poniedziałek, 31 października 2016

31.10.2016

Teściowie pojechali po śniadaniu, więc był spokój. W związku z tym, że nie przyjechali wczoraj na obiad, zostało nam na dziś :) Odprowadziłem dziewczyny do Macka na imprezę, Kajka w ubraniu indianki wyglądała pięknie :) Poszły, wróciły dopiero koło 21, czad :)

niedziela, 30 października 2016

30.10.2016

Pogoda się zrobiła wyjątkowo gówniana, więc w zasadzie nie wylazłem nawet na chwilę z domu. Zrobiłem obiad - wymyśliłem sobie wołowinę a grecką modłę i specjalistyczne ziemniaczki - pycha. Szkoda, że teściowie przyjechali pod wieczór dopiero. Trochę mnie szlag trafił, bo się im zmieniło pół godziny przed obiadem. Trochę niepoważnie... Przyjechali, zjedliśmy ciasto Gosi z likierem kawowym, wypiliśmy piwko pod Master Chefa i poszliśmy wcześnie spać. 

sobota, 29 października 2016

29.10.2016

Mała znowu szaleje nad ranem - ale tym razem spałem do 8:30, kiedy zaczęła wyć, bo nikt nie miał ochoty się pofatygować do niej do pokoju... Dzień był bardzo intensywny, choć początek luźny - Gosia pojechała na masaż, a my trochę się pobawiliśmy i poszliśmy na spacer po osiedlu Przyjaźń. Wprawdzie złapał nas deszcz, ale trwał może minutę, więc poszliśmy dalej. I ok, przed gradobiciem zdążyliśmy idealnie - pogoda jak w kalejdoskopie. Po obiedzie poszedłem po zakupy, szlag mnie trafił, bo śmietanka mi pękła w plecaku i wszystko mam ujebane... Zaraz potem pojechałem po stroje na poniedziałkową imprezę Kajki, przywiozłem jeżyki, indianki, czerwone kapturki itp... Teściowie będą jutro na obiad, chwila spokoju... 

piątek, 28 października 2016

28.10.2016

Znowu pobudka przed 7, ale bez drugiego snu - głodna była. Wstaliśmy więc, zjedliśmy śniadanie i poszedłem z teściem na spacer - teściowa miała już taki rajzefiber, że wydzwaniała, żeby wracać, bo się spóźnią... Zjedli zupę i pojechali 12:30, przez co dojechali na miejsce godzinę przed czasem. Gosia wróciła, to pojechałem do Kajtka. Pogoda paskudna, wieje i leje, wlazłem do Biedry po znicze i po zajęciach jeszcze szybko skoczyłem na pocztę - czekała jedna paka. Piszę Szmulki uparcie :) 

czwartek, 27 października 2016

27.10.2016

Miało być pięknie rano i miałem spać... Nie dość, że Gosia hałasuje - to jeszcze dało radę znieść, ale młoda przylazła po 6-tej, rozbudziła mnie i... poszła spać do 9:30. Ja już oczywiście nie dałem rady. Wstałem ogarnąłem i zrobiłem do południa tysiąc rzeczy: pozmywałem, przygotowałem obiad, zrobiłem pranie, odkurzyłem, starłem kurze... Wreszcie po 12 wyszliśmy na spacer. Przeszliśmy się wzdłuż działek i przez Lasek Na Kole, bardzo sympatycznie. I kiedy wróciliśmy, teście już byli. Zjedliśmy obiad i pojechałem na zajęcia, zahaczając o sklep. Wieczorem piwko i spać... 

środa, 26 października 2016

26.10.2016

Niestety, noc nie przeszła zupełnie ulgowo - o 4 nastąpił półgodzinny antrakt na 'zostań ze mną'... Potem wstała żona do pracy. Wreszcie o 7:50 przyczłapała młoda i nastąpił koniec spania. Na szczęście sensacji żołądkowych już nie było, rano ogarnąłem prania, zmywanie i obiad, a także okładki - mieliśmy iść na spacer, ale młodej się przysnęło. Wreszcie ruszyliśmy na rowerze dookoła WATu, było bardzo fajnie :) Potem obiadek i wizyta u lekarza - okazuje się, że dostałem zwolnienie na młodą do końca tygodnia - luksus :) Jeszcze wyjście do sklepu i piszę Szmulki jak dzik!

wtorek, 25 października 2016

25.10.2016

Co za obrzydliwa pogoda... Odprowadziłem młodą i pojechałem do pracy, jeszcze nie padało. Mieliśmy mieć alarm przeciwpożarowy, ale okazało się, że nikt się nie doczekał, choć część siedziała w blokach startowych, w kurtkach i czapkach. Alarmu nie było, bo lało... Na okienku skoczyłem po płyty, nazbierało się aż trzy paki, więc znowu kilkadziesiąt sztuk... Wróciłem, skończyłem lekcje, poleciałem po pączka, żeby zjeść cokolwiek i zaczęło się szkolenie. Słusznie wydawało mi się, że to bzdura, pieprzę, nie robię tego programu, stracony czas. Wracając do domu zahaczyłem o inPost, odebrać czwartą paczkę i dostałem telefon. Kajce objawił się wirus żołądkówki, akurat u Maćka, zarzygała pół mieszkania i klatkę schodową... Jak dotarłem do domu, to leżała bez czucia. Jutro w związku z tym nie idę do pracy, tylko do lekarza, super. ale widać, że jej lepiej, więc może przejdzie? 

poniedziałek, 24 października 2016

24.10.2016

Ledwo wstaję o tej szóstej, zwłaszcza po nocnych pobudkach... Miałem dwa zastępstwa, na jednym z okienek skoczyłem do dbfo... Po lekcjach obiad i Nikoś, po czym wróciłem do domu, bo Gosia miała zajęcia. Piszę wreszcie Pragę do końca, bo mam zaległości - odrobiłem stratę i jestem z przodu :)

niedziela, 23 października 2016

23.10.2016

Wyspałem się! Wprawdzie o 6 ciężko to wyglądało, ale młoda przylazła do nas i zasnęła. Do 10. Ufff... Korzystając z ładnej pogody, zabrałem Kajkę na spacer na forty Bema, było super. Wróciliśmy na obiad - jej, bo nasz musiałem zrobić... I tak wyszedł pyszny :) Piszę tę Pragę, chyba znowu dużo wyjdzie...

sobota, 22 października 2016

22.10.2016

Młoda jest bezlitosna: 6:50 pić. Wzięła łynia i poszła spać, super. 7:20 siku. Koniec, przyszła do nas. 7:45 jestem głodna. Szlag mnie trafił, a miałem się wyspać i odpocząć w weekend. A tu i tak dupa, bo rano poszedłem do sklepu, zeszło mi się do 13, po czym Gosia pojechała na ostry dyżur laryngologiczny do Bielańskiego. Od tej pory zrobiłem obiad, nakarmiłem młodą (w zasadzie sama zjadła - nareszcie!), poszliśmy na spacer po kałużach, dokończyłem obiad i zjadłem, posłuchałem muzyki, młoda mnie pomęczyła, odstawiłem płyty po ładowaniu mp3, przygotowałem jedzenie dla Gosi, dałem Kajce kolację, wykąpałem, ululałem... Wróciła ze szpitala po północy. 

piątek, 21 października 2016

21.10.2016

Jestem nieprzytomny... Dziś mało przyjemne lekcje mam, bo i 5a i 4c, ciężko im idzie strasznie... Za to przyjemne zastępstwo za Kasię na religii - graliśmy w gry planszowe :) Po lekcjach poleciałem do Kajtka, po czym wróciłem do domu jak najszybciej - miałem sobie przejść się, ale tak leje cały dzień, że dałem spokój. Odebrałem Kajkę z przedszkola, poszedłem po jedzenie. Padam z nóg, Gosia ma pewnie zapalenie ucha, cudownie jest.

czwartek, 20 października 2016

20.10.2016

Wstałem znowu o 5:30 i odprowadziłem młodzież do przedszkola. Pogoda dość podła, choć ciepło. W pracy doznałem przypływu dzikiej kurwicy, bo pobieżnie przeczytałem listę dyżurów, znalazłem 3 i pomyślałem, że to i tak sporo. Po czym okazało się, że mnie nie ma na korytarzu! Co jest? Okazało się, że mam dziś 6 lekcji i... 5 dyżurów! No, jedną przerwę wolną, bo ostatni jest po lekcjach! I do tego idę na korytarz, a tam cztery młodsze klasy, żadnej z wychowawczyń (a miały puszczać dzieci NIE na przerwach starszych i siedzieć z nimi). Nie ma starszych dzieciaków, tylko te małe się kłębią i wściekają, szlag mnie trafił. Poszedłem do Ali i mówię, że tak być nie może, że ja pilnuję młodszych klas, a wychowawczynie się chowają. Ala zrobiła porządek, wyszły wszystkie, to sobie poszedłem :) Ale kurwica mnie trzyma: 8 okienek w tygodniu, 150 minut dyżurów! Przegięcie! Po lekcjach zrobiłem Michała i Monikę i wróciłem, dalej zły.

środa, 19 października 2016

19.10.2016

Ależ się umęczyłem... Oczywiście w nocy pobudka, więc już z 20 minut z głowy. W pracy sześć lekcji, bo zastępstwo, ciągłe dyżury i nie miałem czasu na nic, w zasadzie żadnej przerwy, bo nawet po godzinie wychowawczej nie miałem czasu, bo Maja dzieliła sękaczem i się zeszło... Wyszedłem ogólnie wypompowany, biegiem po jedzenie, potem Iwo i wreszcie dobiłem do domu... Uffff...

wtorek, 18 października 2016

18.10.2016

Znowu wczesna pobudka i sen z antraktem o 3... Lekcje jednak przeszły, Gosia w tym czasie poszła do lekarza i dostała jebny antybiotyk, bo przechodziła przeziębienie. W czasie okienek poszedłem poprawić fakturę i odebrać dwie paki, 6c nie było, więc poszedłem sprawdzić, co z ćwiczeniami i po obiedzie zrobiłem zajęcia. O ile u Kuby było jak zwykle przyjemnie, choć mnie muliło, ro Jonatan tak mnie zmordował, że ledwo żyję. Legia z Realem daje sobie radę - walczą świetnie, ale i tak 1:5.

poniedziałek, 17 października 2016

17.10.2016

Ale mnie babcia Agnes załatwiła znowu... Pobudka 5:30, bo młodą musiałem do przedszkola odprowadzić - Gosia szturmowała Lidla po zimowe ciuchy dla małej. W pracy niby spokój, a jednak siedem lekcji, z czego 3 za Agnes właśnie. Potem szybko na pocztę pchnąć płyty, do bankomatu, odebrać zestaw od Grześka, zjeść, zajęcia z Nikosiem... No i odbudowuję spacer po Szmulkach.

niedziela, 16 października 2016

16.10.2016

W zasadzie nic dziś nie zrobiłem, poza obiadem i zabawianiem młodej... Żona zaległa na sofie, bo przeziębiona, odleżyn niedługo dostanie. Zasadniczo nuda, ale to nawet dobrze, bo na jutro dostałem trzy zastępstwa... I wciągnęło mi plik z Pragą, gdzie zapisane były ostatnie 3-4 strony, szlag by to trafił.

sobota, 15 października 2016

15.10.2016

No i stało się najgorsze - o 6 usłyszałem 'taaatooo!' I od tej pory było 'Zostań w moim pokoju', 'tato chcę kupę', 'tato, gdzie idziesz?'... Godzina z głowy, dobrze, że dała pospać do 9-tej. Ale potem... Miałem odpoczywać, a tu: zrób śniadanie, zakupy (wojna idzie? 40 minut stałem do kasy!), zrób obiad, nakarm małą, pozmywaj... Usiadłem dopiero o 18, świetnie.

piątek, 14 października 2016

14.10.2016

Kolejny dzień, zaczynający się od 5:30 to trochę za dużo... Wyrobiliśmy się ładnie, zostawiliśmy młodą w przedszkolu i ruszyliśmy. Autokar ruszył i oto za dwie godzinki byliśmy w Płocku. Najpierw zwiedzanie, nawet było ok, ale w czasie przerwy na kawę zwinęliśmy się z Żołędziami i Robertem i udaliśmy się do Browaru Tumskiego na osławione piwo z bananem. Weszły nawet po dwa różne :) W dobrych humorach zatem udaliśmy się na obiad - dość przeciętny, ale co tam. Ważne, że dostałem nagrodę :) I kiedy zaczęliśmy wracać, okazało się, że impreza się rozkręca i w sumie fajnie  byłoby zostać na noc... A głupie nie chcieli wcześniej! To wróciliśmy, zwolniliśmy babcię i dogorywamy... 

czwartek, 13 października 2016

13.10.2016

Dziś pobudka 0 5:30, choć tak naprawdę wcześniej, bo Gosię podniosło o 4:30 - dzień nauki potrafi doprowadzić do szału... Odprowadziłem młodą do przedszkola - dziś mieli wycieczkę autokarową do Powsina :) Dzień Nauki minął super, wszystko poszło jak z płatka, każdy zachwycony, jak trzeba. Urwałem się i poleciałem zobaczyć, czy już przyszły płyty, a że pogoda się zrobiła ładna, poszedłem na piechotę. Paczek nie było, więc zjadłem obiad, odebrałem małą z przedszkola i pojechałem jeszcze na zajęcia. Jutro znowu wcześnie.

środa, 12 października 2016

12.10.2016

Wstałem o 4:30 - ledwo. Wojtek już godzinę później podjechał po mnie i ruszyliśmy na Okęcie. Wszystko poszło sprawnie, po 40 minutach od startu byliśmy już w Gdańsku i poznaliśmy naszego przewodnika. W sumie, to ja mogłem im więcej powiedzieć o mieście, niż on, ale co tam. Już w autobusie, kiedy jechaliśmy do miasta, myślałem, że część pomorduję. Ja nie wiem, że ludzie ich nie zlinczowali - albo mnie. Obeszliśmy starówkę gdańską z muzeum bursztynu i wieżą kościoła mariackiego, zjedliśmy obiad i po czasie wolnym skoczyliśmy jeszcze na Stogi na plażę. Na szczęście nie padało, choć upału nie było - wyciągnąłem zimową kurtkę. Po opieprzu starali się już hamować w komunikacji, choć parę kwiatków jeszcze wyskoczyło. Jako, że mieliśmy trochę czasu, zaprowadziłem ich jeszcze pod stocznię i wreszcie wróciliśmy. W domu byłem o 22, odwiozła mnie tym razem mama Poli. Padłem.

wtorek, 11 października 2016

11.10.2016

Powrót do rzeczywistości jest ciężki, ale jakoś idzie. Zrobiłem lekcje, na okienku opisałem faktury, Kuby nie było, więc poszedłem na obiad do chińczyka i na spacer, zrobiłem Jonatana i wróciłem na mecz. Ale że jutro jadę na cały dzień, a Gosia jest na zebraniu i przychodzi babcia, to jeszcze odkurzyłem, pozmywałem, umyłem podłogi i łazienkę. Kurwa. I ugotowałem rosół, bo ta przecież siedzi w listach na dzień nauki i nic innego nie istnieje. Za to mecz... Tak długo remisowali grając w przewadze, aż wreszcie w ostatniej sekundzie strzelili! Polska-Armenia 2:1! Co przy przegranej Danii i remisie Rumunii daje niezłą opcję...

poniedziałek, 10 października 2016

10.10.2016

Ledwo się wywinąłem od zastępstw, bo przecież babcia Agnes znowu chora... Poskładałem sobie faktury i przygotowałem do opisu, w okienku pojechałem po płyty - sporo znowu tego wyszło. Lekcje przefrunęły, Niko zapomniał, że mam przyjść... Udało mi się wszystko załatwić 20 minut szybciej. Gosia robi ten dzień nauki, szaleństwo zupełne. 

niedziela, 9 października 2016

09.10.2016

Spaliśmy do 9, pięknie - choć ja obudziłem się już o 8... Teściowie pojechali po śniadaniu, więc w zasadzie cały dzień był spokój. Poszedłem po zakupy, szybki obiad i ani się obejrzeliśmy, był wieczór. Strasznie mi się nie chce wracać do rzeczywistości...

sobota, 8 października 2016

08.10.2016

Wyspaliśmy się, zjedliśmy śniadanko i na spokojnie opuściliśmy pokoje. Poszliśmy w miasto na zakupy, ale tylko ja kupiłem płytę. Wkręciliśmy się w park pomników i w sumie choć mieliśmy zjeść jeszcze pizzę przed wyjazdem, nie zdążyliśmy. Bus miał przyjechać po nas 13:30. Czekamy i czekamy, dzwonię do Antka, a on mówi, że wyjechali spod szkoły o 13:40! Pół godziny jazdy! Nie zdążymy! Wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy na dworzec sami, dzieciaki dojechały również i z 5 minut przed odjazdem byliśmy w autokarze. Przesiadka w Mariampolu i o 23:30 byliśmy w Warszawie... Koniec... 

piątek, 7 października 2016

07.10.2016

Dziś nastąpiła kulminacja. Maurizio wybuchł. Pojawił się rano w pięknym dresiku, zakupionym wyjątkowo na tę okazję. Ustawiliśmy się na starcie, mieliśmy biec za rowerem. Start! lecimy sobie, nie pozwalam Mauriziowi się od siebie oddalić, ale nie szaleję - to tylko zabawa. To biegniemy, żartujemy, heheszki, że to tylko rozgrzewka. Trasa nie bardzo przygotowana, ale nikt tego nie bierze na poważnie, niektórzy idą spacerem. Tylko Maurizio twardo ciśnie. My z Jankiem koło niego, żeby sobie nie myślał. Aż wreszcie rowerzysta odjeżdża, ostatnia krzywa i... Pierwsze wpadają dzieciaki, potem Janek, ja za nim z Antkiem. A Maurizio... Wpadł na Kubę, Kuba na kamienie i nieszczęście gotowe. Kolano spuchło, ale co tam. Maurizio zrobił najpierw awanturę Violecie, potem przyszedł szukać u mnie współczucia, ale średnio znalazł, to polazł do innych. Bo co to ma znaczyć? Zawody to nie zabawa, on kupił dres! Idziemy biegać po ulicy, dawaj, dawaj, ścigamy się! Co za skandal, to było niebezpieczne, źle zorganizowane! Jęczał z godzinę, Angielki patrzyły wielkimi oczami, o co temu gościowi chodzi? A Kuba... spuchnięte kolano, nie może rozprostować nogi - ja mówię, że to histeria, ale na wszelki wypadek pojechał z Pauliną do lekarza na prześwietlenie - nic mu nie jest. Jeszcze spadł ze schodów i mu się poprawiło. Po tych emocjach zabrano nas na warsztaty bursztynowe i nad Zatokę Kurońską, ale tak piździło, że nie szło wytrzymać. Wróciliśmy na konferencję i grę w dyskgolfa - byliśmy drudzy, za Litwinami i znowu przed Włochami. Na koniec pojechaliśmy na pożegnalną imprezę: ludowa orkiestra, pląsy (Kuba z Polą wiedli prym!) i jedzonko - oraz prezenty. Poszaleli. Bardzo przyjemnie :) Tylko zimno.

czwartek, 6 października 2016

06.10.2016

Dziś miał być dzień w szkole i tak było, ale... nie do końca. Powitano nas ładnie z okazji dnia nauczyciela na Litwie i wszystko super. Potem było robienie kubków, język litewski i historia w... terenie. Zabrali nas do starej chałupy i na teren rozrywkowo-historyczny, a także do starego kościoła luterańskiego. Fajne miejsce na imprezy! Szkoda, że tak zimno :P Po obiedzie wróciliśmy do chałupy na otwarcie wystawy prezentacji o strojach ludowych. Oczywiście, nasze prace przykuły największą uwagę, Maja filmem wygrała wszystko (nawet film pokazali!), Staś z miśkiem był drugi - Maurizio znów był niezadowolony, że to nie ON na to wszystko wpadł i powinienem się podzielić pomysłami... Coraz mniej go znoszę. Były tańce i śpiewy litewskie, a na koniec wygraliśmy jeszcze quiz o Litwie... Udało nam się skończyć wcześniej, więc pojechaliśmy po suweniry do Akropolu, a później na dobry, lokalny obiad. Wieczorem piliśmy sobie piwko w barze, dosiedli się do nas Turcy i sobie pogadaliśmy przy użyciu tłumacza google :)  

środa, 5 października 2016

05.10.2016

Leje, jest strasznie zimno i tragicznie wieje. Idealna pogoda na podróż do Wilna. Nie dość, że jechaliśmy 4 godziny, przebiegliśmy się przez miasto w strugach deszczu i porywach wiatru, to zaraz wróciliśmy. Na szczęście przez Troki, warto było. Kiedy wszyscy zasiedli w knajpie, my jeszcze lataliśmy po karaimach i okolicy. Ładnie. Wróciliśmy przemarznięci do kości, pigwówka była grana.

wtorek, 4 października 2016

04.10.2016

Koszmarnie tu zimno. Zabrali nas na wycieczkę - najpierw spacer po Kłajpedzie, krótki i trochę bez sensu, bo nikt nic nie opowiedział, a jest tu mnóstwo rzeźb i pomniczków, obrazujących różne legendy, fajnie byłoby posłuchać. Potem pojechaliśmy do Palangi i tam mieliśmy spacer po ogrodzie i pałacu Tyszkiewiczów, już z przewodniczką. W muzeum bursztynu spędziliśmy za dużo czasu, bo Turcy oszaleli na punkcie kamieni, a Maurizio miał znowu milion pytań o wszystko. I w sumie, poza lodowatym wiatrem nie było źle, to kiedy wreszcie dostaliśmy się na plażę... spadł deszcz. Szlag. Ledwo uciekliśmy, wyszło słońce. Przeszliśmy się deptakiem, Orestas się zgubił, podjechaliśmy do wiejskiej knajpy na cepeliny i wreszcie wróciliśmy do hotelu. Przemarznięci, ratowaliśmy się rozgrzewającymi eliksirami.  

poniedziałek, 3 października 2016

03.10.2016

Pobudka rano, sympatyczne śniadanko i powitania z resztą brygady. Podjechał bus szkolny, zapakowaliśmy się i okazało się, że droga do szkoły trwa ponad pół godziny. Zimno jest, wioska mocno wiejska, ale szkoła przyjęła nas serdecznie. Fajnie było w sumie, mieliśmy zajęcia z malowania glinianych dzbanków, informatyki, quiz wiedzy o krajach partnerskich. Poszliśmy również do pani wójt. Całość skończyła się około 15, dzieci do rodzin, a my do hotelu, skoczyliśmy do centrum handlowego i już za dwie godziny byliśmy w restauracji XII, skąd rozlegał się piękny widok na miasto, a i jedzenie było dobre. Śmieszne, bo kibel był przeszklony na ulicę. Głupio, bo znowu Staś ryczał histerycznie - dobrze, że dzwonił dziś ojciec. Mam tego dość. 

niedziela, 2 października 2016

02.10.2016

Jakoś wstałem... Taksówką pojechałem po Ewę i nawet byliśmy na dworcu dość wcześnie. Janek dobił ostatni, zapakowaliśmy się do autobusu i ruszyliśmy w nieznane. Podróż mijała szybko, w busie wifi, tablety z filmami i internetem, szykany. W sumie nieźle się leciało. Przesiedliśmy się w Mariampolu do burakowozu, ale o 17:30 byliśmy w Kłajpedzie. No i fajno, dzieciaki pojechały do domów, a my do hotelu - miejscówka w samym porcie, odnowiony i wygodny, super miejsce. Po całym dniu jazdy poszliśmy na spacer i obiad. Kłajpeda jest średnia, ale nocą nabrała barw. Radość popsuł histeryczny telefon od mamy Stasia, bo ten ryczy pod kołdrą do telefonu, że nie wytrzyma. Szlag by to trafił.

sobota, 1 października 2016

01.10.2016

Przerąbane. Miałem skromną nadzieję, że na wycieczkę po Górcach nikt nie przyjdzie, bo moje gardło wołało o litość, a nikt jej nie reklamował... Powlokłem się więc na miejsce spotkania, a tam nadzieje prysły - czekało ze 30 osób. W sumie było miło, choć trafiło się kilku mieszkańców przedwojennych Górców - ciekawe rzeczy opowiadali :) Przy okazji jeszcze książki Perzyny dostaliśmy. W sumie fajnie wyszło, ale się gardła nadarłem... A potem na zakupy w Tesco i ledwo dotarłem z powrotem, bo nie dość, że wydałem 350 zł, to jeszcze torba była tak ciężka, że ledwo lazłem. Zjedliśmy obiad z kebabkingu, ja poszedłem do domu, a dziewczyny jeszcze po ciasto i do apteki. Wreszcie teściowie dojechali i tak sobie siedzimy. Jutro wstaję o 4...