piątek, 30 czerwca 2017

30.06.2017

No i zrobiło się jeszcze radośniej. Zaczęło lać, mgła dzika, więc nici z plaży - poszliśmy do Gwiazdy Północy i przejść się po Jastrzębiej - na koniec wylądowaliśmy na deptaku. Po południu zaczęło padać. Robert został robić łuki, bo chciał się zmyć w sobotę, więc ja zostałem wytypowany na ratownika na basen z Judytą. Pojechałem z dziewczynami na basen do Redy. Plus był taki, że nie musiałem martwić się zajęciami i nie płaciliśmy, super. Minus, że czekaliśmy godzinę na wejście i dostałem pięciu ancymonków pod opiekę. Okazało się, że to super chłopaki i na koniec dziękowali mi za fajnie spędzony czas, bo z Judytą nie było szans na zjeżdżalnie... Wróciliśmy w strugach deszczu...

czwartek, 29 czerwca 2017

29.06.2017

Niechcący zostałem ratownikiem - okazało się, że brak takowych w Jastrzębiej. Więc wraz z Robertem wziąłem ten bagaż i kąpaliśmy dzieci. Krótko i rzadko, bo piździ cały czas, ale zawsze. Zrobiło się na tyle ciepło, że poszliśmy na plażę jeszcze po południu - zapowiadają srogie deszcze. Założyłem krótkie gacie i koszulkę, czego pożałowałem, bo w ciągu pół godziny zrobiło się tak zimno, że sczerstwiałem. Denerwuje mnie ten pobyt, jest zimno i ośrodek marny, do tego te wszystkie baby to porażka...

środa, 28 czerwca 2017

28.06.2017

Wreszcie coś się dzieje! Pojechaliśmy na wycieczkę do Trójmiasta. Na pierwszy ogień poszedł Experyment, spędziliśmy tam 2 godziny i w sumie starczy, choć Gosia z Kajką nie przelazła wszystkiego, bo oczywiście zatrzymały się na samym początku i utknęły... Wymyśliłem, że zamiast do Sopotu, możemy zostać w Gdyni i przejść się plażą w Orłowie. Plan genialny, weszliśmy na molo w Orłowie, jest cudownie, choć wieje jak skurczysyn. Wiatr dał przy okazji taką falę, że część plaży zniknęła - przedzieraliśmy się przez rumowiska i leśne ścieżki - Fiona i Mylenka mnie sklęły w żywy kamień, ale dzieciakom się podobało - najbardziej ekscytująca wyprawa ich życia, bez kitu. Potem tylko gofry i kawa w porcie gdyńskim i wróciliśmy. Zimno się znowu zrobiło, baby zapienione, ale na przykład Kajka zachwycona. I Robert pytał jak wycieczka, to mówili, że fajny spacer plażą :)

wtorek, 27 czerwca 2017

27.06.2017

Próbujemy plażować, ale ni cholery nie idzie. Wiatr urywa łeb. O ile rano daje radę, to popołudnie możemy spędzać na deptaku, co niniejszym czynimy. Wieczorem łuki i tyle - nawet nie ma gdzie zajęć zrobić.Jak my to przetrwamy?

poniedziałek, 26 czerwca 2017

26.06.2017

Maciek coś pozmieniał w wycieczkach, to rano poszliśmy do Rozewia - 4 km w jedna stronę i sprawa załatwiona. Doszliśmy, choć Alex miał kryzys, ale to akurat zrozumiałe. Na latarni fajnie, choć wieje potwornie. Niby słońce świeci, ale jest zimno. Po południu zrobiliśmy deptak i łuki, jedzenie niezbyt dobre, jeden Kuba ryczy cały czas i marudzi...Na wieczór kupiliśmy wędzone ryby, uczta. 

niedziela, 25 czerwca 2017

25.06.2017

Poszliśmy zobaczyć morze - jest. Zimne. Wieje. Ale nie przeszkadzało to dzieciakom wleźć do wody po kolana, zabawa przednia. Po południu poszliśmy na deptak na lody i gofry - odkryliśmy budę, gdzie za przyprowadzenie grupki dostaliśmy lody za darmo - to rozumiem! Przed kolacją przyjechał Robert - zajął pokój obok w naszym studio. Wieczór nabrał rumieńców - na szczęście dzieci idą spać wcześnie, bo w większości są małe :) 

sobota, 24 czerwca 2017

24.06.2017

Pozbieraliśmy się jakoś rano i dotarliśmy na zbiórkę. Ciepło nie jest, ale co tam, humor dopisuje, choć przyznam, że jesteśmy zmęczeni całym rokiem... Jedziemy niestety z Fioną, drze mordę cały czas i gada. Wymyśliła McDonalda, kierowcę szlag trafił, wreszcie stanął gdzieś w Trójmieście... Ośrodek głęboki PRL, ścianę mamy tak ujebaną, że szok... Na obiadokolację dostałem taką porcję, że nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy płakać. Siedzimy w ośrodku, jest mokro i zimno.

piątek, 23 czerwca 2017

23.06.2017

Leje. Niby szliśmy oddzielnie, bo ja odprowadziłem małą i daliśmy paniom upominki, to Gosia zaskoczyła mnie na przystanku i zajechała taksówką. W ten sposób obydwoje byliśmy na czas. Ogarnąłem papiery i w sumie chyba wszystko... Na uroczystości popełniłem dzikie faux pas, bo omsknęła mi się Amelka - nie wiem, jak to się stało, ale dośpiewałem ją później. Zgrzyt... W sali wyszło już ładnie, miłe zakończenie roku szkolnego. Po wszystkim przyjechała mama i mieliśmy pojechać na cmentarz do taty, ale wyszła mała niespodzianka - mama raz, że wjechała pod prąd, dwa, stanęła komuś na wjeździe i zebrała opieprz. Tak się zdenerwowała, że otarła jakiś inny samochód - na szczęście bez śladu, połamała tylko kołpak... Była tak roztrzęsiona, że ja pojechałem i wróciłem. Ale ok, rozdaliśmy kwiaty, ułożyliśmy czekoladki... I zaczęło się pakowanie. Gosia prasuje i upycha, na ostatnich nogach. Ja zaś ruszyłem na zakupy - młodej spodnie, sobie spodenki... 2,5 godziny. Katar mnie zabija. Nie nadaje się na ten wyjazd...

czwartek, 22 czerwca 2017

22.06.2017

Przeziębienie mnie morduje, smarkam jak idiota, czuję się fatalnie... Pojechałem do pracy wcześniej, aby ogarnąć druk papierków, plan finansowy, arkusze... Powiedzmy, że część zrobiłem. Poszliśmy do Baśniowej na lody, po czym urwaliśmy się na Auta 3 w 3D. Szału nie było, ale może być. Po filmie wróciłem do szkoły wyzerować frekwencję - udało się! Omówiłem z Ewą ich wyjazd, zjadłem i poszedłem kupować prezenty dla mamy i odebrać płyty. Latałem jak głupi, chciałem nawet szorty sobie kupić, ale same pedalskie są... Wróciłem o 18:30 przez aptekę i padłem... Jak powstałem, ogarnąłem małą, wypisałem arkusze i mam dość. Wirus mnie bije...

środa, 21 czerwca 2017

21.06.2017

Podniosłem się jakoś. Nadal zakatarzony, poczłapałem na miejsce zbiórki. Prawie wszyscy byli o czasie - nie było tylko Safi - jak zwykle nie raczyły nic powiedzieć, że ich nie będzie, ale dziewczyny mówiły, że się wahała, więc niech spada - nie czekaliśmy. Brygada dotarła do centrum, od razu wpadliśmy do sprzętu do Karczewa i o 10 byliśmy na miejscu. Znaczy się w Karczewie, bo do przeprawy trzeba było dojść - w rezultacie wypłynęliśmy około 11... Na początku było cudnie, dzieciaki się dobrały w pary, a my luz. Ale po 20 minutach okazało się, że to nie pójdzie. Amcio i Tymcio płynęli jednym kajakiem w kilku kierunkach na raz, Hania z Marianką nie bardzo wiedziały co robią, a Ola z Gwen ledwo dotarły... Po zrobieniu roszad, trafił mi się Tymon (znowu!) i gadał całą drogę. A reszta stwierdziła, że jak się płynie z kimś, kto umie, to jest super! Płynęliśmy, łaziliśmy po łachach, znaleźliśmy świeżo wyklute pisklęta, Marek i Piotrek wpadli do wody z kajakiem i było śmiesznie. Tylko Iza zrobiła histerię, bo ona nie daje rady, więc nikt nie daje, a Piotruś jest mokry, jejciu. Na szczęście każdy ją olał, bo żądała natychmiastowego wyjścia z wody i pójścia na lody! TERAZ! Ale dotarliśmy do końca i było fajnie. Wracaliśmy chyba dłużej, niż płynęliśmy, bo na uciekł sprzęt - na Wilsona byliśmy koło 17... Jeszcze musiałem pójść załatwić kino, wziąłem BurgerKinga na wynos, wpadłem do sklepu i zaległem. A tu do napisania footage na erasmusa, opinia o Safi, nie mam wyzerowanych frekwencji, dyplomy... Ratunku!   

wtorek, 20 czerwca 2017

20.06.2017

Boszsz, ale mnie załatwiła... Ból gardła, katar, masakra. Wiedziałem, że to się tak skończy! Rano, smarkaty, odprowadziłem Kajkę i pojechałem na lekcje. Zrobiłem dwie, skoczyłem do Wojtka i do dbfo, ugłaskać aferę, której nie powinno w ogóle być i wróciłem na dwie kolejne. Próbowałem ogarniać frekwencję, ale mam tego sporo i nie jestem w stanie wyzerować tego gówna. I jeszcze piszę te pierdoły na erasmusa... Jak ja jutro pojadę na te kajaki, to ja nie mam pojęcia zupełnie...

poniedziałek, 19 czerwca 2017

19.06.2017

Wstałem z bolącym gardłem - byłem pewien, że mi to dziadostwo sprzeda! Szlag. Humoru mi dziś nikt nie poprawiał, wprawdzie lekcji nie robię już żadnych, ale to, co wokoło... Chlapson poinformowała mnie, że zmienia ocenę Julce - po wydrukowaniu świadectw! Szlag. Marta powiedziała, że świadectwa są źle, bo jest błąd - wszystkie do poprawy! Szlag. Finanse szaleją, że wszyscy pójdziemy siedzieć, bo jeszcze 60.000 złych do wydania. Histeria! Szlag. Dyrekcja, nakręcona przez Agnes szaleje, bo biletów nie ma na samolot, tragedia, ja pierdolę! Szlag. Wszystko jest zrobione. Urwałem się z rady i odebrałem małą - głodną, bo marudziła i jęczała, szlag. Gardło mnie rozkłada. Szlag. Poszliśmy jeszcze na hulajnogę, telefony dziko dzwonią, ciągle coś ode mnie chcą, szlag. Siedzę i skrobię pismo na wyjazd dla Agnes i Maurizio. Nie chce mi się strasznie. Szlag.

niedziela, 18 czerwca 2017

18.06.2017

Spaliśmy. Ale wcale nie tak długo, jak oczekiwałem :P Gosia wynalazła znowu tysiąc papierkowej roboty - testy na kilka dni przed końcem roku! To zabrałem młodą i pojechaliśmy na Saską Kępę. Przelecieliśmy pomiędzy domkami od alei Stanów Zjednoczonych do placu Waszyngtona, zatrzymując się przy Osieckiej i na lodach. Wpadliśmy do parku, goniąc wiewiórki, chlapiąc w sadzawkach i wreszcie latając po placu zabaw. A potem jeszcze wokół stadionu i wróciliśmy pociągiem na Zachodnią. Stamtąd Kajka chciała jeszcze iść na piechotę, choć lekko była już zmęczona. Ale i tak doszliśmy do Kasprzaka, wsiedliśmy w autobus, wysiedliśmy przy Konarskiego i przez Górce przeszliśmy do domu. Wow. Się nalataliśmy!

sobota, 17 czerwca 2017

17.06.2017

Obudziłem się o 9:30, ale gdyby nie to, że musieliśmy jechać drukować świadectwa, poszedłbym spać dalej... W pracy byliśmy godzinę później, ale i tak nikt się na dziś nie zapisał, więc spokojnie wydrukowaliśmy, co nasze, a Kajka świetnie się bawiła. Wróciliśmy przez kerfjura, zjadłszy obiad i zakupy zrobiwszy. Do domu wróciliśmy dopiero o 17, padam. Kajka nie wypoczęła, wieczorem padła. Polska za to z Iranem 3:0, wreszcie.

piątek, 16 czerwca 2017

16.06.2017

Co za dzień! Wstaliśmy o 4:30 i po ogarnięciu znaleźliśmy się na Okęciu. Lot spokojny, po 40 minutach byliśmy we Wrocławiu. Zaczęliśmy od zoo i afrykanarium - absolutny obłęd, na nas to zrobiło spore wrażenie, a co dopiero na młodej... Szał. Potem spróbowaliśmy Panoramy Racławickiej, ale wejście było dopiero na 19:30... Poszwendaliśmy się po mieście i po wyjściu z Ostrowa Tumskiego zaczęło padać. Schroniliśmy się w Galerii Dominikańskiej w kebabie. Zjedliśmy, po czym musieliśmy zaczekać, bo Kajka odpadła na pół godziny... Przestało lać, poszliśmy jeszcze na rejs po Odrze i pospacerowaliśmy do dworca. Tam wsiedliśmy w 106 na lotnisko i już o 22:30 byliśmy w domu. Świetna wycieczka, młoda zachwycona, ale tak zmordowana, że szok. My również padliśmy.

czwartek, 15 czerwca 2017

15.06.2017

Wstaliśmy o 9, świetnie! Może i mieliśmy iść do kościoła, bo niby święto, ale na szczęście się nie wyrobiliśmy, więc nie byłem ciągnięty na siłę, ufff... Wygrzebaliśmy się po 12:30, pojechaliśmy do pracy, bo przecież boarding passy przysłali o 7 rano, w mordę. Wysiedliśmy na Marymonckiej, przeszliśmy lasem do kamedułów i potem do Kępy Potockiej. W pracy podrukowałem, Gosia pozbierała papiery i w rezultacie byliśmy w domu po ponad 4 godzinach. Obiad, oddech i pisanie świadectw. Polska dostała w tyłek w siatkówkę od Rosji 0:3. Idziemy wcześniej spać, bo pobudka o 4:30! Lecimy!

środa, 14 czerwca 2017

14.06.2017

Dzięki temu, że Gosia idzie do pracy normalnie, to wstałem o 6:30, miło. Obrobiliśmy się, ona jeszcze zdążyła do lekarza, bo ma jakąś infekcję. Teściowie pojechali przed 8, nastał spokój. W pracy w zasadzie nic nie robię, pobrałem gilosze, skoczyłem odebrać płyty i wróciłem, dokończyć lekcje. Potem obiad i przeleciałem (wreszcie!) kawałek wojskowego, ale czasu starczyło tylko na jeden sektor. Gosia poszła spać natychmiast, więc zostało mi wszystko zrobić samemu. No to zrobiłem, plus jeszcze trochę innych rzeczy :)

wtorek, 13 czerwca 2017

13.06.2017

Wieczorem okazało się, że rozminęły mi się daty samolotu i hotelu dla dziewczyn an lipiec, szlag mnie trafił... No ale dobra, jakoś to będzie. Odprowadziłem młodą i poszedłem do pracy, znów nie robiąc dużo, ale i tak cały czas lekcje. No i byłem u Wojtka, miałem odwołać przyszły tydzień, ale wyszło tak, że chciał, żebym przyszedł, to przyjdę... Po lekcjach skoczyłem coś zjeść do 21, gdzie spotkałem Gosię, Klapek i Therezę, huh... Potem rada, na której gul mi skoczył, bo wszyscy wzorowi, szlag. Na koniec zebranie przedkolonijne i w domu byłem o 20. Wszyscy jakoś padnięci, Gosia się rozkłada, teść chrycha, co to ma być? 

poniedziałek, 12 czerwca 2017

12.06.2017

Pojechałem do pracy, co za ulga... Wiele się nie narobiłem, w przerwie wprawdzie światło było marne, ale nie miałem po co wracać do domu, to dokończyłem spacery po Żoli. Po lekcjach miałem kontynuować łażenie, znowu wojskowy, ale znowu spadł deszcz, kiedy miałem tam iść, nie dane mi zupełnie... Zamiast tego pojechałem do centrum, wlazłem do Mesjasza po ponad dekadzie i... kupiłem pięć płyt. Kurde. Na koniec dnia grzebanie w klasyfikacji i dokończyliśmy śliweczki :)

niedziela, 11 czerwca 2017

11.06.2017

Zrobił się upał. Łukasze pojechali po śniadaniu - zawracanie dupy. No to my wsiedliśmy w hondę i pojechaliśmy na spacer. Najpierw bulwarami, potem starówką - sympatycznie, tylko z teściową nie da się nigdzie iść, ani jechać, bo ciągle się czegoś boi, matko! Ledwo szło wytrzymać... Wróciliśmy akurat na zwycięski mecz siatkówki z Kanadą i parę piwek. Jutro do pracy, na szczęście chyba...

sobota, 10 czerwca 2017

10.06.2017

Od rana krzątanina, ale na obiad się wyrobiliśmy. Przyjechali szwagry - Anielka naburmuszona, mało nie pękła. Hubert koniecznie chciał jechać na zlot jutuberów i do Decathlonu. Hania jęczała, że musi jutro być o 16, a dziś straciła jakąś imprezę w harcerstwie. Ja pierdolę. Mama przyjechała, posiedziała i po meczu siatkówki, przegranym z Brazylią, pojechała do domu. My za to z teściem i Gosią sobie świętowaliśmy - pękła flaszka czystej i pół śliwkowej... Łukasz wymiękł po trzecim kielonie... Oczywiście obejrzeliśmy Polska - Rumunia 3:1 i skończyliśmy pić późno :) 

piątek, 9 czerwca 2017

09.06.2017

Naszą dziesiątą rocznicę spędziliśmy głównie w pracy... Byłem tam godzinę wcześniej, bo dostałem zastępstwo, a po lekcjach (to ostatni piątek!!!!) poszedłem zjeść i z racji czasu poszedłem sobie odebrać płyty z poczty. W domu już czekali teściowie, na 18 trafiliśmy na mszę, dobrze, że tylko 30 minut, ale średnia wieku 75... Zrobiliśmy piwko z teściem i obejrzeliśmy siatkówkę  pośród przygotowań do imprezy i tyle. Nie wiem, co jutro, ale to może być straszne :P

czwartek, 8 czerwca 2017

08.06.2017

Jakoś się ledwo wygrzebałem... Lekcje na szczęście jakoś szybko lecą w czwartek, pomimo, że ich dużo. W trakcie okazało się, że Zosia ma jednak rehabilitację i nie może - znowu. No i lepiej, po Michale dokończyłem Urzędniczy, poleciałem po zakupy i znowu wydałem 300 zł. Ledwo to wszystko doniosłem, a to tylko pierwsza część. Weekend mnie przeraża.

środa, 7 czerwca 2017

07.06.2017

Musiałem pojechać godzinę wcześniej na zastępstwo - w zasadzie miałem dziś tylko 4s i swoich, na 6 lekcjach... Zrobiłem matmę, wyszedłem na dwór, wystawiałem oceny, robiłem pracę w grupach - nawet przyjemnie. Po lekcjach szybkie zakupy i po małą, obiad, rysunki dla pani dyrektor, która zmienia przedszkole, wyjście na rower (nadal bez rezultatu, gnie ja na prawo)... Gosia celebrowała urodziny na zebraniu z rodzicami :P 

wtorek, 6 czerwca 2017

06.06.2017

Nie dość, że położyliśmy się koło 1, to jeszcze po 4 przylazła Kajka, a Gosia wstała o 5... Mamo. Oporządziłem nas, pojechałem do pracy i w sumie nawet się nie narobiłem :) Na polskim poszedłem ze swoimi na boisko, Wojtek był na wycieczce, więc zamiast iść do niego, obleciałem 80% Marymontu. Pogoda zdążyła się spieprzyć, ale twardo szedłem :P Dokończyłem lekcje, poszedłem zjeść, kupiłem prezent dla Gosi na jutro, dojechałem na cmentarz i... zaczęło lać. Próbowałem przeczekać, ale to było bez sensu, więc wróciłem do domu. Muszę ogarnąć papiery i tego erasmusa zakończyć... Mam wstręt.

poniedziałek, 5 czerwca 2017

05.06.2017

Poleciałem do pracy nie wiem po co, bo moi byli sami siatkarze - łucznicy na WOM-ie. Niby rano było brzydko, ale się rozpogodziło, na trzygodzinnym okienku zrobiłem cały Dziennikarski, pojechałem po buty Kajki do 'pani Celinki' na Daniłowskiego i przelazłem jeszcze pół Centralnego. No i wróciłem, aby posiedzieć z piątką moich siatkarzy, bez sensu. A jeszcze An głupoty gadała, matko... Na zakończenie przelazłem do końca Nowy Żoli i wróciłem przez sklep. Gosia szaleje przed wycieczką do Lasek, narobiła sobie tyle roboty, że ja tego nie rozumiem...

niedziela, 4 czerwca 2017

04.06.2017

W nocy miałem ponad godzinę z głowy - młoda się darła, myślałem, że już skończyła z tym procederem... Gosia nas wywlekła na mszę, bo Zielone Świątki i nie obyło się bez awantury na temat mojego naburmuszenia, a ja tego naprawdę nie znoszą, ble. Poszliśmy na lody i zahaczyliśmy o festyn z okazji Dnia Dziecka. Z Kajką zostaliśmy do 15, Gosia urwała się wcześniej sprawdzać klasówki. Młoda świetnie się bawiła, ale o 15 miała już dość, więc wróciliśmy z nagrodą za zdobycie stempelków. Ledwo wróciliśmy z festynu, dzwonek: Kurier! Jaki kurna kurier? A to... Anielka i Łukasz! Przyjechali do Stodoły na obchody Zielonych Świątek i koncert jakiegoś chrześcijańskiego rocka. Zostali z godzinkę i pojechali... Więc obiad zjedliśmy o 18, oglądając Polska-Iran, gdzie nasi dostali od najsłabszej drużyny grupy... Kończę Żoli, ciekawe, czy dam radę zamknąć sprawę przed wakacjami. I przeraża mnie kolejny weekend z naszą rocznicą... 

sobota, 3 czerwca 2017

03.06.2017

Dziewczyny wyszły o 9 na masaż, więc miałem prawie 1,5 godziny luzu, fajnie. Skoczyłem do Patrycji po nagłośnienie (ona jest w ciąży znowu, o ja cię...) i ruszyłem na wycieczkę. Przyszło ze 30 osób, obyło się bez nagłośnienia, skończyłem koło 14 i wróciłem sobie pieszo do domu - bardzo przyjemnie. Jest niby ciepło i żarówa, ale taki zimny wiatr wieje, że nie wiem, o co chodzi. Zjedliśmy obiad i Gosi przypomniało się, że jutro zielone świątki i wszystko pozamykane - no to hajda do sklepu... A potem jeszcze tylko rower z młodą - ona mnie na tym rowerze doprowadza do rozpaczy, ciągle ją ściąga w prawo... Pozmywałem górę naczyń, wykąpałem młodą i wreszcie mam spokój.

piątek, 2 czerwca 2017

02.06.2017

Ledwo wstałem... Ciężko bardzo... Odprowadziłem małą, posiedziałem trochę w spokoju i ruszyłem do pracy. O ile początek był spoko, to przecież 4c i 5a sprowadzają na mnie nieustanną rozpacz... Co za beton. Po lekcjach wyskoczyłem do Muzeum WP, bo okazało się, że grupa spod Krosna już zjadła i są gotowi szybciej. Fajnie. Dzięki temu, że poszli sami na wystawę plenerową, szybko uwinąłem się z wnętrzami i byłem wolny, zdążyłem nawet zjeść i pojechać do Kuby. Wow. A na koniec dnia jeszcze wyjście z Kajką na rower, nie mogę z nią, kiwa się na tym siodełku tak, że ciągle leci na prawo... A dziewczyny oczywiście, zamiast iść na dwór, korzystając z pięknej pogody, to siedziały przed tv, bo mecz leciał siatkówki... Dobrze, że nasi ograli Brazylię w tie breaku... Teraz obie śpią, ja rzeźbię Żoli, zamiast przygotowywać się do jutrzejszej wycieczki... 

czwartek, 1 czerwca 2017

01.06.2017

Wbrew pozorom to był bardzo męczący dzień. Pojechałem rano pod kino Wisła - nawet te Smurfy nie były takie złe... Po kinie poszliśmy sobie na lody, po czym utknęliśmy na placu zabaw. Zebrałem opierdziel za chłopców (norma) i o 12 opuściłem towarzystwo, mam nadzieję, że nic nie zmalowali... Pojechałem do centrum, aby odebrać grupę spod Krosna - miałem 2,5 godziny na część starówki, grób nieznanego żołnierza i Powązki. Biegiem. Odstawiłem ich do Muzeum Powstania i wróciłem przez Sajgon. Ledwo zdążyłem zjeść, to Gosia wymyśliła Kinotekę i kino w trampkach, więc polecieliśmy na łeb na szyję do pałacu. Filmy niezłe, ale ciężkie w odbiorze, Kazik w spazmach, Kajka niewzruszona :) Wracamy do domu na ostatnich nogach, a tu drzwi otwarte, tv gra... Wpadłem w panikę, że to teściowie się zwalili na łeb, ale to mama zrobiła nam niespodziankę i wpadła z wizytą :) Padam na pysk.