sobota, 31 grudnia 2016

31.12.2016

Cały dzień zajęły nam przygotowania do Sylwestrowej nocy. Posprzątaliśmy, stół sobie zastawiliśmy i szło. Sylwester z Polsatem lub TVN, czasem z TVP2 - na zmianę. Kajka się wkręciła, szalała na parkiecie w kółeczko lub ciuchcię i wytrzymała do 24. Wyszliśmy na kładkę nad S8 i był stamtąd fantastyczny widok na wszelkie fajerwerki. Wróciliśmy i w zasadzie poszliśmy spać. Żegnaj straszny 2016.

piątek, 30 grudnia 2016

30.12.2016

Kurde, i co z tego, że mam wolne, jak wyspać się nijak nie da... O 4:30 pobudka, bo siku. Wysikałem, ułożyłem, czekam aż zaśnie z pół godziny, ale nie - chcę iść do waszego pokoju... O żesz! Przylazła więc i się zaczęła czochrać, bo wczoraj zeżarła czekoladkę i ją wszystko swędzi. Zasnąłem znowu koło 6, o 8:30 znowu powstań, bo musiałem iść zrobić badania. Ludzi multum, ale na szczęście z nfz byłem jeden, więc jakoś szybko poszło. Wróciłem, to poszła Gosia swoje tsh sprawdzić. Nie było jej ponad godzinę, udało mi się przygotować obiad, pozmywać dwa razy, pograć z małą i dopiero wróciła. Ogarnąłem się i poszliśmy na spacer - krótki dość, bo mróz. Wróciliśmy akurat na obiad i skoki: obiad wyszedł mi naprawdę pysznie, a w skokach: Stoch drugi, pozostali czterej w pierwszej 20., ładnie. Przyszły mi mapki do sprawdzenia, to sprawdziłem i piszę dalej Żoliborz. Ładnie idzie :) 

czwartek, 29 grudnia 2016

29.12.2016

Wstałem o 6, żeby się do lekarza dostać. Byłem tam 6:23 i tak byłem drugi. A tuż przed otwarciem wlazł koleś z legitymacją honorowego krwiodawcy, wbił się na pierwszego i... zapisał dziecko. Trochę się nasłuchał. Po powrocie do domu okazało się, że młoda leży już u nas i zdążyłem się położyć, a ona 'kaszki!'. Cholera. Zjadła, walnęła się na moim miejscu i zasnęła. I tak sobie jeszcze przez godzinę obie spały, co to ma być? Wreszcie, już nieźle głodny, zacząłem tłuc garami, zmywać i robić śniadanie, to wreszcie wstały... Później zakupy, wyprodukowałem sos do obiadu, poszedłem do lekarza i wróciłem zjeść. Próbowałem się zapisać do urologa, ale nikt nie odbiera, więc chyba pójdę prywatnie... Po obiedzie wybyliśmy na spacer Traktem Królewskim, przeszliśmy od placu Zamkowego całe Krakowskie, podjechaliśmy autobusem do placu Na Rozdrożu i zeszliśmy Agrykoli do Torwaru. Jest pięknie. A wieczorem względny spokój.  

środa, 28 grudnia 2016

28.12.2016

Pobudka 8:30 - pora wstać i się pakować. Znowu się najedliśmy, teściowie spakowali nam sporą wałówkę i ruszyliśmy na autobus. Droga przeszła spokojnie i nawet szybko, poszedłem jeszcze tylko do medycyny rodzinnej i stokrotki po inne zakupy niż mięcho i... spokój. Nareszcie.

wtorek, 27 grudnia 2016

27.12.2016

Nadciąga Barbara! Od rana lało i wiało, więc... żarliśmy. Kiedy się wypogodziło, wyciągnąłem dziewczyny na spacer - mieliśmy przejść do lasu, ale dotarliśmy tylko do sceny, kiedy zobaczyliśmy, co przywiało nad horyzontem. Zawróciliśmy, ale padać zaczęło już po chwili - byliśmy cali mokrzy, ale humor dopisywał :) Gosia wsadziła noc w książkę, więc młoda męczyła mnie, a nie było dzieciaków, do których mogłaby pójść - przyjechali dopiero koło 19... Jutro wracamy, wreszcie :)

poniedziałek, 26 grudnia 2016

26.12.2016

Żarliśmy znowu od rana - z przerwą na kościół. Dobrze, że można pospać do około 9... Po kościele ruszyliśmy na spacer na starówkę. Mała szalała, bawiła się z nami w berka, zachwycała dekoracjami - fajny spacer, ładna pogoda. Zaszedłem nawet do Browaru Warmia, ale mieli tylko jeden gatunek, więc się nie obkupiłem :) Po powrocie był spokój, Łukasze pojechali do Giżycka, a my sobie wypiliśmy po dwa browki. 

niedziela, 25 grudnia 2016

25.12.2016

Od rana do stołu. Przerwa na kościół i znowu żreć. No i celebrowaliśmy naturalnie rocznicę teściów. Zarządziliśmy więc spacer - pogoda średnio sprzyjała, więc doszliśmy tylko na plac zabaw i na scenę. Przez ten czas Łukasz pokłócił się z Hanią o psa, nastąpił foch i obraza... Wróciliśmy na trochę do chałupy i zaraz ruszyliśmy do Długokęckich - znowu jeść. Kolejne prezenty, kolejna biesiada... Kajka bawiła się z Igą ze zmiennym humorem, ale pożegnały się serdecznymi uściskami :) Z okazji świąt i rocznicy walnęliśmy dwie flaszki, przez co teść cierpiał w nocy... 

sobota, 24 grudnia 2016

24.12.2016

Przygotowania w sumie skończyły się jeszcze przed 15 i trochę snuliśmy się, czekając na pierwszą gwiazdkę. Pogoda paskudna, żadne białe święta... Wreszcie się zaczęło, dziewczyny przytrzymały dzieciaki, a my rozłożyliśmy prezenty pod choinką - miało ich nie być, a było zatrzęsienie. Po kolacji zaczął się szał prezentów. Kajka dostała gitarę elektryczną, pociąg z torami, zestaw planszówek, kolorowanki i kinder niespodzianki - chyba najbardziej weszła kolejka, ale potem przekonała się i do gitary i pograliśmy w gry. Wszystko skończyło się po dwóch godzinach i złapaliśmy zamułę...

piątek, 23 grudnia 2016

23.12.2016

Dotarliśmy na autobus nawet bez kłopotu, ale numer odwinąłem już w Olsztynie. Zbierając tysiąc klamotów wokół, zapomniałem o... telefonie, który leżał sobie spokojnie w kieszeni fotela. Szlag. Zadzwoniliśmy do autobusu, pilotka miała zostawić aparat w kasie na dworcu, ale... zapomniała i pojechali do Ornety. Odebrałem go dopiero po południu, kiedy autobus wracał do Warszawy. Dobry numer. Kajka dostała w prezencie mikrofon i ciuszki, a reszta gotowała się do wigilii. Znowu żarcia do rozparcia...

22.12.2016

Podniosłem się - młoda wylądowała u nas tuż po północy, co niespecjalnie przyjąłem do świadomości. Pojechałem do pracy i zrobiłem swoje, włącznie z prawie godzinną rozmową z panią Moniką. Na szczęście wyszła zachwycona - przynajmniej tak wyglądała. Zajęcia dodatkowe miałem odwołane, a czas skrzętnie wykorzystałem na zrobienie zakupów prezentowych i odebranie paki z poczty. Do domu wróciłem sobie na piechotę, bardzo sympatyczny spacer, choć zakończony przy Radziwie, bo raz, że zaplątałem się w te uliczki, dwa, że oczywiście moja żona musiała mieć tysiąc spraw w trakcie i musiałem wejść do sklepu. Kajka położyła się dopiero po 21, my może zaraz to zrobimy. Nie daję rady, znowu trzeba biec...

środa, 21 grudnia 2016

21.12.2016

Znowu ledwo wstałem... Ogarnęliśmy się z młodą dość sprawnie, jeszcze wróciłem do domu, pozmywałem i wywiesiłem pranie - znowu się ledwo wyrobiłem... Lekcje przeleciały, wigilia klasowa również - dzieciaki się świetnie sprawiły, choć oczywiście, mogłyby sprzątnąć wszystko, a nie tylko większość. Ale co tam. Potem obiad i Iwo i wreszcie koniec dnia. Padam. 

wtorek, 20 grudnia 2016

20.12.2016

Oczywiście ledwo się podniosłem, ale przynajmniej przeziębienie mija... Pomiędzy lekcjami udałem się na zakupy, ale spowolnił mnie samobójca w metrze, kretyn wskoczył pod pociąg i nie zginął... Niech sobie żyły podetnie, a nie dekonstruuje życie reszty społeczeństwa... Odebrałem cztery paki płyt, kupiłem prezent, spotkałem BRZa i pasjonującą i szybko rozwijającą się rozmowę przerwało nadejście tramwaju. Skończyłem lekcje, zjadłem , odrobiłem dwie dodatkowe i koniec. Jako rekonwalescent przyjąłem dwa browki, jest fajnie :) 

poniedziałek, 19 grudnia 2016

19.12.2016

Mgła wisi, politycy się leją, opluwają, dantejskie sceny. Idioci. Ledwo wstałem, zdążyłem do pracy, zrobiłem lekcje plus dwa zastępstwa, obiad i Kajetan... Zahaczając o sklep wróciłem do domu i nieco dogorywam, choć jest lepiej, niż było z moim przeziębieniem...

niedziela, 18 grudnia 2016

18.12.2016

Ledwo oddycham, źle się czuję i jest do dupy. Tym bardziej, że Gosia poszła sobie do kościoła i na zakupy, zostawiając mnie na 4 godziny z młodą. Grałem w karty, tańczyłem, robiłem obiad, obejrzałem skoki, grałem w przeciwieństwa, ganiałem się, Bóg wie, co jeszcze... Padam. Nie czuję się na pójście do pracy, jestem przeziębiony i zmordowany.

sobota, 17 grudnia 2016

17.12.2016

Rano nie było źle, wstałem o 8:30, ogarnąłem się i poszedłem po zakupy. Wszystko fajnie, znowu 300 zł w plecy, ale co gorsza, dorobiłem się do końca. Cholera, mam dziki katar, słabo się czuję, do dupy. Przyszła mama, zjedliśmy tę kaczkę - nawet niezła, wymieniliśmy się prezentami... Młoda szaleje z samochodem sterowanym, ale trochę się go obawia :) Obejrzeliśmy skoki, Gosia poszła po zakupy świąteczne, dogorywam...

piątek, 16 grudnia 2016

16.12.2016

Mogłem pospać do 7:10 - nie pamiętam kiedy tak spałem... W pracy byłem akurat na próbę, której... nie zdążyliśmy zrobić. Wynik był taki, że pierwszy pokaz był niezły, ale pomyłek co niemiara. Diabły wystraszyły zerówkowiczów, Krysia popłynęła, Gośka popłynęła... Ala miała taką minę, jakby się zesrała... Ale za to drugi pokaz (moi tam byli :D) przyjęty został owacyjnie, szał, oklaski, tysiąc wspólnych zdjęć... Musiałem jeszcze tylko zrobić jedną lekcję i zanim uciekłem natknąłem się jeszcze na chłopca z rozwaloną głową, któremu jucha kapała z każdej strony... Wyszedłem, kiedy znalazł się ktoś, kto się nim zajął, zjadłem, zrobiłem Kajtka, kupiłem prezenty, kupiłem choinkę i ja ubraliśmy, młoda poszła spać, a ja wreszcie mogę odpocząć. Wykończę się.

czwartek, 15 grudnia 2016

15.12.2016

Pobudka 5:30, pod przychodnią byłem za 20. Zarejestrowałem dziewczyny i poleciałem do pracy. Sześć lekcji ciurkiem, ciągle dyżury, a jedyna przerwa zeszła na szukanie lamp - i tak się nie przydały... I mama Eddiego nie przyszła, świetnie. Po lekcjach obiad u Hamiego, Michał i próba. Mylą się wszyscy, problemy z nagłośnieniem, ale pomimo tego, że część coś popieprzyła, Krysia zapomniała, Gośce musiałem co chwila podpowiadać, a Iwona ugotowała się na scenie - parsknęła śmiechem i nie była w stanie dokończyć kwestii... Chyba się próba generalna podobała, my się dobrze bawimy. W domu byłem już o 21:15, jeszcze dostałem buziaka od zasypiającej młodej. Padam na ryj, jestem przeziębiony i mam wszystkiego dość.  

środa, 14 grudnia 2016

14.12.2016

Akcja poranna świetna. Obudziłem młodą, zjadła i... pod kocyk. 37 stopni, szkliste oczy... Gosia oczywiście protestowała, bo chciała iść na zwolnienie, to wykombinowała. Weszła za mnie na dwie lekcje, mama przyjechała o 10, a ja ruszyłem do pracy. Przygotowałem się do zebrania, zrobiłem lekcje - w tym zastępstwo u Kota, masakra... No i jeszcze mikołajki... Szybki obiad, Iwo, zebranie i między 19, a 22:15 robiliśmy próbę. Padnę zaraz...

wtorek, 13 grudnia 2016

13.12.2016

Ledwo wstałem o 6, nawet, jeśli mała nie budziła. Ale zbierała się do przedszkola tak długo, że o mały włos się nie spóźniłem. W pracy zapiernicz - za Gosię zastępstwo wykorzystałem na rozmowę z Eddim, potem miałem zastępstwo w trzeciej klasie i jutro dostało mi się kolejne... Po lekcjach szybko coś zjeść, abym zdążył na jasełka. Kajka wyleciała na scenę, zaczęła kwestię i... się rozbeczała. Okazało się, że nic nie zjadła i jest pioruńsko głodna, położyła połowę roli... Wróciliśmy do domu, zjadła i od razu humor się poprawił. Ech. Jestem zmordowany, mam dość tego roku szkolnego - a nie minęła nawet połowa. I przytłacza mnie wizja trzech kolejnych dni...

poniedziałek, 12 grudnia 2016

12.12.2016

Znowu godzina wyjęta na jęki nocne - teraz chyba katar i ogólne zmęczenie młodej - jak tak dalej pójdzie, to i ja się wysypię, bo ile można nie dosypiać? Lekcje przeszły, omówiłem kwestie przyrody i Ediego, w oknie skoczyłem po czerwone skarpetki i czarną koszulkę dla młodej na jasełka. Mróz chwycił... Po lekcjach odebrałem Kajkę, bo Gosia na radzie. Dostała jeszcze kilka prezentów - jednego podobno nie znaleźliśmy... Ups. Poprawiam dwa spacery kieszonkowe i muszę iść spać. Koniecznie. 

niedziela, 11 grudnia 2016

11.12.2016

Młoda była tak rozemocjonowana dzisiejszą imprezą, że wstawaliśmy do niej pięć razy. Pięć! Jak miała parę miesięcy spała spokojniej... W lekkiej nieprzytomności pozbieraliśmy się, w rzęsistym deszczu podjechaliśmy taksą pod salę i zaczęliśmy się rozkładać. Ja skoczyłem po ostatnie zakupy i impreza się zaczęła. Kajka dostała mnóstwo pięknych prezentów, ubawili się przez trzy godziny, a my wróciliśmy z Agnieszką pośród równie obfitego deszczu, bo nie doczekaliśmy się na taksówkę. No i lepiej. Mała zajęła się zabawą nowościami, ja skoczyłem po jakieś jedzenie i ledwo żyjemy przez ten weekend. Masakra.

sobota, 10 grudnia 2016

10.12.2016

Pomijając pobudkę o 3:30, spaliśmy do 7:20... Super. Po śniadaniu Gosia zrobiła tort i ciasto na babeczki i ruszyła na masaż. Ja je zrobiłem, młoda bardzo ładnie się bawiła, czasem ze mną, czasem sama, zjadła zupę i w zasadzie dopiero po przyjeździe żony zaczęło jej odwalać. Była taka wnerwiająca, że ledwo szło z nią wytrzymać. Jęczała, przedrzeźniała, biegała, wrzeszczała - to chyba taka podnieta przed jutrem... Jeszcze po skokach (Stoch i Kot znowu 4 i 5...) poszedłem po zakupy, na szczęście mało kosztowne. Jeszcze tylko sernik i babka cytrynowa i tyle. Mamy tyle tobołów na jutro, że szok.   

piątek, 9 grudnia 2016

09.12.2016

Pobudka o 5:40 to moje marzenie... Ledwo zdążyłem na ten konkurs świąteczny, wpadłem w ostatniej chwili, a i tak atmosfera była już napięta... No nic, do 11 obejrzeliśmy kilkadziesiąt mniej lub bardziej beznadziejnych występów - że też ludzie nie wstydzą się puszczać na takie konkursy zupełnie nieprzygotowanych dzieci, masakra i strata czasu. Ale udało nam się wybrać jakieś lepsze "wykony". Wracałem przez empik i pocztę - cztery paki płyt, ledwo doniosłem do domu. Już, już miałem się zabierać za ich rozpakowanie, a tu... piknięcie domofonu - Gosia wraca. A miała jechać do Decathlonu! Dostała boleści miesięcznych w pracy i wywalili ją z rady do domu, ale... zanim dojechała, zdążyło jej przejść, dzięki czemu wałkoniła się całe popołudnie. Teraz za to się znowu zwija. Rada minęła szybko, bez ekscesów, ale musiałem Łukasza doprowadzić do pionu...

czwartek, 8 grudnia 2016

08.12.2016

Ależ męczący dzień... Począwszy od pobudki 2:20, bo "chcę się przytulić", po wyrwanie ze snu o 5:40 i natychmiastową zapaść z powrotem i dzikim dzwonku o 6 - wszystko to sprawiło, że wstałem z dużym bólem głowy. Dwie pierwsze godziny to konkurs słuchowy - świetnie, bo lekko i przyjemnie, ale Agnes nie dała mi ani listy, ani nie powiedziała co i jak i z pretensją wyszła, że dzieci nie spisałem... A skąd miałem wiedzieć, że ona nie ogrania, kto przyszedł? Miała to wczoraj ustalić, a i tak nie znalazła wszystkich... Ech... Po lekcjach poleciałem na obiad i do Michała, po czym zaczęła się próba, która trwała zdecydowanie za długo... Ale jest jak zwykle sympatycznie :) Przy okazji wyszedł jakiś konflikt w klasie, znowu coś trzeba wygładzać... Ledwo żyję dziś... 

środa, 7 grudnia 2016

07.12.2016

Świetny dzień. Rano odprowadziłem młodą, zapłaciłem prawie 300 zł za przedszkole i pojechałem do pracy. Łucznicy byli na badaniach, więc zachachmęciłem tak, że sprzedałem swoją grupę na informatykę, a z ostatniej lekcji ich zwolniłem - wszyscy byli szczęśliwi. Dzieci, Piotrek i ja. Dzięki temu zdążyłem spokojnie zjeść i udać się do Iwo, po czym biegiem do Zosi. I jeszcze zamówiłem tort u Grycana, ale że okazuje się, że kosztuje 300 zł, chyba zrobimy go sami... Wieczorem, przy piwku, Legia-Sporting 1:0... Mamy Ligę Europy!

wtorek, 6 grudnia 2016

06.12.2016

Pobudka o 1:20 mnie bardzo zdegustowała, tkwiłem u młodej ponad pół godziny, szlag. Druga część była rano - po odbiorze prezentów z buta i wyjściu Gosi, Kaja nagle opadła z sił i przez 20 minut jadła kaszkę, jęcząc i stękając, mało mnie nie ubiło. Wreszcie wyszliśmy, w ostatniej chwili, na padający śnieg, więc do przedszkola dotarliśmy ze śpiewem na ustach. W pracy zaś moich siatkarzy nie było, więc na lekcji miałem 3 osoby, super. A potem dyrekcja obudziła się z wso, że na jutro potrzebne, więc cała ekipa została postawiona do pionu, bo to wszystko jest źle. Super. W okienkach skoczyłem na pocztę i odebrałem paczkę, wysyłając jedną przy okazji do Wodzisławia. Wróciłem spacerem przez starówkę, bardzo miło. Dwie kolejne lekcje przeszły, poszedłem na obiad, do Kuby i Kajtka i wróciłem w nadziei na święty spokój - ale Maciek odwołał imprezę, bo ma zapalenie krtani po wycięciu migdałków, szlag.  

poniedziałek, 5 grudnia 2016

05.12.2016

Co za dzień... Osiem lekcji z rzędu jest mordercze. Jakoś to wszystko przeżyłem, bo jedno zastępstwo to wizyta na basenie, potem wf, ale i tak było męcząco. A jeszcze miałem wizytę z wydawnictwa u 6c. Po lekcjach poszedłem na obiad i do Jonatana - było spoko, dopóki nie przypomniałem sobie, że jutro mikołajki... Szlag. Po lekcji poszedłem jeszcze do empiku coś nabyć i wróciłem równo z Michałem. Ufff.

niedziela, 4 grudnia 2016

04.12.2016

Nawet udało się pospać do 8... Sukces. W zasadzie do 13 zbieraliśmy się do wyjścia, zdążyliśmy na autobus i pospacerowaliśmy jeszcze pół godzinki po Parku Bródnowskim. Kaja szalała na śniegu, fajnie. U babci też super, dobre jedzenie, samochodziki i rowerek, było się czym bawić - zaczęła się nudzić dopiero, kiedy zasiedliśmy przed tv, oglądać skoki. Nasi po pierwszej serii to pierwszy Kot, drugi Stoch, ale potem wypadli poza podium, szkoda... Wróciliśmy po skokach, zobaczyłem ostatni odcinek Master Chef i... pora się gotować na jutrzejsze OSIEM lekcji, cudownie.

sobota, 3 grudnia 2016

03.12.2016

Pierwsza pobudka 5:55. Druga - mała przyszła parę minut po 7, bo przecież kolację zjadła marną i jęczała, że głodna. Szlag. Zrobiłem jajecznicę, ogoliłem głowę, ogarnęliśmy sytuację i w południe poszliśmy na zakupy, poprzedzając je spacerem. Śnieg mocno zmarznięty, ale Kajce nie przeszkadza - jest szał. W sklepie siedzieliśmy do 16, wydałem 550 zł. Święta, urodziny małej... A jeszcze przyszalałem z płytami... Szlag. Nasi skoczkowie za to odnieśli historyczny sukces - pierwszy raz wygrali drużynowy konkurs - zdeklasowali resztę! Teraz próbuję oglądać Pudziana z Popkiem na streamie...

piątek, 2 grudnia 2016

02.12.2016

Sypało całą noc, a Kajka miała taką radochę z tego śniegu, że szliśmy do przedszkola ze 20 minut... :) I tak byliśmy wcześnie. Zrobiłem lekcje i jedno zastępstwo, co się naszarpałem z nim, to moje. Marta kazała mi iść z nimi na basen i siedzieć. Magda mówi, że nie, bo ona idzie do swoich, którzy już tam są. Ja mam iść na salę z niepływającymi. Ok, to idę - sala zajęta. Szlag mnie trafił, mam robić wf na korytarzu? Bez przyrządów, w jeansach i ciężkich butach? Cholera, wziąłem dzieciaki i poszliśmy na śnieg. Całą godzinę latali jak szaleni, wf był przedni :) Potem kurs po pakę, obiad w Arkadii i zajęcia z Kajtem. Po powrocie chciałem zabrać młodą na sanki, ale okazało się, że z Kazikiem lepiła bałwana, po czym wlazła w wielką kałużę i wszystko ma mokre. Rozpacz była, ale trudno...

czwartek, 1 grudnia 2016

01.12.2016

Rano było ładnie i sucho, to zmieniłem buty na lekkie - a tu po południu zaczęło padać, a teraz sypie już czwartą godzinę... Biało się zrobiło, Kajka będzie jutro zachwycona :) Lekcje przeszły, nawet z zastępstwem, pogadałem z Olafem i Marcelem (cały czas wyjść z szoku nie mogę, hahaha!), zrobiłem zajęcia dodatkowe i wróciłem do domu koło 19... Żona oczywiście śpi i nie dała się namówić, żebym pościelił wcześniej wyrko... Co za człowiek, a miała pozmywać!