* Pamiętnik z życia - jeden dzień, jedno zdjęcie * A diary of a life - one day, one photo * Tagebuch des Lebens - ein Tag, ein Foto * Diario de la vida - un dia, un foto * Denník života. Jeden deň, jedna fotografia * Дневник жизни. Один день, одна фотография * Diary ya maisha. Siku moja, moja ya kupiga picha
piątek, 30 listopada 2018
30.11.2018
Musiałem jednak przyjść na pierwszą lekcję, słabo... Ale potem poszliśmy z Robertem i Magdą na szkolenie do dzielnicy. Było ok, wpadła na salę jakaś wariatka i gadała różne głupoty, ubaw był przynajmniej. O 13 wypadłem, żeby polecieć do szkoły po dzieciaki i ruszyliśmy do MALu na zajęcia z aplikantkami. Było ok. Potem powrót, telefony do doradcy, od kupujących, sprzątanie w pędzie, zakupy, czy ja mogę kiedyś usiąść i odpocząć? Poproszę?
czwartek, 29 listopada 2018
29.11.2018
Spać mogłem niemal do 8, co za radość! Ale humor mi zdążyła żona popsuć, bo ona nie wie, bo tamto mieszkanie to, ona się boi, kurwa, odwołajmy wszystko i zamieszkajmy w puszczy... Cztery lekcje przeszły szybko, zjadłem, zrobiłem Kubę i wróciłem na dyskotekę. Fajnie, że było więcej nauczycieli niż uczniów, bawili się średnio. Nie wiem, po co ja tam byłem, bo mich było tylko dwóch. Wróciłem koło 21 przez Kavę. Ludzie zaczęli dzwonić o mieszkanie, ciekawe, co z tego wyniknie?
środa, 28 listopada 2018
28.11.2018
Młoda wróciła wczoraj z takim koszmarnym katarem, że została w domu. Udało mi się przebrnąć przez lekcje, pomiędzy którymi robiłem tysiąc rzeczy związanych z wizytą. Potem pojechałem po umowę, odebrałem paczki z poczty, zajrzałem do Traktu, gdzie utknąłem u hrabiego na kolejną godzinę... Przez to szybko poleciałem do dbfo i wróciłem. W domu oczywiście pierdolnik: pozmywaj, odgrzej sobie obiad, bo żona gada przez telefon półtorej godziny, zrób dziecku kolację, wykąp i połóż... Ciotka nie kupi od nas mieszkania, umieściliśmy na gumtree, zobaczymy, co z tego będzie... ona ma kolejne pomysły skrócenia kredytu: zęby w ścianę i żryj gruz. Japierdolę...
wtorek, 27 listopada 2018
27.11.2018
Młoda załatwiła sobie katar jakiś, ale do przedszkola poszła. Zimno jak cholera. Lekcji niby tylko cztery, ale plus dwa zastępstwa to już za dużo, bo przecież w międzyczasie ogromna robota z wizytą. Udało się wreszcie z ostatnimi osobami, rozlokowałem wszystkich po domach. Poza tym okazało się, że facet z Górc che nam to mieszkanie jednak sprzedać po niższej cenie, więc polecieliśmy do expandera i dowiedzieliśmy się, że jesteśmy pięknie wypłacalni. Oby tylko ciotka kupiła to mieszkanie na biegu... Wieczór oczywiście spędzony na uzupełnianiu programu itp.
poniedziałek, 26 listopada 2018
26.11.2018
Będę to powtarzał - 5 rano mnie wykańcza. Przy okazji ta ilość lekcji i dyżurów na raz, przy okazji przeplatanych bieganiem za rzeczami odnośnie wizyty... Ale dowiedziałem się, że wpłynęła kasa na projekty, ufff. 5p jak zwykle dała ciała, słabi są strasznie i denerwujący. Po pracy szybko po młodzież, obiad w domu i bieg na piłkę. Wieczór przy załatwianiu wizyty.
niedziela, 25 listopada 2018
25.11.2018
Niby leżałem do 9tej, ale pobudka była już z półtorej godziny wcześniej... Trzeba się było zerwać i ogarnąć zapuszczoną chałupę. Tak więc od 9 zrobiłem co następuje: śniadanie, obiad, starłem kurze, odkurzyłem, umysłem całą łazienkę, podłogi, przygotowałem część stołu, umyłem kuchenkę i pewnie jeszcze parę rzeczy... Sławki przyszli na obiad punktualnie. Kajka z Leonem bawili się wspaniale, my sobie gadaliśmy - wyszli dopiero o 20. Żona padła, więc jeszcze posprzątałem, położyłem małą i uzupełniam braki w papierach. Miałem odpocząć, ale w ogóle mi się nie udało, a tydzień szykuje się również szybki, zwłaszcza, że w perspektywie dyskoteka, szkolenie, targi w sobotę, a od niedzieli erasmusowi goście...
sobota, 24 listopada 2018
24.11.2018
Spać mi za bardzo nie dano - raz, że młoda przywalcowała w nocy, dwa, że trzeba było jechać na masaż na 11 na Mokotów. Chciałem iść na spacer, ale Kajka stwierdziła, że w taką chłodnicę to ona nigdzie nie idzie i spędziliśmy w zabawkach całą godzinę. Potem zakupy i w domu byliśmy po 16. Zrobiłem szybki obiad, zjedliśmy, obejrzeliśmy skoki: Stoch drugi, Żyła trzeci, Wolny 12. - ładnie im poszło. Wieczór spędziłem na dzierganiu planów dla rodzin goszczących. Ufff...
piątek, 23 listopada 2018
23.11.2018
Znowu dzień dzikiego biegu. Pracę przeżyłem ledwo, źle się czuję i głowa mnie boli. Wydawało mi się, że mam gorączkę, ale nie, to po prostu przeziębienie... 5p znowu mnie wykończyła, to jakiś dramat... Pod pracą spotkałem się z Szamanem i dostałem od niego dwie płytki Wołominiaków - fajnie :) Wróciłem biegiem, przebrałem młodą i zaprowadziłem na piłkę. W trakcie treningu szybko do domu na obiad (o 17:10...) i z powrotem po małą. Kiedy ją ogarnąłem, koło 21 przyjechali Sławek i Misiek - poszliśmy do Winylowej na piwo. Spędziliśmy parę fajnych godzin - wprawdzie Sławek próbował nas wyciągnąć do Hydrozagadki, ale się nie daliśmy. Padłem w domu koło 1.
czwartek, 22 listopada 2018
22.11.2018
Kolejny dzień latania - tu nawet pobudka o 7 nie pomoże, bo ledwo wstaję. Zrobiłem lekcje i zastępstwo, wyszedłem na obiad i ledwo dobrnąłem do domu, musiałem z powrotem lecieć z Kajką na imprezę do Kameleona. Na szczęście po dwóch godzinach to się skończyło definitywnie i był spokój. Mała śpi, a jak konsumuję prezent od Kuranosi za pożyczkę przewodnika po Krakowie ;)
środa, 21 listopada 2018
21.11.2018
Co za dzień! Wstałem znowu przed 6, zwlokłem się z łóżka, zaprowadziłem małą i pojechałem do pracy. Na szczęście lekcje minęły szybko i bez bólu... Za to po lekcjach... Biegiem do domu i lecimy na Górce obejrzeć mieszkanie. No ładne, nie powiem... Potem na Tarchomin zobaczyć dwa następne. Już mnie nie przejmuje wizja 20 lat kredytu, chcę to mieć za sobą, zwłaszcza, że ta chałupa na Górcach ma piękną garderobę na moje płyty :) Potem biblioteka, szybki obiad w Sajgonie, zawieźliśmy młodą do Matysi i w te pędy do MAL-u na Marymont, bo Gosia się żegnała ze swoimi. Miało to być pół godziny, zajęło półtorej... Ja gadałem przez ten czas z Marzeną, potem z jej rodzicami. Znalazł się chyba dom dla pozostałych gości, oby to koniec! Potem szybko do Kolorado odebrać młodą z imprezy Kazika i w domu spokój był po 21:30. A tu jeszcze ogarnięcie listy rodzin itp. Zwariuję. A jutro nie będzie lepiej, o nie!
wtorek, 20 listopada 2018
20.11.2018
Znowu biegiem. Do pracy, w pracy niemal same dyżury. Przy okazji okazało się, że Portugalki nie mają 14 lat, tylko 16... A to, co wczoraj zatwierdził Constantino, dziś chciał zmieniać. A Geczynka nic nie rozumie i ciągle się pyta i ciągle ma problem. Zwariuję. Kasę mam dostać w tygodniu, może się uda szybko załatwić sprawę w Bursie. Po lekcjach pojechałem na Zachodni, ale Szamana nie było, niepotrzebnie marzłem pół godziny. Przepraszał i próbował odezwać się messengerem, ale akurat była zawieszka systemu i nie dowiedziałem się... Odebrałem płyty, wróciłem do domu, przez bibliotekę i naleśniki odebrałem małą i wróciliśmy. W domu znowu kurwa wybuchła bomba - zostawiałem kuchnię sprzątniętą, a jebła atomówka, znowu musiałem stanąć i pozmywać, bo ruszyć się nie dało. Do tego prezentu dla Kazika nie ma, srajtaśmy nie ma, kaszki nie ma. Leży i robi wokół siebie pierdolnik, a ja latam do pracy, ogarniam chałupę, dziecko, zakupy i służę za szofera. Wykończę się. Na koniec dnia Portugalia - Polska 1:1.
poniedziałek, 19 listopada 2018
19.11.2018
Znowu w locie... Na szczęście dwa okienka, to jest kiedy odpocząć, ale 5p mnie wykończy. Do tego zginęły testy, mam ciągle dyżury i nie mam na nic czasu. Po pracy pędem po żonę i pojechaliśmy na omówienie testu pappa - oczywiście wszystko cudownie... Zdążyliśmy odebrać młodą - ona zdążyła też zjeść, ja tylko częściowo. Zaprowadziłem na piłkę, okazało się że trener podzielił grupę na pierdoły i lepszych - Kajka trafiła do pierdół :P W międzyczasie skoczyłem do sklepu i do biblioteki. Padam na ryj, strasznie.
niedziela, 18 listopada 2018
18.11.2018
Nie wiem, co to jest, ale młoda wstaje po 7. Ziewa, ale zamiast iść spać na moment, to się wierci i zawraca głowę. Przewegetowałem do 8, ale wreszcie trzeba było wstać. Trochę posprzątałem i poszliśmy na krótki spacer - przede wszystkim do Koszmarnej z papierami. Kajka się jarała, bo na trawnikach był zmarznięty deszcz i wyglądało, jakby leżało trochę śniegu. Obeszliśmy dzielnię, zajrzeliśmy do bloku, gdzie sprzedają mieszkanie i wróciliśmy - zmarzłem jak dzik. Po obiedzie obejrzeliśmy skoki - nasi wprawdzie nieźle, ale Stoch 4ty... Sprawdziłem sporo testów i ogarniam rodziny goszczące - jeszcze cztery osoby. Oby dało radę! Plany na ten tydzień zaś są takie, żeby mnie wykończyć.
sobota, 17 listopada 2018
17.11.2018
Nie wiem, co to jest, ale jak młoda nawet pójdzie spać późno, to wstanie o 7... I tak trzeba było się podnieść, bo na 9 były badania, więc dotarliśmy do szkoły za 15, a i tak byliśmy na czwartym miejscu. Kaja dorwała Adiego i Pawła i szaleli. Na szczęście badanie było szybkie. Wróciliśmy, Gosia poszła na godzinę do sklepu, potem jeszcze ja na chwilę i pojechaliśmy do Pawłów - szkoda, że taksówką, ale żona się nie wyrobiła... Dziewczynki poszły się świetnie bawić, my też się dobrze bawiliśmy, było super - wyszliśmy w pół do 19... Pękło 0,7 albo i więcej, więc jest niestabilnie. Dziewczyny już chrapią, ale to ja nadaję ton robocie :P
piątek, 16 listopada 2018
16.11.2018
Znowu rano biegiem - zimno się zrobiło. Odprowadziłem młodą i wszystko szło dobrze (poza milionem dyżurów) aż do ostatniej godziny. Ta 5p to masakra, najpierw się pobili, potem drą gęby jak szaleni - co to ma być? Matko... Po lekcjach poszedłem po Kajkę i odprowadziłem na piłkę, a sam poszedłem coś zjeść. W domu byliśmy o 18:30, padam. Dokończyłem Siekierki, dowiedziałem się, o której przyjeżdżają goście i... nie mam domu dla pieprzonych czterech osób.
czwartek, 15 listopada 2018
15.11.2018
Mogłem spać do 7, hurra... I tak ledwo wstałem. Mam dziś cztery lekcje i okienko, ale pięć dyżurów, zajebiaszczo. Coś dziś w pogodzie, bo dzieciaki były strasznie nieznośne, ledwo przeżyłem. Kuba zadzwonił, że go dziś nie ma, więc poszedłem na obiad i pieszo przez las dolazłem do 184 przy Baczyńskim. Tak sobie wegetuję, nie mam domu dla wszystkich :( Polska-Czechy 0:1.
środa, 14 listopada 2018
14.11.2018
Znowu przed szóstą... Udaje mi się jakoś Kajkę zerwać, ale ciężko idzie. Praca przebiegła szybciutko, bardzo sympatycznie. Po pracy poszedłem do ratusza i oddałem papiery Gosi. Mieliśmy ni by jechać po wyniki Pappa, ale nie ma specjalisty, to po co wyniki bez konsultacji. Poszedłem sobie pieszo przez Sady, wsiadłem w autobus, zrobiłem zakupy w lidlu i byłem w domu wcześnie. Oczywiście obiad i potem biegiem po małą na piłkę, do sklepu i bankomatu po ostatnie rupie na piłkę. Wyrzeźbiłem listę nazwisk na to szkolenie z Traktem, piszę Siekierki i ziewam. Zostało mi z 5 osób do umieszczenia w domach...
wtorek, 13 listopada 2018
13.11.2018
Ależ ciężko wstać przed szóstą... Cztery lekcje minęły szybko, zwłaszcza, że upiekło mi się zastępstwo - półtorej godziny trwały pieśni niepodległościowe. Ufff... Po lekcjach poleciałem na pocztę i chciałem wysłać pakę do Holandii, ale w kolejce było 27 osób. Pomyślałem, że skoczę do Traktu zamówić wycieczkę i wrócę, ale... Dopadł mnie tam prezes, posadził, dał kawę i zaczął nawijać o rodzinnych koneksjach, zaczął namawiać na robienie szkoleń - wyszedłem stamtąd po ponad godzinie, kosmos :D Wysłać paczki oczywiście nie zdążyłem... Zjadłem w domu, odebrałem młodą i poszedłem na naszą pocztę i do sklepu i dopiero późno zaległem. Ech... Na szczęście zaczęło się zgłaszać trochę osób na gościnę, ale jeszcze kilka osób brak. Ale może da radę.
poniedziałek, 12 listopada 2018
12.11.2018
Udało mi się wstać po 9, tak drzemałem sobie, bo młoda wstała tuż po 7, ale zajęła się sobą (!!!) i był spokój. Zanim się wygrzebaliśmy (znaczy żona), było południe. Obeszliśmy kawałek osiedla w żółwim tempie i wróciliśmy, bo młoda była ubrana za ciepło. Sprawdziłem kuratoryjne i poszliśmy z Kajką dalej - wybrała Wawrzyszew. A więc przez stawy, gapiąc się na kaczki i spędzając czas na placu zabaw, przez Lasek Lindego, gdzie obserwowaliśmy wiewiórki i sójki - rude podchodziły bardzo blisko, urocze stworzenia :) Potem przez Bielany do 112 - po drodze spotkaliśmy kobitę, która miała na smyczy... lisa. Pięknego. Wow. Po powrocie zjedliśmy obiad, przyszykowałem się na jutro (i dziki bieg znowu), pozmywałem kilogramy naczyń i piszę Siekierki.
niedziela, 11 listopada 2018
11.11.2018
Kolejny dzień w biegu. Rano śniadanie, pozmywanie, odkurzenie i łazienka - oczywiście mama przyszła pół godziny przed czasem... Pojechaliśmy na Północny i Wawrzyszewski, zajęło nam to półtorej godziny - szybko, bo zimno jak piorun. Przy obiedzie mama dowiedziała się o młodzieży i straszliwie się ucieszyła, choć chyba za mocno, bo głupoty z tej okazji gadała jakieś... Rety. Pojechała jak już było ciemno, więc lekko zaległem, choć nie do końca, bo mnie mała męczyła. Oglądaliśmy relację z Marszu Niepodległości - były w ogóle chyba ze trzy marsze: jeden oficjeli PiS, za nim szły bojówki ONR i innych faszystowskich gówien z Włoch i Węgier, czy Słowacji, a gdzieś na marginesie masa normalnych ludzi. I tych pokazywali najmniej, paranoja.
sobota, 10 listopada 2018
10.11.2018
Młoda musiała sikać o 7, więc oznaczało to koniec spania... No cóż. Wstałem, zjadłem, ogoliłem głowę i pojechałem odwalać pańszczyznę po Powązkach. Przyszło ponad 20 osób, zeszło mi się trochę ponad 2 godziny, ale było spoko. Po wycieczce poszedłem po zakupy - pękło 350 złych, bosko. Wróciłem, poszliśmy do Kebab Kinga i pojechaliśmy na Mokotów na masaż. Godzina zabawy z młodą i powrót na mam talent. Wszystko biegiem. A jutro też będzie biegiem...
piątek, 9 listopada 2018
09.11.2018
Znowu wszystko biegiem, ja się wykończę... Ledwo wstałem o 7, ogarnąłem młodą i siebie i pojechałem do pracy. Wlazłem o 10:10 i w ciągu 25 minut wyciąłem obrazki, wsadziłem do pudełka, podskoczyłem na Popiełuszki, schowałem i wróciłem. Uchetałem się wściekle. Ruszyliśmy na ten bieg niepodległości i przyznam, że wszyscy się nieźle bawili. Do 14 załatwiliśmy całość (podzieliliśmy się na ostatnie zadanie :P) i byłem wolny. Potem znowu biegiem: na pocztę po paczki, oddać papiery do frse, do empiku po płytę dla Sila, do biedry i po Kajkę na piłkę oraz obiad. I znowu: plecak wypchany, ciężka siata i bambetle młodej, to żona wymyśliła, żebym po nią podszedł do sklepu po siaty... Matko. A smog taki, że na 50 metrów nic nie widać. Padam na pysk.
czwartek, 8 listopada 2018
08.11.2018
Znowu wszystko biegiem, szlag. Gosia miała rano odprowadzić małą do przedszkola po drodze do lekarza. Skończyło się na tym, że ja odprowadziłem Kajkę i biegiem odwiozłem żonę do przychodni... Oczywiście miałem naładować choć trochę mp3, ale wróciła w połowie i dupa. Praca minęła dość szybko, pomijając tysiąc kłopotów z jutrzejszym biegiem... Zjadłem w Kumpirze, odbębniłem Kubę i wróciłem przez sklepy prosto na zmywak, bo moja żona nie umie od trzech dni pozmywać kilogramów swoich syfów. Zdążyliśmy się o to spiąć rano... Zrobiłem wkładkę do tomu 9, zapomniałem z pracy obrazków na zadanie do biegu, kurwa, ja się wykończę... I jeszcze mam za mało rodzin goszczących miesiąc przed wizytą...
środa, 7 listopada 2018
07.11.2018
Znowu cały dzień w biegu... Lekcje lekcjami, dzięki konkursowi miałem jedno okienko, kiedy ogarnąłem piątkowy bieg. Ale: nie mam tylu nauczycieli, żeby obsadzić wszystkich. W dodatku baba z frse znowu marudzi, że nie skseruje załączników, bo muszą mieć oryginalny podpis... Olaf z Judaszem wpierdzielili Moczkensowi i wzięli go na buty, jeżu... Po lekcjach poleciałem obejść Czerniaków, zjadłem pizzę w Sadyba Best Mall i zdążyłem się spóźnić na radę, ups. Szkolenie było koszmarnie nudne, gadałem z Olą i księdzem, w rezultacie uciekłem wcześniej, żeby oddać książkę do biblioteki, zrobić zakupy, odebrać płyty i dotrzeć do domu. Teraz siedzę w korekcie i mam dość...
wtorek, 6 listopada 2018
06.11.2018
Cały dzień w biegu... Lekcje przeleciały szybko, nawet z zastępstwem do 13:30. Potem odebrałem paczki z poczty, pojechałem oddać kolejny raz papier do frse... Skoczyłem do arkadii (Wiktoria przyniosła mi dziś bon sprzed miesiąca :P) po płyty dla Sila, zjadłem i ledwo zdążyłem po młodą na 17... Padam. W domu jak zwykle jebalnik. A jutro kolejne radosne czynności :P
poniedziałek, 5 listopada 2018
05.11.2018
O piątej jest jeszcze ciemno... Pierdolnik w tej pracy taki, że szok. Trzy razy zmieniały się dyrektywy co do piątku, ale na szczęście utrzymano wyrok - bieg jest w piątek. Poniedziałek niezdecydowany... Zrobiłem lekcje i o 13:30 wymknąłem się z ostatniej lekcji i pojechałem do domu. Ruszyliśmy na ten test PAPP-a, załatwiliśmy go szybko: wszystko cudnie, histeria jak zwykle niepotrzebna. Odebrałem młodą, poleciałem do biblioteki po nowy zestaw, trochę ogarnąłem bieg, zdjęcia tomu 9 oraz Siekierki. Łeb mnie boli. A ta znowu, żebym wstał wcześniej i odprowadził młodą... Szlag.
niedziela, 4 listopada 2018
04.11.2018
Kaja wstała o 7, nie wiem, po jaką cholerę, bo spać poszła późno. Wyprzedziła nawet dziadka. Zebraliśmy się po śniadaniu i w sumie wyjechaliśmy o 11:20. Trasa była spoko, w 2,5 godzinki byliśmy w Łomiankach, a tam... kolejna godzinka, bo zaczynał się porządny korek. Zanim doniosłem bagaże na trzy razy, poszedłem do sklepu, to obiad zjadłem po 16. Poczytałem itd, a jutro dzień na dziko, w biegu niesamowitym...
sobota, 3 listopada 2018
03.11.2018
Pogoda się zesrała i lało cały dzień. Kaja marudziła, bo Hubert wybył do Franka, potem na szczęście przyszli obaj i było z głowy. Teściowie zaprosili wszystkich na obiad, ja w międzyczasie odwiozłem Hankę do Gutkowa i tyle, nie działo się nic. Trochę odpoczynku.
piątek, 2 listopada 2018
02.11.2018
W lidlu ciążowe rzeczy się pokazały, to mnie żona wyciągnęła na zakupy. Ja ją za to wyciągnąłem na krótki spacer. Ciepło, przyjemnie, więc cudownie było przejść się nad jeziorem. Kaja nie chciała iść, wolała siedzieć z Hubertem i latać po ogrodzie. No i dobrze. Popołudnie upłynęło u Łukaszy przy nalewkach i kolacji. Niewiele brakowało, abyśmy popłynęli :P
czwartek, 1 listopada 2018
01.11.2018
Wstaliśmy normalnie - znaczy o 8 i pojechaliśmy bez pośpiechu do Rożnowa. Tam zostawiliśmy dziewczyny i pojechałem z teściami na cmentarz. Ok, połaziliśmy, pomogłem im znaleźć groby, zostawiłem, co trzeba i tyle, poszło szybko. Obiad u ciotki Mai był ok, choć jadałem lepsze rzeczy :P Kaja szalała z Kostkiem w domu i ogrodzie, my sobie gadaliśmy, przyjemnie. Wieczorem usiedliśmy z teściem nad whisky i tak to poleciało. Bez bólu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)