* Pamiętnik z życia - jeden dzień, jedno zdjęcie * A diary of a life - one day, one photo * Tagebuch des Lebens - ein Tag, ein Foto * Diario de la vida - un dia, un foto * Denník života. Jeden deň, jedna fotografia * Дневник жизни. Один день, одна фотография * Diary ya maisha. Siku moja, moja ya kupiga picha
poniedziałek, 30 czerwca 2014
30.06.2014
Zwlokłem się o 5 z łóżka i pognałem na zbiórkę. Nie dość, że to trwało, to jeszcze baba zadzwoniła po policję do kontroli, bosko. Jechaliśmy. Polska całkiem spoko, z MCDonaldsem w Czechowicach. W Czechach na autostradzie spalił się przewód, więc godzina w plecy. Ale kierowcy nadrobili, i pruli w noc ile się dało.
niedziela, 29 czerwca 2014
29.06.2014
Wstaję - leje. O 8 nadal pada. O 9 pada już tylko z przerwami, ale o 10 lunęło wściekle i już myślałem, że po wycieczce. Trochę szkoda, bo sporo się do niej przygotowywałem... Ale zaraz przeszło i zrobiło się całkiem ciepło. Okazało się, że przyszło ok. 30 osób i poszliśmy do lasu. Grząsko, komary cięły jak wściekłe, ale 3 godzinki zeszły szybko. Chyba się ludziom podobało, bo bardzo klaskali na koniec :) Wróciłem do domu, zjadłem, napisałem raport, spakowałem się i... jutro o 5 pobudka.
sobota, 28 czerwca 2014
28.06.2014
Co za dzień! Z Martą umówiłem się po odbiór kremu po 10. Oczywiście, zadzwoniła już o 9, że ona jest gotowa i może przybyć. Kurde, a ja dopiero po śniadaniu, zabieram się za golenie głowy... Musiała poczekać, choć dzwoniła w międzyczasie, czym niezwykle mnie wkurzyła. Ok, dałem jej krem, pojechałem wydrukować parę rzeczy do pracy i skoczyłem na metro Wilsona, aby odebrać nagłośnienie od Katarzyny. Umówiła się ze mną o 11 pod powierzchnią na rogu Słowackiego i Mickiewicza. 11:20 i jej nie ma... Czekała na powierzchni... Jak sobie uprzytomniła, to zeszła i drze ryja: 'hahaha, bo ja mam problem z lewo-prawo i pod-nad'. Jezu, co za obciachowa osoba... Zabrałem sprzęt i uciekłem, przygotowywać się do wycieczki. Zaczęła się o 15, przyszło ze 20 osób, to schowałem nagłośnienie do wozu i jechałem na żywca. Po godzinie spaceru zaczęła się burza i na Skierniewickiej się skończyło. Lunęło tak, że nawet ci twardzi zwątpili. Trochę szkoda... Ale co tam. Zamiast wycieczki pojechałem do Wola Parku, zjadłem coś i wykorzystałem zniżkę do Douglasa. Teraz staram się przygotować do jutrzejszej wycieczki, napisać raport i obejrzeć mecze. Ufff.
piątek, 27 czerwca 2014
27.06.2014
No wstałem i pokulałem się na zakończenie roku... Uroczystość trwała zdecydowanie za długo i miałem już serdecznie dość. Chciałem rozdać świadectwa i iść, ale ciągle ktoś przeszkadzał. Rozdałem, wyściskała mnie mama Krzysia za wszystko, ogólnie było fajnie, dostałem pakę z... ramkami, Jezu, co ja z tym zrobię? Podrukowałem jeszcze opinie i w sumie zmyłem się wcześniej, niż planowałem, bo przestało mnie to interesować. Wymieniłem kasę na kuny, skoczyłem na cmentarz, do Leclerca, apteki i zacząłem przygotowywać się do wycieczki jutro. Mało czasu trochę... I ciągle ktoś dzwoni i dupę zawraca.
czwartek, 26 czerwca 2014
26.06.2014
Mogłem pospać, ale mnie jakoś podniosło o 7:30... Miałem odebrać jeszcze płyty przed pracą, ale się jakoś nie wyrobiłem... Cztery lekcje minęły tak wolno, że ledwo doczekałem do 15:20. Pozałatwiałem wszystko, ułożyłem salę na jutro, zahaczyłem o sklepy i myślałem, że mam wolne. Gówno, dwie opinie czekają na mnie w ostatnim momencie. Szkoda, że kurwa nie w lipcu w ogóle.
środa, 25 czerwca 2014
25.06.2014
Coraz gorzej podnieść się rano... Te dzisiejsze lekcje to pomyłka, nic nie robimy, ja kończę papiery i siedzę albo na dworze albo filmy oglądam. Bzdura. Dostałem znowu podziękowania burmistrza, różę zostawiłem - po cholerę mi kwiatki... Po szkole pojechałem po płyty - przyszły wszystkie paczki! Zjadłem coś i pojechałem po Karolę i Paulinę oraz Krzysia z Jankiem i ruszyliśmy szukać polany w Lesie Młocińskim. Byliśmy pierwsi! Zanim wszyscy się zebrali, zanim dojechali ze spójni biegacze, trochę potrwało. Ale trasę rozstawili i ruszyliśmy. Trasa miała 1600 m i 16 punktów. Ruszyło ponad 30 osób, ja oczywiście również i miałem 11-sty czas: 29:03, drugi z dorosłych, wyprzedził mnie tylko Żabolicki, najbardziej doświadczony. Bieg na orientację to super zabawa, muszę to powtórzyć :) W tym czasie było ognisko, wszystko poszło miło i fajnie. Odwiozłem Krzysia z bratem i przy okazji Kubka, który się zagubił i wróciłem do chałupy. Zmęczony lekko jestem, ale tak przyjemnie.
wtorek, 24 czerwca 2014
24.06.2014
Ostatni, na szczęście, już wtorek w tym roku. Zacząłem od dyżuru o 7:40. Potem, zamiast iść na lekcje, drukowałem świadectwa Monice i Renacie. W międzyczasie zrobiłem godzinę wychowawczą. A jeszcze sczytałem świadectwa i niby dyrekcja podała mi wczoraj zły wzór arkusza, to przeszło. Potem jeszcze pomogłem Waldkowi, skoczyłem na obiad, zrobiłem ostatnie zajęcia z Asią, wróciłem do szkoły na zebranie przedwyjazdowe... A teraz siedzę nad sprawozdaniem wychowawcy. Odpoczynku!
poniedziałek, 23 czerwca 2014
23.06.2014
Fikcja w tej pracy. Z 5 lekcji siedziałem w sali jedną. Resztę spędziłem na boisku, bo ani im się już nie chce, ani mi. A roboty mam w cholerę! Zatem dziś wydrukowałem świadectwa, prawie skończyłem arkusze i dziennik i jest ok, choć Majka zdecydowała się DZIŚ wpisywać rękami Weroniki uczniów do systemu. Kurwa. Po lekcjach pożegnanie Boni, Basi i Ani i rada - na szczęście dość krótka. Pojechałem jeszcze do lasu - uparłem się znaleźć tę mogiłę i znalazłem. Nie tam gdzie miała być i zupełnym przypadkiem, ale nie ważne, mam to. Potem po benzynę skoczyłem poprzez korki - rozkopali Bemowo, bo robią tramwaj do ratusza. Masakra.
niedziela, 22 czerwca 2014
22.06.2014
Pojechałem rano drukować świadectwa, ale żadna z tych zasranych drukarek nie działa, jak powinna. Zośka miała wymienić tusze, ale po co? Teraz w trzy dni wydrukujemy 700 świadectw na jednej drukarce. Brawo. No to się wkurzyłem i pojechałem do Lasku - wprawdzie padało, ale tylko na początku. Po dwóch godzinach znalazłem ten kawałek kolektora, spodnie upieprzyłem, mogiły nie ma, trudno. Żeby nie tracić dnia, wypisałem arkusze ocen, sprawozdanie takie i śmakie. Mam dość.
sobota, 21 czerwca 2014
21.06.2014
Nie dość, że pogoda beznadziejna: deszcz, wiatr i chłodno, to jeszcze spędziłem cały dzień przed kompem. 3 godziny robiłem wycieczki na przyszły weekend, ogarnąłem świadectwa, napisałem dedykacje - to najgorsze i najdłuższe. Plus tysiąc innych rzeczy. Wylazłem tylko na moment, po jedzenie. Bardzo pracowity dzień.
piątek, 20 czerwca 2014
20.06.2014
Ranek był wyjątkowo paskudny - zimno i lało. Gosia pojechała z teściem do szpitala, a ja zostałem sam z Kajką. Czasem nawiedzały nas dzieciaki z góry - ale na szczęście nie tak bardzo. Pomogłem Ryśkowi ogarnąć nowego Mondusa Anielki, bo padł jej akumulator i czekałem na powrót Gosi i dziadka. Po obiedzie zebrałem się i ruszyłem do domu - zajęło mi to 2,5 godziny, mam nadzieję, że policja w Łomiankach nie chciała nic właśnie ode mnie... Zahaczyłem o sklepy i wypoczywam.
czwartek, 19 czerwca 2014
19.06.2014
Kiedy się wygrzebaliśmy o 11, ruszyliśmy do Jonkowa. Ujechaliśmy może 200 metrów i łup! Pierwsza procesja. Po drodze było jeszcze kilka, tak, że do Glinojecka jechaliśmy w ogóle opłotkami. Duży ruch, poblokowane ulice - nie było fajnie. Na początek zajrzeliśmy do teściowej, to znaczy ja tylko na moment, bo siedziała u niej Gosia, a my, znaczy Kajka, teść i ja, łaziliśmy po pobliskim parku. Było ciepło, ale jak dojechaliśmy do chałupy okazało się, że piździ niemożliwie, zrobiliśmy więc szybkiego grilla i tyle. Ja bez bluzy, bo przecież tylko na moment, zmarzłem strasznie. Kajka, podniecona strasznie, zasnęła ze mną ok. 22. Bez teściowej w chałupie jakby spokojnie, tylko Hanka mnie wkurwia...
środa, 18 czerwca 2014
18.06.2014
Co za dzień! Ledwo wstałem o 6, pojechałem do pracy i po 3 godzinach na boisku przypomniałem sobie, że zapomniałem winyla, który poszedł na allegro, a koleś specjalnie przyjeżdża, aby go odebrać... Kurde bele. Pojechałem więc na okienku do domu i zdążyłem jeszcze w miarę wcześnie wrócić. Załatwiłem miejscówkę Olgierdowi w Darłówku, zainstalowałem flesza na kompie, aby można było drukować świadectwa, pomogłem koleżankom ogarnąć program do druku, zrobiłem jedną, porządną lekcję, odebrałem gilosze, oddałem płytę, zaniosłem rachunki do dzielnicy, pojechałem co centrum na pocztę i obiad... Dwie godziny zajęło mi łażenie po lasku Bielańskim - nie znalazłem kolektora i mogiły, muszę tam wrócić, psia krew. Na koniec zakupy w Rossmanie, Tesco, tankowanie do pełna i ledwo żyję...
wtorek, 17 czerwca 2014
17.06.2014
Pobudka o 4 rano nie nastroiła mnie pozytywnie przed wtorkiem... Kajka zwariowała i choć staraliśmy się spać, nie dało rady. Dziewczyny pojechały ze mną do pracy, pożegnać się z Bożenką, ja zrobiłem te 8 lekcji z dużym samozaparciem, podrukowałem papierzyska i nadeszła rada. Oceny z zachowania będą bolesne - niektórzy nie mają paska, będzie ból dupy... A tyle się nagadałem. Podjechałem coś zjeść i wróciłem do domu - teściowa wreszcie wylądowała w szpitalu, bo to zaczynało już być niebezpieczne... Siedzę cały czas w świadectwach i papierkach...
poniedziałek, 16 czerwca 2014
16.06.2014
Oczywiście, po marnym pogodowo weekendzie, zrobiło się bardzo ładnie. Trochę porobiłem lekcji, trochę pobimbałem na dworze, przeszło jakoś... Skoczyłem na obiad do Curry House, zrobiłem ostatnie zajęcia z Iwo i teraz rzeźbię kartę klasyfikacyjną na jutro. Z koloniami Maciek znowu popieprzył, awantura z rodzicami, bo okazuje się, że nie ma miejsca... Jak zwykle, cholera.
niedziela, 15 czerwca 2014
15.06.2014
Dziewczyny postarały mi się dać rano spokój - przynajmniej teoretycznie. To spałem do 8:30 - rok temu byłoby to strasznie wcześnie... Poszliśmy do kościoła - skończyło się jak zwykle: Gosia siedziała, a ja latałem za Kajką... I tylko dwie godziny zajęć z Tomkiem, które przesiedzieliśmy z Kajką, mecze i minął weekend.
sobota, 14 czerwca 2014
14.06.2014
Gosia zrobiła nam pobudkę 6:30 a i tak ledwo się wyrobiła. Dzięki temu jednak jestem półprzytomny. Pojechaliśmy na to spotkanie na Nowy Zjazd - było sympatycznie, aczkolwiek za długo. Mama siedziała z Kajką, jak wróciliśmy, to młoda spała. Zrobiłem obiad z greckiej książki - wyszło średnio. Jak mama poszła, skoczyliśmy do Tesco na szybkie zakupy pieluchowe itd i oglądam mecze.
piątek, 13 czerwca 2014
13.06.2014
Trochę był stres przed dzisiejszym konkursem... Zwłaszcza po wczorajszym... Ale Ewa na szczęście wygrała konkurs i wszystko będzie po staremu. Słychać było, jak kamień łupnął z serc o ziemię. Ja zrobiłem te lekcje, wystawiłem oceny, pojechałem po płyty, zjadłem, zrobiłem dodatkowe zajęcia i w sumie ostatni pracujący piątek w szkole minął. Nareszcie. Jeszcze tylko zrobiłem zakupy na jutrzejszy obiad, nieco go przygotowałem i wszedłem w mistrzostwa. Wprawdzie Meksyk-Kamerun 1:0 (przy dwóch bramkach dla Meksyku nieuznanych), ale potem Holandia -Hiszpania 5:1 - świetny mecz. Pogoda się zepsuła na weekend, w poniedziałek ma być lepiej. Super.
czwartek, 12 czerwca 2014
12.06.2014
Tak mi się nie chce... Zrobiłem te lekcje, na boisku mityng imienia Mulaka, wystawiłem oceny, na koło przyszedł tylko Jan, dałem mu ankietę i wyszedłem... Coś przy wyjściu mnie zagryzło w gardło, ale odkaszlnąłem i tyle - potem okazało się, że przed zebraniami ktoś rozpylił gaz pieprzowy w szkole - totalnie polityczna akcja przed jutrzejszym konkursem. W domu poszliśmy jeszcze na spacer i oglądam Brazylia-Chorwacja.
środa, 11 czerwca 2014
11.06.2014
Kajkę swędziały komary, więc nie spałem od 5:30... Przeżyłem lekcje, zrobiłem wycieczkę, zostałem dla porządku na zebraniu chwilę, podskoczyłem do Arkadii po płyty i utensylia dla małej i zanim wróciłem do domu, podskoczyłem po benzynę - przy okazji wjebałbym się w benza... Ledwo wyhamowałem. Tak bardzo mi się nic nie chce...
wtorek, 10 czerwca 2014
10.06.2014
Upał rośnie, jest cudownie. Moi łucznicy zdobywali dziś medale na WOMie, więc co najmniej dwie lekcje miałem z głowy. Dwie kolejne z racji wycieczki Edyty i Kingi. W czasie jednego z zastępstw robiłem ową prezentację dla burmistrza, która na mnie czekała od zeszłego tygodnia. Itn znowu się wściekł, bo Karola na zawodach. Sprawdziłem tego hamburgera na Gdańskiej, zrobiłem zajęcia i wróciłem, bo Gosia znów miała dziś Tomka na 2 godziny.
poniedziałek, 9 czerwca 2014
09.06.2014
Ciężki jest powrót do rzeczywistości... Od razu zabiegany, to tu coś, to tam coś, oszaleć można. Jeszcze dzieciakom się nie chce, bo gorąco i mają dość - wcale im się nie dziwię. Odwaliłem lekcje, podskoczyłem do chińczyka i do Iwo. Szkoda tylko, że kasy za Ewę nie znalazłem - w plecy jestem na 300 złych, kurwa. Dwie godziny siedziałem z Kajką, która szalała na balkonie (przy okazji wyrzuciła latarkę), bo Gosia miała Tomka na tyle czasu - świetne w sumie siedmiolecie małżeństwa.
niedziela, 8 czerwca 2014
08.06.2014
Teściowie chcieli pojechać do Wilanowa, to pojechaliśmy. Upał 29 stopni, komary nad jeziorkiem jak piorun, 2,5 godziny czekania na wejście do muzeum. Kajka głodna, chce latać, więc zapiernicza po całym parku jak szalona, zmęczyła się dziś bardzo. Teściowie pojechali po obiedzie i nastał spokój.
sobota, 7 czerwca 2014
07.06.2014
Spaliśmy do 8, choć i tak większość wstała wcześniej. Przed śniadaniem test Coopera, po śniadaniu dopakowanie się i hajda w drogę. Wyrzuciłem Zuzkę na Ochocie, oddałem resztę dzieci, odwiozłem Kasię i zahaczając o kwiaty, pojechałem do domu, gdzie czekali na mnie teściowie. Kajka przyjęła mój powrót dobrze, długo mnie stroiła fochów i wszystko było w normie. Skoczyliśmy do Królikarni, ale tam była impreza i głośny koncert, którego Kajka, a przede wszystkim teściowa nie ogarniały - to pojechaliśmy do ogrodu Saskiego i łaziliśmy do 20. Wypiliśmy darmowe Reddsy i tyle dnia.
piątek, 6 czerwca 2014
06.06.2014
Znowu ledwo wstałem. Dzień z pogodą w kratkę, ale udało się zrobić siatkówkę plażową, piłkę nożną oraz łuki i trening siatki. Przed kolacją zrobiliśmy saunę - było super. Na deser poszliśmy do Spały na lody, spakowaliśmy się i spać. Okazuje się, że w domu teściowie się zwalili do córeczki. Zajebiście..
czwartek, 5 czerwca 2014
05.06.2014
Rano ledwo się podniosłem po urodzinach Janka. Owszem, wiele nie było, ale poszliśmy spać po 1 i mało czasu się okazało. Przed południem nie robiłem nic - nieco się poopalałem, poplątałem pomiędzy łucznikami i tyle. Po obiedzie poszliśmy do Konewki, obadać hitlerowski schron kolejowy - super sprawa. Zakończyliśmy na lodach i piwku w Spale. Podczas dyskoteki układaliśmy listę dzieci do klasy sportowej i... znowu poszliśmy spać ok. 1. Ratunku.
środa, 4 czerwca 2014
04.06.2014
Z rana Robert wyciągnął mnie do Tomaszowa z Krzysiem, żeby odwiedzić fryzjera. Fryzjer niewątpliwie artysta, czuć było jego artystyczne wspomagacze już od wejścia, ale Krzysia zrobił ładnie. Kupiliśmy Jankowi torcik z okazji urodzin i jeszcze wróciliśmy na oszczep, dysk i kulę. Po obiedzie lekcje, potem Robert i Janek zaciągnęli mnie na tor i dali do ręki łuk. Było fajnie i sobie postrzelałem. Na koniec basen i kiedy już wreszcie dzieci poszły spać, poświętowaliśmy z Jankiem jego urodziny. Miło.
wtorek, 3 czerwca 2014
03.06.2014
Głowa mnie nie przestała boleć... Rano miałem w sumie wolne, poza tym, że czwartej siatkarskiej zrobiłem angielski... Potem wszyscy poszli na treningi, a ja udałem się na rekonesans po lesie, aby ustalić trasę gry terenowej, którą wykonaliśmy po obiedzie. Wyszło super, ci łucznicy amatorzy spisali się na medal, dzieciaki się wkręciły, ekstra. Po kolacji mieli robić lekcje, ale zamiast tego szaleli tak bardzo, że mnie wściekli w którymś momencie. Na koniec rozliczenie z Robertem i okazało się, że Ewa ma obóz nie zapłacony. Ups, będę to musiał jakoś jutro rozwiązać... Walnęliśmy po piwku i spać. Jutro kolejny ciężki dzień.
poniedziałek, 2 czerwca 2014
02.06.2014
Co za syfiasta pogoda... Cały dzień pada. Miałem rano iść na obczajenie Spały i okolic, ale tak lało, że nie dość, że ja nigdzie nie poszedłem, to jeszcze łucznicy musieli zejść z torów. Odrobili lekcje, po obiedzie poszliśmy do lasu grać we flagi, zaraz na basen i... padam na ryj. Spać mi się chce głowa mnie, boli, Robert biega z tymi, co wyłażą po 22 z pokoi i spać nie mogą...
niedziela, 1 czerwca 2014
01.06.2014
Zabiegany ten dzień strasznie. Rano, po spokojnym śniadaniu, pojechaliśmy na Bródno na festyn rycerski, spotkaliśmy się tam z Szonim i dziewczynkami, Kajka szalała po trawie w losowo wybranym kierunku, ledwo można było nadążyć. Przyjęliśmy na obiad wielką kiełbę z grilla, pożegnałem dziewczyny, wsiadłem do Korsarza i pojechałem na zbiórkę. Droga zaczęła się cudnie, jeszcze w Warszawie Tolka zarzygała siebie, fotel i Zuzkę... Dzieciaki podjarane strasznie, darły się w autobusie i wieczorem nie pomógł nawet trening. Przy okazji gry w piłkę o mało nie zabiłem niechcący dzieciaka, bo kopnął piłkę, odbiła mi się od nogi i trafiła go prosto w splot... Żyje. Dzieciaki latały do ok. 1, a jak już się położyłem, to jacyś kretyni zaczęli grać hejnały na trąbkach pod oknami...
Subskrybuj:
Posty (Atom)