środa, 31 stycznia 2018

31.01.2018

Wstawanie o 5:30 to pomyłka... Zwłaszcza, jeśli młoda nauczyła się przyłazić w środku nocy, szlag by to trafił, a chomik szaleje na kółku. Lekcje minęły mi szybko i przyjemnie, zero kłopotu. Odebrałem od Elizy perfum i poszedłem do MALu - spędziłem tam dwie godziny na burzy mózgów i chyba może być nieźle :) Wróciłem do domu, poszliśmy do Sajgonu na obiad i odebraliśmy młodą po balu karnawałowym - podobno było super. Potem szybko ogarnęliśmy chałupę, Gosia miała Michała, ja Kubę, a teraz ona zasnęła nad lekturą, a ja piszę Sielce i nie mogę wyjść z tego samego miejsca od dwóch dni :P

wtorek, 30 stycznia 2018

30.01.2018

Wieje jak sto skurczybyków... Siedziałem w pracy od 8:30 do 16:10 ale jakoś to przetrwałem. Mam nowego Igora w klasie, wygląda sympatycznie, ale z chochlikiem w oczach ;) Przyszedł Janek D. z prezentem z Włoch i żeby się zapisać na lato - jak jeszcze nie wiadomo dokąd... W przerwie skoczyłem po płyty - ale była tylko jedna paka z trzech, jak to? Zosia oczywiście znowu odwołała zajęcia, więcej ich nie ma, niż są... Bez sensu. A mój katar ma się świetnie, w mordę...

poniedziałek, 29 stycznia 2018

29.01.2018

Mimo, że Gosia wstała 5:30, to mnie udało się podnieść 6:45 i drzemałem do tego czasu. Super. Młoda ogarnięta, zaprowadziłem do przedszkola, załadowałem kartę miejską i wróciłem do chałupy zjeść, umyć się i ogarnąć nieco płyty. Pogoda zrobiła się straszna, leje i wieje, około 10 na plusie. Lekcje jakoś przemordowałem, ale katar mnie dusił. Zmęczyłem się straszliwie, a tu jeszcze Paulina i Jonatan... W domu wyczyściliśmy chomiczce klatkę i mam ochotę paść. Nieśmiało zacząłem Sielce, więc tak ciągnę do przodu. Będzie tego sporo...

niedziela, 28 stycznia 2018

28.01.2018

Udało mi się wstać grubo po 9, świetnie... Ale na tym świetność się skończyła, bo Gosia zabrała się za porządkowanie starych ciuchów Kajki. Zaczęła o 10 i z przerwą na obiad, skończyła o 22. Dramat. Segregowała, składała, ja robiłem fotki i wrzucałem na allegro. Do tego zrobiłem dobry obiad (gulasz) i tak trochę przesmradzałem, ale bardzo się nie dało. Fatalnie męczący dzień.

sobota, 27 stycznia 2018

27.01.2018

Młoda, mimo, że znowu przylazła w nocy (co ona ma za jazdy?), dała spać do 8:30. Trochę mi lepiej, ale żona mnie wysłała po zakupy i tyle mojego. Oblazłem trzy sklepy, żeby znaleźć wszystkie rzeczy, a smog aż dusił. Ugotowałem pyszne risotto, aż Kajka ze smakiem zjadła. Obejrzeliśmy skoki z Zakopanego - nasi wygrali, a Stoch zrobił rekord skoczni :) Gosia zabrała się za segregowanie ciuszków, oczywiście jest prawie północ, a pokój wygląda jak indyjski bazar. Ja skończyłem Moko, zabrałem się za Sielce, ale po woli.

piątek, 26 stycznia 2018

26.01.2018

Chomik szalał w nocy, ujeżdżał to kółko jak dziki, aż nas obudził... Ja za to czułem się zbyt świetnie - jestem przeziębiony jak stado skurczybyków... Odprowadziłem młodą przed lekcją Gosi - miał być jeszcze Kuba, ale w ogóle nie przyszedł, zawracanie tyłka. Dzień przewegetowałem, robiłem tylko indeks do Moko. Słabo się czuję i nie chce mi się nic :P

czwartek, 25 stycznia 2018

25.01.2018

Rozłożyłem się, wczorajszy spacer mnie wykończył... Odprowadziłem małą dziś bez problemów, potem Gosia poszła do lekarza na półtorej godziny... Ogarnąłem się, poszedłem do biblioteki i zrobiłem obiad - pyszny wyszedł :) Po czym żona pojechała na masaż, a ja za jakiś czas po Kaję. Musiałem zawitać w aptece, bo ledwo żyję. Szlifuję Moko, przesmradzam, a Gosia siedzi cały czas w ofertach mieszkań i zawraca dupę. 

środa, 24 stycznia 2018

24.01.2018

Budzik zadzwonił o 7 i w sumie nie wiedziałem, co się dzieje. Ale wstałem, wyszykowałem młodą i poszliśmy do przedszkola. Ogarnąłem się i ruszyłem na Mokotów - najpierw zahaczyłem o pracę, wydrukować materiały. Potem poleciałem po Wierzbnie - dość długi ten spacer wyszedł, zlazłem się strasznie: znowu boli mnie kolano, zgrzałem się niemiłosiernie i ledwo lazłem, bo połowa chodników oblodzona. Przez to wszystko dostałem kataru, źle to widzę... W tym czasie, kiedy Gosia miała pisać dyplomowanie, młodą rozbolał brzuch i wróciła do domu... Trochę to naciągane było, ale tam... Wróciłem do domu, zrobiłem obiad i jeszcze poleciałem na zakupy. Padam z nóg i słabo się czuję.  

wtorek, 23 stycznia 2018

23.01.2018

Młoda znowu przyłazi w nocy, szlag by to trafił... Rano, zanim Gosia się ogarnęła, to zrobiła się 13 - dopiero ruszyliśmy na łyżwy. Pod Wola Park poszliśmy pieszo i weszliśmy na lodowisko. Szybko sobie przypomniałem jazdę i było fajnie. Młoda zaś początkowo stękała, ale jak złapała, to nie chciała zejść z lodu :) Zjedliśmy w kebab kingu obiad i... pokonały nas przeceny. Najpierw w Sport Direct, a potem znowu w WP... No i kupiłem sobie ładną kurtkę w Kloppie, Gosi w House i wydałem kupę kasy. Znowu. Meh. Wieczorem chomika cholera wzięła - Kaja wrzeszczy 'chomik się nie rusza!' Co mi głowę zawraca... A tu rzeczywiście! Biegała w kółku i nagle padła - leżała bez ruchu z pół godziny, po czym zaczęła się ruszać. W końcu uciekła za domek w te pędy. Cały wieczór potem była jakaś wystraszona... Dziwne.

poniedziałek, 22 stycznia 2018

22.01.2018

Wstałem jakoś wcześnie, ale dzięki temu miałem więcej czasu. Poskanowałem obrazki na Moko, ogarnąłem płyty i pojechałem po dziewczyny. Jakiś podziębiony jestem cały czas, a zimno jak piorun. Zanim się rozłożyliśmy itd, zrobiło się późno. Ksiądz miał przyjść, ale do nas nie zajrzał - może byliśmy akurat w drodze? Mam nadzieję :)

niedziela, 21 stycznia 2018

21.01.2018

Obudziłem się nieco po 7 - chyba z przyzwyczajenia. Ale nawet się wyspałem. Ogarnąłem się i o 11 pojechałem na pocztę. Najpierw wskoczyłem do Saturna i empiku zrealizować bon, potem na pocztę, nadać paczkę i odebrać, co moje. Przy okazji wpłaciłem kasę na konto. Wróciłem o 14, zjadłem i zacząłem przegląd i porządkowanie płyt. Obejrzałem mistrzostwa świata w lotach - nasi mają brąz! Popisałem Moko i tak ogólnie sobie czas płynie w spokoju. Cudownie. 

sobota, 20 stycznia 2018

20.01.2018

Wstałem po ciemku jeszcze - 6 rano. Ta cholera z wiadrem i mopem przylazła 6:10, na szczęście nie spałem, więc mogła sobie się tłuc po korytarzu. Co to za pomysł? Udało nam się zapakować, zjeść, oddać część dzieci i ruszyć o 8:20. Pomimo obaw, droga była wybitna. Dwa postoje, na zmianę czytałem książkę i słuchałem muzy. Wprawdzie marylowa Majka prawie zeszła w Radomiu - zasłabła i zarzygała część jadalni na stacji, ale udało się ją doprowadzić do porządku. Dojechaliśmy o 15:30! Genialnie! Wróciłem do chałupy, a na schodach... ministrant mnie pyta, czy ja przyjmę księdza... Ja tu z gratami, narty, walizka, po tygodniu nieobecności, a ten mnie pyta, czy ja księdza przyjmę! Pomijając moją niechęć, to jakby nie miałem okoliczności, aby go przyjmować. Poszedłem od razu do sklepu, bo w domu pusto i zimno (Gosia zostawiła otwarte okno...) i zjadłem obiad, oglądając skoki. Stoch wicemistrzem świata w lotach! Szkoda, że odwołali ostatnią serię, bo może by wygrał... Ogarnąłem pranie i okoliczności, teraz ogarniam płyty i Moko. Luz blues. Czad. 

piątek, 19 stycznia 2018

19.02.2018

Musieliśmy wstać wcześniej, bo mieliśmy zarezerwowany aqua park na 9. Ale dzięki temu było pusto i nasza grupa dominowała. Pławiłem się w jacuzzi, bąbelkach, na zjeżdżalniach, było fajnie, aż nadszedł moment wyjścia. Wydawało nam się, że 2 godziny to sporo i mamy czas, ale do szatni wpada Maryla, że natychmiast wyłazić, bo już nabiło 200 zł za przedłużenie! Co jest? Okazało się, że bilet jest na półtorej godziny, jakaś poranna promocja, na którą ta sknera nas zabukowała... Po awanturze kierowniczka anulowała karę, ale zgrzyt był i to nasza wina... ups... A jak wychodziliśmy, okazało się, że nie ma Lili. Jak to nie ma? Przecież oddaliśmy wszystkie czipy? Lili była w szatni, spokojnie się wycierała, luzik. Po powrocie była chwila spokoju i po wcześniejszym obiedzie ruszyliśmy na podbój Krupówek. Robert zabrał swoich chłopaków na turniej do Nowego Targu, więc pojechaliśmy sami z Marylą. Nikt się nie zgubił, nikt nie zginął, tylko głupi Pułka dał 50 złych za święty obrazek jakiejś oszustce... Idiota. Ja się obkupiłem: komplet korale - bransoletka dla żony, torebka dla Kai, perfum, bluza i piwo dla mnie :) Potem już tylko pakowanie, Warhammer i... 22:30. Noc spokojna, bez głupot...   

czwartek, 18 stycznia 2018

18.01.2018

Znowu radosna noc - 3 to godzina duchów, bez kitu. Obudziło mnie wycie. Ktoś płacze! Tym razem u małych. Człapię, ryczy Franek. Boli go strasznie stopa, tak nagle. Kurde, patrzę, na stopie nic nie ma. Skurcz? Gdzie tam. No dobra, pomasowałem mu stopę i w ciągu pół minuty przeszło, czary jakieś. On natychmiast zasnął, a ja, znowu rozbudzony, znowu przewracałem się w wyrku z kolejną godzinę. Rano ostatnie narty - po południu chciała jeździć tylko Lili, więc Robert z nią poszedł, a ja poszedłem na salę. Grało się fajnie, ale wkurzyli mnie potem. Zanim pozbierałem dzieci, starszyzna sobie już poszła ze szkoły do Jędrola, zostawili mnie z bandą maluchów i z ciężką torbą ze sprzętem. Super. W wypożyczalni okazało się, że Fiona nam zapieprzyła narty Kostka. A Leny leżą w autokarze - wszystko się wreszcie zgodziło! A  było słyszeć, jak się Żabcia zielona odżegnywała, że to nie ona, nigdy, zadzwoniła do Jędrola go opieprzyć, idiotka. Ufff... Warhammer i 22:30.

środa, 17 stycznia 2018

17.01.2018

Ale noc! Śpię sobie w najlepsze, aż tu nagle słyszę tupanie po korytarzu. Trzecia w nocy! Zanim wstałem, drzwi się otwierają i staje w nich Marek. 'Marek, co się stało?'. 'Ee, nie ma mojego pokoju...', po czym zamknął drzwi i poszedł. Biegnę za nim, ale trafił, kiwa się w progu. Położyłem go spać i wróciłem, jeszcze słyszałem, jak potężnie smarka... :P Tak mnie rozbudził, że godzinę miałem z głowy... Ale rano przypomniał sobie akcję, śmiechu co nie miara :) Dziś znowu narty, część poszła z Marylą na salę, wieczorem Warhammer i... 22:30 z włodkową.

wtorek, 16 stycznia 2018

16.01.2018

Ależ trafiliśmy na warunki! Jest przepięknie, gdyby tylko mnie nie budziły te maluchy obok... Rano i po południu na nartach, wieczorem Warhammer, pomiędzy krótkie momenty drzemki...

poniedziałek, 15 stycznia 2018

15.01.2018

Rano znowu narty - zginęły nam narty Kostka z wypożyczalni, ciekawe, co on z nimi zrobił? Jeździ się super, jest piękna pogoda, lekki mróz i pełne słońca, wypas. Po południu nie poszliśmy na stok, bo mieliśmy kulig i ognisko. Nie znoszą tych kuligów, zwłaszcza po ulicy, siedziałem z Leonem i Mikołajem P., darli ryje przez cały czas i tak mnie zmęczyli, że szok. Do tego zmarzliśmy. Po powrocie nieco się ogrzaliśmy i zeszliśmy jeszcze na ognisko na kiełbaski. Nawet przyjemnie, ale strasznie zimno. Na koniec - Warhammer i oczywiście tradycyjna 22:30 z benzyną od Włodka.

niedziela, 14 stycznia 2018

14.01.2018

Sprzątaczka wcześnie zaczyna dzień - od przed 7... Wali tym wiadrem i mopem, chyba złośliwie... A że zaczyna od moich drzwi, to dodatkowo wkurzające. Jeszcze chłopcy mali się drą od 7 i weź tu śpij, nawet jak pobudka na 8... Dziś dzień nart - najpierw u Jędrola, potem na SucheSki. O ile na pierwszym jeździ mi się swobodnie, to na Suchem mam ciągle koło siebie kogoś, albo tylko Janka, albo jeszcze parę osób. Wieczór zszedł na Warhammerze.  

sobota, 13 stycznia 2018

13.01.2018

Na zbiórkę przyjechałem pierwszy, jakoś się tak wyrobiłem. Podróż, poza Jankiem K., który rzygał pół drogi, była nad wyraz spokojna. Z łatwością podzieliłem pokoje, dojechaliśmy około 17 przed Robertem. Wszystko się ułożyło, po kolacji pojechaliśmy do wypożyczalni i jeszcze załatwiliśmy sprzęt. Wszystko nad wyraz spokojnie - na spotkaniu o 22:30 (okazało się to tradycyjną rzeczą) podzieliliśmy kasę na sprzęt i wyciągi i poszliśmy spać. Będzie dobrze :) 

piątek, 12 stycznia 2018

12.01.2018

Ledwo to przeżyłem... Nie musiałem jakoś specjalnie iść wcześniej, bo dla Kajki najwcześniejszy lekarz był na 18, więc wysłaliśmy ją zasmarkaną do przedszkola - po wizycie u lekarza okazało się, że poza katarem nic jej nie jest. I dobrze. Lekcje szły wolno, w większości klas nie miałem nawet połowy uczniów - zawracanie tyłka. Nie chciało mi się koszmarnie, ale co tam. Dało radę. Zrobiłem Julka, ale Jonatana odwołałem, bo bym się nie wyrobił zupełnie - na poczcie czekały dwie paczki, w inpoście kolejna, musiałem zajrzeć do biblioteki... Wszystko biegusiem, a do tego jakiś armagedon na ulicach - metro jeździło tylko do Słodowca i stało na każdej stacji po parę minut, a pod ratuszem Bielan puknął się autobus z jakimś wozem - musieli się nieźle piznąć, bo samochód miał pękniętą szybę... Kajka w rozpaczy, że wyjeżdżam, jakiejś histerii dostała, rany... Spakowałem się w kilka minut i staram się odpocząć. Nie chce mi się tam jechać...

czwartek, 11 stycznia 2018

11.01.2018

Młoda wreszcie przespała noc u siebie, przylazła już po naszym wstaniu. Rano przyszła jeszcze mama i zaraz poszła na imprezę do przedszkola z okazji dnia babci. Ja szybko zrobiłem pranie, posegregowałem okładki, zjadłem i ledwo wyszedłem z domu. Oczywiście się nie spóźniłem, ale wlazłem w ostatniej chwili. Lekcje przeszły szybko, Renata mnie wkurwiła, bo zaraz okaże się, że z tym konkursem to moja wina... Kuba nie przyszedł, biblioteka zamknięta, młoda ma dziki katar... A ja jestem nieprzytomny i wściekle mi się nie chce... A jutro ciężki dzień...

środa, 10 stycznia 2018

10.01.2018

Co za dzień, nie mogę... Pobudka była już przed 5, bo Kajka przylazła nie wiem kiedy i zaczęła mnie kopać. Kurde. Po pobudce biegiem, w sumie ledwo się wyrobiliśmy. Młoda ma taki katar, że łojezu... Ale poszła do przedszkola, katar nie choroba... W pracy zrobiłem swoje lekcje i powinienem kończyć o 10:30, ale zostałem na konkurs. No ok, dwie godziny za darmo, ale dobra. Zrobiłem, wszystko fajnie, aż tu nagle okazuje się, że Renata pomyliła sesje i dała nam regulamin sesji jesiennej, a nie zimowej. Połowa prac w dupę psa. Powoli zrobiło się wybielanie i już pod koniec dnia 'pomieszało się i niektórzy nie ogarnęli, że to inna sesja'. W dupę. Potem zostałem jeszcze trochę, bo Łukasz się obudził, że przed chwilą zmienił ocenę An. Świetnie, nie szkodzi, że już zdałem sprawozdanie i klasyfikację do dyrekcji... Co za baran, kazałem mu wracać poprzedniej oceny, trudno, ja nie będę z siebie robił kretyna po raz kolejny, bo on zapomniał. Wyszedłem z pracy na chwilę trzy godziny po czasie. Skoczyłem na Kickiego i znalazłem w tym genialnym antykwariacie 6 płyt - i to niezłych. Potem powrót do centrum, obiad i dwie paczki z poczty. Znowu kilogramy płyt... Wróciłem na radę. Na zebranie klasowe przyszły trzy osoby, głównie dlatego, że siedziały do zebrania zimowiskowego, które pięknie poprowadziłem. No i ok, w domu byłem 20:30, padam na pysk.

wtorek, 9 stycznia 2018

09.01.2018

Rzeczywiście, ten chomik szaleje w nocy - spała dziś obok nas i o 4 zaczęła biegać w kółku. Nie mogę... Mróz się zrobił, ale pogoda piękna za to. Tylko co z tego, jak cały dzień w pracy spędziłem i to znowu z zastępstwem. W dodatku się wściekłem, bo jutro jest konkurs, tylko że na 4 lekcji, a ja kończę po 3. Jak miał być na pierwszej, to żadna nie miała przyjść, bo nie będą tak wcześnie przyłazić, a ja to kurwa mogę zostać dwie godziny, tak? Pierdole takie układy... Zośka się odwołała jak zwykle, więc pojechałem do kerfjura na obiad i zakupy. Teraz siedzę i rzeźbię papiery na jutro. I zrób jeszcze mięso i to i tamto... Wrrr. 

poniedziałek, 8 stycznia 2018

08.01.2018

Bardzo przyjemny dzionek. Niby musiałem pojechać nieco wcześniej, ale nie miałem lekcji. Odbębniłem swoje na gali konkursowej, obejrzałem występy, poświeciłem facjatą i o 11:30 byłem wolny. Zatem przeleciałem się po trzeciej trasie z tomu Moko i opstrykałem okolicę, po czym skoczyłem pod Marriotta, odebrać paczkę z UGK. Miło. Obiad i zajęcia jakoś minęły, choć bardzo mi się nie chciało. Odebrałem zdjęcia z Dyzia, położyłem młodą i uzupełniam papierki i pierdoły.

niedziela, 7 stycznia 2018

07.01.2018

Trochę chłodniej się zrobiło, ale i tak siedzieliśmy cały dzień w chałupie - młoda dostała porządnego kataru, Gosia sprawdzała testy (dla odmiany), a ja... próbowałem odpoczywać, ale moja żona zawsze coś znajdzie - wymyśliła laurki dla dziadków. Ja mam laurki robić, dwie lewe ręce... Brawo. 

sobota, 6 stycznia 2018

06.01.2018

Ale wolny weekend... Od rana zakupy na zmianę ze sprzątaniem... Zrobiłem tylko szybki obiad i oczekiwaliśmy gości. Przyszła Kasia z rodziną, Ala i ciotka Kaśka, siedzieli ze 3 godziny, było dość miło, ale ciotka lekko wprosiła się o darmowe przewodniki :P Obejrzeliśmy ostatni konkurs 4 skoczni - Stoch znowu rozwalił i wygrał całość! Szkoda, że Kubacki spaprał, bo był drugi po pierwszej serii i miał szansę na pudło w końcowej, ale... spadł na 6-ste... Poszliśmy gości odprowadzić, Kajka była już tak zmęczona i głodna, że można było dostać szału.

piątek, 5 stycznia 2018

05.01.2018

Co za dzień, nie mogę, wykończą mnie te piątki... Zdążyłem bez problemu, zrobiłem te 6 lekcji, zjadłem w Hami i podreptałem w deszczu do Dżulsa. U niego spoko, ale u Jonatana jak zwykle szarpanie się, kto ile ugra. Ależ jestem zmordowany... I jeszcze zima do dupy, 6 stopni i leje. Co to ma być? Gosia siedzi i robi ciasta na jutro - naspraszała rodzinkę i ma dodatkowe atrakcje. Nie chce mi się...

czwartek, 4 stycznia 2018

04.01.2018

Rano jakoś przeleciało, wybierałem sobie książki o Moko. Lekcje też minęły szybko, nawet się nie zmęczyłem bardzo. Awantura za to grzmi o permanentne dyżury w szatni... Wróciłem szybko, odebrałem Kajkę, zdążyłem zjeść i zrobiłem Kubę, choć męczył mnie strasznie dukaniem... Ok, poszło. Trochę oswajaliśmy chomika, uzupełniam Moko i nic mi się nie chce...

środa, 3 stycznia 2018

03.01.208

Pobudka o 5:30 to strach... Nawet jak wychodziliśmy do przedszkola, to ciemno było jak w nocy. Porażka, chce lata...Lekcje mi szybko minęły - wszak tylko 3, przy okazji okazało się, że Figa się znalazła - przy Bałtyckiej już w Olsztynie, przewędrowała ładne parę kilometrów. Szczęśliwa, ale nieludzko uświniona... Po lekcjach skoczyłem do Konrada, podrzucić mu przewodniki, zajarał się chłopak :) Potem tylko skok do empiku, wykorzystać zniżki i do domu, czekać na montera upc. Miał być 13-15, przyszedł 14:50, ale wymienił, wszystko działa. Gosia poszła do lekarza z tym swoim brzuchem - oczywiście nic jej nie jest. Ja miałem za to prawie godzinkę spokoju. Ogarnąłem w tym czasie ładunek mp3. Jeszcze zajęcia z Kubą i wreszcie spokój... Skończyłem pisać Moko, została kosmetyka i to, co znajdę dodatkowego. Super! 

wtorek, 2 stycznia 2018

02.01.2018

Ależ ciężko dziś było wstać... Zwłaszcza, że młoda nauczyła się przyłazić w nocy, kurde. Zrobiłem te lekcje, strasznie tego dużo... Na okienku wyskoczyłem po paczki na pocztę - cholera, wyszło kilkadziesiąt płyt! Nie zdążyłem zjeść, bo pozbywałem się plastików... Wróciłem na dwie lekcje, zjadłem lawasza i przy okazji zalałem się cały sosem :P Zosia zapomniała, że dziś wtorek i spała - świetnie... Siedzę i kończę Moko. Jest ok :)

poniedziałek, 1 stycznia 2018

01.01.2018

Poszliśmy spać o 1, wielka impreza. Gosię boli żołądek i ogólnie jest dupa. Figa przestraszyła się wystrzałów i zniknęła - nikt nie wie, gdzie jest pies... Pobudka była już o 8:30, zupełnie nie wiem czemu młoda nie może spać spokojnie... Ogarnęliśmy się i po 12 poszliśmy z Kajką na spacer na WAT. To był spacer zoologiczny - podglądaliśmy sójki i zięby, wiewiórkę i inne ptaki (tak wiem, wiewiórka nie jest ptakiem). Potem usiedliśmy oglądać skoki - Stoch znowu wygrał! Reszta poleciała słabiej, ale sukces jest. Zbliża się koniec wolnego, coraz straszniej się robi...