piątek, 22 kwietnia 2016

22.04.2016

Niemal cały dzień spędziliśmy w szkole - przynajmniej ja. Od rana zajęcia - najpierw kodowanie, potem sport - ja grałem w piłkę z 'Artystą' i Turkami, a Janek i Ula w siatkówkę. Ja dostałem zakwasów, ale grało się fajnie, zwłaszcza, że zdobyłem bramkę. A Janek... zrobił na siatce taką furorę, że włoska młodzież nie chciała go wypuścić z objęć, skandowali jego imię i został gwiazdą. Po lunchu kolejne zajęcia: rozdawanie upominków, muzyka i plastyka, a my przez ten czas odbyliśmy koordynatorską naradę. Koniec nastąpił koło 17 i miałem nadzieję na to, że się położę - tylko odprawię powrót i wydrukuję. Wklepanie danych trochę zajęło, co gorsza nie mogliśmy tego w hotelu wydrukować - zabrakło toneru, ale drukarka nie poinformowała... Zajęło nam to sporo czasu i tonę papieru niechcący... Do obiadu zostało 15 minut, szlag. Poszliśmy na pożegnalny posiłek więc i było super - Hikmet przyniósł saz i grał mi śpiewał tureckie pieśni, jedzenia mogło być więcej, ale co tam. Pogadałem sobie z Turkami, było bardzo przyjemnie, denerwowała mnie tylko Safi, bo przyłaziła co chwilę i marudziła, że już by wróciła do hotelu... To koniec spotkania - bardzo męczącego, ale jakże owocnego. Szkoda, że nie dało się pójść na plażę... Dzieciaki wcale nie chciały wraca i wcale się im nie dziwię. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz