środa, 31 lipca 2013

31.07.2013

Ale się nalataliśmy! Mała zaczęła wstawać o 5, dziś dodatkowo z bólem brzucha, dzięki czemu przeryczała ponad godzinę... Polecieliśmy na Obozową na USG - urlop. Obiad się nie chciał zrobić, więc poszliśmy zamówić chrzest dla małej, zarejestrować ją do lekarza, kupić parę rzeczy i odebrać maści. Cały dzień przebiegaliśmy w te i we wte.  

wtorek, 30 lipca 2013

30.07.2013

O rany, ależ dziś dużo załatwiliśmy!!!! O 9:30 przyjechała mama, więc ogarnęliśmy sytuację i ruszyliśmy. Najpierw po pesel małej i meldunek do ratusza. Potem mama dała nam Tikusia i pojechaliśmy tą puszką na Białobrzeską do skarbówki, na Żoliborz do DBFO i PZU, na Pragę do mojej skarbówki, podtankowaliśmy tico, odwiozłem Gosię do domu, bo Kaja się mamie darła i pojechałem jeszcze po żarcie do Curry House. Na koniec spacer i mała poszła spać o 21... Zmęczenie.

poniedziałek, 29 lipca 2013

29.07.2013

Tyle roboty... Ogarnąć mieszkanie - ale to w międzyczasie. Pojechałem do pracy poprawić rachunek, ale oczywiście dyrekcji nie było - dojechała o 11:30. Pokręciłem się tu i tam, ale upał ze 35 stopni, pustki na ulicach, wszystko płynie. Potem zawiozłem Korsarza na klepanie, zrobiłem zakupy. Mama wpadła o 5, nacieszyć się młodą... Zresztą Kaja już prawie staje, jest genialna :) Szkoda, że przez nią prawie nocy nie przespałem...

niedziela, 28 lipca 2013

28.07.2013

Wyjechaliśmy koło południa, więc w Korsarzu było jak w piekarniku, dobrze, że droga była ok i jechało się super. Nawet z przystankiem w Glinojecku na karmienie, lody i takie tam. W domu mała szaleje na czworakach, nawet w łóżku staje na nogach - niezła jest. Jeszcze pojechałem na cmentarz, posprzątać kwiatki czerwcowe i wszedłem do Kebab Kinga po obiad. A potem zakupy w Almie. Ufff... I te 34 stopnie. A kąpiąc małą dostałem takiej głupawki, że leżałem i ryłem, Kaja się patrzyła i też miała zaciesz... A ja tylko wymyślałem imiona dla zabawek kąpielowych: jest Pan Morsiwo, Walek Waleń, Ośmiornica Ąktor, Pani Kaczyńska i najlepsze Żaba ReRe-Nata. Leżałem.

sobota, 27 lipca 2013

27.07.2013

Łukasz dokończył panele z tatą, więc ja nie bardzo miałem co tam robić... Gosia chciała jechać nad jezioro, boi zrobił się upał, ale jak się już wybraliśmy, to... Kaja zasnęła... Pojechaliśmy wreszcie godzinę później, ale Isąg opanowała sinica i dupa z kąpania. Po powrocie przyjechali Mariusz z żoną i dzieckiem, zaprosić Gosię do bycia matką chrzestną. Na koniec dnia popełniliśmy parę browarków :)

piątek, 26 lipca 2013

26.07.2013

Kocham wyjazdy do Jonkowa. Człowiek się nie rusza z miejsca, a ostatnio pomaga przy ulubionych przeze mnie robotach stolarsko-budowlano-robotniczych. Rano oczyściłem i pomalowałem felgi Korsarza - błyszczą, jak platynowe :) Potem, po chwili spokoju, znowu panele u Łukasza... 

czwartek, 25 lipca 2013

25.07.2013

Mimo wczesnorannych pobudek, wstałem o 9 - nie było źle. Gosia po 11... Znowu nudny dzień. Poszliśmy do lekarza po recepty na mleko, spaliśmy, nudziłem się, pomagałem Łukaszowi kłaść panele - nadaję się do tego jak wiertarka do krojenia cebuli. Stracony dzień bez sensu...

środa, 24 lipca 2013

24.07.2013

Wstałem w sumie już o 8, ale zanim się spakowałem, zjadłem, podlałem kwiatki, zrobiłem zakupy i tysiąc innych pierdół, zrobiło się południe. Dopiero o wpół do wyjechałem, zatankowałem i fru. Jechało się przyjemnie, zrobiłem sobie postój w Glinojecku - tak zapyziałego miasteczka to ja dawno nie widziałem... Śmierdzi kurami, a jedyny zabytek się rozsypuje. Masakra. Dojechałem o 16. Mała na szczęście mnie poznała i się ucieszyła - jaka to radość wykąpać znowu córkę :) Po obiedzie poszliśmy jeszcze na spacer, wypiliśmy prezenty i już. Mała tak zapiernicza po podłodze, że ciągle trzeba za nią latać :)

wtorek, 23 lipca 2013

23.07.2013

Jak ja tyle rzeczy mogę zrobić w ciągu dnia, to nie wiem. Wstałem o 9, żeby wszystko pozałatwiać na czas. Po czym: odebrałem akt urodzenia Kai z Ochoty, pojechałem na Żoliborz wydrukować i podpisać papiery dla urzędu dzielnicy. Zgrałem zdjęcia z Włoch Kubie. Oddałem papiery do urzędu, na pewno do poprawki. Zrobiłem zakupy za jakieś miliardy i zjadłem obiad. Pojechałem po pesel. Pomontowałem ochraniacze na rogi, jutro zrobię kontakty. Padam. 

poniedziałek, 22 lipca 2013

22.07.2013

Po licznych niedomówieniach i przepychankach, dojechaliśmy do Warszawy na 14. Szczęśliwie rodzice odebrali wszystkich i mogłem poturlać się do domu. Wprawdzie nie przespałem nocy, ale co tam. Odkurzyłem, bo muchy ścieliły się gęsto, zrobiłem pranie, zjadłem, poszedłem po zakupy, do blacharza... kiedy się pytam? Spać...

niedziela, 21 lipca 2013

21.07.2013

Ostatni dzień się nieco skomplikował przez poranną burzę. Nici zatem z plaży, za to była awantura o to, kiedy przyjedziemy do Warszawy. Maciek powiedział, że o 17, my chcieliśmy ok. 13-14, kierowcy o 9 najlepiej... Wyszło na nasze, wstąpiliśmy po drodze do Padwy i jechaliśmy i tak bardzo sprawnie...

sobota, 20 lipca 2013

20.07.2013

Pojechaliśmy na cały dzień do Aquafan, więc minęło szybko i przyjemnie. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o market, narobić sobie zakupów do Polski. Wieczorem szef wyniósł sprzęt, zaczęła się impreza. Dzieciaki pokazały, jak bawią się Polacy, było super. Na koniec wszedł tort dla Kuby, szampan poszedł w tłum, a Amanda śpiewała cały recital, który podobał się niezwykle szefostwu i mieszkańcom hotelu na przeciwko. No i nam, naturalnie. Tylko pani pseudo-pilot skrytykowała, pinda. Jutro powrót.

piątek, 19 lipca 2013

19.07.2013

Rano poszliśmy po raz ostatni nad morze. Po obiedzie, równie miernym jak zawsze, pojechaliśmy do San Marino - bardzo lubię ten kraj, kupiłem Gosi śliwkową torebkę - w asyście 6 dziewczyn, a także dwie koszulki. Super. Pani pilot znowu się nie spisała i olała kwestię - pojechała jako pasażer, choć coś tam powiedziała... Na koniec poszliśmy na pizzę z dzieciakami - ja tu się zupełnie nie najadam. A ile razy można przypominać o Kubie? Chodzę dwa razy dziennie, przypominać, że on nie je świni, to za każdym razem są zdziwieni. Szlag trafia.

czwartek, 18 lipca 2013

18.07.2013

Miał być spokojny dzień. Do południa, zamiast siedzieć na plaży, latałem jak z pieprzem po całym Riccione, układając grę terenową. Po południu zacząłem wreszcie prowadzić chłopakom grę, przy okazji się wykąpałem w morzu. Wieczorem przeprowadziliśmy grę, wyszła chyba nieźle, ale dopiero po 22 zabrałem Kubę i Olafa na pizzę - ja się na tej stołówce zupełnie nie najadam. Zjedliśmy pyszną pizzę i ledwo dotoczyliśmy się z powrotem. Ledwo doszedłem, to znowu awantura, Franek się w rezultacie na mnie obraził i szlag mnie trafił, bo nic do nich nie dociera. Najlepiej się obrócić plecami i strzelić focha. 

środa, 17 lipca 2013

17.07.2013


Obudzili mnie ok. 7 trzaskaniem drzwi - grupa z Trójmiasta wyjechała, zostawiając srakę na podłodze i zniszczenia na 300 euro. Super. Po śniadaniu Marylka z Gosią się przeprowadziły do nas, one czekały na pokoje, to ja poszedłem z chłopakami na plażę. Po południu pojechaliśmy do Oltremare - parku rozrywki, z pokazami zwierząt - totalny występ delfinów, spółkujące aligatory, mnóstwo ryb, świetny pokaz ptaków łownych - super. Potem zwyczajowy lans na deptaku. Zamieszanie znowu z tymi pokojami i jest to strasznie męczące, ale... Dajemy radę, choć Łoś to mnie do szału doprowadza. A mała dziś pierwszy raz raczkowała i ja tego nie widziałem ;(

wtorek, 16 lipca 2013

16.07.2013

Rano, zamiast leżeć na plaży, łaziłem żeby wymienić kasę - w banku oszwabili mnie na 5 euro kosztów manipulacyjnych, w mordę mać. Ledwo wróciłem na plażę, trzeba było wracać, bo obiad - taki sam, jak wczorajsza kolacja... Pani pilot Łoś stwierdziła, że ona Rawenny nie zna, to nie jedzie, zresztą jej się nie chce. No to w dupie, popilotowałem za nią, spędziliśmy miłe popołudnie w Rawennie, zwiedziliśmy trochę i wróciliśmy. Łoś mówi, że ma inna umowę - nie jako pilot, ale jako spinacz do papieru, bo ma tylko trzymać vouchery i zebrać kasę. To po cholerę ona tu jest? Szef hotelu jest wybitnie miły, dają nam nawet wino do posiłku, coś niesamowitego!

poniedziałek, 15 lipca 2013

15.07.2013


Od rana wkurwia mnie pilotka - takiej żenady to ja jeszcze nie widziałem w życiu. We wkurwieniu wspomogło mnie śniadanie: kawa i suchar. Na szczęście nie tylko mnie, ale również kierowców, z którymi mieszka w pokoju! Miazga, naprawdę. Pojechaliśmy do ?Aqua Fun na cały dzień, rzeczywiście było fajnie, dzieciaki się nieźle bawiły, ja, przyznam, też. Po powrocie było jednak najciekawiej - umówiliśmy się o 8:30 pod kościołem. My przyszliśmy 9:10, bo ponad półtorej godziny podawano nam kolację. Około 100 osób na sali, dwóch kelnerów, a każdy z nich celebruje... Myślałem, że się strasznie spóźniliśmy, po czym reszta nadchodzi o 9:15, bo awantura powstała i mają się od środy przenieść do nas do hotelu. No cyrk na kółkach. Maciej podobno interweniował w ambasadzie, oni tutaj, ciekawe, co z tego wyjdzie.

niedziela, 14 lipca 2013

14.07.2013

Dziś już na spokojnie, wszystko ucichło. Spędziliśmy dzień na plaży, strzaskałem się, zdaje mi się strasznie. Ale co tam. Wieczorem poszliśmy na lans na deptaku, wszystko się ułożyło. Jak zwykle. Tylko zamiast pilotki to ja tu załatwiam, chociaż nikt nie zna słowa poza włoskim z obsługi.

sobota, 13 lipca 2013

13.07.2013

Dobrnęliśmy po 23 godzinach. Hotel średni, choć i tak muszą nas rozdzielić, bo okazało się, że nie ma dla wszystkich miejsca w jednym budynku. Jak zwykle mnie odseparowano, zostałe  sam z 11 chłopakami, a dziewczyny z resztą są w hotelu z 10 minut ode mnie. Super. Z chłopakami poszliśmy na plażę, zwiedziliśmy miasteczko, zjedliśmy pyszne lody, a u nich nastąpiła jakaś histeria! Telefony dzwoniły, sądem grozili, że pokoi nie ma, że tragedia, pilotka  wsiada w samolot i wraca do domu... Po czym przychodzę, a tam lepszy hotel od naszego! W mordę. Wszystko się uspokoiło, jest ok, z tym, że mam kibel i prysznic na balkonie. Pierwszy raz taki cud widzę.

piątek, 12 lipca 2013

12.07.2013

Przyjechałem pod pałac, a tam tylko Maciek i kilka osób i co gorsza, nikt więcej się nie pojawiał - z autokarem włącznie. Ale wreszcie wszyscy przybyli, zapakowaliśmy się do autokaru i po krótkiej awanturze na temat miejsc, ruszyliśmy. Po kilku postojach do północy minęliśmy Wiedeń. Pani pilot jest dziwna, kierowcy śmieszni, jechało się spoko.

czwartek, 11 lipca 2013

11.07.2013

Co za dzień... Obudziłem się 7:20 i koniec. Musiałem wstać. Zrobiłem pranie, śniadanie i pojechałem załatwiać rzeczy. Najpierw wypisałem małą z domu dziecka, potem przez Arkadię i zakupy pojechałem na Bemowo do urzędu. tu okazało się, że to nie tu i wysłano mnie na Wolę. Okazało się, że tu też nie za bardzo, a przy okazji zobaczyłem złą datę urodzenia - na szczęście okazało się, że to nie data urodzin, tylko wydania aktu urodzenia... Ufff, ale 20 minut z głowy. Korzystając z tego, że już jechałem na Grochów, skręciłem na Ochotę i tam wreszcie załatwiłem papier - do odebrania po powrocie. Potem już na deser obiad w Curry House, gdzie spotkałem Lidkę z bratem i mamą i wróciłem się pakować. Jutro jazda do Włoch...

środa, 10 lipca 2013

10.07.2013

Mała dała się wyspać, cudownie! Ale cuda się skończyły ok. 12, kiedy Maciek zadzwonił, że autokar się spóźni, bo się zepsuł i podstawiają nowy... A nawet dwa. Fajno. Wykąpaliśmy dzieci w basenie, zjedliśmy pożegnalne ciasto od szefowej, zupę, dzieci zaczęły dostawać świra... Pożegnałem rodzinkę w międzyczasie - nie podejrzewałem siebie o taką uczuciowość, ale jak mała odjeżdżała, to chciało mi się płakać... Wreszcie, o 16 podjechał bus - stareńki, zdezelowany Mercedes. Akurat na grupę Świętej. Ale ta powiedziała, że za skarby świata w to nie wsiądzie, poszła do kierowcy, spytać o pasy i uzyskała dwie odpowiedzi: pasów nie ma. A zresztą on i tak nie wraca! Zostaje autokar na 49 miejsc dla... 55. Super. Maciek go przekonał i powstał teraz problem, kto nim pojedzie? Święta w zaparte. Maryla kamienna twarz. To stwierdziłem, że pieprzę i jadę. Potrzebowałem 10-tkę dzieci - spytałem, kto ze mną jedzie, zgłosiło się nawet więcej - oczywiście Piter z Jankiem, Mati, Igor i jeszcze parę osób i śmignęliśmy. W Warszawie byliśmy przed 21, a im... zepsuł się autokar 150 km przed Warszawą. Nawet nie wiem, o której dobrnęli... Po przyjeździe skoczyłem do Tesco po benzynę i jedzenie, włączyłem pranie, oddałem kurtkę i zdjęcia Hani... I wreszcie relaksu chwila przed jutrzejszym dniem.  

wtorek, 9 lipca 2013

09.07.2013

Po hardkorowej nocy byłem mało przytomny... Małej szły zęby i darła się niemożliwie. Rano pogoda się zepsuła, ale potem się rozpogodziło i poszliśmy na plażę - zachwyt wzbudziły wielkie fale i Marek kapał dzieci po trzy sztuki na raz... Reszta rozrabiała na plaży. Po obiedzie bieg patrolowy, potem rozdanie nagród i podsumowanie. Wieczorem właścicielka zaprosiła nas na rybkę do knajpy - szok trochę, ale bardzo to miłe... Skończyło się koło 12.

poniedziałek, 8 lipca 2013

08.07.2013

Pogoda, tfu-tfu, jak drut. Rano dobiłem się na plaży i znowu wykąpałem w morzu - super woda, poza tym, że masę śmiecia pływa w wodzie. Po obiedzie akcja laser paintball - ekstra sprawa. Po kolacji zaś poszedłem układać bieg patrolowy. Wieczorkiem piwko z teściem i spać. Małej idą zęby, więc nocami marudzi...

niedziela, 7 lipca 2013

07.07.2013

Ale się wyspałem, hohoho! Ze 4 godziny. Wprawdzie rano było chłodno, ale się wypogodziło i był znowu upał. Najpierw Sopot, potem Gdańsk i wróciliśmy o 18. Molo, Monciak, bomba pysznych lodów, Długi Targ... Standard. Do Gosi przyjechali Łukasze i mieli też cały dzień zajęty. Padam na pysk.

sobota, 6 lipca 2013

06.07.2013

Wreszcie pogoda drut! Cały dzień, a to na plaży, a to na basenie. Marek zrobił jeszcze zabawę z balonami, było Mam Talent, gdzie mieliśmy zaszczyt być jurorami i... Popłynęliśmy z rybką od Marylki. Trochę z duszą na ramieniu, bo te pijane towarzystwo się uskuteczniło i awantura była... Ale wszystko skończyło się dobrze.

piątek, 5 lipca 2013

05.07.2013


Jak obudziła mnie Kaja o 4, okazało się, że coś strasznie buczy. Co to? Wściekły deszcz, który padał w sumie do 11, myśleliśmy, że nici z wycieczki... Ale deszcz ustał, a w trakcie zrobiło się wręcz gorąco. Na pierwszy ogień poszedł Buffalo Bill, oczywiście mnie wymęczył na oklep, ale dałem radę nie spaść przed publiczką. Potem wioska indiańska i powrót kolejką. Jeszcze wieczorkiem zaliczyliśmy basen i ognisko. Spoko.

czwartek, 4 lipca 2013

04.07.2013

Wreszcie upał! Poszliśmy rano na plażę, po południu na basenie, z którego wygoniła nas burza. I tak sobie leje...

środa, 3 lipca 2013

03.07.2013

Piękna pogoda się zrobiła, to... pojechaliśmy do Malborka. Zmęczyło mnie marudzenie dzieciaków, ale wycieczka była spoko. Zaraz po obiedzie polecieliśmy na plażę, korzystać z pogody - Gosia z Kają plażowały się cały czas! Wieczorem przyszedł teściu na piwko i tak minął kolejny dzionek.

wtorek, 2 lipca 2013

02.07.2013

Ale miałem dzień... Mała budziła się o 1:40 - z głodu i o 4:20 z zimna. Ok. O 5:05 pukanie - Igor z Michałem przyszli, bo im się woda leje... Nieprzytomny idę do pokoju i z miejsca otrzeźwiałem, wody było po kostki... Kolejne dwie godziny minęły mi na radosnym wylewaniu wody z pokoju, najpierw do kibla, potem szpadlem na zewnątrz, przy pomocy szefowej, obudzonej telefonem od rodzica. Do śniadania się wyrobiliśmy z usunięciem wody i przeniesieniem chłopców do pokoju obok. Było na tyle radośnie, że przelało się również do Matiego i Maćka. Wszystkie ciuchy, buty i walizki mokre - poszło do prania i suszenia. Koszmar. O 10 poszliśmy na plażę - w końcu ładna pogoda. Po godzinie przyszła burza, trzeba było uciekać do baru i siedzieliśmy tam godzinę jak kretyni. I tylko 'mogę moje 10 złotych?' Mogę moje 5 złotych?' Kiedy po obiedzie wyszło słońce poszliśmy na ośrodkowy basen i było super - świeciło słońce, wszyscy się kąpali. Na kolacji znowu spadł deszcz, była burza i gradobicie. Oczekuję spokojnej nocy.

poniedziałek, 1 lipca 2013

01.07.2013

Znowu zimno. A za chwilę gorąco. I znów zimno. Przed obiadem wycieczka do Kątów Rybackich z rejsem, a potem Krynica Morska. Poszedłem tam z częścią do latarni morskiej, ale właśnie przypętała się grupa 50 osób i oczekiwanie stało się zbyt długie. Jedyną atrakcją była rodzina dzików w krzakach. Po obiedzie Marek zrobił turniej piłki damsko-męskiej, a my walnęliśmy w kimę na półtorej godziny. Po kolacji Top Model, Wiktoria wymyśliła fajny konkurs, niezły ubaw.