środa, 1 czerwca 2016

01.06.2016

Pobudka o 4 rano to jakaś pomyłka... Półprzytomni zerwaliśmy się z łóżek i pojechaliśmy na spotkanie. Zgodnie z umową, ruszyliśmy punktualnie, Szczypki się nie objawiły bez słowa, co za ludzie... Dotarliśmy na Centralny sporo przed czasem, zasiedliśmy w pendolino i pomknęliśmy dość powolnie do Krakowa. Podróż minęła szybko, spotkaliśmy się z przewodniczką, do 13 nas oprowadzała po mieście: starówka, Wawel i Grota Smocza. Kajka dawała sobie radę bardzo dzielnie, reszta ciągle czegoś nie słyszała. Zjedliśmy pachnący malizną obiad w mlecznym, mieliśmy czas wolny, który wykorzystaliśmy na kupno prezentu teściowi, lody i kupno koszulki ze Smokiem Wawelskim dla Kajki, poszliśmy zobaczyć tryptyk Wita Stwosza i czas był wracać. Szlag mnie wreszcie trafił pod dworcem, gdzie obsztorcowałem całość, bo przecież połowa nie miała pojęcia, co ma zrobić i w jaki sposób, darłem ryja, aż się ludzie oglądali. Pomogło, ustawiali się szybciutko. Za to w pociągu w powrotną stronę działy się dantejskie sceny, darli się, wygłupiali, osłabłem zupełnie od zwracania uwagi. Oddaliśmy ich z dużą ulgą. Kajka ledwo doszła do domu, padła niemal natychmiast. A na sportowo Polska - Chiny 3:2 - znowu siatkarze dali sobie wbić dwa sety i dopiero ruszyli, a Polska - Holandia 1:2, słabo to euro widzę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz