piątek, 30 września 2016

30.09.2016

Przez cholerne pranie ledwo zdążyłem do pracy... Zrobiłem lekcję i ruszyliśmy na Bieg Niepodległości - wszystko fajnie, piękna pogoda, tylko się sfrajerzyłem, bo było zaliczać punkty jak wygodniej, a nie uczciwie wg rozpiski, to byśmy zdążyli zrobić wszystko, a tak ominęliśmy jeden punkt. Trudno. Pod pomnikiem Żywiciela odstawiliśmy "Warszawskie dzieci", złożyliśmy wieniec i znicze i polecieliśmy na obiad. Ja jeszcze pokserowałem materiały na moją nieobecność, podskoczyłem na pocztę, ale nic nie było, zjadłem i wróciłem do domu - w sam raz, aby jeszcze pójść do sklepu. Przy okazji poczułem, że jestem rozłożony, kurwa mać piękna - jutro wycieczka, pojutrze wyjazd, a mnie rozebrało gardło i zatoki. Zajebiście, szlag by to trafił. 

czwartek, 29 września 2016

29.09.2016

Po cóż mi te nerwy? Ruszyłem do pracy na 8, Stasia jeszcze nie było, ale dorwałem go przez babcię Agnes i okazało się, że on nie jedzie, bo coś tam. Szlag mnie trafił, biorę za telefon i dzwonię. Rodzice w zasadzie w rozsypce i sami nie wiedzą co robić, bo się przeliczyli, a Staś niby chce, a się boi. Udało nam się go z Kasią namówić i rozwiać jego wątpliwości, jedzie - już byłem jednak gotowy do przejęcia wszystkiego dla kogoś innego. Uffff... Nie wiem, kiedy udało mi się to wszystko załatwić, bo miałem siedem lekcji ciurkiem... Zwariuję tu. No i poleciałem przez rossmana na obiad i do Zosi - było całkiem sympatycznie, pewnie się dogadamy... Kiedy wróciłem do domu, dziewczyny były w sklepie, bo Gosi rozpadły się buty i wróciły w sumie o 19:30. Szybka kolacja, szybki prysznic, młoda spać, a mnie relaks się należy... 

środa, 28 września 2016

28.09.2016

Młodej odechciało się samej ubierać, szlag by to trafił, awantura gotowa. Ale jakoś to ogarnęliśmy... W pracy, mimo, że zrobiłem tylko jedną lekcję, zabieganie totalne - dobrze, że były te opowieści o Gambii i warsztaty, bo ogarnąłem przy tej okazji wszystkie papierki i nawet zdążyłem oddać raport w ciągu okienka. Do domu wracałem przez Leszno, bo musiałem oddać nagłośnienie, zjadłem coś w pamiętnym chińczyku na Młynarskiej, wlazłem do biedry po proszek do prania i dotarłem do domu.

wtorek, 27 września 2016

27.09.2016

Jakoś przestałem się denerwować - co będzie, to będzie. No i okazało się, że spotkanie z panem przebiegło bardzo sympatycznie i konstruktywnie, dogadaliśmy się i może to jedyna osoba w tej klasie, która będzie jakoś zaangażowana... Zobaczymy, co z tego wyniknie. W wolnych chwilach tonę w papierkach na wyjazd i wycieczkę, a jeszcze wisi nade mną raport, rany boskie. Po lekcjach Kuba i Jonatan, zmęczony jestem... A Legia dostaje w dupę tym razem od Sportingu.Tylko 0:2, chłopcy przynajmniej walczyli...

poniedziałek, 26 września 2016

26.09.2016

Obudziłem się 5:45, zupełnie bez sensu kwadrans przed pobudką. W pracy dziś spokój, poza gwałtowną zmianą papierów - w okienku pojechałem znowu na Zachodni i wymieniłem bilety, kosztowało mnie to 30 zł... Zdążyłem jeszcze zrobić zastępstwo za Kasię, graliśmy sobie w dwa ognie. Wydrukowałem bilety, pozbierałem zgody i po lekcjach poszedłem na obiad i do Nikosia. I teraz lekko nerwowo czekam jutrzejszej rozmowy...

niedziela, 25 września 2016

25.09.2016

Wczoraj Gosię złamała infekcja, więc rano ruszyłem do apteki i biedry po składniki do obiadu - przy okazji zajrzałem do tego kolesia od płyt na Kole. Coś kręcił z tym mailem, pewnie zupełnie zapomniał. Zrzucił na zonę :) Jak się nie odezwie, to go oleję po prostu. Po powrocie zabrałem młodą na spacer - przejechaliśmy od cmentarza włoskiego cały Lasek Bielański i Rudę, do Słodowca. Młoda już trochę padała ze zmęczenia, ale to dobrze :) Nie siedziała przynajmniej przed tv. W międzyczasie okazało się, że jednak Zosia nie jedzie, Ola chętnie na jej miejsce się wtoczy. Po co tyle kłopotów robić? Wróciliśmy, to zrobiłem jeszcze całkiem udany obiad, pozmywałem i mogłem wreszcie usiąść - żona spała. Z librusa wynika, że szykuje się awantura za te jedynki u Moniki, pan nazwał mnie kłamcą, bo on słyszał inaczej, będzie dym... Będę wszystkim wstawiał szóstki od jutra. Spieprzył mi w ten sposób dość miły dzień...   

sobota, 24 września 2016

24.09.2016

Co za szalony dzień... Wstałem o 7:30, bo 'jestem głodna kaszki!', ogarnąłem się i poszedłem po zakupy. Oczywiście wydałem 250 złych... Wróciłem i coś mnie tknęło - zajrzałem do ulotki. Była 11:43, a ja przekonany, że wycieczka zaczyna się o 15, byłem zupełnie beztroski - dopóki nie zobaczyłem, że jest ona o 12... Kwadrans! Zamówiłem taxi i pojechałem - spóźniłem się tylko jedną minutę :) Wycieczka przeszła wybornie - zajęła ponad 2:30, ale warto było, bo okazało się, że była tu również pani z dzielnicy. Ale była świadkiem podziękowań i hołdów, więc powinno być ok :) Po obiedzie poszliśmy jeszcze na spacer, przeprowadziłem dziewczyny Jelonkiem i Ulrychowem, było bardzo miło :)  

piątek, 23 września 2016

23.09.2016

Ludzie są beznadziejni. Najpierw ci zosiowi nie mogą się zdecydować: w tej samej chwili zadzwonił do mnie ojciec i powiedział 'nie', co do Beaty matka, mówiąc 'tak'... Oszaleć można. A jeszcze rozpętała się gównoburza, bo przecież podostawali jedynki z projektu, bo nic nie zrobili i halo o co chodzi. Latałem dziś i załatwiałem papierki, aż wreszcie po wszystkim pobiegłem na Powązki, obczaić trasę. Nic nie umiem i się gubię - będzie świetnie... W domu, zamiast siedzieć na tyłu i żeby młoda po mnie skakała, zabrałem ja na półtoragodzinny spacer - padła szybko na szczęście... Mam dość.

czwartek, 22 września 2016

22.09.2016

Ledwo wstałem, coraz ciężej... Lekcje jakoś przeszły, podrukowałem papiery i przygotowałem sobie zebranie. Po czym skoczyłem do chorej Teresy po ubezpieczenie, na Powązki przejść się trasą, ale zdążyłem zrobić z 1/3, na obiad do Arkadii, po czym spacerem na zebranie. Byłoby jak zwykle miło, ale tata Zosi wpadł nie dość, że spóźniony, to jeszcze z mordą i pytaniami z dupy, po czym na koniec stwierdził, że Zosia może nie pojedzie, bo ona nie lubi wyjeżdżać sama. Ekstra, no. Po ki chuj było się zgłaszać w takim razie? Ech, co za bzdury... 

środa, 21 września 2016

21.09.2016

Idąc do przedszkola zapomniałem druta do przypięcia roweru - trzeba było zahaczyć po drodze do pracy... Pieniądze za podręcznik się znalazły, no. W pracy poszło - Kasia zrobiła Uli dziką awanturę o te prace, co się zagubiły, przesadza trochę. Ale fakt, że to ja się muszę teraz tłumaczyć. W okienku skoczyłem po podpisany raport i od razu po lekcjach zebrałem dzieciaki i ruszyliśmy watahą do parku linowego. Ledwo doszliśmy, zaczęło padać, dobrze, że krótko. Ale za to cieplej się nie zrobiło ani trochę, zmarzłem jak piorun. Zjadłem kiełbasę, pogadałem i na szczęście tata Majki mnie podwiózł, szybciej byłem w domu. Jutro kolejny trudny dzień - sześć lekcji i zebranie. 

wtorek, 20 września 2016

20.09.2016

Młoda odmówiła dziś ubrania się samej i siedziała i czekała na mnie 20 minut, kiedy brałem prysznic... Ubrała się wprawdzie, ale byłem w plecy z czasem. Lekcje leciały szybko, w okienku skoczyłem z raportem do biura edukacji po podpis i zajrzałem do music fan, wróciłem jeszcze dokończyć lekcje i poleciałem na dodatkowe. Wróciłem raczej zmęczony, jutro jeszcze więcej roboty. I okazało się, że pieniądze za podręcznik ktoś zagubił i nie ma w przedszkolu. Kierwa.

poniedziałek, 19 września 2016

19.09.2016

Ale mróz! Piękne słońce, ale rano w drodze do pracy zmarzłem! W pracy zamieszanie, oddają prace na konkurs, Aśki znowu nie ma, lekcje jakieś... Udało mi się uniknąć zastępstw, bo przyszły pieniądze do dbfo i udałem się po zakup biletów na trzygodzinnym okienku. Udało się, mamy miejsca na froncie, szkoda, że długo się jedzie... Wybraliśmy z Pauliną i Iwoną sześć prac, nawet nieźle nam poszło, po czym weszła Agnes z jeszcze dwiema... Miała z nimi lekcje o 11:40, przyniosła o 14:40, szlag by ją trafił. Jedna z prac mogłaby wejść, ale wyraźnie była częściowo wykonana przez rodzica i choć całkiem niezła, to mi się nie spodobała. Cóż, może można było coś pomyśleć, ale poinformowałem już część z osób, bo musiałem podać nazwiska do biletów. Trudno. Poszedłem jeszcze na zajęcia z Nikosiem i wróciłem. Żona nadal ma jakiś podły humor, czepia się o wszystko i bardzo mnie irytuje...

niedziela, 18 września 2016

18.09.2016

Korzystając z ostatniego słonecznego i w miarę ciepłego weekendu (choć temperatura spadła do 18 stopni), ruszyłem z młodą na podbój świata. W atmosferze awantury, bo 'nie dzwonisz do moich rodziców, a ja dzwonię do Twojej mamy, a i tak ma pretensje, że rzadko dzwonię i ma rację!'... Bez sensu, ale wystarczyło, żeby mi podnieść ciśnienie i żebym stracił ochotę na szybki powrót do domu. Dotarliśmy z Kajką do Łazienek i oglądaliśmy pawie, karmiliśmy wiewiórki, łaziliśmy po alejkach i po rzadziej uczęszczanych zakamarkach. Poszliśmy pod Zamek Ujazdowski i Wiejską wróciliśmy w aleje, wracając tramwajem o 14:30. Było super. Żona za to nadal nie ma humoru i ciągle się czegoś czepia, nawet, jeśli nie ma takiej potrzeby. Cały dzień siedziała i pisała papierki, normalka. A to ja mało czasu dziecku poświęcam podobno.

sobota, 17 września 2016

17.09.2016

Fantastyczna rzecz, że jest już druga połowa września, a i tak wszyscy latają na krótko, a temperatura wciąż jest koło 25 stopni. Dzień okazał się zabiegany, bo ledwo wstałem, zmuszony 'jestem głodna kaszki!', nakarmiłem młodą, pozmywałem, zrobiłem jajecznicę, poleciałem po zakupy, zrobiłem obiad i wreszcie około 16 wyszliśmy. Na Chłodnej odbywał się festyn wolski, to podjechaliśmy tam. Okazało się bardzo sympatycznie, grała muzyka, pełno straganów i atrakcji... Kajka załapała się na malowanie twarzy - a jakże, które w przeciwieństwie do zeszłotygodniowego było całkiem profesjonalne, pooglądaliśmy street preformance, pokręciliśmy się i w sumie pół drogi do domu sobie spacerowaliśmy. Fajny spacer, zabiegana nieco, ale przyjemna sobota. Ogarniam Powązki...

piątek, 16 września 2016

16.09.2016

Wczoraj nie było światła na klatce, więc nie mogłem wybrać płyt na mp3 - więc ledwo zaprowadziłem młodzież do przedszkola, zająłem się płytami. Do przedszkola nie wziąłem telefonu, więc ominęło mnie zastępstwo za Wojtka, to i lepiej... Zrobiłem lekcje, nawet w okienku dokończyłem pisanie raportu i zamówiłem kasę i uciekłem na Powązki. Ciężko z tego będzie zrobić spacer, bo tych ładnych grobów jest od cholery! Dobrze, że mam na to jeszcze tydzień, ale muszę przecież skoczyć na Szmulki z aparatem... W domu dziewczyny zjadły obiad i poszliśmy jeszcze na lody i spacer, po czym młoda znowu chyba poszła spać za późno, bo odbyła się kolejna awantura na tle niczego... Ale na szczęście padła zaraz...

czwartek, 15 września 2016

15.09.2016

Nie dość, że wczoraj zebranie, to dzień zacząłem od dyżuru w szatni... Sześć lekcji w sumie minęło szybko, przyszła mama Kuby na praktyki, zobaczyła warunki 5a, to wymiękła. Po lekcjach szybko skoczyłem na Śliwice i Golędzinów porobić fotki - wyszło fajnie :) Wróciłem przez Arkadię, gdzie zjadłem obiad, a w domu... Kajka zrobiła się mało stabilna emocjonalnie, bo fochy na zmianę ze śmiechem - chyba była bardzo zmęczona. Najgorzej, że aktualizacja adobe wywaliła mi większość programów z kompa, szlag by to trafił...

środa, 14 września 2016

14.09.2016

Jak to w środę, do pracy pojechaliśmy razem - na tapecie nadal praca Maksa. Rzygam. Zrobiłem dwie lekcje i polecieliśmy do kościoła - następnym razem podrzucę ich komuś, bo to tylko ósemka. Poszło spokojnie i w sumie jak wróciliśmy, miałem przelecieć się na Powązki lub na Pragę, ale Gosia zachciała iść razem na obiad... To przesiedziałem dwie godziny, czekając na nią, bo przecież zrobiła sobie papiery na zebranie i ich nie wzięła. Zjedliśmy (nie, żebyśmy się najedli, więcej tam nie idę), odbyliśmy radę i udało mi się skończyć zebranie w godzinkę z hakiem - chyba jako pierwszy. Wróciłem zwolnić babcię, ale i tak poczekała i do pracy pojechała od nas. Padam, a Legia - Borussia 0:6... Blamaż.

wtorek, 13 września 2016

13.09.2016

Upał cudowny :) Po odprowadzeniu młodej i opłacie należności, ruszyłem do pracy. Tu na wstępie lekki nerw, bo mam trzy dyżury - w tym jeden w dwugodzinnym okienku, a drugi po lekcjach. Bo ja za krótko tu siedzę... W tym okienku skoczyłem odebrać paczki z poczty, zrobiłem lekcje i poszedłem coś zjeść - Kuba okazuje się być chory. Zajrzałem po drodze na Powązki, ale czasu mi prawie nie starczyło na nic... Zatrzęsienie obiektów... Muszę tam wrócić. Dotarłem do domu i w sumie myślałem, że dziewczyny poszły na spacer, ale Kajka przed tv, a Gosia siedzi i sprawdza prace, kurde. To wziąłem młodą na dwór na rower, łaziliśmy po Górcach ponad godzinę, zjadła kolację i odłożyłem ją spać po kąpieli. Gosia przegadała cały ten czas z Beatą - taka zajęta jest. Niemal skończyłem raport, piszę Szmulki.

poniedziałek, 12 września 2016

12.09.2016

Co za maraton... Nie dość, że zaczynam o 8, mam cztery lekcje, a kończę o 15:20, to jeszcze dostałem cztery zastępstwa. Po ośmiu godzinach gadania nie wiedziałem, jak się nazywam. Do tego upał 30 stopni. Wyszliśmy z pracy, Gosia poszła po małą, a ja do sklepu i zrobiłem dość pyszne risotto :) Potem poszedłem po kasę za przedszkole - przy okazji z młodą ruszyliśmy na spacer, zajęło to nam ponad godzinę, a Gosia miała zajęcia w tym czasie... Od razu po powrocie kolacja, kąpiel i spać. Ja ogarnąłem jeden spacer z zeszytów, a Gosia męczy wypracowania - utknęła przy K. - co za debil :D

niedziela, 11 września 2016

11.09.2016

Upał się zrobił wrześniowy, prawie 30 stopni... Wstaliśmy dość wcześnie, tak, aby o 11:30 znaleźć się na Polach Mokotowskich na festynie. Okazało się, że nikt tam nic nie wie i nie ogarnia, wlazłem na scenę, pogadałem 5 minut i tyle, słuchały mnie dwie osoby... Fantastycznie. Nie ważne, miałem tylko odwalić gadkę. Kajka za to szalała na stoiskach, zebraliśmy masę fantów i wreszcie poszliśmy nad bajoro z lodami. Pomoczyliśmy nogi, poszliśmy na plac zabaw i skończyliśmy na kebabie - w rezultacie w domu byliśmy o 16:30. Udało się młodzież uśpić około 20:30, same plusy. Raport prawie skończyłem. Tyle, że jutro ma być jeszcze cieplej, a mnie czeka 8 godzin pod tablicą, zwariuję... 

sobota, 10 września 2016

10.09.2016

W sumie nawet się wyspałem, bo podniosłem się koło 9-tej, choć żona buszowała od 7... Spoko, poszła zaraz na masaż, a my z młodą zjedliśmy sobie śniadanie, pobawiliśmy się w szaleństwa, przyprawiłem mięso i jak wróciła, poszliśmy jeszcze na lody. Zdążyliśmy powrócić i już zabrałem się na cmentarz, bo wycieczka nie zaczeka :P 14:40 już było kilka osób, w sumie zebrało się ponad 30, średnia wieku 60. Było bardzo sympatycznie, choć rąbnąłem się w którymś momencie, ale wybaczono. Całość zrobiłem w 1:50 i wróciłem na obiad. Mieliśmy jeszcze iść na jakiś spacer, ale... Gosia oglądała wzruszający familijny film, więc zostaliśmy :D Piszę raport, w końcu go muszę oddać...

piątek, 9 września 2016

09.09.2016

Wstaję, a nie ma wody... Oprowadziłem Kajkę do przedszkola - wyrobiła się w 20 minut! Miałem chwilę, to wymieniłem żarówkę na korytarzu, spakowałem się i taki mało świeży (wody nadal nie było!) pojechałem do pracy. Na szczęście dziś tylko trzy lekcje, ale mój plan mnie zabił - osiem okienek w tygodniu. Po lekcjach poleciałem na cmentarz, ustalić ostatecznie trasę i odebrałem młodą z przedszkola. Okazało się, że spokoju nie zaznam, bo trzeba zrobić zakupy, to jeszcze poleciałem do sklepu... Dziewczyny poszły na plac zabaw i na lody, a ja zapieprzam. Jeszcze pozmywałem te góry naczyń... A teraz? Staram się przygotować na jutro, sączę piwko, dziewczęcia śpią.   

czwartek, 8 września 2016

08.09.2016

Znowu się uchetałem... Na 8-smą do pracy, na szczęście Kajka poszła z mamą. Sześć lekcji w sumie przelatuje, ale ciężko jest czasem - a jeszcze wiem, że plan się zmienia od poniedziałku diametralnie. Ze szkoły poleciałem na cmentarz, wreszcie zobaczyć, co ja prowadzę w sobotę... Półtorej godziny oblatywałem całość, ale znalazłem większość. Potem obiad w Przystanku Koło, podskoczyłem odebrać paczkę z inpostu - ledwo odlazłem i oczyściłem płyty z pudełek, dostałem drugiego smsa, że kolejna paczka przyszła... Ech. W sumie na zebranie dotarłem na czas, zabrało mi to ponad półtorej godziny, mogło sporo krócej. Jeszcze tylko odmówiłem lekarza na jutro i... Prawie spokój w domu. Przygotowuje wycieczkę, a powinienem pisać raport oraz przewodnik. 

środa, 7 września 2016

07.09.2016

Nawet się wyspałem, to fajnie. Ale tu się skończyło. Odprowadziłem młodą, upał od rana, ale my twardo w pracy. Dziś dzień, kiedy zaczynamy i kończymy razem. Lekcje mnie zmęczyły. Kiedy tylko wróciliśmy, od razu obiad, porażka na rowerze, zamiana na biegowy i spacer, wieszanie firanek i w rezultacie tego, że nie zdążyłem spokojnie usiąść od 7 rano - awantura pod prysznicem i foch. Mam dość na dziś.

wtorek, 6 września 2016

06.09.2016

Wstać o 6 rano ciężko... Obrobiłem się do 7-mej, zaprowadziłem młodzież do przedszkola i dotarłem do pracy na czas. Lekcje minęły nawet szybko, jakoś fajnie idzie w tym roku, nawet ci monikowi są w miarę ok. Siedziałem w szkole do 14:30, poszedłem na obiad, odwaliłem Kubę i wróciłem do domu - tu znowu zawiesiście, bo Kajka coś przeskrobała w przedszkolu i nie chciała się przyznać, a Gosia zaczęła załamywać ręce, że jak to tak, że niegrzeczna. Wielkie rzeczy, to nie zaprogramowany robocik. Tymczasem dziewczyny poszły na plac zabaw do Kazia, a ja wyciągnąłem rowerek z pedałami z piwnicy, oczyściłem go, pozmywałem i popisałem raport. Teraz obie padły.  

poniedziałek, 5 września 2016

05.09.2016

Pobudka o 6 boli... Na szczęście Gosia ma na później i nie musiałem odprowadzać młodej, tylko pojechałem do pracy. Cztery pierwsze godziny minęły szybko, potem nastały trzy okienka... Poszedłem więc dorobić klucz i odebrać paczki z poczty - przyszły trzy z płytami i utęsknione firany. Korzystają z czasu i tego, że jeszcze nie pada, wróciłem do pracy na piechotę i zrobiłem ostatnie zajęcia. Przy okazji podpadli mi po raz drugi ci nowi rodzice. Ani nie powiedzieli dzień dobry, ani się nie pokazali, za to wywołali dyskusję na temat podziału, bo oni chcą mieć czas na early stage. Nóż mi się w kieszeni otwiera na dźwięk tej nazwy... Dzięki temu, że padało, Renata mnie podwiozła do Widawskiej i odebrałem młodą z przedszkola kilka minut szybciej. Wróciliśmy do domu i w sumie ładnie się bawiła, a Gosia przyszła ze szkolenia librusowego tuż przed 21... I padła, jak stała :P A ja dotarłem do punktów do raportu, okazało się, że mam je cały czas :)

niedziela, 4 września 2016

04.09.2016

Mogliśmy pospać do 9-tej, i fajnie, ale Gosi się znowu włączył kościół... Oczywiście się spóźniliśmy, ksiądz odstawiał jakąś żałosną indoktrynację, więc wyszedłem na zewnątrz, tym bardziej, że wewnątrz był taki upał, że płynąłem. Po przydługiej mszy pojechaliśmy na spacer. Zaczęliśmy od parku Szymańskiego, młoda latała po mostkach, zaszliśmy na plac zabaw, ubaw. Potem przeszliśmy koło Sowińskiego, który 'zgubił nogę', przez cerkiew, mauzoleum powstania i doszliśmy piechotą do Fortu Wola na lody i kawę. Szkoda, że Gosia nie pomyślała o  obiedzie wcześniej - wynikiem tego zjedliśmy koło 18... No i zaczął się mecz. Polska-Kazachstan 2:2. Jak można wygrywać dwiema bramkami i niemal przegrać? Milik nie trafił trzech setek! Dziadostwo.

sobota, 3 września 2016

03.09.2016

Tja. Ledwo wstałem i zjadłem, pojechałem po zakupy i zrobiłem obiad. W sumie wyrobiłem się akurat na przyjście mamy. Gosia w szale sprzątała mieszkanie. Mama przyszła, zjedliśmy obiad - wyszedł bardzo dobry i zająłem się jej telefonem, co w sumie zajęło czas do prawie 19... Przez co w ogóle nie poszliśmy na spacer...

piątek, 2 września 2016

02.09.2016

Zaczęło się nawet miło, odprowadziłem młodzież do przedszkola i miałem jeszcze godzinę spokoju. Fajnie. W pracy poznałem nowe klasy: 4s sympatyczna, 4c jakaś nadpobudliwa, a z 5a nie byłoby źle, gdyby nie to, że w 21 osób siedzimy w sali liczącej 17 miejsc. Super. I do tego do mojej klasy doszedł jeszcze jeden chłopiec od pływaków. Ekstra, ojciec był już u wszystkich, tylko nie u mnie. Wróciliśmy razem z pracy, ja zacząłem robić obiad, a Gosia poszła po Kaję. I się zaczęło. Wróciła wściekła, bo ją pani Monika ochrzaniła za młodą, że się nie słucha. Ryk. Miałem dość, to poszedłem się położyć w drugim pokoju, to mała przyleciała i jak zobaczyła, że leżę, to się dorzuciła. Po chwili tak mi wyjechała z dyńki, że mam guza nad okiem i obawiam się, że pójdę do pracy z pizdą. Świetnie.Potem jeszcze tylko pół godziny ryczała o bajkę w tv, zrzuciła ze stołu szklankę z sokiem i obawiałem się, że ktoś zginie. Źle mi.

czwartek, 1 września 2016

01.09.2016

No dobra, zaczęło się. Przyjechaliśmy nieco wcześniej, niż trzeba, odbiliśmy plany itp i zaczęło się. Na szczęście impreza na sali potrwała dosłownie kilkanaście minut i poszliśmy do sal. Mam trzy nowe osoby, jedna ubyła. Rozpoczęcie skończyło się przed 11, ale siedzieliśmy w szkole, bo uzgadnialiśmy WSO, a poza tym musiałem czekać na Kasię, którą przetrzymali srodze. Wróciliśmy koło 14, Gosia wyszła do Dyzia i na bazarek przed odebraniem młodej, więc miałem półtorej godziny spokoju. Po obiedzie poszliśmy na spacer przez WAT i zaczyna się kołomyja.