* Pamiętnik z życia - jeden dzień, jedno zdjęcie * A diary of a life - one day, one photo * Tagebuch des Lebens - ein Tag, ein Foto * Diario de la vida - un dia, un foto * Denník života. Jeden deň, jedna fotografia * Дневник жизни. Один день, одна фотография * Diary ya maisha. Siku moja, moja ya kupiga picha
sobota, 31 stycznia 2015
31.01.2015
Gosię podniosło o 8, ale goście przyjechali dopiero koło 14. Zahaczyli o stadion z wystawą lego i przyjechali na obiad. Zaczęło się awanturą, bo Hubert chciał składać lego, a Kajka z nim bawić, zamknął się w pokoju, ta się do niego dobijała i darła, musiałem porozstawiać wszystkich po kontach, cholera. Po obiedzie nastąpił pomysł, który mnie zmroził: to my po drodze wstąpimy do Ikei, weźmiemy Gosię, zostawimy Huberta. Jezu! No dobra, zajęło im to trzy godziny, ale jakoś przeżyłem, Hubert bez siostry i rodziców jest grzeczny. Pojechali wreszcie po 20, zostawili mieszkanie jak po huraganie, więc szybko położyliśmy Kajkę i jest spokój...
piątek, 30 stycznia 2015
30.01.2015
Rano okazało się, że szwagry przyjadą tylko na sobotę - podobno obrazili się, że Gosia kazała im wziąć ze sobą ręczniki... A teściowa dołożyła, że mogliby też zabrać pościel. Lol. Pojechaliśmy do sklepu, wypadło parę pozycji, ale i tak wyleciało z konta 300 złych. Znowu debet. Na obiad zrobiłem pysznego miecznika - cud! Polacy przegrali z Katarem, Stoch wygrał - sportowe popołudnie mieliśmy.
czwartek, 29 stycznia 2015
29.01.2015
Trochę zajęty ten dzień. Rano Gosia rzuciła się do sprzątania, wyszliśmy za późno, ale do Art.bemu się nie spóźniliśmy. Kajka nie chciała stamtąd wychodzić, zrobiła jakąś głupią awanturę na wyjście... Po drodze zaszliśmy po ciasto i wróciliśmy niedługo przed Therezą i Krzysztofem. Posiedzieli ze 2 godzinki, przynieśli Kajce super pieska - którego niebawem zepsuła... Mieliśmy jeszcze jechać do sklepu, ale już nie chciało się nam. Zrobiliśmy sobie po pysznej pizzy i tak siedzimy. Jutro najazd szwagrostwa, chyba się wyniosę na weekend.
środa, 28 stycznia 2015
28.01.2015
Co za ciężki dzień... Po poranku, szybko przyszła Marta z Pawełkiem - chyba nie mógłbym pracować w żłobku, ani przedszkolu... Wyszedłem więc po zakupy i zanim zrobiłem obiad, skoczyliśmy jeszcze do ratusza po kartę Bemowiaka i do art.bemu po zgłoszenie. Kajka marudziła, niosłem ja połowę drogi na rękach, kurde. W ogóle mnie dziś wielce wymęczyła, ciągle biegała, nakręcona była straszliwie... Polska wygrała z Chorwacją i są w półfinale MŚ! Siedzę i uzupełniam klasery na płyty, które dziś przyszły.
wtorek, 27 stycznia 2015
27.01.2015
Po ogarnięciu wszystkiego, przyjechała mama na obiad: dostała upominek na dzień babci, przewodniki, została na obiad. Mama przywiozła jej pająka-zabawkę - mała się go boi, ale ciągle chce się z nim bawić, zaczepia i każe nim ruszać: wtedy ucieka z krzykiem i ma świetny ubaw, krzycząc 'boję się! Boję się!' :) Po obiedzie mama pojechała do domu, a my ruszyliśmy na podbój dekoracji na Trakcie Królewskim. Kajce się bardzo podobało, z pociągu nie chciała wychodzić. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Carrefour po upominki dla pań - w końcu nie wiadomo, czy Kajka dostała się na listę zajęć, czy nie.
poniedziałek, 26 stycznia 2015
26.01.2015
W południe miałem spotkanie z wydawcą, więc podjechałem na Słodowiec, a na Stokłosy podjechałem metrem. Dostałem autorskie egzemplarze i mam podjarkę :) Tylko, kurde, w kawiarni pracuje ciotka Julii - wszędzie ktoś mnie zna, szlag. Z Ursynowa pojechałem na pocztę wysłać płyty, potem pojechałem na WAT odebrać pakę, której jakoś nikt nie chciał odebrać w Belgii, jeszcze musiałem zapłacić 10 złych za odbiór. Ledwo wróciłem, dziewczyny wyciągnęły mnie na spacer, nie chciało już mi się, ale polazłem. Montujemy erasmusa, może tym razem wyjdzie?
niedziela, 25 stycznia 2015
25.01.2015
Nie pospałem długo - podniosło mnie przed 8. I tak miałem mnóstwo rzeczy do roboty: pranie, ogarnięcie płyt, obiad, śmieci... Pisałem również przewodnik. Po dziewczyny pojechałem dopiero na 17:25, odwieźliśmy przy okazji Asię na Młynów. Kajka się stęskniła, a ja się cieszę jak głupek, jak się na nią patrzę. Musiałem asystować przy zasypianiu, bo mamę wyrzuciła z pokoju i kazała mi siedzieć - co chwila podnosiła głowę i z rogalem na twarzy patrzyła, że siedzę koło niej :)
sobota, 24 stycznia 2015
24.01.2015
Te najstarsze głąby zaczęły się pakować dopiero koło 24... Robert zabrał im kabel od telewizora, a ja wyłączyłem światło o północy - nie istotne, czy się spakowali, czy nie. Rano okazało się, że sypie śnieg. I sypie cały czas - załadowaliśmy się do autokaru, przetrwaliśmy korek na zakopiance - dojechaliśmy bez przygód o 18. Oddano mi aparat - działa! W domu, najpierw poszedłem do sklepu, potem: pranie, rozpakowanie, mecz (Polska dostała od Danii w tyłek), ogarnięcie... Szkoda, że tak późno przyjechaliśmy...
piątek, 23 stycznia 2015
23.01.2015
czwartek, 22 stycznia 2015
22.01.2015
Nie zdążyliśmy wyjść z chałupy, a tu... deszcz! Kurna. Poszliśmy jednak na stok, na szczęście po godzinie przestało padać, było całkiem fajnie, tyle, że jeździła jakaś szkółka poprzez cały stok, a kiedy wchodzili na orczyk, to co chwila musieli zatrzymywać, bo się drobiazg wysypywał. A pod koniec przyszli parapeciarze i zsunęli cały śnieg ze stoku, został lód. To się wymiksowałem. Po obiedzie popstrykałem foty na łukach i poszedłem na salę do Maryli, a po kolacji próbowaliśmy WH - nie wyszło specjalnie. Polska zmasakrowała Arabię Saud. na MŚ w piłce ręcznej, ale nie strzelili prawie dziesięciu karnych...
środa, 21 stycznia 2015
21.01.2015
Do Zakopanego ruszyliśmy po śniadaniu. Zrobiliśmy tradycyjną rundę: Gubałówka - Krupówki - skocznia - aquapark, naturalnie z przystankiem u Gabi na torcik kawowy i kawę myśliwską. Na basenach ubaw setny jak zwykle, nikt się nie zgubił, nikt nic nie zrobił - Kuba zawieruszył tylko portfel, a Luzer poślizgnął się na lodzie, bo skakał jak debil i piznął łbem o podłoże... Ledwo wróciliśmy, trzeba było iść na grilla do baru: pyszna kiełbasa i oscypki załatwiły sprawę. Wieczór był wolny, więc napisałem trzy strony przewodnika. Złamaliśmy butlę miodu i spać :)
wtorek, 20 stycznia 2015
20.01.2015
Dziś dla odmiany pojechaliśmy na duży stok i choć było sporo ludzi, a stok oblodzony i z muldami, jeździło się fajnie do 14. Po obiedzie łuki i sala gimnastyczna - z kilkoma osobami, ale dzięki temu graliśmy godzinę w piłkę, aż się zmachałem :) Potem Polska wygrała z Rosją na MŚ w piłce ręcznej i niemal odpoczynek. Zrobiłem chłopcom postaci do WH, dyskoteka cieszyła się małym zainteresowaniem, a dzień zakończyliśmy pigwówką. Super.
19.01.2015
Śnieg się trzyma jakoś, jest koło zera, da się jeździć na nartach, to najważniejsze. Znowu do południa jazda na naszym stoku. Jeździłem cały czas z Kubą, ucząc go normalnej jazdy i dumny jestem z siebie i z niego - szusuje super! Po obiedzie Robert robił łuki, a ja zabrałem resztę na salę: zbijak, koszykówka, piłka i rugby - było ok. Po kolacji znowu basen, ale tak dowalili chloru, że dzieciaki kasłały, oczy szczypały - po pół godzinie nie było nikogo, choć bitwa szalała. Okazało się, że przewodniki wreszcie są: nie omieszkałem się pochwalić, Jola i jej brat mało nie oszaleli, zaczęli wypytywać i się jarać, szok :) Marylka miała przyjść z pigwówką, ale baby ją nawiedziły i nie przyszła. Ok, poszliśmy po prostu spać.
niedziela, 18 stycznia 2015
18.01.2015
Wilgotno, mgliście, ale pojeździliśmy na rozgrzewkę na tym małym stoku. Wszak jest zaraz obok ośrodka. Po obiedzie poszliśmy na salę do szkoły, Robert prowadził zajęcia, a my z Marylą poszliśmy do sklepu po ekwipunek. Dzień skończył się na basenie w ośrodku. Cały czas coś, jedzenie super, będzie fajnie.
sobota, 17 stycznia 2015
17.01.2015
Zebrałem się rano, zapakowałem do Korsarza i podjechałem na miejsce zbiórki. Wszystko było super, do momentu, kiedy odkryłem, że w plecaku pękł mi sok i wszystko pływa: nie ważne kable i detale - z lustrzanki ciekło jak z wiadra... Masakra. W pędzie odprowadziłem samochód, wylałem sok z plecaka, tata Pauliny wziął go do domu i obiecał wysuszyć, dali mi w zamian swój, w ogóle szok. Poza tym podróż minęła spokojnie, wraz z Robertem wpadaliśmy na coraz to kolejne genialne pomysły, aż wreszcie dojechaliśmy. Ośrodek spoko, wprawdzie pokój mamy na samej górze i milion schodów do pokonania, ale dajemy radę. Kierowca miał z nami mieszkać, ale strzelił focha i stwierdził, że z obcymi chłopami mieszkał nie będzie, i dzięki temu mamy sześcioosobowy pokój dla siebie. Czad.
piątek, 16 stycznia 2015
16.01.2015
Kurde, nastawiłem budzik, ale go nie zapamiętałem, dobrze, że sam się obudziłem, bo Gosia tradycyjnie wyłączyła swój i poszła spać w najlepsze. Odwiozłem dziewczyny na autobus, przy okazji nie wziąłem portfela: żadnych dokumentów i kasy, kurna... Odebrałem paczkę z poczty z płytami, wróciłem do domu i przerażenie mnie ogarnęło nad tym syfem. Posprzątałem podłogę i zmyłem grzyb ze ścian - masakra. W pracy dwie lekcje zrobiła studentka, dzięki czemu skończyłem papiery, na angielskim wyszliśmy na dwór, bo połowy nie było. Grałem z Tomaszkiem w kosza. Zjadłem obiad, odbębniłem Iwo, zahaczyłem o karfjura i w domu musiałem zrobić tysiąc rzeczy. Popisać różne sprawy, maile, pozmywać, odgruzować kuchnię, spakować się... Łech.
czwartek, 15 stycznia 2015
15.01.2015
Rano lało i w sumie doczłapałem się na dyżur w szatni, który generalnie minął dość sympatycznie. Lekcje przeszły - na 6p musiałem być, bo mieli prezentacje, Filipa musiałem odwalić osobiście, ale resztę zrobiła studentka. Pomimo, że ciągle jakieś papierki uzupełniałem, nawet na radzie, i tak nie skończyłem. Po lekcjach szybki obiad i spacer i rada - na szczęście tylko 2 godziny. Gosia wreszcie wyrwała ósemki i chodzi zbolała - zamiast pakować się, to np. robi pasztet paprykowy. Nie rozumiem.
środa, 14 stycznia 2015
14.01.2015
Co za syfiasta zima - leje, 10 stopni, beznadzieja. Co za szczęście z drugiej strony, że jest studentka! Ogarnąłem dzięki temu papierki, telefony do Maćka i Iwony H., załatwiłem listę, Kubę, parking dla autokaru, pogadaliśmy z Robertem o obozie z klasą, skoczyłem do centrum, wróciłem o pierwszej i od tej pory, aż do zajęć z Krzysiem, siedziałem z małą. Zmęczyła mnie, że ho-ho!
wtorek, 13 stycznia 2015
13.01.2015
Z jednej strony dobrze, że ta studentka przychodzi, bo przynajmniej ogarniam wszystkie papierki i pozostałe rzeczy. Z drugiej jest tak drętwa i nudna, że nie daję rady. Zadzwoniłem do meczetu, a imam mi mówi, że miał dzwonić, bo on w czwartek nie może, kurde. To mnie załatwił, wszystko gotowe... Po lekcjach poszedłem się przejść, zjadłem hambuksa, zrobiłem zakupy dla Justyny i Gośki i wróciłem na radę, na szczęście niezbyt długą. Gosia znowu została wycyckana z rwania zęba, więc wróciła z grzańcem i się ubzdryngoliła.
poniedziałek, 12 stycznia 2015
12.01.2015
Pojechałem do pracy i na szczęście studentka zrobiła za mnie (no, prawie) dwie lekcje, w przerwie uzupełniałem papierki, potem był konkurs,a z reszty Marta moich zwolniła... Cudnie :) Zdążyłem odebrać nową kurtkę, starą od razu wywaliłem, skoczyłem na obiad i do Asi. Przez godzinę pozajmowałem się Kajką, bo Gosia miała zajęcia i znowu papierki. Wrrr.
niedziela, 11 stycznia 2015
11.01.2015
Co to za dzień? Ani człowiek nie wyjdzie na spacer, bo nie dość, że pogoda marna, to Kajka chora. Poszedłem tylko na zakupy - wydałem 600 złych, świetnie. Na piechotę do Rossmanna po kajkowe rzeczy i do kerfjura po resztę. Gosia poszła do kościoła, ja robiłem obiad i w sumie nic się nie działo. Zajmowałem się młodą cały dzień, pod wieczór już miałem dość... Teraz rzeźbię sprawozdanie z pracy wychowawcy. A jeszcze Maciek się odezwał, że odmówili mu miejsc w Harnasiu, bo nie wiedział ile ma sztuk i możemy jechać na tydzień do Jędrola... Ale kaszana...
sobota, 10 stycznia 2015
10.01.2015
Kajka zaczęła wstawać koło 8... Niedobrze... Na obiad przyszła mama, a po posiłku zostawiliśmy obie: babcię i Kajkę i ruszyliśmy do Factory po zakupy na zniżkach. Ja musiałem sobie kupić nowe buty, po tym, jak mi się Nike rozeszły - więcej tego syfu nie kupię, nie dość, że niewygodne, to słabe. Gosia, zamiast płaszczyka za 660 złych nabyła kilka sztuk garderoby. Zahaczyliśmy o Martę i Emila, bo Gosia chciała się pomodlić przy relikwiach, jakie ci mają od tygodnia w domu. Ja na szczęście nie musiałem... Kajka z babcią czuły się świetnie, odwiozłem babcię na Bródno i skończyłem wreszcie remanent płyt - brakowało ze 200 sztuk. Kurde.
piątek, 9 stycznia 2015
09.01.2015
Kajka mnie skopała nad ranem, choć spaliśmy do 9. Studentkę muszę ciągle ośmielać, bo jest nie do zniesienia. Zrobiła dwie lekcje, ja wreszcie coś poprowadziłem, poszło. Chłopaków po lekcjach nie było, więc odebrałem pakę z empiku, dowiedziałem się na poczcie, że prace do Brukseli poleciały, ale nie ma ich na miejscu, skoczyłem sobie do centrum i wróciłem do Iwo. Ksiądz na szczęście przyszedł o 18, więc nie musiałem go widzieć. Kajce lepiej.
czwartek, 8 stycznia 2015
08.01.2015
Spałem słabo, kopany i budzony kaszlem, czy marudzeniem... Kajka obudziła się na dobre o 5:30 i może pospałaby jeszcze, gdyby nie mój budzik. Wstała razem ze mną, przeszkadzając jeść i kończyć harmonogram do dzielnicy - okazało się, że bardzo dobrze, że zrobiłem, bo Ala się o to dziś upomniała i kazała mi podpisywać, że się dowiedziałem o sprawie. Lekcje prowadziła studentka, nudna tragicznie. Sam zrobiłem tylko Filipa. W przerwie poleciałem do pani doktor po zmianę antybiotyku, oczywiście była obsuwa 20 minut, więc nic nie zjadłem. Itn z Karoliną i przez makdonalda i almę wróciłem do domu - padłem na prawie godzinę. Na szczęście młoda przyjęła antybiotyk z kaszce i poszła spać. Ja tymczasem dalej sprawdzam cd, napisałem sprawozdanie z działalności dla Agnieszki i muszę iść spać natychmiast.
środa, 7 stycznia 2015
07.01.2015
Noc minęła średnio, o szóstej byłem niemal rozbudzony. Pojechałem do pracy, Korsarz był bardziej zamarznięty wewnątrz, ale dałem radę. Lekcje prowadziła studentka, nudna jak flaki. Pozałatwiałem sprawy, skoczyłem po pakę do centrum - miałem za dużo czasu, to podszedłem na Tamkę, kurde, 180 złych poszło, bo nowa dostawa się pojawiła. Wróciłem na obiad do domu, Kajka przelewała się przez ręce, poszedłem z nią do lekarza i jest już średnio z nią dobrze: gardło i szmery w oskrzelach, dostała antybiotyk. I wszystko byłoby fajnie, gdyby... Kajka nie wyrzygała tego lekarstwa. Dwukrotnie. Wszystko zawalone, ona, podłoga, koszmar. Pluła jeszcze z kwadrans. Próbuję pisać te papiery na fotokoło, ale nie ale rady...
wtorek, 6 stycznia 2015
06.01.2015
Kajka, zmożona chorobą, pospała z nami do 10, ładnie. I mimo ładnej pogody, kisiłem się w chałupie cały dzień, nie wychodząc nawet na moment. Gosia, choć ja łamie, poszła sobie do kościoła, a ja siedzę z młodą, która chrycha i gil ma do pasa. Zrobiłem obiad - kurde, moja zdolna żona wsadziła cukier i sól do identycznych pojemników i postawiła cukier na miejscu soli... Dziwnie smakowała carbonara z cukrem... :P Odwalam remanent płyt, mam mnóstwo braków w spisie przez te porządki poprzednio. Jutro do pracy...
poniedziałek, 5 stycznia 2015
05.01.2015
Ale się dziś narobiłem... Gosia wydzwoniła lekarza dla małej i poszły - ja pomogłem ją ogarnąć - nakarmiłem i ubrałem, na mnie czasu nie starczyło, poszły same. Na szczęście. Bo zaraz po ich powrocie: umyłem łazienkę, poszedłem do sklepu, pozmywałem, zrobiłem obiad, pozmywałem, odkurzyłem, posprzątałem blat za lodówką... I to wszystko przed 16... A taki piękny dzień, a my w chałupie, bo Kajka chora... :( Przyszła Agnieszka, posiedziała do 19:30, młodą ogarnęliśmy i wysłaliśmy spać. A tymczasem spadł śnieg!
niedziela, 4 stycznia 2015
04.01.2015
Jakoś młoda zaczęła wstawać wcześniej... Próbowałem zalegać do 9, ale mi średnio wyszło. Po śniadaniu pojechałem na zakupy do kerfjura, po czym zrobiłem pyszny obiad z chińskiej książki, którą zabrałem mamie. Kajka kaszle i jest przeziębiona, słabo. Jakoś przewegetowaliśmy kolejny dzień w domu. Zająłem się segregowaniem płyt, za dużo usunąłem z listy...
sobota, 3 stycznia 2015
03.01.2015
Po pobudce o 7 udało nam się jeszcze trochę pospać - do 9:30... Zanim się zebraliśmy i w ogóle, to do mamy dotarliśmy ze 40 minut po czasie. Posiedzieliśmy przy herbacie i cieście, Kajka bawiła się samochodzikami i siedziała przy moim biurku, była zachwycona. Na koniec poszliśmy na króciutki spacer, bo wieje jak cholera, a do tego para marznący deszcz ze śniegiem. Spacerek nie wyszedł Kajce na dobre, bo zaczęła kasłać, a teraz spać nie może i krzyczy...
piątek, 2 stycznia 2015
02.01.2015
Cały dzień w domu to ponad moje siły. Kajka dostawała już świra, podczas zajęć Gosi zrobiła awanturę i naszczała na ziemniaki w kuchni... Aż mnie cisnęło... Dzień mijał leniwie, zrobiłem pyszny obiad inspirowany Grecją, a wieczorem zadzwonił Sławek. No dobra, to szybko wykąpałem małą i... Sławek zadzwonił znowu. Bo Sierść zapomniał, a Misiek będzie samochodem, to będą u mnie koło 21... Skończyło się to w pubie na Radiowej na dwóch piwach i u nas do 12 na zakończenie.
czwartek, 1 stycznia 2015
01.01.2015
Zamiast imprezy wczoraj, była dziś. Obudziłem się z lekkim szumem, Kajka go wzmacniała, ale do 13:10, kiedy wyszliśmy z domu, było już ok. Madzia chora, więc Pawłów nie było, ale wystarczyło, spotkanie u wujków było jak zwykle owocne. Wacek zrobił mnóstwo wędlin, pękły trzy flaszki, Kajka szalała z psem i nie dała się nakarmić... Pora iść spać.
31.12.2014
Sylwester okazał się wielce męczący. Rano po ogarnięciu się, czyli koło południa, poszedłem do sklepu. Mróz jak cholera, a ja na bazarek, do bankomatu, na bazarek, do rossmana, stokrotki i obarczon wielce dobrnąłem do domu po ponad godzinie. Gosia tworzyła sałatki, więc z obiadem wkroczyłem w ostatniej chwili, ale udał mi się: polędwica z koprem włoskim w winnym sosie z komasą ryżową. Mmm. Sławek nie przyszedł, nikt nie miał przyjść, to okazało się, że mamy pojechać na Włochy do Marty i Emila. Posiedzieliśmy tam do 21 i wróciliśmy, Kajka miała zasnąć, ale nic z tego, trzeba ją było uśpić, zasnęła na tyle mocno, że żadne fajerwerki jej nie obudziły. A my drinkując, dotrwaliśmy z sylwestrem w dwójce \ polsacie \ tvn do 1 i... poszliśmy spać. Ale udany sylwek...
Subskrybuj:
Posty (Atom)