkarski i pograłem z dzieciakami w siatkę - było fajnie, Kajka grała sobie w piłkę obok. Po obiedzie ruszyliśmy na zamek Chojnik - super wycieczka, tylko jak właziliśmy po skałkach, musiałem Kajkę wziąć na barana i ledwo żyję, bo te 15 kilo przy skakaniu z kamienia na kamień mnie wykończyło. Młoda wprawdzie zachwycona, ale ja ledwo żyję. Na zamku widoki olśniewające, dzieciaki nie chciały schodzić z wieży, niesamowity zamek. Moje dziewczyny zeszły sobie do Władka i wróciły autokarem, a my z dzieciakami wróciliśmy szlakiem - szkoda, że Robert się nieco zgubił, bo prawie godzinę mieliśmy w plecy... I spóźniliśmy się na kolację. Dogorywam. Na ciszy idziemy do Władka na piwo, bo mnie zabiją zakwasy jutro...

niedziela, 17 maja 2015

17.05.2015

Ledwo się zapakowaliśmy - tyle tobołów, co na miesiąc. Podróż minęła bardzo spokojnie, Władek za kierownicą - super. Wprawdzie lało trochę, ale jak dojechaliśmy, to było już ok. Jeszcze na miejscu zdążyliśmy pójść na spacer i obejrzeć Jagniątków - tu jest prześlicznie! Włącznie z ośrodkiem :)

sobota, 16 maja 2015

16.05.2015

Co za strata czasu... Podniosło mnie sporo przed siódmą i w parku byłem przed 10. Zebrałem dzieciaki i poszliśmy w trasę. Nasze stoisko szkolne było daleko od wszystkiego, pomysł z oprowadzaniem świetny, ale... nikt nie oprowadzał, bo nie było chętnych. Plakaty, ulotki, ogłoszenia ze sceny i nic. Dzieciaki zrobiły tłum przy stoiskach, pograliśmy w badmintona i szachy, zrobiliśmy głupie zdjęcia i tyle. Zmarzłem tam, zebraliśmy się dopiero koło 15, beznadzieja. Jedyna szkoła podstawowa, która tam poszła. I jedyna, która ma tylu chętnych, że naprawdę nie musi... Jak wróciłem, to po obiedzie poszliśmy na zakupy i wieczorem dokończyłem przewodnik i indeks. Gosia spakowała wszystko i możemy jechać. 

piątek, 15 maja 2015

15.05.2015

Ręcznik na oknie robi cuda - Kajka śpi do ósmej, nawet jeśli wstaje sikać przed szóstą. Bosko! Dziewczyny poszły do lekarza, okazało się, że młoda ma powiększoną wątrobę - od razu usg i... nic szczególnego, norma. W pracy Breno zrobił mi dwie lekcje, na wychowawczej tańczyli poloneza, a na ostatniej musiałem zrobić przedwyjazdową pogadankę. Potem obiad, chłopaki i powrót. Jestem tak umęczony, że nie daję już rady, a musiałem sczytać cztery spacery i zrobić do nich indeks...

czwartek, 14 maja 2015

14.05.2015

Młoda spała jak złoto, szkoda, że ja musiałem wstać o szóstej... Pierwsza lekcja nawet się odbyła, bo miałem większość dzieci w grupie, wow. Pływaków nie było, Filipa nie było (hosanna!), Ali prowadził 4c i Asia go oglądała, a ja tymczasem gadałem z Ewą B... W międzyczasie nadeszła burza z gradem, lało jak z cebra, szok! Potem dwie lekcje i załatwiłem sobie kolejnych lektorów, tym razem z fundacji - będzie się działo :) Kasia przyszła do Agnieszki, oglądać Katkę, pogadaliśmy trochę i poszedłem na obiad - Karoliny nie było, nie dawali znaku życia, ale coś czułem, że się pojawi. Zjadłem, poszedłem na spacer i bach! Sms. Oczywiście przyszła i mnie szuka. Jeszcze tylko próba przedstawienia, Michał ze swoim egzaminem do liceum i wieczorkiem zmęczyłem raporty. Padnę na pysk niebawem.

środa, 13 maja 2015

13.05.2015

Pobudka znowu przed szóstą i młoda nie zdążyła zasnąć przed moim budzikiem i ją oczywiście podniosło razem ze mną. Pojechałem do szkoły i zrobiłem te lekcje, Breno miał jedną na szczęście. Potem szybko do domu, odebrać od Emilki wózek przełajowy, poszedłem do lekarza po leki, po czym poleciałem przejść się ostatnią z wycieczek i na obiad do Hectora i ledwo zdążyłem do Maćka. No a potem zebranie, które skończyłem w pół do ósmej. W domu Kajka już się kąpała i szybko poszła spać, a ja się morduję z raportem Alego. Ledwo daję radę. 

wtorek, 12 maja 2015

12.05.2015

Trochę było ciężko wstać po pobudce o 4... Na szczęście w pracy się nie narobiłem - z moich było po 4 osoby w obu grupach, bo byli na badaniach - w tym czasie przyjąłem nową nauczycielkę :) 5c i 5a nie było, więc zasadniczo miałem tylko dwie lekcje. I luz. Miałem zostać na radę, ale do 14:10 nie skończyły klasy młodsze, to uciekłem, zostawiłem Roberta na placu boju i poszedłem do chłopaków. Bartek mówi, że matura poszła mu zadowalająco, więc może wpadki nie będzie... Bolą mnie zatoki, źle się czuję, muszę napisać raporty o studentach, nie mam kiedy pisać dyplomowania... Bez sensu. Jutro idę do lekarza.

poniedziałek, 11 maja 2015

11.05.2015

Co za kołomyja. Nie zdążyłem dojechać do szkoły, a już mnie ścigali, kiedy będę na zdjęciach, bo mnie dzieci szukają. Przyjechałem, pstryknęliśmy, ufff... Potem czekałem na te dzieci z domu dziecka, przybył burmistrz, oni zjedli, poszli na basen, znowu zjedli i dopiero o 14 ruszyliśmy. Nie chcieli na początku za bardzo słuchać, zresztą, jak zaczynali, to ich panie odciągały na zdjęcia, to machnąłem ręką. W trzy godzinki przeszliśmy spod fontann, przez lody i ogród Saski pod pałac kultury, odebrałem pakę z poczty i wyszedłem z metra wtedy, kiedy dziewczyny wysiadły z autobusu. Kajka miała początkowego focha, ale potem jej przeszło. Obiad zjadłem wreszcie o 18:30, potem przyszedł Kuba, a Kajka zasnęła po 22... Miałem napisać raport ze studentów, ale tego jest za dużo... I zapomniałem o studentce kandydatce... Rany...

niedziela, 10 maja 2015

10.05.2015

Gardło mnie boli. Od rana leje, na początek wycieczki przynajmniej się nieco wypogodziło, ale już po niecałej godzinie lunęło - byłem cały mokry i na dobre mi to nie wyjdzie na pewno. Wycieczka potrwała z 2,5 godziny, daliśmy radę, nawet nieźle wyszło, mimo, iż przegapiłem skręt i zrobiliśmy duże koło niechcący. Wróciłem do domu, kupiwszy wcześniej produkty i zrobiłem sobie dobry obiad - gulasz z kurczaka. No i zasiadłem do pisania, idzie jak z kamienia. Próbowałem naprawić firanki, ale wkręt pękł w dziurze i dupa. Gardło boli mnie coraz bardziej, niech to szlag. A pierwszą turę wyborów wygrał Duda. No to teraz będzie...

sobota, 9 maja 2015

09.05.2015

ładny dzień, a ja przesiedziałem prawie cały w domu. O 11 przyszedł Żaba i siedzieliśmy nad tymi testami kompetencji językowych aż dwie godziny. Ojciec był zachwycony :) Maciek zresztą też. Po zajęciach podjechałem do myjni i zeskrobałem ten czarnoziem z Korsarza, po czym zrobiłem zakupy. Na zmianę przygotowywałem jutrzejszą wycieczkę i pisałem dyplomowanie... Kiedy ja przestanę MUSIEĆ coś pisać?

piątek, 8 maja 2015

08.05.2015

Dziwny dzień... Pobudka znowu nastąpiła zbyt wcześnie, ale przynajmniej spokojnie się wyrobiliśmy. Odwiozłem dziewczyny na autobus i wróciłem jeszcze do domu, wyczyścić ścianę. Do pracy pojechałem wcześniej na zastępstwo, w mojej klasie było tylko parę osób, bo siatkarze pojechali na badania i choć wcześnie wrócili, każdy to olał... Tylko z Maćkiem posiedzieliśmy nad testami predyspozycji językowych. W 4c działał Breno, przyszła również Kasia, aby go obejrzeć. Z ostatniej lekcji dzieci zwolniłem, to posiedziałem z Maćkiem, podrukowałem zdjęcia na wycieczkę i poszedłem do Iwo, bo chłopaki mieli wolne. Od Iwo, wściekle głodny, zahaczyłem o Das Bier i Mc Donald'sa i wróciłem do domu. Musiałem jeszcze tylko wytłumaczyć mamie drogę na ulicę Agawy, czym mnie wściekła, bo nic do niej nie docierało. Nie wierzę w ten spokój w domu...

czwartek, 7 maja 2015

07.05.2015

Znowu pobudka o 5-tej - zęby ich mać... Wściekły podniosłem się wreszcie o 5:45, kiedy młoda zaczęła wrzeszczeć, że chce baję... Grrr.... Po drodze do pracy odebrałem paczkę i zrobiłem swoje - nawet szybko poszło, tym bardziej że był również Ali. Karolinie nie chciało się czekać godziny na itn, to się urwała, ale ja i tak musiałem wrócić na próbę, więc żadna różnica - tyle, że spokojnie poszedłem na pocztę, zjadłem, odebrałem pakę z empiku i pogadałem z mamą Zuzki A., która zaczyna robić karierę. I przy okazji dotarł Maciek z tymi testami - proste one... Wróciłem do domu na zajęcia, potem jeszcze Gosia i obrobiłem młodą sam, bo żona poszła do sklepu i się pakować. Padam na ryj totalnie, a młodej idzie ten ząb i boję się, że noc będzie straszliwa...

środa, 6 maja 2015

06.05.2015

Obudzony o 5:40, dowegetowałem do 6 i pojechałem do pracy... Tam dziwny spokój - zrobiłem jedną lekcję, drugą Breno, a trzeciej... nie było. Za to po lekcjach miałem spotkanie z tatą Gibona w obecności Marty i Robsona i doszliśmy do jakiegoś konsensusu. Ciekawe, czy gówniarz zda... Potem szybko, wśród ulewnego deszczu, pojechałem na Jelonki, zahaczając o dom, aby wręczyć Gosi druki. Ledwo się spotkaliśmy z Patrycją, lać przestało i wyszło piekące słońce. Obleźliśmy w trzy godziny obszar i spotkaliśmy się z panem Andrzejem, rodowitym jelonkowczykiem. Patrycja zgubiła gdzieś aparat, więc zostawiła mnie samego z podchmielonym starszym panem i jego wywodami - na szczęście powiedział nieco fajnych rzeczy. Po pięciu godzinach łażenia wróciłem do domu na obiad, zmordowany strasznie. Jeszcze tylko Krzyś i koniec. Padam.

wtorek, 5 maja 2015

05.05.2015

Wtorki są ciężkie, ale też nie do przesady. Z moją klasą poszło szybciutko i miło, Ali nie przyszedł, Asia nie przyszła, więc resztę musiałem dźwigać sam, na szczęście poszło spokojnie. Po lekcjach podskoczyłem do chińczyka na obiad, a że miałem sporo czasu, przeszedłem się po Lasku bielańskim, korzystając z cieplutkiego dnia. Dziś miałem tylko załamanego maturą z matmy Bartka, bo Jan chory, a Nikoś na imprezie. Dlatego podjechałem do Arkadii i kupiłem pudełka i kolejną porcję cd... Na koniec dnia jeszcze Michał i jego fce i dość.

poniedziałek, 4 maja 2015

04.05.2015

Wreszcie przyszła wypłata - szkoda, że zaraz ją wydam na wszelkie rachunki i zaległości - masakra. Lekcje jakoś zrobiłem, Ali popełnił swoją lekcję, nie było Janka, więc w sumie miałem względny spokój i skończyłem wcześniej. Poszedłem na obiad i na spacer, Cypis przysłał kawałek i się zajarał... A ja załatwiłem kolejną anglistkę do szkoły. Dzień niezwykle produktywny - mógł być bardziej, ale Michał nie przylazł, bo... zapomniał.

niedziela, 3 maja 2015

03.05.2015

No i po długim weekendzie. Rano Gosia poszła do kościoła, a Kajce zbierało się na porządną burę, bo rozrabiała jak pijany zając. Zadzwoniłem do Sławka, czy się nie spotkamy, on mnie mówi, że za 2,5 godzinki - no dobra, to pojechaliśmy do zoo. Odstaliśmy w kolejce i lawirowaliśmy między wściekłym tłumem. Kajka miała tuż po połowie przesyt i olała słonie i małpy. Rewelacją za to był hipopotam, zainteresowały ją też żyrafy, małpki pigmejki, tynyn (tygrys znaczy), mały nosorożec i zebra. Sławki odnalazły się po 4 godzinach, więc spotkaliśmy się na zewnątrz, w parku Praskim na placu zabaw. Po 16 wreszcie, wściekle głodni, wróciliśmy i padliśmy wszyscy troje... Gosia ciągle płacze, że nie zwróciła uwagi na zarobki przy rejestracji do przedszkola i marudzi, że jest idiotką... No cóż, pewnie Kajka się gdzieś dobrze dostanie i okaże się (znowu!) że to niepotrzebne nerwy...

sobota, 2 maja 2015

02.05.2015

Wbrew spodziewaniom, dzień był słoneczny, choć chłodny, jednak zostaliśmy w domu. Mieliśmy jechać do zoo, ale... Przygotowanie obiadu trochę zajęło, trzeba było jechać po zakupy, więc trzeba było się przeorganizować. Po śniadaniu skoczyłem po pobliskich sklepach i ruszyliśmy do kerfjura. Po powrocie zjedliśmy zupę i, żeby nie tracić dnia, skoczyliśmy do lasu. Kajka uwielbia las, biega, zdobywa górki i drzewa i nie chciała wracać do domu. Ludu w lesie sporo, większość siedzi w grill domkach, więc Gosi zapachniała kiełbasa - poszła do sklepu i kupiła pęto i ugrillowała na balkonie na elektrycznym grylu... Przez ten czas ja gotowałem kaczkę z ryżem, ciekawe, jak to wyszło, bo zjemy jutro. 

piątek, 1 maja 2015

01.05.2015

Po wrzasku o 6 myślałem, że koniec spania, ale dane nam było spać do 9... Miło. Zanim się wygrzebaliśmy, minęła burza i wyszliśmy o 13 na spacer. Pojechaliśmy na Trakt Królewski, rundką przez Teatralny, Piłsudskiego, Krakowskie, UW, park Kazimierzowski, BUW, Karową i z powrotem. Wprawdzie kropiło i burza kazała nam posiedzieć w Costa Cafe, ale było fajnie. Kajka szalała po ogrodzie na BUW i w ogóle była zachwycona, zwłaszcza wszelakimi schodami. Wróciliśmy dopiero koło 17 i zjedliśmy moją rybę jukatańską - nawet ciekawa i smaczna wyszła :) Mieliśmy jutro jechać na działkę, ale ciągle pada, burze się kręcą i nie jest najcieplej.