* Pamiętnik z życia - jeden dzień, jedno zdjęcie * A diary of a life - one day, one photo * Tagebuch des Lebens - ein Tag, ein Foto * Diario de la vida - un dia, un foto * Denník života. Jeden deň, jedna fotografia * Дневник жизни. Один день, одна фотография * Diary ya maisha. Siku moja, moja ya kupiga picha
środa, 29 czerwca 2016
29.06.2016
Dziś się wreszcie nie topiłem w poduszce. Wstałem i okazało się, że ten dzień ma za mało godzin w sobie. Zrobiłem młodej kaszkę, pościeliłem łóżko, odkurzyłem, zmyłem podłogę w kuchni i łazience, ogoliłem głowę, umyłem łazienkę, wysłałem dane Marylce, poszedłem do sklepu po napoje... I dopiero o 11 wyszedłem na spotkania. Na Ursynów dojechałem przed czasem, odebrałem ciężką pakę i pojechałem na spotkanie z panem z expandera. Bardzo miło, ale godzinka pękła. Przy okazji poszedłem do sklepu zobaczyć, jak się czują moje buty - oczywiście nie przyjęli reklamacji, więc musiałem napisać odwołanie - szkoda, że nikt wcześniej nie powiedział, że buty już są... Do domu wracałem przez aptekę i Sajgon, zjedliśmy i młoda namówiła mnie na spacer. Poszliśmy więc odebrać kapcie z przedszkola, zapisać mnie na wizytę do lekarza i odebrać wyniki (jestem zupełnie zdrowy póki co...), skoczyliśmy po klapki dla małej i mnie - moje niby nowe, ale tak farbują, że mam po chwili mocno granatowe nogi, masakra. Zajrzeliśmy na plac zabaw w parku i wróciliśmy. A że Kajce było mało, to jeszcze poszła z mamą do sklepu. Kiedy wróciły, zjadła kolację, a z kolei ja poszedłem po wszelakie napoje. Pakowanie trwało do 23, nie rozumiem, jak można tyle czasu spędzać na pakowaniu ciuchów. I kto to wszystko zaniesie????
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz