czwartek, 30 czerwca 2016

30.06.2016

Dzięki temu, że zbiórka była na 9, wyrobiliśmy się bez problemów, choć ilość tobołów przeszła wszelkie pojęcie. Jechaliśmy dość długo, bo często stawaliśmy, ale na miejscu znaleźliśmy się już o 16. Rozlokowanie, obiad i w zasadzie na tym koniec, bo przecież rozpoczął się mecz! Na tarasie strefa kibica, mnóstwo ludzi i emocje - Lewandowski zdobył gola już w drugiej minucie!! Szał!!! Niestety, Renato wyrównał i po karnych odpadliśmy - Błaszczykowski nie strzelił... Przykro.

środa, 29 czerwca 2016

29.06.2016

Dziś się wreszcie nie topiłem w poduszce. Wstałem i okazało się, że ten dzień ma za mało godzin w sobie. Zrobiłem młodej kaszkę, pościeliłem łóżko, odkurzyłem, zmyłem podłogę w kuchni i łazience, ogoliłem głowę, umyłem łazienkę, wysłałem dane Marylce, poszedłem do sklepu po napoje... I dopiero o 11 wyszedłem na spotkania. Na Ursynów dojechałem przed czasem, odebrałem ciężką pakę i pojechałem na spotkanie z panem z expandera. Bardzo miło, ale godzinka pękła. Przy okazji poszedłem do sklepu zobaczyć, jak się czują moje buty - oczywiście nie przyjęli reklamacji, więc musiałem napisać odwołanie - szkoda, że nikt wcześniej nie powiedział, że buty już są... Do domu wracałem przez aptekę i Sajgon, zjedliśmy i młoda namówiła mnie na spacer. Poszliśmy więc odebrać kapcie z przedszkola, zapisać mnie na wizytę do lekarza i odebrać wyniki (jestem zupełnie zdrowy póki co...), skoczyliśmy po klapki dla małej i mnie - moje niby nowe, ale tak farbują, że mam po chwili mocno granatowe nogi, masakra. Zajrzeliśmy na plac zabaw w parku i wróciliśmy. A że Kajce było mało, to jeszcze poszła z mamą do sklepu. Kiedy wróciły, zjadła kolację, a z kolei ja poszedłem po wszelakie napoje. Pakowanie trwało do 23, nie rozumiem, jak można tyle czasu spędzać na pakowaniu ciuchów. I kto to wszystko zaniesie????   

wtorek, 28 czerwca 2016

28.06.2016

Co za zajęty dzień. Zacząłem od wizyty u lekarza, nadal nie wiadomo, co mi jest. Hmmm... Więc wysłał mnie na rtg klatki piersiowej, udało mi się to zrobić tego samego dnia, na św.Barbary. Więc przejechałem się do centrum, prześwietlenie zajęło mi 5 minut, odebrałem kolejne 21 płyt z poczty i wróciłem do domu - chciałem zdążyć przed 16, bo miałem jeszcze kupić obiad, a dziewczyny szły na plac zabaw, umówione. Było lekko burzowo, ale ciepło - poszły. Miałem dzięki temu trzy godziny spokoju, hura. Wieczorem popisałem trochę przewodnika.

poniedziałek, 27 czerwca 2016

27.06.2016

Musiałem wstać o 7, choć było ciężko, biorąc pod uwagę, że młoda coś wyła w nocy... Poza tym, wysyłaliśmy ją dziś do przedszkola, a ja musiałem oddać mocz na posiew. Odebrałem przy okazji zwykłe badania - niby ok, ale ciężar za duży - niedoczynność serca? Cóż... Gosia spędziła cały dzień w pokoju młodej, odgruzowując go ze śmieci i pradawnych zabawek. Po obiedzie poszliśmy na długi spacer, poprzez Górce i Koło i pomijając próby wymuszeń, było dość fajnie. Ministra edukacji ogłosiła plan reform - już wszyscy drżą w tym temacie, Gosia wręcz wariuje... Do tego niesamowite mecze na Euro: Włochy wycięły Hiszpanów 2:0, a Anglicy przepadli z Islandią 1:2!!!!! Szok :)

niedziela, 26 czerwca 2016

26.06.2016

Upał od rana był srogi - ze 32 stopnie co najmniej, bez wiatru. Podniosło mnie już o 7:30, bo o mało nie utopiłem się w poduszce, tak się ze mnie lało. Gosia zaciągnęła nas na mszę, na szczęście dziecięcą, więc trwała... 15 minut, mistrzostwo. Poszliśmy potem na zakupy i lody do kerfjura i jak wychodziliśmy, zaczęło sie robić burzowo. Ledwo zdążyliśmy, jak lunęło, to u nas burza była średnia, ale w kraju połamane drzewa, latarnie, grad i tysiąc nieszczęść. A mieliśmy iść na roztańczony Żoliborz... Mała ma dalej detoks od tv, więc chodzi i męczy, trzeba się nią zajmować, ale to tym lepiej. Na ME pogromy: Niemcy rozjechali Słowację 3:0, a Belgowie Węgrów 4:0... 

sobota, 25 czerwca 2016

25.06.2016

Upał od rana, ponad 32 stopnie. Wstaliśmy o 8:00, ogarnęliśmy się i pojechaliśmy do taty na Północny. Ciekawe, jak długo wytrzymają te kwiaty w tym skwarze. Wracaliśmy dość długo, bo 112 nie chciało przyjechać - po 30 minutach na patelni, pojawiły się dwa, szlag. Zahaczyliśmy o sowę, aby pójść na lody i biedrę po napoje i wróciliśmy na pierwszy gwizdek Polska-Szwajcaria. Mało nie umarliśmy z nerwów, bo przecież w 82 minucie Szwajcarzy wyrównali!!! Dogrywka i karne, no i MAMY TO!!!! ĆWIERĆFINAŁY!!!! Z nerwów tak mi się łapy trzęsły, że ledwo obiadokolację zrobiłem :) Co gorsza, scenariusz powtórzył się w meczu Chorwacja-Portugalia, ale po dogrywce było 0:1 - fartem. Portugalia lepsza dla nas :) 

piątek, 24 czerwca 2016

24.06.2016

Mieliśmy się zamienić trasą do przedszkola młodej, ale skończyło się na tym, że miałem iść wcześniej, więc zdążyłem odprowadzić Kajkę, zdążyłem na wpół do, ogarnąłem salę i się zaczęło. Szlag mnie trafił, bo przecież tylko moi mieli trzy tarcze i to wszystko, a u reszty sami wzorowi i paskowi... Wyszedłem na surowego sukinkota, trudno. I tak pożegnanie było miłe, dostałem dużo kwiatów, miło. Upał gniótł do ziemi, ponad 30 stopni, a ja na galowo, masakra. Wróciliśmy, Gosia pojechała do endokrynologa, ja odebrałem Kajkę i wręczyliśmy paniom kwiaty na zakończenie roku szkolnego. Zjedliśmy i poszliśmy na spacer - skończyło się na grze w piłkę na boisku oraz lataniu po górce. Pełnia szczęścia :) Przyszła ledwo żywa babcia, zostawiliśmy więc dziewczyny i uciekliśmy kończyć rok szkolny w knajpie. Było bardzo dużo osób, wyszliśmy o 22:30, przyjemne wyjście. Babcia nie chciała zostawać, pojechała do domu taksą, a my padliśmy.  

czwartek, 23 czerwca 2016

23.06.2016

Kajka mi z rana wręczyła radosny talerz z okazji Dnia Ojca :) Ja z kolei poszedłem oddać mocz do analizy, niestety posiew okazał się źle pobrany, szlag by to trafił... Nie zdążę przed wtorkiem z wynikami. Odstawiliśmy się nieco i pojechaliśmy na Elbląską na wręczenie burmistrzowskich gratulacji - było długo i dość nudno, ale przetrwaliśmy. Ciekawe, że prawie tylko nasi mają jakieś konkretne osiągnięcia - reszta w większości prezentowała oszałamiające dokonania: średnia 3,7 albo zwycięzca szkolnego konkursu na kartkę wielkanocną albo jest miła i uczynna... No ludzie. Poszliśmy do Saigonu zjeść obiad, odebraliśmy młodą i pojechałem na zakończenie klas 6 - oczywiście zahaczając o pocztę, bo paka czekała. Zakończenie trwało dwie godziny, robiłem zdjęcia, ale i tak myślałem, że wyjdę z siebie. Szóste klasy obdarowały mnie masą rzeczy - ledwo wróciłem do domu. A jeszcze Dąbrowscy dali mi do podpisania przewodnik :) Dziś znów siedziałem z młodą, tym razem nie dlatego, że "czuję się źle", czy "jestem taka zmęczona", ale z powodu że "dziś jest dzień ojca". Moja żona wymyśla cuda, aby nie siedzieć z młodą przy usypianiu.

środa, 22 czerwca 2016

22.06.2016

To, co rano odwaliła młoda, to jakiś kosmos. Przez godzinę wyła z sobie tylko znanych powodów, tak darła japę, że mnie zdrzaźniła. Ale jak tylko wyszliśmy z domu, od razu w podskokach i z uśmiechem - to chyba na tle telewizora - będzie detox. W pracy obejrzeliśmy film, oddałem całe akta i zaprowadziłem moją szóstkę do kościoła na mszę - i tak staliśmy z wuefistami na zewnątrz. A że ksiądz uwinął się w 40 minut, chwała mu za to. Wróciłem do domu, odebrałem Kajkę i poszliśmy do sklepu oraz zjedliśmy obiad. Dzięki temu spóźniłem się na ognisko 20 minut... Nie szkodzi. Były kiełbaski, owoce, nieudane podchody - w tym samym czasie w podchody grały jeszcze ze cztery różne grupy, galimatias totalny... Bule, siatkówka, rozkręciło się i było chyba fajnie. Odwiózł mnie Klatka, bo jechał na trening na Bemowo, to się zabrałem.   

wtorek, 21 czerwca 2016

21.06.2016

Oczywiście do pracy wpadłem w ostatniej chwili, bo mam na później... Po co ja tam chodzę, to nie wiem - przez cztery godziny wypełniałem papierki, poprawiałem świadectwo Edka - miałem dziś tylko szóste klasy, które zdały wszystko, co mogły, jesteśmy do przodu z materiałem, a do tego koszmarnie im się nie chce. No to wypełniałem te papiery... Nawet skończyłem w porę. Odbyło się dziś pożegnanie Ali sekretarki i Jadzi kucharki - po kilkudziesięciu latach u nas w szkole idą na emeryturę - sekretariat nigdy nie będzie taki sam... Wróciliśmy razem, odebraliśmy Kajkę, poszedłem do sklepu i nastąpił mecz z Ukrainą - wymęczone 1:0 i tak cieszy, w sobotę gramy ze Szwajcarią!

poniedziałek, 20 czerwca 2016

20.06.2016

Ale leje! Cały dzień ściana deszczu, aż wyjątkowo wziąłem parasol :P Jak zwykle, do pracy chodzę teraz nie robić lekcje, bo przecież stan klas waha się między 80, a 30% i jak zamiast 20 osób miałem 6, to co z tym zrobić? Przynajmniej zrobiłem sporą część papierkowej roboty, ufff... A nawet wydrukowałem świadectwa, chociaż połowa zdechła, bo źle wsadziłem gilosze, kurde. Ale poprawione, wszystko jest git. W drodze powrotnej załatwiłem koło rowerowe - okazało się, że opona też jest sparciała, więc nabyłem wszystko. Obiad zjadłem w barze Marymont i w olbrzymiej ulewie wróciłem do domu. Jeszcze i tak musiałem na chwilę wyjść, żeby oddać nagłośnienie. Wieczór, jak to ostatnio bywa, przy meczach. Anglicy nie dali rady Słowacji, a Walia rozniosła Ruskich, jutro nasi :)  

niedziela, 19 czerwca 2016

19.06.2016

Jak niespodzianka, to niespodzianka. Zapakowaliśmy obiad, tort i szampana i o 8:40 wsiedliśmy do pociągu i ruszyliśmy do Studzianek. Po drodze Kajka zerwała polny bukiet i mama mało nie padła, jak nas zobaczyła :) Posiedzieliśmy na działce, pospacerowaliśmy, młoda pograła w piłkę i w zasadzie mogłaby stamtąd nie wyjeżdżać, była wręcz obrażona, że wracamy do domu... Upał się zrobił wielki, wróciliśmy do domu po 17, ogólnie doskonały pomysł z tą działką. Jak mi się jutro nie chce iść do pracy!!!!

sobota, 18 czerwca 2016

18.06.2016

Okazało się, że Gosia ma dziś masaż - tyle, że zapomniała o wycieczce... Dzięki temu zyskałem półtorej godziny spokoju rano :) Na wycieczkę przyszło z 15 osób, połaziliśmy po Wacie, skończyliśmy na poligonie i super, wyrobiłem się w półtorej godziny. Zjedliśmy obiad, poszliśmy po tort dla mamy, która na swoją 70-tkę uciekła na działkę, to pojedziemy do niej :P Poszliśmy jeszcze na spacer, przygotowaliśmy wyprawę na jutro i lecimy!

piątek, 17 czerwca 2016

17.06.2016

W zasadzie z szóstymi klasami nie ma już co robić - nie dość, że weszliśmy w materiał gimnazjum, to przecież już po egzaminie, oceny wystawione, nikomu się nic nie chce. Lekcje robię tylko z czwartymi klasami. I piątą. Po lekcjach już miałem wyjść, ale zaczęło lać - wichura była tak olbrzymia, że drzewa przewracało. Miałem jeszcze zajęcia z Moniką, to przez ten czas do lekcji posprzątałem szafkę, pospacerowałem, zjadłem obiad, podrukowałem potrzebne rzeczy i wróciłem na czas. Wracałem przez Koło, 20-tka zjechała na pętlę i motorniczy zostawił ludzi w środku... Spotkałem w wagonie Krzycha Ż., wracał ze spotkania z prezydentowymi :) Gosia miała jeszcze zajęcia i wreszcie spokój - tyle, że zapomniałem dziennika...

czwartek, 16 czerwca 2016

16.06.2016

Zacząłem od rana i leciałem do samej rady, zdążyłem nawet wystosować pismo o zmianę planu finansowego... Rada nieco nerwowa, ale na szczęście krótka, więc przeszło. Zaraz kończy się rok szkolny - faaajnie :) Po radzie poszedłem na obiad i odebrać kolejne dwie paki, po czym wróciłem na zebrania kolonijne. Nagadałem się ponad godzinę i postarałem się wrócić jak najszybciej - zahaczyłem o Chmielarnię i almę, gdzie spotkałem dziewczyny wracające z placu zabaw, gdzie Kajka bawiła się z Kaziem i Maćkiem. A ja głupi myślałem, że mała już po kolacji... Co gorsza, miał jeszcze przyjść Kuba z mamą, więc tak naprawdę Kajka odpadła 21:05 i... Polska-Niemcy 0:0!!!!!!! Mamy remis, punkt!!!! Aaaa, Pazdan!

środa, 15 czerwca 2016

15.06.2016

Wróciłem do pracy, smuteczek ;( Nie było tak źle, moich 'ulubieńców' przeżyłem, moje mnie powitały uściskami, choć nie dla wszystkich miałem dobre wieści - te o zmarnowanych szansach na paski i stypendia - ale cóż, ja tyle razy mówiłem... Po lekcjach poszedłem na obiad i dłuższy spacer i do Iwo na ostatnie zajęcia. Chyba. Zwolniłem mamę z dyżuru, położyliśmy młodzież i piszę przewodnik i staram się rozkminić plan finansowy...

wtorek, 14 czerwca 2016

14.06.2016

Dzień zaczął się od wściekłej awantury, która nastąpiła tuż po słowach rzuconych ot, tak: 'tata, jesteś głupi!' To, że mała nie zginęła na miejscu, to cud. Kilkukrotne przeprosiny, rozpacz, podlizywanie i umizgi średnio pomogły, ciśnienie mi skoczyło. Tym gorzej, że zaraz po odprowadzeniu młodej poszedłem do lekarza. W sumie koleś twierdzi, że  nie mam nadciśnienia, to musi być coś innego... No to wysłał mnie do neurologa - termin: 20 listopada. Heh, zdążę zejść :P W południe ruszyłem na WAT, ogarnąć izbę pamięci oraz bibliotekę - tu przemiłe panie bardzo mi pomogły, mam masę zdjęć i dykteryjek :) Wróciłem przez biedrę, okazało się, że żona jedzie na Ursynów do endokrynologa i będzie późno... Ok, odebrałem, nakarmiłem, pobawiłem, obejrzałem mecz - po porannej awanturze Kajka jest idealnie grzeczna. I dobrze.

poniedziałek, 13 czerwca 2016

13.06.2016

Wyprawiłem młodą do przedszkola i zacząłem ogarniać - po pierwsze okazało się, że buty kupiłem w Złotych Tarasach, więc muszę tam lecieć... No to pojechałem, przy okazji odebrałem trzy paczki z poczty - znowu :P Jeszcze na dwie czekam. Oddałem buty, może będą za tydzień, na razie średnio mam w czym biegać, szlag. Wróciłem, posprzątałem, podgrzałem żarcie i udałem się po Kajkę. Przy okazji pani Monika przekazała mi ewaluację na temat młodzieży - wszystko na bdb! Tylko porządek i słuchanie z minusem, ale i tak super :) To super przeszło w domu, jak zrobiła dziką awanturę bez powodu, darła japę nieznośnie - w ogóle po tym tygodniu u dziadków za dużo sobie pozwala... Nakarmiłem ją, to jej przeszło... Poszliśmy jeszcze na półtoragodzinny spacer - wyszedłem w 82 minucie meczu Hiszpania-Czechy. Walczyli jak dziki, było 0:0, młoda tupała przy drzwiach, to poszedłem. No i zdążyłem wyjść, to Hiszpanie wygrali. Gosia wróciła z rady wściekła na Magdę (a jakże!) i spędziła dwie kolejne godziny na telefonie. Coraz więcej czasu dziecku poświęca...  

niedziela, 12 czerwca 2016

12.06.2016

Okazało się, że na 8 zamówiona jest msza za teścia - szkoda, że nie na 6... Na szczęście Kajka chrapała aż miło, więc ktoś musiał... chrapać z nią :) Do 13 zjedliśmy, zebraliśmy się i wróciliśmy do domu. Młoda przespała prawie całą drogę, było trochę korków, ale i tak najdłużej czekaliśmy na taxę... Przyjechaliśmy w 15 minucie meczu i... Poooolskaaa!!! Wygraliśmy 1:0!!! Zanim młoda poszła spać, minęło sporo czasu, w tym samym czasie robię papiery do pracy... Dobrze, że jestem na zwolnieniu ;)

sobota, 11 czerwca 2016

11.06.2016

Na śniadanie zrobiłem dla wszystkich jajecznicę, potem czas wypełniły przygotowania do imprezy. Ok. 16 zaczęli się wszyscy schodzić, moja żona wysłała mnie z gardłem i antybiotykiem na grilla pomóc Łukaszowi - doskonały pomysł w sumie, bo było tam przyjemnie i walnęliśmy sobie po piwku, a co chwila ktoś przychodził nas odwiedzić. Nie wiem, co na to moje gardło. Jeszcze po wódkę skoczyłem. Impreza była niezła, goście wyszli ok 23, przez co młoda poszła spać tak późno, że szok. Teść się narąbał na wesoło, ogólnie było przyjemnie, ale ja, jak się zdaje, za mało wypiłem, bo mnie zaczynali wkurzać. Nażarłem się, a mało piłem z uwagi na leki - w zasadzie pozostałem jedyny trzeźwy...

piątek, 10 czerwca 2016

10.06.2016

Cały czas nie jestem przekonany, co do wyprawy na 60-tkę teścia, tym bardziej, że zrobiło się zwyczajnie zimno. Do 13 ogarnąłem płyty, chałupę i pranie - ledwo je wywiesiłem, lunął deszcz... Na 13:45 byłem pod palmą, zjedliśmy w Co Tu i ruszyliśmy do Jonkowa. Przeleciało szybko, znaleźliśmy się w Jonkowie po 19, Kajka się stęskniła :) Obejrzeliśmy pierwszy mecz mistrzostw, Francja-Rumunia 2:1 i poszliśmy zaraz spać.

czwartek, 9 czerwca 2016

09.06.2016

W zasadzie spędziłem cały dzień w chałupie. Mieliśmy plany udać się na romantyczny spacer z okazji rocznicy, ale moje gardło nas pokonało. Po koncercie, jaki dałem w nocy, Gosia wstała nieprzytomna, ja przynajmniej pospałem do 8:20. Wyskoczyłem do sklepu i zrobiłem szybki obiad, ogarnąłem chałupę, popisałem trochę przewodnika i wróciła żona. Po obiedzie przyszła Majka na ostatnie zajęcia, uwalniam się od niej raz na zawsze, dziś wykręciłem się zapaleniem gardła. Pysznie.

środa, 8 czerwca 2016

08.06.2016

Coś mnie wczoraj kaszel męczył, to poszedłem do lekarza - szczęśliwie udało się zamówić go przed wystąpieniem. Ostre zapalenie gardła, antybiotyk, zwolnienie do wtorku. Jak spytałem, czy mogę chodzić do pracy, to lekarz niemal popukał się w czoło... To pojechałem tylko na spotkanie dyrektorów i zabrylowałem w towarzystwie - podobno wystąpienie było świetne :) Wróciłem do domu się kurować, po czym na czwartą pojechałem do centrum - miałem iść do Iwo, ale pojechał na jakąś wycieczkę, to odebrałem tylko płyty - znowu ze 40... Chrycham.

wtorek, 7 czerwca 2016

07.06.2016

Kajki nie ma, to w sumie mogłem pospać - ale dostałem zamiast tego zastępstwo za Teresę - na informatykę zawsze mogę iść :) Testy, testy, a w dodatku polonez - po co to głowę zawracać? Wręczyłem żonie prezent i mieliśmy korzystać z życia, ale mnie złamało - idę jutro do lekarza, ledwo żyję...

poniedziałek, 6 czerwca 2016

06.06.2016

Nie trzeba wstawać wcześniej, nie trzeba prowadzić do przedszkola... Cymes :) W pracy przeszło jakoś, pomimo trzech dyżurów i pięciu lekcji. Nawet bez bólu. Po drodze do domu zajrzałem do perfumerii - w końcu jutro urodziny małżonki... Za to zrobiła dziś dobry obiad i zażywamy spokoju, bo Majka też nie przylazła... Polska-Litwa 0:0, dziwny mecz. Zatoki znowu mi rozwala, słabo się czuję, szlag by to trafił. Tym bardziej, że jakoś zimno jest.

niedziela, 5 czerwca 2016

05.06.2016

Przyjechali, zjedliśmy obiad, wsiadła, pomachała i pojechała. I tyle. Rano obudziła nas o 7:20, posprzątaliśmy, zrobiliśmy obiad, ja poszedłem jeszcze do apteki i sklepu i w sumie jak teście przybyli, to zaraz po posiłku się zmyli. Kajka wsiadła z nimi ochoczo i pojechała do Jonkowa, cała szczęśliwa. My za to poszliśmy na spacer - do sklepu po prezent dla teścia. I spokój. Nikogo nie trzeba kąpać, karmić, nikt po mnie nie skacze, jutro nie trzeba budzić i prowadzić do przedszkola. Za cicho. 

sobota, 4 czerwca 2016

04.06.2016


Taki dzień na wykończenie... Na szczęście dało się pospać do 7:30, ale ok. 12 byłem na miejscu zbiórki, aby poprowadzić wycieczkę po Bemowie. Przyszło...6 osób. Dramat, ale poszliśmy. Zamknąłem się w 2,5 godziny, było sympatycznie, po czym odebrałem jeszcze nagłośnienie od spóźnionego taty Patrycji. Jest upał, sandały mnie obcierały, jakaś pomyłka! Wróciłem do domu, szybkie ogarnięcie i pojechałem do Złotych Tarasów, bo tam dziewczyny były na dniu z Psim Patrolem i kiedy wlazłem, kupowały letnie obuwie dla Kajki. Poszliśmy na obiad do Co Tu - faktycznie super żarcie. Jeszcze po drodze zakupy i zanim młoda poszła spać, to była 21:30... Mam dość, nic dziś nie robię...

piątek, 3 czerwca 2016

03.06.2016

Zacna historia - w związku z festynem w pracy, poszedłem sobie godzinę później, ominąwszy Mam Talent, przyszedłem na zawody. Piękne słońce, dzieciaki latają robiąc zadania, zjeżdżają po dmuchanych zamkach, zabawa dobra - moi byli najlepsi z 4 klas :) Potem po lodzie i skończyliśmy koło 14. I tu się skończyło miłe, bo miałem pojechać do dbfo, zakończyć rozliczenie wyjazdu do Włoch, siedzę w tramwaju i telefon: 'stoję pod drzwiami, kluczy nie wzięłam'... Szlag mnie trafił... Oddałem rachunki i kasę i poleciałem do domu. Na Broniewskiego awaria tramwajów, to poleciałem do 114 i komunikacją wiązaną dojechałem do domu, wpuściłem kobietę i pognałem z powrotem. Nie zdążyłem zjeść, nie zdążyłem podrukować i spóźniłem się 10 minut. Tylko moja żona umie tak mi zdezorganizować dzień... Jeszcze przecież jechałem na Leszno, oddać książki i wziąć ulotki na jutro, w sumie wróciłem do domu godzinę później. Kajka jest mocno nastawiona na wyjazd samej do dziadków, obawiam się, że jej przejdzie w czasie wyjazdu...

czwartek, 2 czerwca 2016

02.06.2016

Ciężko było wstać znowu o 6 po wczorajszym dniu... Oddałem młodą i pojechałem na jeden z cięższych dni. Na szczęście szybko przeszło, tym bardziej, że znowu zahaczyłem o poloneza - będzie wypas, szkoda, że nie zobaczę... Po pracy pojechałem na Stokłosy, aby odebrać książki - wyglądają nieźle, ciekawe, jak pójdą :) Bez sensu jest pogoda, niby ciepło, a nie ciepło... Skończyłem pisać pierwszy spacer Pragi, piszę Nową, będzie fajne :)

środa, 1 czerwca 2016

01.06.2016

Pobudka o 4 rano to jakaś pomyłka... Półprzytomni zerwaliśmy się z łóżek i pojechaliśmy na spotkanie. Zgodnie z umową, ruszyliśmy punktualnie, Szczypki się nie objawiły bez słowa, co za ludzie... Dotarliśmy na Centralny sporo przed czasem, zasiedliśmy w pendolino i pomknęliśmy dość powolnie do Krakowa. Podróż minęła szybko, spotkaliśmy się z przewodniczką, do 13 nas oprowadzała po mieście: starówka, Wawel i Grota Smocza. Kajka dawała sobie radę bardzo dzielnie, reszta ciągle czegoś nie słyszała. Zjedliśmy pachnący malizną obiad w mlecznym, mieliśmy czas wolny, który wykorzystaliśmy na kupno prezentu teściowi, lody i kupno koszulki ze Smokiem Wawelskim dla Kajki, poszliśmy zobaczyć tryptyk Wita Stwosza i czas był wracać. Szlag mnie wreszcie trafił pod dworcem, gdzie obsztorcowałem całość, bo przecież połowa nie miała pojęcia, co ma zrobić i w jaki sposób, darłem ryja, aż się ludzie oglądali. Pomogło, ustawiali się szybciutko. Za to w pociągu w powrotną stronę działy się dantejskie sceny, darli się, wygłupiali, osłabłem zupełnie od zwracania uwagi. Oddaliśmy ich z dużą ulgą. Kajka ledwo doszła do domu, padła niemal natychmiast. A na sportowo Polska - Chiny 3:2 - znowu siatkarze dali sobie wbić dwa sety i dopiero ruszyli, a Polska - Holandia 1:2, słabo to euro widzę...