Rano poszło normalnie, nie rozumiem problemów z ogarnięciem rzeczywistości, kiedy wyjeżdżam. Trochę się chłodno zrobiło :P W pracy miałem więcej zastępstw niż normalnych lekcji, przeleciało bardzo gładko. Po lekcjach natychmiast poleciałem po Kajkę, w nadziei, że pójdziemy jeść, ale akurat Kazio, Maciek, Janek i Tusia siedzieli na placyku zabaw, to 45 minut szalała z nimi, a mnie kiszki skręcało. Poszedłem więc z nią wreszcie po pizzę, zjedliśmy, wyszliśmy na rower i Gosia przybyła. Poprawiam librusa i szlifuję Żoli.
* Pamiętnik z życia - jeden dzień, jedno zdjęcie * A diary of a life - one day, one photo * Tagebuch des Lebens - ein Tag, ein Foto * Diario de la vida - un dia, un foto * Denník života. Jeden deň, jedna fotografia * Дневник жизни. Один день, одна фотография * Diary ya maisha. Siku moja, moja ya kupiga picha
środa, 31 maja 2017
wtorek, 30 maja 2017
30.05.2017
Po co ja tyle siedziałem w pracy? Lekcja z moimi, dwa zastępstwa w 5p na dworze, Wojtek i w sumie godzinę wcześniej skończyłem. Jeszcze płyty z poczty odebrałem. Zdążyłem wziąć jedzenie z Sajgonu, zjeść w domu i odebrałem młodą - nieco marudną i poharataną, bo znowu się wywaliła. Damn. Zjedliśmy i fru na rower, a potem na spacer. Zaliczyliśmy lody, lotnisko, na kolację dostała omlet z wiśniami i... w kąpieli zrobiła dziką aferę, bo w wodzie zadrapania zaczęły szczypać. Histeria trwała, na szczęście padła 20:20 i jest spokój. Na razie.
poniedziałek, 29 maja 2017
29.05.2017
Ogarnąłem młodą - swoich odwołałem, bo miałem następną lekcję o 10:30 - bez przesady, i tak mam tyle okienek, że szok. Nikt nie zauważył. Za to w okienkach dostałem zastępstwa za Agnieszkę w klasach młodszych - tylko dwie, a tak się uchetałem, że masakra. Za to klasa Ani mnie od teraz kocha. Świetnie. Po lekcjach poleciałem po Kajkę, zjedliśmy coś i poszliśmy na przygodę - wylosowały się okolice Włoch, to skoczyliśmy nad staw Koziorożca - siedzieliśmy na brzegu, gapiąc się na łyski. Super :) Wróciliśmy i po kolacji młoda poszła spać - niech mi ktoś powie, że to trud i męczarnia.
niedziela, 28 maja 2017
28.05.2017
Mała przyleciała o 3 do nas, ale spaliśmy do 8:30. I się zaczęło: zakupy, drugie zakupy, śmieci, obiad... Mama oczywiście przyjechała za wcześnie, obejrzeliśmy jej Polówkę - wygląda nieźle ;) Niedługo po obiedzie pojechała, my sobie poszliśmy jeszcze na spacer, a po spacerze dwie rundki treningu na rowerze. Gosia się pakuje, ja pozmywałem i wróciłem do pisania Żoli. Na targach poszło podobno 40 sztuk Pragi i 40 pozostałych - chyba dobrze? Czekają mnie trzy dni z samą młodą, będzie fajnie :D
sobota, 27 maja 2017
27.05.2017
Ledwo się podniosłem o tej 7... Dzieciaki wcale nie lepiej... Na szczęście po śniadaniu mieliśmy basen, więc tam się wykąpałem, posiedziałem w jacuzzi i saunie - pełen relaks. Popakowaliśmy się, wsiedliśmy w sprzęt i pomknęliśmy do domu. Nawet szybko to szło, pod szkołę podjechaliśmy o 20:30, na szczęście Piechoccy mnie podwieźli, wspaniale :) Kajka na mnie czekała, ucieszona wielce :) Ufff... Udało się.
piątek, 26 maja 2017
26.05.2017
Drogi Pamiętniczku!
Dziś dla odmiany zaczęliśmy od odwiedzin w skansenie. ale skoro
jesteśmy nad morzem, tuż przy starym porcie wojskowym, to skansen był
adekwatny: zamiast zmurszałych chałup stały wypucowane okręty bojowe.
Mieliśmy okazję zatem zobaczyć w jakich warunkach pracują marynarze i
zgodnie stwierdziliśmy, że do tego się nie nadajemy... Fajnie
pomajdrować przyciskami i wajchami, ale przeciskać się przez te
korytarzyki, spać na łóżku wielkości parapetu, czy korzystać z kibelka, z
którego spada się przy każdym przechyle - to nie dla nas, absolutnie.
Ale oglądaliśmy wszystko dość zafascynowani. A skoro byliśmy już nad
morzem, przedpołudnie spędziliśmy na plaży. Nikt nas nie gonił, nie
pospieszał, więc rozłożyliśmy się na piasku i zgodnie zaczęliśmy
przeszkadzać innym plażowiczom. Była piłka, zakopywanie się w piachu,
budowanie, niszczenie, poszukiwanie skarbu i tysiąc innych rzeczy -
znaleźliśmy nawet pierścień Golluma. No i tony bursztynu (ta, jasne). Po
obiedzie zaś odbyły się ostatnie treningi i ostatnie spacery po
mieście, zakupy i lody (te pyszne). Zrobiło się mocno ciepło. No a na
zakończenie dnia, zamiast na basen, poszliśmy na zachód słońca.
Przepięknie zaszło w morze, zdobyliśmy molo i do pokoi rozeszliśmy się
koło 23. Zły człowiek zapowiedział kategoryczny zakaz zielonej nocy,
ciekawe, czy przekaz dotarł... Rano wyjeżdżamy koło południa,
spodziewajcie się nas w ramach 21:00.
czwartek, 25 maja 2017
25.05.2017
Drogi Pamiętniczku!
Co za dzień, pełen emocji! Zaczęło się od siatkarzy - przyjechały
szkoły z Kołobrzegu i Koszalina i rozpoczęły się zawody. No cóż. Emocje
sięgały zenitu, ale nie z powodu pasjonujących rozgrywek, tylko kwestii
organizacyjnych. Gimnazjaliści wspierający zespoły lokalne, lekko
naginający rzeczywistość sędziowie oraz sposób rozliczenia punktów,
skazujący nasze zespoły na porażkę wywołały oburzenie. Ale W końcu
Warszawa zajęła III miejsce (na trzy), więc tak, czy siak pudło jest.
Sytuację rozbroiły nagrody: długopisy, zapachy do aut, brudne mokre
chusteczki i baloniki. Ubaw po pachy, organizatorzy dziko się cieszyli z
wygranej nad stolycą - nasi doświadczyli zaś paru nowych rzeczy. I
dobrze, niech widzą, jak nie robi się imprez :) Za to łucznicy poszli w
miasto - suweniry w porcie były oblegane, bo przecież jutro dzień matki,
więc konieczny był zakup termometra w kształcie ciupagi i kapelusza
góralskiego z bursztynowym akcentem. Planowaliśmy wejść do Muzeum Oręża
Polskiego, ale chętnych były dwie osoby, więc skórka okazała się nie
warta wyprawki... Za to znacznie większym popytem cieszyły się lody na
rynku - zaiste, pyszność 9 na 10. Po obiedzie nastąpiła zamiana
dyscyplin: łucznicy rozpoczęli odstrzał punktów, a że pogoda zmieniła
się znowu na dość ciepłą, było im dość przyjemnie. Tu akurat nasi byli
górą: chłopców zdystansował Marceli J., a wśród dziewczynek Ania zajęła
drugie miejsce - lokalesi przegrali tym razem z kretesem. W tym czasie
siatkarze ruszyli na podbój Kołobrzegu w podobnej konfiguracji, co
wcześniej. Prezenty dla mam nabrały kolorytu: biżuteria, kubki i pejzaże
morskie cieszyły się dużym wzięciem. Mamy będą musiały być zachwycone. Z
akcentem na "musiały". Ale przynajmniej nie będą narzekać, że dzieci
zapomniały, prawda? "Jakie ładne, dziękuję! Tylko co ja z tym zrobię?" -
już to widzę :) Siatkarze również doskonale bawili się w czasie lansu
na deptaku kołobrzeskim, ledwo zdążyliśmy na kolację - a było po co, bo
pyszne naleśniki w czekoladzie cieszyły się wzięciem. Na koniec dnia
zorganizowaliśmy sobie dyskotekę - zabawa była pyszna, aż do oporu. Ci,
którzy nie mieli ochoty pląsać, poszli na basen - już bez pływania,
tylko dla zabawy. Dziatwa rozsmakowała się w saunowaniu, nabierają
dużego doświadczenia w siedzeniu w upałach. I podejrzanie szybko poszli
spać. Albo knują, albo faktycznie zmęczeni...
środa, 24 maja 2017
24.05.2017
Po nocy - ciężkiej dla niektórych, bo przecież sen jest dla słabeuszy i
mięczaków, wstaliśmy ochoczo i z rozkoszą na śniadanie. Pyszota! Trzeba
było się zbierać, bo mielismy grać w piłkę nożną - poszli oczywiście
chętni, graliśmy z godzinkę, lepsi wygrali 3:1 z nieco gorszymi, ale w
zasadzie zwyciężyli wszyscy, bo było fajnie. Jako, że pogoda się nam
popsuła i do popołudnia lało ze zmiennym natężeniem niemal cały czas,
musielismy zrezygnować z Bornholmu - miejsca były tylko na dziś, a i tak
niemal połowa zrezygnowała jeszcze przed wyjazdem. Dlatego zostaliśmy,
co wszystkim wyszło na dobre. W najlepsze trwały treningi - siatkarze
byli w lepszej sytuacji, bo trenowali pod dachem, a łucznicy mieli
okazję ćwiczyć survival w deszczu. Przy okazji Pola została okrzyknięta
Meridą Waleczną, bo nie dość, że trafiła w 10, to drugą strzałę posłała
dokładnie w pierwszą. Sensacja była! Sensacji zreszta było więcej, bo
smętna pogoda sprzyja smętnym pomysłom i niestety nie wszystkie humory
kipiały radością... Ale udało się niepokoje ułożyć, pod wieczór wyszło
słońce - nie tylko na niebie, ale i w grupie. Na kolację było spaghetti,
trudna sprawa ogarnąć makaron, naprawdę... A deserem okazał się kebab
wegetariański (czyli banan w sosie czekoladowym) - jadłospis żyje tu
własnym życiem. Na koniec dnia weszliśmy do basenu - trener Kasia podała
rytm do pływania, potem większość zaległa w jacuzzi i saunach.
Dzień był przełomowy, dość trudny z racji marnej pogody i przesilenia. Wszyscy są już nieco zmęczeni, bo rzadko mają tyle wysiłku na raz. Jutro dzień zawodów dla obu dyscyplin. Niby powinniśmy się wyspać, ale sen jest dla słabych, jak już wspomniałem.
Awantury, awantury, rozrabiają w nocy, niech to szlag. Ale dobrze o tyle, że nic specjalnego nie robiłem cały dzień i przeleciało jakoś. Gosia namieszała z wyjazdami i przyjazdami, odkryłem kilka fajnych osób w klasie - doskonale bawiliśmy się z Markiem, Wiktorem i Marcinem. Część mnie za to denerwuje niemiłosiernie...
Dzień był przełomowy, dość trudny z racji marnej pogody i przesilenia. Wszyscy są już nieco zmęczeni, bo rzadko mają tyle wysiłku na raz. Jutro dzień zawodów dla obu dyscyplin. Niby powinniśmy się wyspać, ale sen jest dla słabych, jak już wspomniałem.
Awantury, awantury, rozrabiają w nocy, niech to szlag. Ale dobrze o tyle, że nic specjalnego nie robiłem cały dzień i przeleciało jakoś. Gosia namieszała z wyjazdami i przyjazdami, odkryłem kilka fajnych osób w klasie - doskonale bawiliśmy się z Markiem, Wiktorem i Marcinem. Część mnie za to denerwuje niemiłosiernie...
wtorek, 23 maja 2017
23.05.2017
Z pamiętnika obozowicza:
Wtorek obudził nas słoneczkiem i rozgrzewką. Śniadanko na wypasie, pyszna jajecznica i mnóstwo dodatków, narzekać nie można. Po posiłku łucznicy poszli strzelać, a siatkarze mieli przerwę na spacer po mieście: pani Kasia miała zajęcia z innymi. Szukaliśmy lodów, ale rano wszystko pozamykane - na szczęście był spożywczak, to i lody się znalazły. No i dmuchańce! Ledwo zdążyliśmy na trening! Po obiedzie, na który były sajgonki po polsku (nazwa Marcelego T. na gołąbki), w strojach połowicznie plażowych (bluza i swobodne kopytka w klapkach), podjechaliśmy na plażę. Na piechotę przeszliśmy aż do Dźwirzyna - spacer plażą był totalny, słońce prażyło, morze chłodziło, a jęczały tylko pojedyncze jednostki. Przy okazji powiększył nam się skład klasy. Pierwsza była Ewa Krewetka - trafiła ona do flakonu kunsztownej roboty, zaopatrzonego w atrakcje typu piaseczek, muszelka i glony. Marcin i Marek zostali okrzyknięci Kapłanami Ewy i to oni dzierżyli dumnie Flakon Obfitości. Po chwili dołączyły do Ewy Florian Flądra, Bella Bellona, Jaś Krewetka (hurra, będą dzieci!) i Justyna Krewetka. Niestety, nie wszyscy nowi klasowicze, mimo ofiarnej opieki kapłanów, zdołały przetrwać wakacje we Flakonie, który niechcący przekształcił się we Flakon Częściowej Zagłady - przeżyły tylko krewetki. Kapłan Marcin Wyłowił zwłoki łyżeczką do lodów i porzucił ceremonialnie na trawniku. Na koniec, po kolacji weszliśmy jeszcze na basen - sauny były oblegane, a wyraz szczęścia na niektórych facjatach w bani bezcenny.
Latałem do tego centrum na lody z siatkarzami na zmianę, bo Kasia wolała mieć jedną grupę na zajęciach. No dobra... Spacer plażą rzeczywiście rozkoszny, zjarałem sobie gębę. Teraz wieczór, dam chwilę pograć moim w butelkę i wyganiam towarzystwo :)
Wtorek obudził nas słoneczkiem i rozgrzewką. Śniadanko na wypasie, pyszna jajecznica i mnóstwo dodatków, narzekać nie można. Po posiłku łucznicy poszli strzelać, a siatkarze mieli przerwę na spacer po mieście: pani Kasia miała zajęcia z innymi. Szukaliśmy lodów, ale rano wszystko pozamykane - na szczęście był spożywczak, to i lody się znalazły. No i dmuchańce! Ledwo zdążyliśmy na trening! Po obiedzie, na który były sajgonki po polsku (nazwa Marcelego T. na gołąbki), w strojach połowicznie plażowych (bluza i swobodne kopytka w klapkach), podjechaliśmy na plażę. Na piechotę przeszliśmy aż do Dźwirzyna - spacer plażą był totalny, słońce prażyło, morze chłodziło, a jęczały tylko pojedyncze jednostki. Przy okazji powiększył nam się skład klasy. Pierwsza była Ewa Krewetka - trafiła ona do flakonu kunsztownej roboty, zaopatrzonego w atrakcje typu piaseczek, muszelka i glony. Marcin i Marek zostali okrzyknięci Kapłanami Ewy i to oni dzierżyli dumnie Flakon Obfitości. Po chwili dołączyły do Ewy Florian Flądra, Bella Bellona, Jaś Krewetka (hurra, będą dzieci!) i Justyna Krewetka. Niestety, nie wszyscy nowi klasowicze, mimo ofiarnej opieki kapłanów, zdołały przetrwać wakacje we Flakonie, który niechcący przekształcił się we Flakon Częściowej Zagłady - przeżyły tylko krewetki. Kapłan Marcin Wyłowił zwłoki łyżeczką do lodów i porzucił ceremonialnie na trawniku. Na koniec, po kolacji weszliśmy jeszcze na basen - sauny były oblegane, a wyraz szczęścia na niektórych facjatach w bani bezcenny.
Latałem do tego centrum na lody z siatkarzami na zmianę, bo Kasia wolała mieć jedną grupę na zajęciach. No dobra... Spacer plażą rzeczywiście rozkoszny, zjarałem sobie gębę. Teraz wieczór, dam chwilę pograć moim w butelkę i wyganiam towarzystwo :)
poniedziałek, 22 maja 2017
22.05.2017
Pamiętnik obozowicza :)
Długo na ten moment czekaliśmy, mijały dni i tygodnie, ale wreszcie jest: obóz. Walizki zapakowane, rodzice płaczą w mankiet (z radości, że odpoczną), a my jedziemy nad morze. Hurra!
Dobrnęliśmy około 16, po kilku postojach i dwóch idiotycznych kreskówkach dla maluchów, które i tak każdy oglądał z zapartym tchem. Rozlokowaliśmy się w pokojach, nie było już problemu, każdy wiedział z kim jest i nagle okazało się, że wszystko i z każdym może być ok. Zjedliśmy obiadokolację - schabowego (Magda Gessler mode on: czemu na oleju nie na smalcu, hę? Czy wy nie wiecie, że trujecie ludzi?) z ziemniaczkami, nawet dobre. A po posiłku... Nad morze! Kawałek się idzie, to prawda. Ale i tak jest pięknie - cieplutko, plaża prawie pusta. Mogliśmy zanużyć nogi do kostek, udało się. Tylko wynikła taka ciekawostka anatomiczna: niektórzy łydki mają tuż koło uszu.... Rzecz do zbadania. Poszliśmy na molo, wróciliśmy niespiesznie po to, aby nadrobić braki kąpielowe. Za ścianą mamy aquapark, więc popływaliśmy, pozjeżdżaliśmy rurami, skorzystaliśmy z jaccuzi i saun... Jest pięknie. Wieczór nadszedł nie wiadomo kiedy i już koło 23 większość spała (Spała - miejscowość w woj. łódzkim, powiat tomaszewski). Większość, mówię.
A do nas przyszedł Włodek z butlą wina samoróbki - pyszne :) Mieszkamy w aparamencie, że szok: sypialnia, przedpokój, kuchnia i wielka łazienka. Na razie jest spoko :)
Długo na ten moment czekaliśmy, mijały dni i tygodnie, ale wreszcie jest: obóz. Walizki zapakowane, rodzice płaczą w mankiet (z radości, że odpoczną), a my jedziemy nad morze. Hurra!
Dobrnęliśmy około 16, po kilku postojach i dwóch idiotycznych kreskówkach dla maluchów, które i tak każdy oglądał z zapartym tchem. Rozlokowaliśmy się w pokojach, nie było już problemu, każdy wiedział z kim jest i nagle okazało się, że wszystko i z każdym może być ok. Zjedliśmy obiadokolację - schabowego (Magda Gessler mode on: czemu na oleju nie na smalcu, hę? Czy wy nie wiecie, że trujecie ludzi?) z ziemniaczkami, nawet dobre. A po posiłku... Nad morze! Kawałek się idzie, to prawda. Ale i tak jest pięknie - cieplutko, plaża prawie pusta. Mogliśmy zanużyć nogi do kostek, udało się. Tylko wynikła taka ciekawostka anatomiczna: niektórzy łydki mają tuż koło uszu.... Rzecz do zbadania. Poszliśmy na molo, wróciliśmy niespiesznie po to, aby nadrobić braki kąpielowe. Za ścianą mamy aquapark, więc popływaliśmy, pozjeżdżaliśmy rurami, skorzystaliśmy z jaccuzi i saun... Jest pięknie. Wieczór nadszedł nie wiadomo kiedy i już koło 23 większość spała (Spała - miejscowość w woj. łódzkim, powiat tomaszewski). Większość, mówię.
A do nas przyszedł Włodek z butlą wina samoróbki - pyszne :) Mieszkamy w aparamencie, że szok: sypialnia, przedpokój, kuchnia i wielka łazienka. Na razie jest spoko :)
niedziela, 21 maja 2017
21.05.2017
Spali nawet do około 9, super. Po czym Gosia dostała popędu, że ona chce pofarbować włosy i zdążyć do kościoła i tysiąc rzeczy. Ja powiedziałem, że nie idę, bo mam co innego do roboty, przeszło. Dziewczyny poszły, jak ogoliłem włosie, wywiesiłem pranie, zrobiłem zakupy i tak wróciłem do domu wcześniej :P Na obiad zrobiłem spaghetti, Gosia kupiła szparagi, to je też zrobiłem - pycha :) Zjedliśmy i pojechaliśmy do Pawełka na urodzinki - tylko dla Kai. Siedzieliśmy tam 3 godziny, przed dwie się fochowali i macali, po czym jak zaczęli się wreszcie świetnie bawić, to ledwo można było wyjść - na szczęście Emil nas odwiózł. Spakowałem się, nakarmiłem małą, oporządziłem i uśpiłem, muszę iść spać, bo pobudka o 4:30...
sobota, 20 maja 2017
20.05.2017
Nawet się wyspałem, choć dziewczyny trochę marudziły w nocy :P Zanim się wygrzebaliśmy, zrobiło się południe. Ruszyliśmy na przygodę, zaczynając od Rozbrat. Przelecieliśmy przez parki, zatrzymaliśmy się u Porazińskiej na placu zabaw. My się opalaliśmy, młoda się bawiła, prawie dobrze, gdyby ciągle czegoś nie chciała... Potem przeszliśmy do Syrenki, zahaczając o wystawę w ASP (niechcący), a potem poszliśmy do Co Tu na obiad. Pycha :) W empiku kupiliśmy prezenty na jutro i wróciliśmy do domu na moment, aby zostawić zakupy i ruszyć do tesco po resztę. Świetnie, wydałem tam 300 złych. Boję się zajrzeć na konto. Młoda wydaje się lekko podziębiona...
czwartek, 18 maja 2017
18.05.2017
Ok, dotrałem do pracy, zacząłem drukować testy i... skończył się toner. Szlag. Udało mi się jednak wszystko, spoko. Jeszcze tylko ogarnąłem obiad i poleciałem do domu, bo gosia miała szkolenie. Wlazłem do biedry, zjadłem obiad i poszedłem po młodą. Jak zjadła, ruszyliśmy na przygodę. Wylosowała Forty Bema - w trakcie zadzwoniła Gosia, że może byśmy ją odebrali po szkoleniu - czemu nie? Przelecieliśmy przez forty, przy wojskowym wsiedliśmy w autobus i wylądowaliśmy przy syrence. Stąd na piechotę do UW, potem Krakowskim i wróciliśmy do domu. Mam dość serdecznie, padam.
środa, 17 maja 2017
17.05.2017
Odprowadziłem młodą i... zebrałem stos prania, odkurzyłem, pozmywałem, odłożyłem płyty, jesu... No i poleciałem do pracy, na szczęście szybko przeleciało. W okienku podrukowałem, co się dało na zebranie, a po lekcjach poszliśmy z Gosią do 21 i pobiegłem na Narodowy po Pragę - dostałem pięć sztuk. Ledwo zdążyłem z powrotem. Super, zebranie trwało do 20, nigdy tak długo nie siedziałem, to chyba przez te opisy... Wróciłem o 20:40, położyłem Kajkę i tyle, pół godziny po mnie przyszła Gosia i gada non stop przez telefon. Matko, ciągle o pracy...
wtorek, 16 maja 2017
16.05.2017
Odprowadziłem Kajkę - na szczęście poszła do sali sama, ufff... Lekcje przeleciały, Wojtek przeleciał, zdążyłem sprawdzić testy i okazało się, że Kuba przełożony na piątek. To się wybrałem po obiedzie na Przemysłowy, ale zdążyłem zrobić połowę. Zrobił się upał. Siedzę i rzeźbię papierki na zebranie... Mama kupiła Polo, zachwycona dziko :D
poniedziałek, 15 maja 2017
15.05.2017
Miałem wprawdzie iść robić Dziennikarski, ale pogoda jest mocno burzowa i nie ma światła - to wróciłem do chałupy w okienku. Wróciłem na jedną lekcję i radę. Dość szybko się uwinęliśmy, zajrzałem jeszcze do kerfjura po ryzę papieru i obiad, po czym wróciłem aby... pozmywać, bo nie dało się krokietów zrobić... Mała poszła spać, a ja siedziałem w papierkach na środę.
niedziela, 14 maja 2017
14.05.2017
Matko... Chociaż spałem prawie do 9, hurrrra. Ale po śniadaniu sklep, trening na dwukołowym rowerze z młodą, która każdą porażkę przyjmuje zniechęceniem... Potem zrobiłem obiad i jak zjedliśmy, Kaja wylosowała Tarchomin. Gosia została sprawdzać tony rzeczy, a my ruszyliśmy na przygodę. I super! Wysiedliśmy na Tarchominie, poszliśmy nad Wisłę i poszliśmy wzdłuż rzeki przez Północny, aż do Grota. W sumie młoda szła przez cały czas, na barana może z 500 metrów. Ganialiśmy, szliśmy , bawiliśmy się w słówka-półgłówka, dopiero przy Grota wsiedliśmy w tramwaj ipojechaliśmy sobie na lody do Baśniowej. A tu koleja na 20 minut... Ale warto. W domu byliśmy o 20, padła : ) Ale przygoda super: "Co Ci się najbardziej podobało?" "Wszystko!". Kwintesencja. I ostatnie: "To zamiast jechać tramwajem, chodźmy pieszo?!" Z taką to świat zdobywać :)
sobota, 13 maja 2017
13.05.2017
Mimo, że młoda poszła spać o 22, to wstała o 8:20, wcześnie... Gosia poszła na masaż, a ja próbowałem tu wszystko ogarnąć: pozmywałem, wywiesiłem pranie, pościerałem kurze i tysiąc innych rzeczy, więc na spacer poszliśmy dopiero po 12. Poleźliśmy na Górce, spotkaliśmy Matysię, więc dziewczyny pobawiły się na placu, potem "górki-dołki", lody i ciasto i wrócilismy do domu po 14. Musiałem jeszcze tylko iść do Sajgonu po żarło... Goście przyszli spóźnieni, ale nic to. Dziewczynki się bawiły, my gadaliśmy, skończyło się po 19 - więc znowu do sklepu, bo lodówka pusta... Teraz Eurowizja się kończy.
piątek, 12 maja 2017
12.05.2017
Rano zdążyłem podładować nowy zestaw do mp3 i kopsnąłem się do pracy. Miałem byc wcześniej i wydrukować test, ale... autobus mi uciekł, Iga zostawiła w drukarce zacięty papier i dziesiątki kartek do wydruku, ale wyrobiłem się. Potem szybko po papier do kuratorium - mam, oddałem, mam nadzieję, że będzie spokój. No i dwa ostatnie betony przetrwałem... U moich coś się dzieje niedobrego, straszne emocje z tym wyjazdem i to takie słabe... Po lekcjach zrobiłem kawałek Urzędniczego, odbębniłem Jonatana i przeleciałem jeszcze w całości Sady i Zatrasie. Idzie to jak burza. W domu, korzystając z nieobecności dziewczyn, bo poszły na imprezę Tusi, dokończyłem ładowanie mp3, pozmywałem, odkurzyłem, odgruzowałem kuchnię... Ech.
czwartek, 11 maja 2017
11.05.2017
Ledwo przeżyłem te dwie ostatnie lekcje, co za muł... Okazało się, że zajęć dodatkowych dziś nie mam, świetnie... Poszliśmy z Gosią na obiad do Wietnamczyków na Rudę, po czym ona pojechała po młodą, a ja oblazłem do końca Oficerski. No i wróciłem sobie pieszo do domu. Mama sprzedała Tico za 500 zł, i tak sporo :P Dziewczyny były na imprezie w przedszkolu, więc miałem godzinę luzu - i tak większość przeznaczyłem na zmywanie. Coraz więcej problemów z tym obozem, niby wszyscy się kochają, a jednak być z tą, czy z tym w pokoju to 'maksymalna trauma'. Mam dość.
środa, 10 maja 2017
10.05.2017
Dotarłem do pracy, choć zima. Tu i tam śnieg - na szczęście nie u nas. Zrobiłem trzy lekcje i pojechałem do kuratorium zobaczyć, czy jest papier. Teczki są już w archiwum, a ja nie miałem czasu czekać, więc powiedziałem, że zadzwonię i uciekłem, spóźniłem się 5 minut na wychowawczą... Mieli się ładnie podzielić na pokoje, nie dało rady... Po lekcjach Iwo na wycieczce, to poszedłem na pizzę i miałem oblecieć wokół cytadelę, ale z powrotem pogoda się zesrała, to ruszyłem po płyty. Faktycznie, zebrałem trzy paki i miałem wracać pieszo, ale... deszcz zaczął padać... Wróciłem i spokój był do 20, bo dziewczyny na imprezie u Jerzyka. Skończyłem kolejny sektor, zostało bardzo niewiele :)
wtorek, 9 maja 2017
09.05.2017
Pojechałem rano z młoda do szkoły, bo miała iść do okulisty. Przesiedziała dwie lekcje z Gosią, jedną ze mną, poszedłem do Wojtka i wykorzystałem sytuację, że wyszło słońce i przeleciałem 1/3 trasy pierwszego spaceru. Ledwo zdążyłem do 5a, są i tak straszni...Potem poszedłem zjeść, zrobiłem Kubę i Kajta i wróciłem do chałupy - kurna, połowa maja, a tu śnieg pada i tak piździ, że szok! Wieczór zszedł na czyszczeniu głów - Kajka miała znowu dzikie gniazdo, Gosia nie... Jezu.
poniedziałek, 8 maja 2017
08.05.2017
Znowu jest zimno i mokro, więc zamiast oblecieć jeden ze spacerów, wróciłem na okienku do chałupy. Spoko, popisałem wojskowy i przesłuchałem dwie płyty. Wróciłem na lekcję i wyleciałem na obiad i do Nikosia. Uff... Jeszcze sklep i koniec. A nie przepraszam, spędziłem kolejną godzinę przy garach, zmywając i wekując zupę, kurna.
niedziela, 7 maja 2017
07.05.2017
Mogło być dobrze rano, ale... Mała przyczłapała o 7, Gosia wstała i zaczęła się kręcić, aż w końcu powiedziała, że skoro nie śpimy, to może pójdziemy do kina Wisła na poranek misiowy? Za ile? Półtorej godziny. W biegu śniadanie, mycie i oporządek i wylecieliśmy z Kajką na autobus. W Wiśle okazało się, że już prawie nie ma miejsc, ale udało nam się kupić końcówkę... Kazik mało współpracował, Kajka miała ochotę po bajkach iść na scenę i pośpiewać z dzieciakami, ale siedziała taka z Kaziem... Poprzeciągali węża strażackiego, poprzymieżali hełmy, poganiali po sali ratując świat i poszliśmy. Najpierw na lody, potem na spacer przez Żoliborz, poganiali wokół pomnika czynu zbrojnego, gdzie młoda wyrżnęła dwa razy na tym samym schodku, zahaczyliśmy o placyk zabaw i wróciliśmy. Obiad na szybko (dobrze, że wczoraj zrobiłem!) i fru na Bródno. Autobus nam uciekł, więc telepaliśmy się ponad godzinę... Opstrykałem Tico, weszliśmy do mamy na herbatę i wróciliśmy. Znowu zrobiło się zimno, szlag. W domu Gosia sprawdza zeszyty, mała zasnęła na Master Chef Junior, a ja piszę Wojskowy.
sobota, 6 maja 2017
06.05.2017
Co za męczący dzień... Pobudkę zaliczyłem juz o 7:30, bo małej się znudziło spanie... Przecież poszła spać o 22! Ale zaraz było 'kaszki jestem głodna' i po spaniu. Po śniadaniu poszedłem do sklepu, wydałem znowu ponad 300 zł (na co?) i wróciłem robić obiad na dziś i jutro. Dziewczyny wybyły na plac zabaw na 2 godziny, przynajmniej był spokój. Obiad pyszny :) Burza zaczęła się kręcić wokół, ale że cieplutko jest, poszliśmy jeszcze na spacer - do glinianek Schneidera i z powrotem wzdłuż torów. Zdążyliśmy - 10 minut po wejściu do domu lunęło i grzmiała dzika burza. Napisałem kolejny sektor, walnąłem browka - dobrze jest :)
piątek, 5 maja 2017
05.05.2017
Znowu nie wiem, jak wszystko zdążyłem zrobić. Odprowadziłem młodą, wysłałem CV Marzeny i zdalnie wydrukowałem dla dyrekcji, wywiesiłem pranie, przyjechałem wcześniej szukać papierka, zrobiłem lekcje, skoczyłem po pakę płyt... Dziś Ewa miała dobry humor, więc rozmawialiśmy już normalnie... Potem Kuba, obiad i ruszyłem na ostatnia penetrację Wojskowego. Udało się, wróciłem, a dziewczyny były na placu zabaw. To pozmywałem, wywiesiłem pranie... Chyba się zmęczyłem...
czwartek, 4 maja 2017
04.05.2017
Znowu leje. Na szczęście lekcje w czwartki mijają bardzo szybko. Kaja była na pobraniu krwi, ale podobno była bardzo dzielna i nie ryczała - panie były zachwycone :) Dostałem opieprz od Ewy mza brak świstka - ale nie mam pojecia, co się z nim stało.... Kuwa. Po lekcjach skoczyłem na obiad i korzystając z faktu, że przestało padać oraz że nie mam zajęć, poleciałem na Wojskowy, obrobić ze dwa sektory. Udało się.
środa, 3 maja 2017
03.05.2017
No dobra, wreszcie w domu! Myslałem, że będzie tłok na drogach, ale był spokój. Koło mnie usiadła jakaś baba-chlor, śmierdziała starymi fajkami i wódą, ble. Wracając do domu zahaczyliśmy o stację po detal na śniadanie i rozpakowaliśmy się wreszcie. Spokoju!
wtorek, 2 maja 2017
02.05.2017
Mieliśmy iść na rowery, ale... Gosia zarządziła. Do południa kopalismy i pieliliśmy, zajebiście lubię takie akcje. Po obiedzie zaś przyszła pora na wizytę u Mariusza i Moniki, gdzie gościliśmy się ze dwie godzinki, Mariusz lał drinki i wracałem lekko cięty. A jeszcze teść na wieczór dolał... :) Jutro nareszcie wracamy, nie mogę teściowej, nie wiedziała, że 3ci maja to święto Konstytucji...
poniedziałek, 1 maja 2017
01.05.2017
Po śniadaniu zebraliśmy się nad morze. Wprawdzie teść strasznie się w nocy dusił i mało spał, ale powiedział, że jedziemy. W Krynicy trochę tłumy, ale połaziliśmy sobie trochę: marina, latarnia, plaża... Wiatr pioruński, na plaży za długo nie wytrzymaliśmy, to poszliśmy coś zjeść. ale że było nas wiele, to ciężko było znaleźć miejscówkę. Jak już znaleźliśmy w Okoniu, to okazało się, że czeka się 2 godziny... Wreszcie trafiliśmy knajpę w porcie - w dziesiątkę :) No i w chałupie bylismy o 20. Parę drinków i spać :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)