sobota, 30 kwietnia 2016

30.04.2016

Majówka? Odpoczynek? Cóż, przynajmniej spaliśmy do 9:00, sukces :)  Potem zakupy, na których zwariował mi telefon w kieszeni - coś się włączyło tak, że działał w negatywie. Zamiast czarny, był biały, a zdjęcia to już w ogóle. Nie mogłem tego cholerstwa wyłączyć. Na obiad zrobiłem coś z kuchni libańskiej, było pyszne. Poszliśmy na spacer na hulajnodze, młoda sobie radziła nieco lepiej, niż ostatnio, ale i tak za wolno i za ciężko... Poza tym trochę zmarzliśmy. Raczej się zmęczyłem...

piątek, 29 kwietnia 2016

29.04.2016

Oczywiście, jak idę na później, to się ledwo wyrabiam... Do pracy wpadłem w ostatnim momencie, uzupełniłem kartę wycieczki - ale jej nie oddałem, bo nie wiedziałem, że muszę ją wydrukować... Trudno. Zrobiłem szybkie lekcje, odwaliłem co trzeba, a nawet dyżur, na który się spóźniłem - nie bardzo wiem, w co mam włożyć ręce... Jeszcze tylko Nikodem, Monika, obiad i spacer i okazało się, że mogę wracać do domu. Najdłużej zeszło w Almie, bo przede mną stali jacyś idioci, którzy nie dość, że butelki z winem poukładali tak, że turlały się po całej taśmie, nie poważyli warzyw i owoców, to jeszcze dali jakieś kupony, przez które zablokowali kasę, bo się kobita pomyliła... Matko, mało mnie tam szlag nie trafił...

czwartek, 28 kwietnia 2016

28.04.2016

Rano, zamiast udać się na lekcje, poszedłem do burmistrza aby obgadać wizytę gości. Było przeuroczo, udało się załatwić kupę rzeczy i do tego ominęła mnie 4a. Reszta, pomimo kolejnego zastępstwa, jakoś poszła, udało mi się nawet opisać wszystkie rachunki. Po pracy biegiem do domu, z zahaczeniem o Sajgon po obiad, bo dziś Gosia jechała na uniwerek, więc sam ogarniałem młodą. Poszło. Padam na ryj, dobrze, że nie jedziemy do Olsztyna na majówkę, bo chyba orałbym nosem po ziemi. Wieczór, który z inicjatywy żony zaczęliśmy grzańcem, skończył się na tym, że ona wypiła kubek i śpi, a ja skończyłem flaszkę.  

środa, 27 kwietnia 2016

27.04.2016

Pogoda jest dość wstrętna. Młoda zrobiła awanturę na tle spódniczki. W szkole znowu dostałem zastępstwo, potem zajęcia - na ostatnich w życiu u Asi dostałem wódę na myszach. Zaraz zdaje maturę, CAE poszło na dobre B, a przecież pracowałem z nią 12 lat... Turcy dalej mieszają. Tym razem chcą przyjechać dzień wcześniej. Kurwa.

wtorek, 26 kwietnia 2016

26.04.2016

Miałem plan, żeby na okienkach zrobić papiery do rozliczenia finansowego, ale znowu dostałem zastępstwo. Za to, korzystając, że na kółku nikt się nie pojawił, wróciłem do domu na piechotę przez Koło. Bardzo sympatyczny spacer. Projekt zajmuje mi teraz cały wieczór, a to sprawozdanie, a to korespondencja... Jeszcze, co gorsza, zdechło światło na pół godziny, bo przecież znowu coś się dzieje w skrzynce...

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

25.04.2016

Powrót do pracy był straszny. Nie dość, że dużo własnych lekcji, to jeszcze dostałem zastępstwo w pierwszej klasie. Nie znam dzieci, nic nie wiem, tyle, że muszę wyjść po 10 minutach, bo jest konkurs. Jakoś pozbierałem te dzieci i poszedłem na plac zabaw - bo niby co z nimi miałem robić? Ewa P. powiedziała, żebym ich zabrał na korytarz II piętra i poćwiczył wierszyki po angielsku. Co???? Na szczęście Iza zobaczyła, ze idę sam, to do mnie dołączyła, udało się. Po lekcjach polazłem do centrum, odebrać pakę, zjeść coś i do Gromady, bo przecież Turkom się nagle objawiły dwie dodatkowe osoby... I Włosi coś zachachmęcili. Przy okazji uczestniczyłem w badaniu napoju chmielowego :) W domu usiadłem nad zdjęciami i odpisywaniem tysiącu osób, Majka chora, alleluja.

niedziela, 24 kwietnia 2016

24.04.2016

Mimo, że położyłem się o 1, nie powiem, żeby mi było dane się wyspać... Młodzież przyszła nad ranem i w zasadzie od 6 był koniec wypoczynku. Taki mamy klimat... Pozbieraliśmy się więc i poszliśmy na długi spacer przez osiedle Przyjaźń i Jelonki - wyszło ze dwie godziny. Na koniec dnia odwaliłem zaległą korespondencję i natychmiast odpadłem.

sobota, 23 kwietnia 2016

23.04.2016

Ale się wyspaliśmy! Wstałem po niecałych 4 godzinach, w dodatku ktoś darł japę na schodach kilka razy. O czwartej w taksówkę i na lotnisko. W Bergamo byliśmy nieco po 8 i mieliśmy dużo czasu. Oddaliśmy bagaże i tu pierwsza akcja: wsiedliśmy do autobusu, ale okazało się, że to był miejski autobus, na który trzeba było mieć zwyczajne bilety. To wysiadłem do automatu i... natknąłem się na frunzie, które chciały kupić bilety, ale nie ogarnęły, że są tam przyciski, a ekran nie jest dotykowy i cisnęły w szybkę. Kiedy zacząłem kupować, autobus z brygadą odjechał... I tak nie mogłem kupić nic, bo nie przyjmował banknotów 20 euro. Banda zaraz uciekła z autobusu, a ja kupiłem bilety w okienku. Bergamo okazało się przepiękne, wszyscy byli zachwyceni! Na wieży mieliśmy kolejna akcję - tuz nad głową zaczął nam walić dzwon, mało się  nie zesraliśmy, osobiście niewiele brakowało, a spadłbym ze schodów. Szok. Wdepnęliśmy na lody, na zakupy, do muzeum przyrodniczego, zjechaliśmy kolejką do centrum, zjedliśmy obiad i... zostało za dużo czasu. Ewa spanikowała, bo na ulicach zrobiło się czarno od luda imigranckiego, więc wróciliśmy na lotnisko. A że jeszcze mieliśmy czas do samolotu, ruszyliśmy do centrum handlowego przeczekać. Był tam jednak taki gwar i hałas, że wróciliśmy na lotnisko - tyle, że kupiłem kilka płyt. Wreszcie lot, odwiozła mnie mama Zosi i w domu byłem około północy, padając z nóg...

piątek, 22 kwietnia 2016

22.04.2016

Niemal cały dzień spędziliśmy w szkole - przynajmniej ja. Od rana zajęcia - najpierw kodowanie, potem sport - ja grałem w piłkę z 'Artystą' i Turkami, a Janek i Ula w siatkówkę. Ja dostałem zakwasów, ale grało się fajnie, zwłaszcza, że zdobyłem bramkę. A Janek... zrobił na siatce taką furorę, że włoska młodzież nie chciała go wypuścić z objęć, skandowali jego imię i został gwiazdą. Po lunchu kolejne zajęcia: rozdawanie upominków, muzyka i plastyka, a my przez ten czas odbyliśmy koordynatorską naradę. Koniec nastąpił koło 17 i miałem nadzieję na to, że się położę - tylko odprawię powrót i wydrukuję. Wklepanie danych trochę zajęło, co gorsza nie mogliśmy tego w hotelu wydrukować - zabrakło toneru, ale drukarka nie poinformowała... Zajęło nam to sporo czasu i tonę papieru niechcący... Do obiadu zostało 15 minut, szlag. Poszliśmy na pożegnalny posiłek więc i było super - Hikmet przyniósł saz i grał mi śpiewał tureckie pieśni, jedzenia mogło być więcej, ale co tam. Pogadałem sobie z Turkami, było bardzo przyjemnie, denerwowała mnie tylko Safi, bo przyłaziła co chwilę i marudziła, że już by wróciła do hotelu... To koniec spotkania - bardzo męczącego, ale jakże owocnego. Szkoda, że nie dało się pójść na plażę... Dzieciaki wcale nie chciały wraca i wcale się im nie dziwię. 

czwartek, 21 kwietnia 2016

21.04.2016

Wstaliśmy tym razem o 5... Droga do Rzymu daleka, ale dzieciaki szczęśliwe, że odwiedzą Wieczne Miasto. Po drodze udało mi się załatwić prezenty dla młodej, zupełnie niechcący, ale trafnie - tak samo, jak odpowiednią torebkę w Rzymie. W Rzymie pani plastyczka ze szkoły wjechała w barok i renesans i dobrze, że zdecydowała się pokazać di Trevi i Panteon, bo o Watykanie zapomniała... Bo to inny kraj... No to zrobiliśmy bunt - znaczy, znowu ja. Powiedziałem, że nasza grupa chce iść do Watykanu i cznia style architektury - i tak nikt tego nie słuchał. Na potwierdzenie moich słów przyłączyli się do nas Litwini, zaraz po nich Anglicy, a kiedy poszliśmy, to pognali za nami Turcy. Bunt na pokładzie i Włosi zostali sami. Trochę nieelegancko, ale być w Rzymie i ominąć Watykan, to trochę bzdura. Zobaczyliśmy, wytłumaczyliśmy Turkom, o co w tym chodzi i poprowadziłem rzeszę pod Koloseum. Tu weszliśmy do środka - dobrze, bo nigdy wewnątrz nie byłem, chociaż część dzieci już wymiękała. Wróciliśmy na 22, trafiliśmy jeszcze do jakiegoś baru na obiad, zjedliśmy w naprędce i odpadliśmy zupełnie...    

środa, 20 kwietnia 2016

20.04.2016

Co za cudowny dzień, nawet, jeśli wstaliśmy godzinę wcześniej. Zabrali nas do Roccasalegna, fantastycznego miejsca. Na początek trafiliśmy do szkoły, powitani przez burmistrza - zrobili tam dla nas zajęcia. Trochę to trwało, ale poszło. A potem... Najpierw przeszliśmy przez miasteczko, zdobyliśmy zamek i zjedliśmy tam lunch. Wspaniałe miejsce, piękne widoki. Na koniec pojechaliśmy do rezerwatu Punta Aderci i nauczycielka przyrody chciała się wykazać, ale jak wreszcie dojechaliśmy na plażę, to wszyscy rozum stracili i zostaliśmy tam już prawie do obiadu. Brodziliśmy w wodzie, szukaliśmy muszelek, nawet sobie poleżałem na piasku - bardzo przyjemne miejsce. Relaks! Wróciliśmy do hotelu, bo niektórzy byli dość mokrzy, w tym czasie usiłowałem kupić torebkę - ni cholery, wszystko pioruńsko drogie. Na obiad były owoce morza pod różnymi postaciami. Tyle, że znowu wróciliśmy po 22. Nasi nawiązali kontakty już nawet z Turkami, bardzo się sprawdzają.  

wtorek, 19 kwietnia 2016

19.04.2016

Troszkę odespałem tę niedzielną podróż, dobrze, że hotel jest naprawdę fajny. Po śniadaniu Maurizio zabrał nas na wycieczkę po Vasto. Opowiadał o mieście jakiś gość, wszystko trwało koszmarnie długo, bo Włosi robili przystanki na napawaniem się dyskusją i widokami. Oni czekami na nas, aż zdążymy porobić zdjęcia, my robiliśmy już zdjęcia z nudów, bo ileż można kontemplować każde kolejne miejsce. Dało się to zrobić w dwie godziny, trwało cztery. Dobrze, że warsztaty w muzeum były fajne. Po wyprawie poszliśmy do szkoły na lunch i zajęcia. Szkoła jest brzydka, brudna i niedoinwestowana, ale dzieci za to szczęśliwe. Rozbawił nas napis na plakacie - zamiast 'Witamy', było 'Powitanie'. Śmiechy. Zajęcia były całkiem fajne: dwójka robiła mozaikę z kolorowych kamieni, druga dwójka mozaikę w typie tych z łaźni w Vasto, trzecia robiła trabocchi. Trwało to do 17, dziewczyny mnie specjalnie wysłały na zajęcia, bo myślały, że będą miały wolne, a zabrali je na konferencję, z której niewiele rozumiały - bardzo im tak dobrze. Wieczorem poszliśmy na obiad w inne miejsce, tym razem dostaliśmy stek - było bardzo dobre, ale znów wróciliśmy późno. Do tego byłem znowu ogniskiem buntu, bo zacząłem marudzić, że straciliśmy dużo czasu i mogłoby to trwać szybciej. Rzeczywiście zasnąłem w oczekiwaniu na cokolwiek... Violeta tak samo, ale ta akurat uciekła podczas rozmowy, więc ciągnąłem sam, ze wsparciem od Sevinc. Obrażą się na nas... Jutro wstajemy godzinę wcześniej, czyli o 6... Sraka przeszła. 

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

18.04.2016

Co za noc, ledwo dojechałem do hotelu, leje się ze mnie. Wstawałem co dwie godziny, bo ten McD mnie wykończył... W czasie śniadania również musiałem, szlag by to trafił. Przyjechała po nas Teresa z córką i zabrali nas do biblioteki, gdzie okazało się, że jest nieco za wcześnie. Nie szkodzi, pogadaliśmy, obejrzeliśmy wystawę prac dzieci i zaczęło się. Oficjalne powitanie trwało cały dzień - w auli biblioteki ze dwie godziny. Wiersze, prezentacje gości, popisy taneczne - w tym piosenka z Moulin Rouge w wykonaniu 12-latek z Włoch - lekka przesada, jak każdy stwierdził. Po uroczystościach ruszyliśmy do ratusza. Tam powitali nas urzędnicy z burmistrzem na czele, przemawiali, dali upominki i lunch w sali posiedzeń. Znowu mnie popędziło, szlag. Na koniec, po krótkim spacerze po starym mieście, zaproszono nas do teatru na najbardziej stresującą część: koncert. Hymn przeszedł, głównie dzięki temu, że mieliśmy go w pliku, nagrany przez nasz chór - wyszło najlepiej. Na koniec wystąpił lokalny chór - naprawdę duże wrażenie. Na koniec dnia zabrano nas na obiad - pizzę dla odmiany. Smecta zaczęła działać. 

niedziela, 17 kwietnia 2016

17.04.2016

Spałem chyba 4 godziny, wyrobiłem się na taksę i pomknęliśmy na Okęcie. Wprawdzie grupa czekała w dwóch miejscach, ale udało nam się zebrać i koło 5:30 przeszliśmy bramki. Lot rwał niecałe 2 godziny, wszyscy podekscytowani, wylądowaliśmy w Bergamo, oddaliśmy bagaż do przechowalni i podjechaliśmy do Mediolanu - wszak mieliśmy 12 godzin wolnego. Poruszając się metrem i pieszo, zrobiliśmy mnóstwo rzeczy: katedrę z dachu, La Scalę, zamek Sforzów, park i muzeum Da Vinci. Rano wdepnęliśmy do McDonaldsa, co okazało się dużym błędem, bo koło 16 dostałem sraki - akurat w restauracji... Do tego przed tym McD nawiedził nas jakich Afrykański handlarz bransoletkami, zawiązał kilka dzieciakom, one sobie poszły, a ja zostałem. No i awantura o zapłatę gotowa. Dałem mu drobniaki i uciekłem... Do muzeum nie poszedłem, bo byłem, za to połaziłem po mieście, trafiając do tego sklepu muzycznego na via Torino - oczywiście wyszedłem z piwem... :P Na 20 byliśmy z powrotem na lotnisku, wsiedliśmy w samolot i polecieliśmy do Pescary - tym razem nie obyło się bez turbulencji i twardego lądowania. I jeszcze tylko godzinka busem i nieco po północy byliśmy już w hotelu. Spać. 

sobota, 16 kwietnia 2016

16.04.2016

Rano wstałem lekko kwadratowy - spałem może 5 godzin, może mniej. Gosia cierpiała po całej flaszce wina. Szkoda było czasu, to ogoliłem głowę, poszedłem na zakupy, zjedliśmy rosół i poszliśmy na spacer - wyszło ze trzy godziny. Przeszliśmy przez Fort Blizne, Groty, Łosiowymi Błotami do poligonu WAT i wróciliśmy tramwajem. Spakowałem się, młoda śpi, jest 21 i ja też się zaraz kładę. W nocy pobudka o 3:30... Italia!

piątek, 15 kwietnia 2016

15.04.2016

Co za dzień... Pobudka, ogarnięcie młodej i odprowadzenie jej do przedszkola, odprawa dwóch lotów, odkurzanie, zmywanie, mycie podłogi, bieg do pracy i tysiąc rzeczy tam: histeria Zosi na tle wyjazdu, spotkanie z Ewą, lekcje, ksero, ustawienie materiałów na przyszłotygodniowe zastępstwa, Nikodem... A potem tylko jazda po paczkę do centrum, wymiana kasy, obiad, odbiór paczki z Oldksula (wreszcie!), zakupy i... powrót na przygotowanie domu na gości. Adamy spóźnili się godzinę, przyszli z darami i siedzieli do 3 w nocy. Gosia zrobiła sama butelkę wina, a my z Adamem po ponad flaszce na łeb...

czwartek, 14 kwietnia 2016

14.04.2016

Pobudka o 5:30? Nie ma sprawy, syrena zawyła, szlag. Do przedszkola i do pracy, sześć ciężkich lekcji minęło wprawdzie szybko, ale paść można. Potem transfer na Bemowo: paczki w punkcie odbioru nie ma, to poszedłem do lekarza. Zrobili mi ekg, dał inne prochy, skierował na kolejne badania i będę się sprawdzał i leczył. Muszę zrezygnować z kabanosów, smutek ;( Zrobiłem na jutro ciasto, ale trochę mi nie wyszło chyba, kurde. Teraz siedzę i sczytuję 4 tom. No i zaczyna się awantura o Igę.

środa, 13 kwietnia 2016

13.04.2016

Znowu cały dzień w biegu. Noc nie przeszła spokojnie, po co? Można trochę powyć o 2:20. I od rana: przedszkole, lekcje, zastępstwo, wizyta w dbfo pomiędzy lekcjami, obiad, zajęcia z Asią i Iwo, spotkanie z Grześkiem i odbiór płyt, bankomat, odbiór Korsarza, sklep... A kiedy położyłem małą usiadłem do ostatecznej wersji tomu 3 i... znalazłem masę błędów korektorskich. Dramat. A jutro zapowiada się nawet gorzej.

wtorek, 12 kwietnia 2016

12.04.2016

Znowu spanie było słabe - pobudka o 5:30 i marudzenie i jęki dopóki Gosia sobie nie poszła. Wnet okazało się, jaki poranek jest piękny i radosny... Nie rozumiem. Spędziłem luźny poranek i znowu wyszedłem za późno, na tyle jednak szybko, żeby zdążyć jeszcze skończyć produkować test dla 6 klasy. Lekcje mignęły szybko, wróciłem z obiadu i na kółko był tylko Filip - na szczęście, zatem wysłałem go do domu i pojechałem na Ursynów, odebrać płyty. Przy okazji zajrzałem do empiku i na pocztę i wróciłem obładowany płytami. Kurde. Czuję się nieco lepiej, ale nadal mam wielkie ciśnienie, w empiku mało nie zszedłem, było mi duszno i serce waliło potężnie - te proszki nic mi nie pomagają. Oby do czwartku, może coś będzie lepiej.

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

11.04.2016

Czuję się fatalnie, nie dość, że mała jęczała w nocy i mnie rozbudziła na dobre, to jeszcze mam bardzo wysokie ciśnienie i proszki zapisane przez lekarza nic nie dają. A w dodatku dostałem jeszcze masę zastępstw. Zrobiłem dziś tylko jedno, bo przecież swoich lekcji miałem od groma. Moi mi podpadli, bo narozrabiali w 11-stce, ale na koniec wręczyli mi prezent urodzinowy... W szoku :) Bardzo miłe :) Po lekcjach zostałem chwilę, aby zrobić wreszcie porządek z Korsarzem. Przyjechał pan z PZU, stwierdził, że nawet po doładowaniu akumulatora nie pójdzie i wziął nas na hol. Dojechaliśmy do Turbo i zostawiłem grata, z prawdopodobnie zepsutą pompą paliwową i pękniętą sprężyną zawieszenia przedniego... Dobić tego konia. Maja na szczęście chciała tylko polski, więc miałem spokój. Pokonując rozsadzającą mi się od środka głowę piszę opisy do zdjęć - muszą być gotowe na jutro.

niedziela, 10 kwietnia 2016

10.04.2016

Miałem odpoczywać i w ogóle spoko - taki był plan. Niestety młodzież postanowiła zaszaleć w nocy i co chwila wyła z niewyjaśnionych przyczyn. Ziew. Rano umyłem łazienkę i odkurzyłem, Gosia w szale sprzątała i wyrobiliśmy się przed wizytą mamy. Zjedliśmy razem obiad i mój obłędny deser i w sumie było ok. Dostałem masę życzeń na fb i osobiście, a jak położyłem małą, to świętuję. Nie za długo, bo jutro do roboty... i tak skończyłem 38 lat...

sobota, 9 kwietnia 2016

09.04.2016

Czy ja nie mogę mieć soboty, żeby leżeć do góry piórem? Dobrze, że mogłem wstać 8:30... Rano po zakupy, zupka, spacer i wlazłem do kuchni. Najpierw obiad - zapiekanka pyszna wyszła, potem ciasto - crumble z malinami również czad. No i wyszedłem z kuchni po 19:30 i co? Weź obrób młodą i połóż, bo żona siedziała cały dzień z nosem w telefonie, a nagle obudziła się, że musi napisać tekst na konstytucję, a poza tym jest mecz z Chile. Kurde.

piątek, 8 kwietnia 2016

08.04.2016

Piątkowe poranki są spoko, mam chwilę spokoju. Zakłócony wprawdzie został w ostatniej chwili telefonem od Ewy, żeby dać listę do Włoch - okazało się, że Ala spisała dane do delegacji i... wrzuciła listę do niszczarki. Brawo. A po drugie, miałem wreszcie zabrać Korsarza, ale nie mogłem znaleźć kluczyków. Akurat dziś moja żona zapragnęła je wziąć ze sobą, żeby wyjąć zeń parasolkę. Mówiłem wprawdzie o swoim zamiarze, ale zapomniała. Szukałem dobry kwadrans, mało się na autobus nie spóźniłem. Brawo. Lekcje przeleciały szybko - 6c robiła projekt, to sprawdziłem testy swoich, a moi z kolei świetnie weszli w pomysł 'zespołu' - nagrałem przy okazji wyborny klip :) Poszedłem do Nikosia, do dbfo, sprawdziłem, czy nie ma paczek, ale Oldskool pomylił i wysłał kurierem. Brawo. W domu byłem już 15:30, zabrałem Kajkę od Gosi i wróciłem z nią do domu, a Gosia poszła do sklepu, zrobiła obiad i zaległa przed ekranem nad jakimś filmem, przez co młoda skakała ciągle po mnie. A potem był mecz piłki ręcznej z Macedonią i znowu ja młodą usypiałem.  

czwartek, 7 kwietnia 2016

07.04.2016

W sumie poszło gładko, przeżyłem bez tragedii. Pojechałem na 8, zrobiłem te zastępstwa plus swoje lekcje, odbębniłem dyżury, pokładałem papiery i koło 15 wyszedłem. Odebrałem paczki, zjadłem obiad i wróciłem pieszo przez Wolę. Bardzo fajnie. Pogoda jest całkiem sympatyczna, więc szło się dobrze. Przy okazji odebrałem wyniki badań - szwankuje cholesterol, w sumie się nie dziwię, bo żrę wszystko, jak leci... I jakieś bakterie mam... Chyba nic poważnego. Wracałem niemal biegiem, bo Karolina przylazła 35 minut za wcześnie, bo jej tak wyszło, kurde.

środa, 6 kwietnia 2016

06.04.2016

Ale zapieprz... O 7 rano biegiem na badania. Potem biegiem śniadanie i z Kajką do przedszkola. Szybki powrót pod prysznic i biegiem do pracy. Lekcje poszły w miarę szybko, po czym leciałem na obiad i do Asi. No i z powrotem na dzień otwarty, na którym rozmawiałem krótko z czwórką osób. Kajka była z nami, bo babcia miała dziś ważne spotkanie maturalne i jechała się zapisać na jubileusz. Dziś było ostro? To jutro jeszcze bardziej...

wtorek, 5 kwietnia 2016

05.04.2016

Zamiast mieć spokojny poranek, musiałem znowu wstać o 6 i iść do komisji testu. Poszło wszystko ok - przynajmniej u nas, bo inni mieli ataki szału, wsadzili listę do koperty, zgubili flamastry do podpisania koperty i tym podobne pierdoły. Siedziałem u swoich z 6p, było fajnie. Skończyłem wszystko o 13, więc miałem trochę czasu, to poszedłem sobie na spacer wzdłuż trasy i przez Lasek Na Kole. Obiad zjadłem w Przystanku Koło - dobre pierogi mają. Odebrałem Kajkę z przedszkola i po zupce ruszyliśmy na rower - młoda jest zachwycona, ciągle dziękuje za naprawę roweru :)

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

04.04.2016

Jakoś mi się dziś udało wcześnie wszystko ogarnąć i bez pośpiechu dotarłem do pracy. Zrobiłem lekcje, zastępstwo za babcię, bo ta zawsze wie, kiedy pójść na chorobowe... Dałem psych-ped ciasto z borówkami, ale na razie nie mam odzewu :) Po lekcjach jeszcze zostaliśmy z Anią ogarnąć salę przed egzaminem, Kajka przyszła z mamą zachwycona szkołą. Poszedłem robić tę oponę, ale w pawilonach punkt zdążył się zwinąć... Zjadłem więc obiad i znalazłem parę punktów, na szczęście oponę znalazłem już w pierwszym. Przeszedłem sobie lasem, przez Bielany, wsiadłem do autobusu przy Broniewskiego i wróciłem na Majkę, która nagle zaczęła przychodzić regularnie. Piękna pogoda się zrobiła :) Naprawiłem małej rower i tyle.

niedziela, 3 kwietnia 2016

03.04.2016

Oczywiście Gosia przeznaczyła dzień na klasówki, więc całość roboty spadła na mnie. Zatem tuż po 10 poszliśmy z młodą na spacer. Na pierwszy ogień poszedł Narodowy - nie mogliśmy się tam dostać, bo bieg półmaraton warszawski i trzeba było iść dookoła. Ale jak weszliśmy na te makiety kolejowe... Wyjść nie chciała. Szał. Zresztą, fajna sprawa. Potem posiliła się bułą i przemierzyliśmy Skaryszewski. Było super, wróciliśmy po 4 godzinach, a była tak padnięta, że nie miała siły wleźć na sofę. Potem jeszcze tylko zrobiłem obiad, pobawiłem się z Kajką i poszła spać. Gosia dalej rzeźbi, ja już poskanowałem obrazki i wysłałem co trzeba, mam relaks. 

sobota, 2 kwietnia 2016

02.04.2016

Jakoś tak się wcześnie wyrobiliśmy, że 10:15 już byliśmy na spacerze. Wymyśliłem sobie Szczęśliwice, ale łajza w 186 zamknął nam drzwi przed nosem i pojechał - musiał nas widzieć w lusterku, skurczybyk. W związku z tym poszliśmy na Moczydło - i tak było super. Z górki na pazurki, kaczki, mostki itd dało pełen szał. Potem pojechałem po zakupy, zrobiłem obiad (naprawdę niezłe risotto), ciasto, pozmywałem ze trzy razy, a Gosia sprawdzała i sprawdzała. Na konie dnia upiekłem kolejne ciasto, ciekawe jak smakuje. Zona się przy okazji obraziła, bo nie  jest bezglutenowe, ale ja się dopiero uczę!

piątek, 1 kwietnia 2016

01.04.2016

Rano miałem trochę świętego spokoju, porzeźbiłem w przewodniku, poszedłem dowiedzieć się, ile wiszę w administracji i pojechałem do pracy. Jak zwykle w piątek, minęło szybciutko i pobiegłem do Nikodema. Wprawdzie rano padało, ale po południu zaczęło robić się przyjemnie, a kiedy okazało się, że Monika jest w Estonii i nie mam zajęć, ruszyłem z aparatem robić zaległe fotki. Udało się zrobić wszystko w pięknym świetle. Wprawdzie ledwo się wyrobiłem i przyszedłem po Kubie, ale tylko chwilkę. Nie dostałem kasy za projekt - szlag. Chciałem wszystko już popłacić i mieć z tym spokój. Dziś zajmuję się wyliczeniami finansowymi wyjazdu do Włoch i wysyłaniem zdjęć.