niedziela, 31 lipca 2016

31.07.2016

Spakowaliśmy się do końca, poszliśmy do kościoła - nie udało mi się wymknąć, na szczęście tam ksiądz szybko się uwija, zjedliśmy na siłę obiad i ruszyliśmy do domu. Trochę było korków, zwłaszcza w Mławie i w łomiankach, więc przyjechaliśmy pół godziny po czasie, ale co tam, ważne, że w domu. Skoczyłem jeszcze do sklepu po szybkie zakupy i spokój, wreszcie.

sobota, 30 lipca 2016

30.07.2016

Dzień opierniczania się totalnego. Poleżałem, minimalnie pomogłem teściowi przy wędzarni, zrobiłem grilla i... Tyle. Pakujemy się, pora wracać.

piątek, 29 lipca 2016

29.07.2016

Cały dzień latania. Koło południa pojechaliśmy z teściem ubezpieczyć chałupę i do sklepu z narzędziami - robi wędzarnię i ciągle mu czegoś potrzeba. Po powrocie zaczęło padać i zastanawialiśmy się, czy jechać na ten koncert Zbyszka Rojka - ja byłem gotowy zostać, bo poezja śpiewana to nie mój biznes, ale została teściowa - i w sumie nieźle, bo impreza była niezła, najlepszy był Daukszewicz, ale i tak reszta dała radę. Na koniec jeszcze poszliśmy na piwo z ciotkami Majką i Mirką. 

czwartek, 28 lipca 2016

28.07.2016

Pogoda się nieco zepsuła, więc Gosia wymyśliła podróż do Ostródy, a teść przyklasną. Teściowa chciała zostać, ale ją namówili - nie wiem, po co, bo tylko marudziła. Połaziliśmy po promenadzie, byliśmy w zamku, na rynku i w kościele Savio, na lodach i przy fontannie multimedialnej, a na deser na placu zabaw. Teść się uświnił lodami, Kajka szalała, teściowa marudziła... W sumie nawet przyjemnie.

środa, 27 lipca 2016

27.07.2016

Zanim się wyrobiliśmy ze wstawaniem, było południe. Młoda chodzi spać koło 22, to śpi do 9... Wybraliśmy się znowu nad jezioro, pojechała z nami teściowa i zaległa na leżaku. Młoda szalała w wodzie, bardzo przyjemnie. Szkoda, że obie histeryzowały, jak jechałem hondą nad Isąg, naprawdę nie było o co...

wtorek, 26 lipca 2016

26.07.2016

Jakoś samemu to łatwiej idzie - wstałem, wyrobiłem się na spokojnie, pojechałem tramwajem, dojechałem do radexa i... spadł deszcz. Trzy godzinki jak z bicza strzelił i dotarłem do Olsztyna. Po obiedzie, korzystając z pięknej pogody rzuciliśmy się jeszcze nad jezioro. Młoda się popłakała, choć jak mnie zobaczyła, to była radosna - emocje puściły dopiero na rękach. Na koniec dnia grill i fajnie i spoko. 

poniedziałek, 25 lipca 2016

25.07.2016

Wstałem rano na usg jamy brzusznej - wszystko ok, poza tym, że mam mały kamyk w nerce. I skąd to ciśnienie? Poszedłem do lekarza, zmierzył mi ciśnienie - idealne. Kazał więc zbadać nie mnie, tylko aparat do mierzenia - okazało się, że ten nadgarstkowy cholernik jest do wyrzucenia. Na razie jestem ustabilizowany. Od lekarza poszedłem więc na spacer do Wola Parku - jest ogromny upał, nie ma słońca, pełno chmur, ale gorąc straszny. Wykorzystałem do końca kartę podarunkową, w Auchan zrobiłem zakupy i wróciłem do domu przez Kebab Kinga. No i piszę przewodnik i ogarniam płyty. Musiałem je wrócić na miejsce. Pakuję się i jutro odjazd!

niedziela, 24 lipca 2016

24.07.2016

Dziś okazał się być piękny dzień, więc ledwo wstałem, poleciałem na Pragę, aby obfotografować któryś ze spacerów. Owszem, udało mi się zrobić jeden, a i tak się wkurzyłem, bo stawiając Port Praski rozpieprzyli wszystko, co było w klimacie. Nie ma fabryki, krzyża, jatek... Nawet drogę tam ciężko znaleźć. Załamka. Poszwendałem się prawie dwie godziny i poszedłem z Pragi do Złotych Tarasów, aby odebrać buty z reklamacji - mam takie same, ciekawe, kiedy się rozlecą? Wróciłem do domu przez sklep, zrobiłem lekkostrawny obiad z kurczaka i ryżu i piszę przewodnik oraz ogarniam płyty, co nie jest łatwe. Ale i tak sporo nadrabiam.

sobota, 23 lipca 2016

23.07.2016

Plan był taki, aby pojechać na Pragę, porobić zdjęcia. Ale pogoda powiedziała nie - dopiero późnym popołudniem wyszło słońce, ale przecież już nie jechałem tam, bo bez sensu. Choć ciepło i tak było. Zatem siedziałem w chałupie i pisałem przewodnik - wyszło mi tego dość sporo! Wyszedłem tylko do kantoru i po obiad. Płyty ogarnięte, trasa się pisze, wszystko git - tylko jakoś ciśnienie miałem ogromne...

piątek, 22 lipca 2016

22.07.2016

Ufff, musiałem sporo dziś nadrobić... Na 11 umówiłem się z Grześkiem po płyty na Starzyniaku, więc rano szybko poszedłem po zakupy, ogoliłem głowę i pojechałem z zamiarem zrobienia zdjęć do przewodnika. Niby ciepło, ale zanim dojechałem na Pragę, nadeszły chmury i dupa ze zdjęć. Odebrałem więc od niego paczkę, skoczyłem do Music Fana, Empiku i na pocztę, wysłałem pudło z płytami i wróciłem do chałupy z ciężkim plecakiem - znowu mam z 50 cd... Robię remanent w płytach.  

czwartek, 21 lipca 2016

21.07.2016

Pobudka o 5:30, śniadanie, zdawanie pokoi i w sumie ruszyliśmy o 7:30 w doskonałych humorach. Skończyło się już 50 km za Budapesztem - wypadek z ofiarami, autostrada zamknięta na kilka godzin. Super, okrążając Dunaj straciliśmy z półtorej godziny. Przez Słowację jechaliśmy jakimiś opłotkami, dość wolno, ale i tak kulminacja nastąpiła tuż przed zjazdem z Czadcy do Polski. Tuż przed nami zatrzymał się jakiś gruchot i otworzyły się drzwi. Zdążyłem pomyśleć, że co za idiota się na zakręcie zatrzymuje, a tu z otwartych drzwi wytoczył się jakiś koleś i z grymasem bólu padł na asfalt. Zatrzymaliśmy się kilkanaście metrów dalej i z Robertem i Gośką podbiegliśmy do niego. Zatrzymali się jeszcze jacyś Słowacy, Robert masował serce, bo to o nie chodziło, Gośka go poiła wodą, Słowak dzwonił po karetkę, a ja zabezpieczyłem samochód i telefon. Zatrzymał się jeszcze jakiś policjant, pacjent niemal schodził, rycząc, że boli go serce i drętwieją ręce, aż wreszcie przyjechał ambulans i go zabrali, ufff... W Żywcu zatrzymaliśmy się w Macu na jakiś posiłek, fundowany przez Maćka i jechaliśmy już bez przeszkód, choć i tak na miejscu byliśmy o 22:40. Rozdanie dzieci poszło szybko, Robert mnie na szczęście odwiózł i wreszcie spokój!

środa, 20 lipca 2016

20.07.2016

Udało się rano wyruszyć bez większych ekscesów, pomijając awanturę o bajzel u najstarszych dziewczyn: zużyte podpaski, puszki po piwie, śmieci... Pożegnaliśmy czule obsługę i pojechaliśmy na podbój Budapesztu. Do hotelu Polus dotarliśmy na czas, przejął nas przewodnik Tomek i rozpoczęliśmy zwiedzanie. Przewodnik pierdoła, mylił drogę, przegapiał zjazdy i w sumie może sporo wiedział i dzieciaki słuchały, ale rozlazły był niemiłosiernie, taka irytująca pierdoła. Najbardziej zapienił mnie na koniec, kiedy mieliśmy wrócić o 17 do hotelu, a on wrócił na 18:15, myląc drogę na dodatek. Ale dostaliśmy pokoje i obiad, wszystko było ok. Hotel średni, ale przecież to tylko aby się przespać. Po kwaterunku całość udała się na zakupy do centrum handlowego, niestety w media markt były tylko dwie płyty, jakie mogłem chcieć, i do tego musiałem je wygrzebywać z całej półki pod tytułem 'muzyka węgierska'. Meh. Wieczorem zgrywałem zdjęcia przy akompaniamencie skonfiskowanej wódy, miło :P 

wtorek, 19 lipca 2016

19.07.2016

Pogoda się ustabilizowała, więc dosmażyliśmy się na plaży do obiadu. Zanim poszedłem na plażę, to skonfiskowałem tym durniom litr wódki z lodówki - mieli potem sranie, kto i co :) Po obiedzie zrobiliśmy bieg terenowy, poszedłem załatwiać rzeczy na jutro i w sumie to skończyliśmy mamtalentem i zbiórką pożegnawczą. Ale na korytarzach ruch, ciekawe, kiedy pójdą spać...

poniedziałek, 18 lipca 2016

18.07.2016

Nareszcie słońce! Dzięki temu spędziliśmy cały dzień na plaży, choć po południu zaczęło kropić... Ale i tak  jest z 27 stopni. Po śniadaniu poszedłem z Lidką do lekarza, dostała antybiotyk i tyle, choć mama coś tam kręci. Nie ważne, wróciłbym już do domu...

niedziela, 17 lipca 2016

17.07.2016

Przestało lać, hurra! Za to noc była ciekawa, bo impreza w night clubie na przeciwko trwała do 4 nad ranem, a ja byłem tak przeżarty, że znów spać nie mogłem... Rano ruszyliśmy do Sumeg na wycieczkę, zeszło się nam na zamku sporo, aż do obiadu. Po obiedzie przyleciała Monika, że ona już nie może i żeby coś z tym zrobić. A co ja mam zrobić, że dostają paskudne jedzenie i mają gorszy hotel? Zadzwoniłem do Maćka, poszedłem z naszym spikającym kelnerem i wyjaśniliśmy sobie wszystko - ciekaw jestem, co to pomoże. Szarpałem się z tym ze dwie godziny, więc do kolacji ległem odłogiem. Na koniec, po kolejnej obfitej kolacji, poszliśmy grać w piłkę i czuję się naprawdę dobrze :)

sobota, 16 lipca 2016

16.07.2016

Co za dzień, cały czas leje, jest wstrętnie, mokro i zimno. Rano próbowałem załatwić dyskotekę, ale nie było nawet połowy chętnych z obu grup, to daliśmy spokój. Cały dzień odchodziły gry świetlicowe w restauracji na dole, przewracałem się na wyrku, żremy aż nam uszami wychodzi, masakra. Jarmią nas niesamowicie, nie mam czasu zgłodnieć... Mam dość.

piątek, 15 lipca 2016

15.07.2016

Zimno się trochę zrobiło. Wstałem ledwo przytomny, bo ci pijani tak mnie rozbudzili, że nie mogłem zasnąć do 4-tej. Po śniadaniu wszyscy poszli nad Balaton, a ja latałem po miejscowości i układałem grę terenową na jutro. Zlazłem się niemiłosiernie. Po obiedzie poszliśmy jeszcze na spacer i zakupy, a po kolacji tradycyjnie na boisko. Ja jeszcze odwiedziłem Czarnego Kota i załatwiłem co miałem do zrobienia. Wieczór minął spokojnie, ale wichura jest ogromna,

czwartek, 14 lipca 2016

14.07.2016

Po wczorajszej burzy ranek był chłodny, więc pojechaliśmy do Kesthely - w trakcie wycieczki okazało się, że zrobiło się dość ciepło, a my ubraliśmy się dość konkretnie. Połaziliśmy po mieście, opowiedziałem trzy słowa i na obiad byliśmy z powrotem. Pogoda się ustabilizowała na tyle, że poszliśmy jeszcze nad jezioro, choć nie było najcieplej, bo mocno wiało. Część się wykąpała, pościgaliśmy węża i dzień zakończyliśmy na boisku. Bardzo udanie. Szkoda, że koło północy wywabili mnie ci goście od artystki - narąbani jak szpadle, skurczybyki...

środa, 13 lipca 2016

13.07.2016

Na szczęście jest upał! Całe przedpołudnie spędziliśmy na plaży, smażąc się, pływając i ogólnie doskonale bawiąc. Znowu sukcesy święciły bitwy wodne :) Po obiedzie wróciliśmy nad wodę, wiedząc, że pogoda ma się zepsuć. Jest miło i sympatycznie, jedzenie na,m dają niezłe, super.

wtorek, 12 lipca 2016

12.07.2016

No i pobudka rano i fru, jedziemy dalej. Pobrzmiewają echa wczorajszego telefonu od wściekłego M., wiedziałem, że Robert nieco przegiął, ale z drugiej strony Jan też podkolorował mocno. Jechaliśmy na te Węgry i jechaliśmy, niby szybko, a dojechaliśmy po 22... Dali nam jeść i ja musiałem lecieć do Czarnego Kota, żeby przyjąć grupę Moniki - byli dopiero koło 1-szej. Parę drinków na rozluźnienie i spać...

poniedziałek, 11 lipca 2016

11.07.2016

Spakowaliśmy się, opuściliśmy pokoje, zrobił się upał i czekaliśmy na zmiłowanie do obiadu. Na szczęście grupy Blondi i Agaty szybko przyjechały, więc zaraz zabraliśmy się za powrót. W domu byliśmy ok. 20, więc szybkie pranie, przegrupowanie, zakupy i... Padliśmy. Jeszcze tylko opłaciłem rachunki. Jutro wstaję o 5:30 i znów w drogę...

niedziela, 10 lipca 2016

10.07.2016

Trochę wiało, ale dało się znieść - po śniadaniu pojechaliśmy nad wodę - choć było niezbyt gorąco, część się kąpała. W drodze powrotnej Nikodemowi wypadł portfel z wozu - poszedłem pozbierać kasę, a przy okazji wkurzył mnie Janek M, bo rzucił 'żarcik', żeby Niko sprawdził potem, bo na pewno wezmę sobie 20 zł. Lać tylko. Po obiedzie pojechaliśmy na Dni Pierogów i Miodu, ale... nie było tam ani miodu, ani pierogów, więc wróciliśmy na piechotę, nie czekając na powsinogę. Tandeta straszna. Za to pieroga biłgorajskiego dostaliśmy w poczęstunku od właścicieli, wraz z resztkami z pańskiego stołu - wszak cały dzień były tu chrzciny. Opłaciłem dziewczyny - 700 zł w plecy, to nawet w Promyku mniej dałem... 

sobota, 9 lipca 2016

09.07.2016

Lało strasznie, więc byliśmy przerażeni, bo niezła wycieczka się zapowiadała. Na szczęście w Zamościu było już znośnie, opady przelotne nas nie przestraszyły. Przewodnik był dość przeciętny, dopiero jak uciekł, to zrobiło się fajnie: strzelaliśmy z armaty, poszliśmy do fabryki cukierków i połaziliśmy po rynku - znaczy dzieci łaziły, my piliśmy kawę. No i nawet słońce wyszło :) Przyjemna wycieczka, ładne miasto. Kajka jest już mocno zmęczona... Co nie znaczy, że chce wracać :P

piątek, 8 lipca 2016

08.07.2016

Upału nie było, ale zrobiło się na tyle ciepło, żebyśmy mogli skoczyć nad wodę. Dzieciaki się kąpały, bawiły - trzy godziny przeleciały błyskawicznie. Po obiedzie studenci Roberta ustawili tor przeszkód i był bieg z zadaniami, a po kolacji nastąpiło ognisko z kiełbaskami. Brygada była podejrzanie grzeczna prawie cały dzień, ale nie wytrzymali do końca...

czwartek, 7 lipca 2016

07.07.2016

Dzień minął spokojnie - nie licząc oczywiście użerania się z czwórką koleżków. Plażing smażing, a wieczorem przyszedł czas na nocne łażenie po lesie. Ja szedłem ze starszymi, zaczaiłem się na nic przy mostku i wystraszyłem, a potem wciąż podsycałem atmosferę :) Skończyło się na tym, że szedłem oblepiony dziećmi: Tymcio, marylkowy Michał, Kacper, Igor i z doskoku Lena, Antek i Janek T. Czarny Janek został w pokoju, bo go instruktor nie zdzierżył już po 10 minutach. I dobrze. Lekko przestraszeni, wrócili i szczęśliwie poszli spać.

środa, 6 lipca 2016

06.07.2016

Przyjechał do nas park linowy - niezła lipa... Samo przejście było ok, ale nie dość, że rozstawiał się dwie godziny, to jeszcze wcześniej się zwinął, bo miał kontrahenta na maliny... Za to spływ Tanwią to szał. Z Robertem zrobiliśmy go dwa razy, bo trzeba było pomóc. Rzeka piękna, dzieciaki dały sobie radę, choć nie obyło się bez łez i cierpienia. Wszyscy jednak dali radę, rzeka płytka, pogoda zmienna, żurawie, kaczki i inne ptaki - pięknie!

wtorek, 5 lipca 2016

05.07.2016

Znowu upał, dzięki czemu czas spędzamy właściwie - nad wodą. Czas mija tam bardzo szybko, Kajka nie daje się wyciągnąć z wody, wyrzucanki i walki w wodzie oraz rowerki wodne święcą triumfy. Z Robertem skoczyliśmy do Biszczy po zaopatrzenie, dzięki czemu zwiedziliśmy muzeum militariów, kościół i wieś w ogóle. Fajnie jest.

poniedziałek, 4 lipca 2016

04.07.2016

Pogoda wróciła, a do nas przyjechali instruktorzy i cały dzień z głowy - zrobili olimpiadę i zajęcia ruchowe, zeszło do kolacji - bardzo pozytywnie. Oczywiście nie obyło się bez marudzenia, narzekania i rozpaczy na tle najbardziej idiotycznym, ale co tam. Silna grupa czterech chłopców irytuje chamstwem tak bardzo, że staje się to nieznośne.

niedziela, 3 lipca 2016

03.07.2016

Cały dzień lało, wprawdzie z przerwami, ale do wieczora. Kalambury, seanse filmowe, wszystko pod dachem. Za to po kolacji okazało się, że pogoda wraca, wymyśliłem więc szybkie podchody, zabawa była niezła, wróciliśmy już mocno po ciemku.  

sobota, 2 lipca 2016

02.07.2016

Po śniadaniu nie było śladu burzy - pojechaliśmy do Zwierzyńca do muzeum parku narodowego i wykrzesaliśmy nieco czasu na spacer po mieście. Z Robertem zajrzeliśmy do browaru po parę prezentów i musieliśmy natychmiast wracać, bo kierowca miał zaraz wesele do odwiezienia - zabrakło nam z godzinki na poszwendanie się. A szkoda. Później w zasadzie wiele nie trzeba robić, bo dzieciaki latają po całym terenie i ciężko ich zagonić do pokojów, zresztą wieczorne mecze również gromadzą dużą ich część.

piątek, 1 lipca 2016

01.07.2016

Piękna pogoda trwa, więc wsiedliśmy na Powsinogę i pojechaliśmy nad zalew. Woda jak zupa, nikogo na plaży, rowerki, bajerki, cudowna sprawa. Mieliśmy wrócić po obiedzie, ale wybuchła burza - zresztą, dobrze, jak się okazało, bo przecież część się zjarała strasznie - ja też, choć byli gorsi. Zwłaszcza Oskar, który posmarował się sam na plecach i wyglądał jak idiota.