piątek, 30 listopada 2012

30.11.2012

Kolejny, radośnie zabiegany dzień. Jak zwykle w piątek pierwsze dwie lekcje mnie zmęczyły do bólu, kolejne dwie to już przyjemność... No i teraz biegiem z rozliczeniem do Urzędu Dzielnicy - gdzie okazało się, że wszystkie papiery wypełnione są źle i muszę je poprawić... A potem znowu biegiem, teraz do Radia Plus, na nagranie grudniowych audycji. Na koniec kilka zajęć i w domciu już o 18:30...  Ufff... Idzie zima podobno...

czwartek, 29 listopada 2012

29.11.2012

Nie ma to jak spędzić cały dzień w pracy. Lekcje jakoś przeżyłem, potem jeszcze musiałem odrobić wczorajszą Karolinę... Lekcje od 9 skończyłem o 16:15, szybko poleciałem coś zjeść i o 16:45 zaczęła się dyskoteka z DJ ViWaldim aka DJ Histerykiem :) Mam dość na dziś...

środa, 28 listopada 2012

28.11.2012

Ufff... Jak zwykle pierwszaki mnie o mało nie zabiły, ale przynajmniej resztę dało się przeżyć :) I tak najlepsza była wycieczka do Instytutu Olimpijskiego, na której dopiero przy Instytucie okazało się, że Cyryś został w szkole... Czemu zawsze on? Muszę kupić sobie dla niego jakiś dzwoneczek albo smyczkę... Biegiem wróciłem po niego i przywiozłem samochodem, nie chciało mi się lecieć po raz kolejny na piechotę. Nawet się nie spóźniliśmy - pani przewodnik się spóźniła ponad 20 minut. Dość, że potem musiałem przed kółkiem lecieć jeszcze po samochód pod IO. Śmiesznie :)

wtorek, 27 listopada 2012

27.11.2012

Nie lubię zimy, choć jej nawet nie ma jeszcze - jest nawet ciepło. Dziś miałem jedną lekcję więcej, bo zastępowałem muzyczkę - było na tyle fajnie, że zamiast śpiewać (litości!), poszliśmy sobie na dwór :) Jutro środa, nie wiadomo było,m czy Ewa nas puści na wycieczkę, ale udało się :) Idziemy :)

poniedziałek, 26 listopada 2012

26.11.2012

Gosia, obezwładniona histerią na punkcie nerki, nie poszła do pracy i okazało się, że to nic groźnego. Norma. W pracy same przyjemności, bo fajne lekcje i, powtarzam się, w tym roku lubię poniedziałki :)

niedziela, 25 listopada 2012

25.11.2012

Chociaż się wyspałem. W południe uderzyliśmy do domu, bo nie chciałem jechać po ciemku. Jechało się naprawdę fantastycznie, pusta droga i niecałe 3 godziny. Trochę spokoju.

sobota, 24 listopada 2012

24.11.2012

Przesiedziałem cały dzień na fotelu. Nic. Trochę pomogłem Hani z angielskim, a wieczorem po Gosię do szpitala, bo siedziała tam cały dzień. No i zahaczyliśmy o Tesco, bo wyprzedaż zabawek. Nuda. A Mam Talent wygrały gimnastyki.

piątek, 23 listopada 2012

23.11.2012

Pierwsze dwie straszne lekcje jakoś przetrwałem, kolejne dwie było spoko. No i w Korsarza i do Olsztyna. Zaczęliśmy od dziecięcej onkologii, gdzie siedzi Hubert. Przygnębiające miejsce, a sam dzieciak lekko zgaszony. Potem urodziny teściowej, trochę własnoręcznej nalewki z wiśni, żeby podreperować humor, i tyle.

czwartek, 22 listopada 2012

22.11.2012

Czwartki są niezwykle męczące... Na szczęście na lekcji pierwszaków był apel, ale potem kończyliśmy z Ewą pisanie projektu, bo się okazało, że trzeba go złożyć do dziś... Jeszcze fotokoło i w sumie praktycznie spokój... Ehhh. A jutro wyjazd do Olsztyna...

środa, 21 listopada 2012

21.11.2012

Co za męczący dzień! Osiem lekcji, gdzie pierwszaki naprawdę mnie wyczerpały... Potem szybki transfer do Curry House i do Akademii, gdzie udało mi się załatwić tablet - w szoku :) Na deser zajęcia varsavianistyczne - widzę, że to będzie wypas, jeśli wyjdzie jak trzeba :) A na koniec spotkanie z panem z wydawnictwa i robi się ciekawie... i ciasno z czasem. Znowu.

wtorek, 20 listopada 2012

20.11.2012

Przesrane. Do pracy przyszedłem dwie godziny wcześniej, żeby zastąpić Gosię, która poszła na badania. No i super. Potem lekcje do 14:30, w międzyczasie zrobiłem wreszcie wystawę fotograficzną, a następnie zachwycająca rada ped do 17 i kolejny bezsensowny spacer, tym razem na Lwowską. Oczywiście po nic. A jutro od 8 do 8... Porażka.

poniedziałek, 19 listopada 2012

19.11.2012

Co za przerąbany dzień. Do pracy poszedłem 1,5 godziny wcześniej, bo był Warszawski Dzień Dobrego Jedzenia i miałem narobić zdjęć. I tak mi się dostało, bo nie zdążyłem w ciągu minuty opstrykać 20 sal i jedna klasa już wszystko zjadła. Kurna, nie dość, że człowiek przychodzi wcześniej, chociaż nie musi, to jeszcze pretensje. Potem wraz z moją klasą zrobiliśmy zdrowe papu - wyszło bardzo fajnie :) No i jeszcze, oczywiście, lekcje do 15:15. Iwo się spóźnił pół godziny, bo miał poprawiać historię... U Kuli wyszła przynajmniej fajna nagrywka :) A potem, o 21:20, Gosia wymyśliła, że nagle musi iść do apteki, bo zapomniała. A jutro mam wejść za nią na dwie lekcje - i kurwa znowu dwie godziny wcześniej do pracy. Zaczynam mieć tego dość.

niedziela, 18 listopada 2012

18.11.2012

Znowu w biegu, ale przynajmniej całkiem przyjemnie... Wczesnym popołudniem pojechaliśmy po benzynę i ciasto, podskoczyliśmy na Bródno po mamę i pojechaliśmy do Nowego Dworu Mazowieckiego do Asi i Pawła an obiad,oraz zobaczyć małą Madzię. Było bardzo sympatycznie, wróciliśmy ok. 19, a jutro znowu wcześniej do pracy... Eh...

sobota, 17 listopada 2012

17.11.2012

Rano, zamiast spać do bólu, poszedłem do sklepu i pojechałem po Suzanę. Dwie godzinki w Łazienkach z wiewiórkami wchodzącymi mi na nogi, z darmowym wejściem do pałacu... Trochę zimno, ale co tam. Potem obiad i odwieźliśmy Suzanę na samolot, a z Okęcia prosto do Marty i Emila po odciągarkę mleka z cyca i do sklepu po zakupy. I jeszcze spotkaliśmy się z Agnieszką, żeby przekazać odciągarkę dla Angeliki. No i w końcu wieczór ze słoweńską medicą...

piątek, 16 listopada 2012

16.11.2012

Lekcje minęły szybko, na szczęście. Potem szybkie spotkanie z Suzaną, powrót na zajęcia (wprawdzie Janek chciał się wymigać, ale źle trafił :P) i znowu po Suzanę, żeby dojechać do nas. Tu zostawiłem samochód i pojechaliśmy do Agnieszki autobusem - w końcu została babcią, trzeba było uczcić :) Przy okazji Suzanę leczyliśmy wściekłymi psami. Miły dzień.

czwartek, 15 listopada 2012

15.11.2012

Ależ męczący dzień... Rano po Suzanę, potem kilka lekcji razem - nie katowałem jej pierwszakami i dałem spokój po 10 minutach u małych pływaków - byli beznadziejni. Potem przerwa i ogarnęliśmy projekt - wyszło zupełnie co innego! Nie szkodzi, może być o zdrowiu...

środa, 14 listopada 2012

14.11.2012

Wybitnie zajęty dzień... Rano lekcje, w połowie zabrałem dzieciaki i pojechaliśmy do Radia Polskiego na wycieczkę, gdzie oczywiście musieliśmy spotkać kogoś znanego - śpiewaczka operowa Alicja Węgorzewska miała akurat wywiad i zaprosiła dzieciaki do studia - nie dość, że wzięli multum autografów, to zrobili im zdjęcia, słychać ich było w audycji, a mnie pani Alicja specjalnie zaprosiła do siebie, bo dzieciaki zaczęły krzyczeć, że jestem kochany, najlepszy i cudowny i chciała mnie poznać :D Jaja jak berety :) A zaraz po powrocie podjechałem do Ibisa, żeby zabrać Suzanę i poszwendaliśmy się po mieście trochę.

wtorek, 13 listopada 2012

13.11.2012

Po biegu w pracy ciągle echa, dupę mi 'najlepsze' koleżanki obrobiły, aż furczało. Co mnie to obchodzi, ja zrobiłem swoje :P

poniedziałek, 12 listopada 2012

12.11.2012

Co za dzień. Zamiast na 11:40, pojechałem do pracy o 9, a wyszedłem... jak powinienem. Wyszło nawet spoko, Norbert się porządził i z mojej klasy wziął chłopaków, a mnie zostawił dziewczyny :) Pełne zaangażowanie u większości, wyszło całkiem, całkiem.

niedziela, 11 listopada 2012

11.11.2012

Dzień Niepodległości spędziłem zalegając... Dokończyłem przygotowania do jutrzejszego biegu, obejrzałem Dystrykt 9, poszedłem na naleśnika i odebrałem Gosię z Radexa. A na mieście znowu się napierniczają...

sobota, 10 listopada 2012

10.11.2012

Się nie wyspałem. Pobudka o 7 rano, bo półtorej godziny później już spotykałem się z grupą ze Zgierza i jechaliśmy do Wilanowa. Trochę miałem pietra, bo ostatni raz w pałacu byłem z 6 lat temu, ale... dało jakoś radę, tym bardziej, że mieliśmy przelecieć pałac w 45 minut, a wyszło 1,5 godziny. Potem Stadion Narodowy, trochę Saskiej Kępy i rozstaliśmy się na placu Zamkowym. Pojechałem tylko po benzynę i produkuję Bieg Niepodległości na poniedziałek...

piątek, 9 listopada 2012

09.11.2012

Ostatni dzień tygodnia wcale nie musi oznaczać lajtowej jazdy. Pierwsze dwie lekcje jak zwykle w piątki to walka. I rozbrajający rodzice: 'To może on się powinien słówek trochę w domu uczyć?' Nieeee, wciągnie wraz z atomami tlenu z powietrza. Zaabsorbuje. Kurde. A jeszcze mnie Ch. wkurzyła, bo przecież wszystko nie po jej myśli. Mam cały bieg Niepodległości gotowy, ale... Nie dam szczegółów. Albo wszyscy albo nikt. Na szczęście piątki są krótkie, więc szybko załatwiłem zakupy, zabukowałem hotel dla Suzany, obleciałem tablice. Na zajęciach dodatkowych nastąpił błąd,  coś się spierniczyło i posypało... A na koniec transfer na Koło do Kuli na sesję. Przygotowuję się do jutrzejszej wycieczki, muszę wstać o 7... :(

czwartek, 8 listopada 2012

08.11.2012

Kolejny dzień baaaardzo długi... Najpierw sześć lekcji, po czy fotokoło. No, ok, to jest nawet przyjemne. Potem zebranie, udało mi się uniknąć wielu rozmów, ale i tak wkurza mnie, że muszę przychodzić dwa razy na zebrania. Potem jeszcze pojechałem do Eleonory, bo ona z hiszpańskim na bakier ostatnio. Nie mam czasu zająć się tym Biegiem Niepodległości, męczą mnie o mapki, ale ja nie mam, nie zdążę zrobić, a dajcie mnie święty spokój. A Gosia sobie pojechała do Olsztyna, zobaczyć co z Hubertem i jestem sam.   

środa, 7 listopada 2012

07.11.2012

Nie ma jak spędzić calutki dzień w szkole... Najpierw 8 lekcji, potem zebranie - na szczęście do fajnej klasy dołączeni w pakiecie są fajni rodzice i jest super :)

wtorek, 6 listopada 2012

06.11.2012

Gość pożegnany, więc nareszcie spokój nastał. Zaczynam ruszać porządnie z Biegiem Niepodległości, robi się gęsto już i mało czasu. Dobrze, że wszystko wymyśliłem :) I harcerze pomogą.

poniedziałek, 5 listopada 2012

05.11.2012

 Wspominałem, że lubię poniedziałki? Dotelepaliśmy się z Raivisem do szkoły koło 11, zrobiłem co trzeba, poprowadziliśmy dwie lekcje...
To, co się u mnie działo, to jakiś szał. Raivis rozdał kilkadziesiąt autografów, obskoczyli go, o mało nie spadli ze schodów, szał. Potem nuuuudne szkolenie i odwiozłem Raivisa na autobus do Rygi. Chwila spokoju.

niedziela, 4 listopada 2012

04.11.2012

W związku ze wszystkim poszedłem na wycieczkę prawie zupełnie nieprzygotowany, ale co tam, wystarczyło to, co pamiętam. Jeszcze wpadłem do pracy po zdjęcia i poleciałem metrem na pl. Bankowy, chociaż zaczęło padać. I nawet myślałem, czy nie odwołać, bo pada, bo mało osób, bo pół godziny wcześniej się okazało, że Hubert ma białaczkę...  Ale przyszło z 15 osób i byli twardzi, więc wycieczka się odbyła. Potem szybka pizza i transfer na Centralny, odebrać Raivisa z Długopola, bo wraca na Łotwę... Też się wszystko zbiegło.

sobota, 3 listopada 2012

03.11.2012

Planowałem również przebimbać sobotę, ale... Musiałem pojechać do sklepu i nakupować kilogramy rzeczy. Wieczorkiem pojechaliśmy do Gosi i Sławka i Leosia na pyszną kolację, którą... robiliśmy sami, bo Gosia zarządziła ręczną produkcję makaronu. Wyszło świetnie - do pasty winko i nalewka z sosny, cymesik :)

piątek, 2 listopada 2012

02.11.2012

Bim-bam-bom. Tak właśnie przebimbałem cały dzień. Faaajnie :) Wyszedłem tylko do sklepu, a tak siedziałem, opracowywałem książki warszawskie i tyle. Muszę się zabrać za organizację Biegu niepodległości...

czwartek, 1 listopada 2012

01.11.2012

Mama nie dała rady i nie pojechała z nami na cmentarze, tylko zalec do ciotki. To my najpierw do Rokitna - wspaniała droga autostradą i trochę opłotkami - super. Gorzej było jechać 110 na Północny - pół godziny dłużej, bo staliśmy w pieprzonym korku. Potem tylko Wawrzyszew i podskoczyliśmy do ciotki na obiad. Było bardzo sympatycznie :) Odwiozłem mamę i wreszcie nareszcie spokój...