środa, 31 sierpnia 2016

31.08.2016

W zasadzie od 9 miałem święty spokój. Słuchałem muzy i próbowałem dodzwonić się do frse. Zajęło mi to dwie godziny, w tym czasie zdążyłem odkurzyć i pozmywać, ale wreszcie się dodzwoniłem. Jestem w większej dupie, niż myślałem, bo nie mam rozpiski zadań, a bez tego nic nie zrobię... Poszedłem do sklepu i zrobiłem obiad i, jak się zresztą spodziewałem, Gosia zadzwoniła, żebym odebrał młodą z przedszkola, bo ona się nie wyrobi. No rzeczywiście, nie wyrobiła się. Zdążyłem ją przyprowadzić, poszaleć, zjedliśmy obiad i poszliśmy na plac zabaw. Wróciliśmy koło 19, przyszła z kwadrans przed nami... Teraz padła. Plan mam słaby trochę, w poniedziałek trzy godziny okna z rzędu, suuuper.  

wtorek, 30 sierpnia 2016

30.08.2016

Znowu to samo - pobudka, kaszka, przedszkole i na radę. Krótka tym razem, bo egzaminy były o 12, ale i tak sporo emocji. Wymoczek poszedł do Asi, WSO się musi zmienić, no i parę innych radości. Po radzie usiedliśmy do WSO i robienia planu zespołu. Nie mogłem się ciągle dowiedzieć, czy te bliźniaczki przychodzą obie, czy nie - ciekawe, co to będzie z nimi, bo cały plan się może sypnąć. Wróciliśmy do domu - ja przez sklep, bo zero obiadu, Gosia przez przedszkole. Szybko zrobiłem pyszny obiad - risotto i polecieliśmy do lekarza. Gosia na zapalenie zatok, ja po przedłużenie recepty i jeszcze zaliczyliśmy spacer przez aptekę i bazarek, gdzie spotkaliśmy dwie wariatki :) Jedna wykrzykiwała coś po niemiecku (Lass mich in Ruhe!!) na tle że Polska jej nic nie dała i każdy rząd kradnie, a druga staranowała parasol i prawie mnie nim trafiła... Po powrocie udało mi się zdrzemnąć na moment, hurra, ale i tak miałem potem z godzinkę z Kajką na sobie. Głodna była i zmęczona, bo fochy strzelała co chwilę. Obrabiam erasmusy.

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

29.08.2016

No i powrót do rzeczywistości. Za oknem upał, a my po odprowadzeniu młodej do przedszkola pojechaliśmy do pracy. Ponad trzy godziny spędziliśmy na słuchaniu gadania. Poza tym całuski, buziaczki, uśmiechy... Dodali mi trzy osoby, Antonio się usunął, będzie fajnie :) Tyle, że mam dużo godzin. Wróciliśmy do chałupy jedząc po drodze w Romesco pyszny lunch, Kajka stwierdziła, że za wcześnie przyszliśmy. Potem miałem jeszcze Kubę, skoczyłem do sklepu i dość mam. 

niedziela, 28 sierpnia 2016

28.08.2016

Wyjechaliśmy w sumie prawie o 10 - z lekkim poślizgiem. Pegueot prowadził się całkiem porządnie, ma przyspieszenie chłopak. Dojechaliśmy z pół godziny później, ale nic nie szkodzi. Hotel w Krzyczkach to czad. Stoły rozstawione w cieniu parasoli i drzewek, grill, zupki, wino. Lans. Nie dość, że upał ze 32 stopnie, to jeszcze masa atrakcji. W zagrodzie koza, owce, lamy i osły. Jazda na kucykach szetlandzkich i na elektrycznym boardzie. Plac zabaw. Kurtyna wodna. Zjazd na tyrolce z młyna - Kajka pobiła wszystkich, poleciała z zachwytem, przez co starsi chłopcy, trzęsący nogami ze strachu również musieli się odważyć. Jak i Gosia. Rzuty balonami z wodą. Partia discgolfa, zaczęta przez wszystkich, skończona we trzech - instruktor, Sławek i ja, w takiej kolejności. Świetna zabawa. No i łowienie ryb. Zebrałem dziewczyny o 18:30, i tak z bólem, bo młoda wcale nie miała ochoty na powrót do domu. Udało nam się wrócić dość szybko, ale i tak Kajka poszła spać po 21, ciekawe, jak jutro wstanie. A Sławkom poszło sprzęgło przed samą Warszawą... Dlatego jeszcze o 23 czekałem na Sławka, żeby odebrał Pegułota. A jutro do roboty... :(

sobota, 27 sierpnia 2016

27.08.2016

O mamo, ale się uchetałem... Po śniadaniu wybyłem o 10:30, żeby wydrukować zdjęcia na wycieczkę, bo zapomniałem wczoraj... Z Dyzia skoczyłem na Koło, aby dowiedzieć się, czy mój mail doszedł - okazało się, że doszedł, tylko gość od płyt nie zdążył odpisać, bo wyjechał. No dobra. Pod Halą Człuchowską byłem za wcześnie. Na wycieczkę stawiło się około 15 osób, po co targałem głośnik? Trasę zrobiłem w 1:50, zachwycająco. W Forcie Wola zdążyłem zjeść placek po zbójnicku i rozpocząłem kolejną wycieczkę. Na Ulrychów przyszło za to z 25 osób, znowu głośnik niepotrzebny. Przyszły te wszystkie babcie, które ciągle coś gadają, pytają i dorzucają, ale przynajmniej jedna z nich powiedziała, że jestem bardzo dobry :) Ledwo skończyłem, podjechał Sławek z Leonem i ruszyliśmy na Bródno po Peugeota. Leon coś słabo się czuł, jutrzejsza impreza może być niewypałem... No ale wziąłem tego grata i jakoś dojechałem - bez problemu znaczy, ale dziwnie ten sprzęt jeździ :P Zahaczyłem o stację, podpompowałem koła, dolałem 10 litrów i jestem gotowy na jutro. A zmordowałem się dziś nieziemsko.

piątek, 26 sierpnia 2016

26.08.2016

A się dziś nalatałem... W nocy znowu miałem pobudkę, bo młodej 'się nudziło', w rezultacie półtorej godziny wyrwy w śnie. Wstałem, zrobiłem jajecznicę, odkurzyłem i poszedłem w kurs. Zarejestrowałem się do lekarza, przeszedłem się po trasie jutrzejszej wycieczki, zmarnowąłem sporo czasu szukając Starynkiewicza, bo zapomniałem, gdzie leży - dopiero facet z zarządu cmentarza mi pokazał i doznałem olśnienia. Odebrałem paczkę z poczty, nagłośnienie od Patrycji, wlazłem do biedry po obiad. Dziewczyny były na spacerze, więc zrobiłem jeszcze obiad. Gosia padła na zatoki, więc zabrałem młodą na plac zabaw, wróciliśmy ok. 19. W sumie zmordowałem się konkretnie, bo zrobiłem wiele kilometrów. Niby wycieczkę mam opracowaną, jedną i drugą, ale zupełnie nie jestem przygotowany, nie wiem, czy nie będzie jakiejś wtopy jutro...

czwartek, 25 sierpnia 2016

25.08.2016

Nie mam siły... Wstałem pierwszy i zabrałem się za obiad od razu po śniadaniu. Pierwszy raz w życiu robiłem zrazy zawijane i przyznam, że wyszły pysznie. Ale robiłem go dobre 2 godziny. Ogoliłem głowę i zacząłem czekać, aż się Gosia wyrobi. Ta z kolei myła balkon i okna. Wszystko fajnie, ale z domu wyszliśmy koło 14. Spryskałem antypleśnią i wyszedłem także. Na pierwszy rzut oblecieliśmy bazarek i przedszkole - załatwiłem młodej miejsce na przyszły tydzień na letnie zajęcia :) Potem wróciłem zmyć antypleśń, wróciły dziewczyny i w sumie stwierdziliśmy, że nie śmierdzi aż tak bardzo, więc zjemy obiad, skoro jest już 16. A po obiedzie jeszcze pojechaliśmy do Wola Parku po roletę i prezent dla Leona. Wydałem ze 300 zł, szlag. Jeszcze skoczyłem do almy, ale tam nie ma już naprawdę nic... Młoda padła ze zmęczenia, Gosia rozkminia nowe firanki... 

środa, 24 sierpnia 2016

24.08.2016

Ale się zmordowałem... Rano zacząłem skręcać kuchnię - zajęło mi to dwie godziny, a i tak nie jest idealnie, szlag. Co się namordowałem, to moje. Potem ogarnąć się i szybko do sklepu - dotargałem do domu zakupy za kolejne +220 zł... Po obiedzie zabrałem młodą na plac zabaw, bo mi jej szkoda było, że siedzi cały dzień w chałupie - miałem godzinę, bo na 17:15 miał przyjść Kuba. Obrobiłem i jego i nastąpił moment bez roboty - prawie. Młoda po mnie skakała, ale dało się znieść. Te wakacje już mnie zaczynają męczyć.   

wtorek, 23 sierpnia 2016

23.08.2016

Od rana trochę ogarniałem, podmalowałem szkody po wymianie rur i pojechałem najpierw na pocztę, sprawdzić, czy jest paczka - okazało się, że nie ma. Wysłali ją na Bródno, szlag. Po dziewczyny zdążyłem przed czasem, wróciliśmy do domu, Gosia pokręciła nosem i poszliśmy na obiad do Curry House. Zjedliśmy, poszliśmy na spacer piechotą do placu zabaw na Obrońców i tam trochę młoda poszalała... Wróciliśmy autobusem przez Koło i tramwajem i Gosia, która wróciła jak najwcześniej, żeby pomóc ogarniać mieszkanie, zwyczajnie poszła spać o 18 i śpi nadal. Ja poszedłem do almy, w której już dziś nie ma ani jajek, ani sera (co to ma być?), dałem małej kolację, wykapałem ją, położyłem, a ta dalej śpi. A jakby nie wróciła dziś, tylko jutro, jak mówiłem, to by już wszystko było zrobione. A tak leży rozbabrane, nie będę za nią sprzątał, skoro specjalnie po to przyjechała. Bez sensu, jak zwykle. Na koniec dnia oglądam, jak Legia męczy się z Dundalk, Z czym do LM? Wymordowali remis w czasie doliczonym, będzie wstyd na całą Europę...

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

22.08.2016

Co za zjebany dzień... Wstałem 6:30, żeby wszystko ogarnąć, włącznie ze sobą i słusznie, bo panowie przyszli niemal punktualnie o 8. Oni robili, a ja siedziałem na posterunku... Wymienili wszystko ok. 16 i mogłem pójść po jedzenie. Zaproponowałem Gosi, żeby wróciły w środę, a ja ogarnę ten sajgon, ale ona zaczęła jęczeć, że przyjedzie mi pomóc itd... Jezu, kuchnia rozmontowana, na łóżku młodej wszystko leży z korytarza i skądinąd... A jeszcze po 18 przyszli goście od wodomierzy, wymieniać im się zachciało. Zatem odbyło się wszystko na raz: wymiana, sprawdzanie rur i moje początki sprzątania. Dobrze, że mi Asia pomogła z szafą na korytarzu, bo nie mogłem tego cholerstwa ruszyć z miejsca... Potem umyłem podłogi, wstawiłem meble na miejsce i mam serdecznie dość. Resztę zostawiam dla żony, jak chce, to niech się spełnia w sprzątaniu.  

niedziela, 21 sierpnia 2016

21.08.2016

Zapowiadało się nie najgorzej. To znaczy pogoda była średnia - planowałem skoczyć na Pragę na zdjęcia, ale mimo, iż był upał, były chmury i słabe światło. Odpuściłem, zwłaszcza, że męczyłem się z zabudową kuchni dość długo, bo nie dało się zdjąć blatu bez rozkręcenia reszty. Ale dało radę, kuchnia wolna. Ogarnąłem również część korytarza. Ale było bardzo ciepło, więc chciałem się przejść - wymyśliłem, że przejdę się na piechotę do Arkadii. No to poszedłem przez Koło - tu, przy bazarze, zainteresował mnie koleś z płytami. Wprawdzie kupiłem tylko jedną, ale okazało się, że ma ich 12.000 i je sprzedaje... Coś się na pewno znajdzie :) W Arkadii poszedłem do empiku aktywować kartę i przy okazji dokonałem zakupów dzięki karcie prezentowej. Kiedy wyszedłem w sumie nie padało, więc wróciłem również na piechotę, ale przeczuwając najgorsze... No i się wydarzyło. W najgorszym momencie. Zaczęło padać w połowie Obrońców Tobruku - ani gdzie się schować, ani czym podjechać. Schroniłem się wreszcie na placu zabaw, ale budka i tak przeciekała. Cholera. Lało i lało, Polacy zaczęli grać o brąz, a ja siedziałem na tym placu zabaw jak idiota. Wreszcie stwierdziłem, że i tak jestem cały mokry, więc mogę w sumie iść. No to poszedłem, a w zasadzie pobiegłem. Najpierw biegłem w japonkach, ale do cholery z nimi, zdjąłem i poleciałem boso. Wszedłem do Sajgonu po obiad i podrałowałem dalej, beztrosko wskakując w kałuże. Wróciłem mokry, jak spod prysznica - który zresztą wziąłem, na ciepło. Polacy przegrali medal w ręczną, zjadłem obiad, wykończyłem pokój młodej i korytarz, duży pokój i kuchnię zrobię rano. Siedzę sobie, słucham muzy i zgrywam kontent na mp3. 

sobota, 20 sierpnia 2016

20.08.2016

Podniosło mnie już o 7:30, nieco bez sensu, ale przynajmniej ogarnąłem dalszą część mieszkania do wymiany rur. No i byłem na czas przed Muzeum Techniki. Grupa ze Zgierza spóźniła się 20 minut, weszli do muzeum, a potem była przerwa do 14:30. Szlag mnie trafił, bo mogłem spokojnie przyjechać dopiero wtedy i niepotrzebnie zmarnowałem trzy godziny. Przeszedłem się Krakowskim, ale grupa padła jeszcze przed UW - ja glupi planowałem dojść do de Gaulle'a... Dzięki temu skończyliśmy przed czasem i wróciłem wcześniej. Zahaczyłem o pizzerię i wreszcie o 18 zjadłem cokolwiek. Przy okazji obejrzałem, jak Maja Włoszczowska zdobywa srebro :) Ogarniam, piszę, słucham - jest fajnie.

piątek, 19 sierpnia 2016

19.08.2016

Sobie spałem, a tu Andrejczyk czwarta (szkoda!! 2 centymetry!), zapaśniczka wywalczyła brąz (z Szonim ją wczoraj oglądaliśmy), kulomioci popsuli... W ciągu dnia popsuli też kajakarze... No nic. Wstałem o 8, a że zrobiła się zacna pogoda, pojechałem na Pragę robić zdjęcia. Zajęło mi to z półtorej godziny, ale zrobiłem od razu dwa spacery. Fajnie. Wróciłem przez eklerka, aby zrobić jakieś zakupy - zwłaszcza piwne i dotoczyłem się do domu. A tu obiad, muza, szykowanie mieszkania do armagedonu rurowego w poniedziałek... No i trochę piszę przewodnik - korzystam, że pudła z książkami są w domu z uwagi na wymianę rur...

czwartek, 18 sierpnia 2016

18.08.2016

Próbowałem spać, ale mi nie było dane... Po dwóch godzinach obudził mnie mecz - pod koniec pierwszej połowy okazało się, że nasi biją Chorwację, to wstałem i obejrzałem do końca. Wygrali! Położyłem się o 3:30, to za chwilę jakiś debil przypieprzył tirem w ekrany dźwiękoszczelne na S8, huk, jakby bomba wybuchła. Ale zasnąłem. 5:30 młoda zaczęła się wydzierać. Poszedłem do niej, ale nie miała ochoty znowu zasnąć, tylko przylazła do nas... Meh. Ale spaliśmy za to do 10, co okazało się fatalne... Ogarnąłem się w miarę szybko, poszedłem do sklepu po produkty na obiad i zacząłem robić - Kuba mnie zastał już na finiszu, więc odwaliłem lekcję, zjedliśmy obiad i pojechaliśmy pod pałac do autobusu. Zdążyliśmy sporo przed czasem, dziewczyny poszły jeszcze do wc w pałacu, po czym je zostawiłem i pojechałem do domu, ogarnąć chałupę. Po drodze dramat, bo za dziewczynami usiadło dwóch Arabów. Na pewno chcą wysadzić autobus! Ja pierdolę, co za histeryczka... Już chciała wysiadać, strzępek nerwów, Araby!!!! Po czym okazało się, że oczywiście normalni ludzie, spokojni, pobawili się z Kajką, super. Rety... Szoni przylazł o 17, poszliśmy do kebab kinga, bo chciał coś zjeść i spenetrowaliśmy chmielarnię. Zdążyliśmy zrobić półtora piwa, kiedy dotelepał się Pembe. Nie obyło się bez rewizyty w chmielarni i chłopcy poszli o 23. A ja spać :)

środa, 17 sierpnia 2016

17.08.2016

Młoda przesadza, nie dość, że mnie wyrwała w środku nocy ze snu, przylazła do nas, to jeszcze rano po mnie zaczęła skakać... Na szczęście Gosia ją wzięła do drugiego pokoju po śniadaniu i trochę nią zajęła - wreszcie. Przedpołudnie minęło ok, zrobiłem obiad, posłuchałem muzyki, dziewczyny poszły na prawie godzinkę do sklepu no i przyszła mama na obiad. Zjedliśmy, obejrzeliśmy Rio - tragedia z tymi sportowcami... A jak poszła, skoczyliśmy szybko do sklepu po buty, bo okazało się, że młoda ma wszystkie za małe poza sandałkami, kurde. A w Rio... Fajdek się sfajdał, za to Nowicki wygrał eliminacje. Dziesięcioboista żenująco obrabia tył stawki. Siatkarze przegrali z USA na własne życzenie. Zapaśniczki faworytki odpadły po pierwszych walkach. Dno. Dobrze poszły obie dziewczyny na 800 metrów, są w półfinałach. No i Legia wymęczyła z Dundalk FC 2:0 na wyjeździe. Nie będę czekał do 1:30 na ręcznych, i tak przegrają.     

wtorek, 16 sierpnia 2016

16.08.2016

Wstaliśmy dziś przed młodą, bo było sporo do roboty. Pojechaliśmy do pracy, pozbierałem papierki do pisania raportu i pojechaliśmy do Arkadii po próbki farb i taśmę - ja chciałem kupić sobie kurtkę przeciwdeszczową, płacąc przynajmniej w części kartą prezentową, ale młodzieniec w kasie powiedział mi, że tak nie zrobi. To zrezygnowałem, ale mnie na tyle zapienił, że poszedłem do informacji i oczywiście mogłem zapłacić częściowo kartą, częściowo drugą, ale ten idiota nie ogarnął, czego nie omieszkałem mu wytknąć - chyba jednak koleś dysponuje słabym garem, bo wydawało się, że nie trafiło... Wróciliśmy do domu na zupkę, bo Kajka szła do alergologa, ja na szczęście zostałem, aby przygotować obiad. Uczulona jest na prawie nic, zawracanie dupy, tylko mleko odpada. O 17 przyszedł Kuba na zajęcia, odwaliłem sprawę i tyle. Za to w Rio dziś trafiliśmy dwa medale w kajakarstwie: solo srebrny i duet brąz. Brawo dziewczyny! 

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

15.08.2017

Święto - znowu wyciągnęła mnie do kościoła, co tylko pogłębiło mój wściekły humor. I do tego nie było krótkiej dziecięcej, tylko smęty w trybie normalnym. Szlag. Co jeszcze gorsze, jak wychodziliśmy, było całkiem ciepło, ledwo wyszliśmy, lunęło. Jednak dziwnym przypadkiem ten deszcz wprawił mnie w bardzo dobry nastrój i przestałem się złościć. Biegliśmy przez deszcz ze śmiechem, skacząc w kałuże. Obejrzeliśmy, jak ręczni dostają w tyłek i kiedy się wypogodziło, poszliśmy jeszcze na półtoragodzinny spacer - miło. Wieczorem mecz siatkarzy z Kubą był tak interesujący, że Gosia usnęła jak kamień i przegapiła wysokie zwycięstwo... Cóż. 

niedziela, 14 sierpnia 2016

14.08.2016

Spałem słabo, bo Gosia oglądała do 3-ciej ręcznych ze Szwecją - dobrze, że wygrali... A i tak nad ranem przyczłapała Kajka... Zostałem wyciągnięty do kościoła, dobrze, że te msze dziecięce trwałą 25 minut, bo oszaleć można... Za to udało mi się wyjść na dłuższy spacer - przelecieliśmy się z Bankowego przez Saski i plac zabaw, w dół Karową do ogrodów na BUW, po czym z lodami wróciliśmy bulwarami wiślanymi. Po czym, jak tylko dotarliśmy, zabrałem się za obiad, w rezultacie zjedliśmy koło 18, ale wyszło mi super. Młoda oczywiście od razu wlazła na mnie, Gosia poszła do sklepu po kapustę, a mała mnie mordowała: tańcz, graj w piłkę, skacz itp... Gosia wróciła i usiadła nad książką i się wyłączyła, a ta dalej graj, tańcz, skacz... Szlag mnie trafił w którymś momencie, bo ta sobie siedzi i udaje, że jej nie ma, a ja po spacerze stanąłem do garów i ani sekundy spokoju. Czarę goryczy przelało "wyłącz tę muzykę!". Cholera. Nic kurwa nie można w spokoju zrobić, bo albo marudzą, albo męczą, zero szacunku... Jestem dziś zmęczony tymi rodzinnymi wakacjami, ja się nie nadaję... Wieczorem dziecko spać, żona w kimę i przynajmniej trzeci spacer skończyłem...

sobota, 13 sierpnia 2016

13.08.2016

No i stało się, pozbyliśmy się Korsarza. Rano wybyłem go trochę posprzątać, załatwiłem 5 litrów benzyny i gość przyjechał po niego. Obejrzał, odpaliliśmy sprzęt i zrobiliśmy kółko... No cóż, pół roku stania na parkingu zrobiło swoje: spód mocno skorodował, krztusi się dalej, ale gość wziął za 800 zł. i po kłopocie, wszak ubezpieczenie się już skończyło. Zająłem się wozem, Gosia sprzątaniem, więc średnio była okazja zrobić obiad, musiałem iść po niego do kinga... Poczekałem, aż Małachowski zdobędzie srebro (miało być złoto, ale Harting go przerzucił w ostatniej próbie...) i udałem się po zakupy. Siatkarze przegrali z Rosją w tie breaku, a do ręcznych chyba nie doczekam, bo grają koło 1-szej... Nie mówiąc o lekkoatletach, bo ci startują po 3-ciej...

piątek, 12 sierpnia 2016

12.08.2016


Wstałem w miarę wcześnie - okazało się, że mała przylazła w nocy cichaczem, nikt nie wiedział, że tu jest... Ogarnąłem się i pojechałem - najpierw Nowa Praga, w ciągu dwóch godzin dałem radę przejść jeden spacer, za to bardzo udany :) Potem biegiem odebrałem sześć paczek z poczty, oddałem papiery na Mokotowskiej i pojechałem do giganta, odebrać ostatnią pakę. Po czym usiadłem na ławce i pozbyłem się plastików, wyszło ok. 50 tyułów... Znowu... Tak siedziałem na ławce, przypętał się jakiś dziad w drugich spodniach opuszczonych do kostek (jedne miał normalnie na sobie) i ze wszystkich wolnych ławek w okolicy klapnął na mojej, do cholery. Śmierdział, ale naciągną drugie spodnie i poszedł, jebany. Wróciłem, zrobiłem obiad i oglądamy olimpiadę, ale w sumie niewiele się dzieje.

czwartek, 11 sierpnia 2016

11.08.2016

Na szczęście przestało lać, choć upału nie ma. Udało nam się wreszcie wyjść na spacer, nawet trwał z półtorej godziny. Po nim poszedłem do sklepu, trochę mi w Chmielarni zeszło, bo się ze sprzedawcą wciągnąłem w gadkę o piwach :) Na olimpiadzie wreszcie coś się dzieje: mamy złoto u dwójki dziewczyn i brąz u czwórki w wioślarstwie. Wygrali siatkarze plażowi (z Chile) i normalni (z Argentyną), ręczni (z Egiptem), czwórka wioślarzy była czwarta, dwójka w kajakarstwie górskim piąta, Czarniak awansował, kolarki torowe awansowały, nieźle.

środa, 10 sierpnia 2016

10.08.2016

Świetna pogoda, cały dzień leje, bez przerwy. Wyszedłem z domu tylko do Sajgonu po obiad, zastałem tam dwie akcje: kontrolę z jakiegoś urzędu i wybrzydzającego dziada, którego jakiś chłopak zjechał od góry do dołu za chamstwo :) Młoda się nudzi, skacze po mnie i chce się ciągle bawić... Przyszedł dla mnie tablet - całkiem fajny. Prawie skończyłem raport, oprócz rzeczy,które nie mam pojęcia, jak wypełnić... Nasi na olimpiadzie to jakaś żenada: pływacy odpadają w pierwszych biegach, kolarze w sumie ok, bo Bodnar 6., a Kwiatkowski 14, ratują tylko siatkarze i siatkarki plażowe. No, i nieźle poszła florecistka, ale też odpadła. Tenisiści, łucznicy, pływacy, piłkarze ręczni - wszyscy słabiutcy... 

wtorek, 9 sierpnia 2016

09.08.2016

Ale dupny dzień. Przez ponad pół dnia lało, młodą roznosiło i łaziła po mnie bezustannie. W zasadzie nic się nie działo, piłkarze ręczni dostali od Niemców, plażowiczki siatkowe wygrały z Ruskimi, pływacy odpadli, siatkarze ograli Iran, a wioślarki w finale.

poniedziałek, 8 sierpnia 2016

08.08.2016

Gosia wyskoczyła rano na 7 do lidla, bo dawali po taniości ubrania dla dzieci - obkupiła młodą na 250 zł... Wróciła, to jeszcze spaliśmy :) Jako, że nie wszystkie ciuchy były ok, to skoczyliśmy po śniadaniu z powrotem i wymieniliśmy. Korzystając z pogody i wolnego dnia zaciągnąłem je wreszcie na Potoki - fajny spacer, dawno tam nie byłem, bardzo się pozmieniało. Na obiad zjedliśmy grilla, Kajka po spacerze mało nie zasnęła, musiałem się z nią bawić tortem, jaki dostała od Pawłów - swoją drogą, niezła zabawa :) Oglądaliśmy olimpiadę, wszyscy przegrywają :( Załatwiłem kolejnego tableta na lepszych warunkach, próbuję pisać raport - jest bardziej skomplikowany, niż myślałem... 

niedziela, 7 sierpnia 2016

07.08.2016

Ranek przekoziołkowaliśmy z Kajką w wyrku, po czym przytargałem wory z ciuchami z piwnicy i pojechaliśmy do Pawłów. Jechałem objuczony, bo torba ubrań, wielki prezent dla Madzi, zaszliśmy jeszcze po wino... Dzieci się docierały po woli, trochę awantur poszło, ale siedziało nam się dobrze, zanim się ogarnąłem, okazało się, że jest już 19! A dziewczynki akurat zaczęły się świetnie razem bawić. Zrobiliśmy z Pawłem flaszkę i parę drinków, do domu wróciliśmy dla odmiany tramwajem. Siatkarze wygrali z Egiptem, szczypiory przegrały z Brazylią, Janowicz odpadł jak Radwańska, kolarki szóste... Zacząłem ogarniać raport roczny, ale to jest nie do ogarnięcia... 

sobota, 6 sierpnia 2016

06.08.2016

Zamiast odpoczywać, to latamy... Pogoda się zesrała, była spora burza w nocy, młoda mnie wybiła ze snu i jak poszedłem do niej o 3:30, to zasnąłem dopiero koło 5... Rano jeszcze skoczyłem po deser na dziś i jutro i pojechaliśmy do mamy na obiad. Było miło, obiad dobry, posiedzieliśmy ze cztery godzinki i wróciliśmy spacerem przez park i zaułki do domu. Gosia koniecznie chciała się z kimś spotkać, ale... nikogo nie ma w domu, wszyscy wybyli. Bawiliśmy się z młodą w chowanego, szał zabawy, do domu dotarliśmy dopiero koło 20, akurat na czas, aby zobaczyć, że Majka zdobył brąz! Szkoda, że Marcin popłynął słabiej, ale co tam. Młody jest. 

piątek, 5 sierpnia 2016

05.08.2016

Znowu nie pojechaliśmy na Potoki, szlag. Rano przyszedł elektryk i wyzerował gniazdka i pojechaliśmy odwołać akcję w ekspanderze - na szczęście to tylko pół godziny. Wracaliśmy sobie zadowoleni przez Mirów, zaglądając to tu, to tam, aż kulminacja nastąpiła pod pocztą, gdzie na witrynie były zabawki. Histeria przeszła oczekiwania, awantura na środku ulicy, rozpacz pełna, jakiś facet się pyta co jest - wygląda, jakby na policję chciał dzwonić... Awantura trwała aż do powrotu do domu, doszło do przeprosin i obietnicy nigdy więcej - ciekawe. Wieczór miną na lekturze, poszedłem po zakupy i w sumie już.  

czwartek, 4 sierpnia 2016

04.08.2016

Co za strata czasu... Po ekspanderze mieliśmy jechać na Potoki, ale... W ekspanderze spędziliśmy trzy i pół godziny, weszliśmy w jakąś opcję ubezpieczeniowo-inwestycyjną, ale po powrocie do domu okazało się, że to wtopa spora i nie o to nam chodziło, trzeba to odkręcić... Ja już i tak wyszedłem z młodą, bo przecież mało jej nie rozniosło, poszliśmy na plac zabaw. Jak Gosia wyszła po kolejnej godzinie, to się jeszcze przeszliśmy przez Warsaw Spire i wróciliśmy do domu - obiad zjedliśmy dopiero koło17:30, dramat.

środa, 3 sierpnia 2016

03.08.2016

Noc była ciężka - młoda przylazła przed 2-gą i tak się wierciła, że po 4-tej szlag mnie trafił i wyniosłem się do jej pokoju - przynajmniej w spokoju dospałem do 8:30. Potem, zanim dziewczyny się wybrały, ruszyliśmy - chciałem obczaić Potoki, ale... Najpierw wizyta w administracji w związku z wymianą pionów, potem okazało się, że jest zimno, a potem... Jakoś późno, może nie jedźmy... Jak zwykle. To wróciłem, ja zająłem się obiadem na dziś i jutro, a dziewczyny pojechały na zakupy obuwnicze. Po obiedzie poszliśmy jeszcze na spacer i w sumie wróciliśmy po 18. Koleś zaproponował za Korsarza z 1200 zł, spodziewałem się takiej jazdy :P

wtorek, 2 sierpnia 2016

02.08.2016

Podniosłem się przed ósmą, świetnie. Nie z własnej woli oczywiście. Gosia za to koło 10, spała snem kamiennym i nie dała się podnieść. Jak już się wybrała po 12, to poszliśmy do sklepu - odebrać okulary i zrobić zakupy. Zeszło się do 16, więc już nie robiliśmy obiadu, tylko Gosia skoczyła do Kinga. Po czym obie... zasnęły. Świetnie, bo po tym, jak dałem małej kolację, wykąpałem i obrobiłem, okazało się, że ona jest tak zmęczona, że nie będzie siedzieć z młodą. I kiblowałem ponad pół godziny, bo psy darły mordy, bo to, bo tamto. Szlag. Piszę przewodnik, mam nadzieję zakończyć jutro bądź pojutrze drugi spacer.

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

01.08.2016

Nawet się wyspaliśmy, wreszcie w swoim wyrku. Zanim się żonna wybrała, trochę potrwało. Zdążyłem zrobić wszystko kilka razy, włącznie z zakupami, wizytą na bazarku po żarówki i obiadem i koło 16 się wreszcie wybrała. Spieszyliśmy się pod Małego Powstańca, ale były jakieś marsze itp., więc w zasadzie od Jana Pawła lecieliśmy na piechotę, wspomagając się lekko autobusem. Zatrzymaliśmy się na placu Krasińskich, i dobrze, bo było co oglądać. Po wzruszającej uroczystości poszliśmy na spacer do palmy i wróciliśmy do domu koło 20, bardzo dobrze.