* Pamiętnik z życia - jeden dzień, jedno zdjęcie * A diary of a life - one day, one photo * Tagebuch des Lebens - ein Tag, ein Foto * Diario de la vida - un dia, un foto * Denník života. Jeden deň, jedna fotografia * Дневник жизни. Один день, одна фотография * Diary ya maisha. Siku moja, moja ya kupiga picha
czwartek, 28 lutego 2013
28.02.2013
Echhh... Sporo osób choruje, więc w części klas malutko ludków - nie w tych, co potrzeba akurat. Ale przeżyłem. Foto koło się dziś nie odbyło, bo był tylko Janek - i dobrze, na spotkanie utm też nie pojechałem, bo spotkamy się w sobotę... Za to kupiłem nagrodę dla najbardziej zasłużonych. Zmęczony jestem już. A Kamil Stoch został mistrzem świata!
środa, 27 lutego 2013
27.02.2013
Dałem radę pokonać środę... Chociaż na szkoleniu co do dziennika elektronicznego przysnąłem kilka razy i osłabłem tak bardzo, że mało mnie szlag nie trafił... Okropność.
wtorek, 26 lutego 2013
26.02.2013
Dupa wyszła z tym kuligiem. Maciek zadzwonił o 10:30, że wszystko stopniało w cholerę i zostało samo błoto. No i lipa, dzieciaki były zawiedzione, ale pogody nie przeskoczymy. Miałem dziś dwa zastępstwa i przeżyłem jakoś te większą ilość godzin. Dało radę. I, dzięki temu, że nie było kuligu, mogłem nie odwoływać po raz kolejny zajęć wtorkowych. Jutro mnie pewnie zniszczy...
poniedziałek, 25 lutego 2013
25.02.2013
Musiałem przyjść do pracy godzinę wcześniej - nie fair. Wprawdzie warsztaty były w porządku i panie dały sobie świetnie radę, a do tego dzieciaki zaplusowały zaangażowaniem i pomysłami, ale po 3 godzinach siedzenia tam bolała mnie głowa. Na koniec się wkurzyłem, bo komputer i sprzęt w mojej starej sali jest rozpirzony po całej szkole i pół godziny się z tym męczyłem. Cały czas waha się sytuacja kuligu, ciekawe, czy nam się jutro uda. Ciekawe, czy ja ten tydzień o zdrowych zmysłach przeżyję...
niedziela, 24 lutego 2013
24.02.2013
Ciężko było wstać o 7 i iść na warsztaty... Tym bardziej, że przydatne one są wyłącznie studentom. Ale do 17 dotarłem, podjechałem jeszcze tylko po buty i wróciłem do domu. Nawet część prezentacji popełniłem! Na sobotę, jak się okazało, nie niedzielę - w ten sposób mam spieprzony cały przyszły weekend. I w ogóle cały tydzień... :(
sobota, 23 lutego 2013
23.02.2013
Rano lekko zostałem wkurzony, bo zamiast dnia wolnego, odpoczynku i pracy nad prezentacją na niedzielę, miałem dzień robienia jako szofer. O 9:30 Gosia mnie uraczyła prośbą o podwózkę na masaż na Mokotów. Na 11:00. A zjadłbym śniadanie, wziął prysznic i zatankował. Znaczy samochód. Lekko wściekły kolejną ruinacją dnia, wsiadłem w ten samochód i pojechaliśmy. Do Tesco po benzynę. Z Górców na Mokotów pędem na 11. Nie chciałem włazić, potrzebowałem fotek do artykułu, to Gosia się masowała, a ja pojechałem do centrum. Jak przyjechałem po nią, to ciotka Maja naturalnie posadziła mnie na stolcu i mnie też wymasowała. Przyjemne, nie powiem, ale nie lubię takich akcji... Potem do Galerii Mokotów po telefon dla Gosi, butów dla mnie nie było, to chociaż zjedliśmy obiad w restauracji Galicya. Potem jeszcze zahaczyliśmy o Carrefour u nas, co było impulsem po porannej awanturze na tle tego, że żona się mądrzy, a nie ma zamiaru wsiąść za kierownicę, bo się boi. To wsiadła, dwa kółka po Zachodzącego Słońca i pojechaliśmy do Carrefoura. Prawie kupiłem buty, bo fajne były, ale za małe... Gosia również wróciła, trochę mało pewnie, ale dała radę nieźle.
piątek, 22 lutego 2013
22.02.2013
Znowu pierwsze dwie lekcje mnie pokonały - jak ja tych akurat dzieci nie lubię... Następne dwie były już spoko - te akurat są bardzo fajne :) W międzyczasie obejrzeliśmy sztukę dzieciaków Maryli pod kierunkiem Beaty - świetnie wypadli! Przy okazji miałem okazję złapać grubego Maciusia na lataniu pomiędzy kablami i przy gorących lampach. Jak go złapałem, to zaczął się wyrywać i drzeć mordę - wariat normalnie. Ja mu mówię, jak się uspokoisz, to Cię puszczę. A on nie! W sumie mogłem go puścić, ciekawe, czy by przewrócił na siebie ten cały sprzęt... Kulig mnie zaczyna wkurzać, bo co chwila inny pomysł i nie wiem, po co się w to ładowałem. Same kłopoty. Na koniec kilka dodatkowych zajęć i... jutro dzień wolnego. Jeden.
czwartek, 21 lutego 2013
21.02.2013
Ależ dziś ciężki dzień. I długi! Poszedłem do pracy godzinę wcześniej do pracy na zastępstwo za Agnieszkę. Potem 6 lekcji, bo niby mali pływacy poszli na wycieczkę, ale przyszli na moją lekcję... Ale na obiad. Bez sensu. W trakcie lekcji dowiedziałem się, że moja książka jest w lekturach polecanych do konkursu varsavianistycznego! A w ogóle to może wziąłbym w nim udział? Ja mogę... Na moje dzieci też można liczyć. Potem jeszcze dyrekcja prosiła mnie o kupienie aparatu fotograficznego, to przed kółkiem skoczyłem do Arkadii po aparat. Fajnie, bo pani z kuchni wręczyła mi obiad w pudełku, bo 'ja lubię takie rzeczy, to niech mam :) Urocza kobieta :D Na koniec fotokoło, chłopaki się mocno przygotowali w temacie 'Plaża' i nie mogli skończyć, fajnie wyszło. Na koniec jeszcze zapomniałem nowego aparatu z pracy i musiałem się wrócić :( A w domu był przelotem Przemek z Zosią i spokój nastąpił dopiero ok. 20. Ufff... A do zrobienia tyle rzeczy...
środa, 20 lutego 2013
20.02.2013
Dość mam tego ciągłego odśnieżania! Ze trzy razy dziennie! Porażka. Dziś dzień, poza śniegiem, pełen atrakcji. O 4 rano zadzwonił domofon, jakiś cholerny dowcipniś albo pijany, bo nikogo nie było. Ale zasnąć nie mogłem aż do budzika. Rano w szkole próbny egzamin, na którym Gosia wymiękła okresowo i Renata ją odwiozła do domu. Wyszedłem na bezdusznego bydlaka, bo się nie przejąłem, ale to już kolejny raz, więc się przyzwyczaiłem z lekka. Lekcje minęły dość szybko, musiałem lecieć zapłacić za książki i zjadłem w Curry House. Montuję ten kulig, skoro pada śnieg. Julia zadzwoniła, że jest w 4 miesiącu! Matt próbował powiedzieć to po polsku, wyszło mu 'Ja zamierzam jeść dźecko' - translatory... Umówiliśmy się na maj, że skoczymy do Anglii :)
wtorek, 19 lutego 2013
19.02.2013
Latałem dziś jak kot z pęcherzem. w okienku pojechałem na Mokotowską oddać comeniusa i zaczyna się półroczne trzymanie kciuków za przyjęcie mojego genialnego projektu. Przynajmniej na wizytę studyjną do Szwecji mnie przyjęli :) A na koniec cudowna rada podsumowująca, która skończyła się po 18... Krzyż mnie boli jak piorun, co to ma być? Starość nie radość, bez kitu...
poniedziałek, 18 lutego 2013
18.02.2013
Powrót do pracy? Spoko, przecież zaczynałem ją w południe :D Moje dzieci mnie wyściskały i powiedziały, że bardzo się stęskniły - to miłe :) Jakoś cztery lekcje minęły, oznajmiłem wyniki Olimpusa i wszyscy się strasznie jarali, fajnie :)
niedziela, 17 lutego 2013
17.02.2013
Zgodnie z założeniem, cały dzień przebimbałem. Wprawdzie od 7 rano ktoś słał jakieś smsy i dzwonił, więc powstałem chwilę po 9, ale nie męczyłem się zbytnio. Choć wlazło mnie coś w kręgosłup. Przyjechała jeszcze Agnieszka, żeby laktator odwieźć i już się bałem, że będę musiał po nocy jechać na Mokotów, ale udało się uniknąć trudu :) Jutro powrót do pracy.... Ech...
sobota, 16 lutego 2013
16.02.2013
Niby człowiek chory i nie powinien ruszać się z chałupy, ale miałem dziś pierwsze spotkanie ekspertów. No i od 9 do 17 siedziałem na mytingu - sprawa faktycznie fajna, ale strasznie długo się tam siedzi... Dobrze, że obiad dali :)
piątek, 15 lutego 2013
15.02.2013
Wreszcie wylazłem z domu. Przed 9 mnie obudzili z pracy - co robić z projektem? Musiałem im wytłumaczyć, żeby załatwili wszystko dobrze. Potem na 18:40 miałem spotkanie na Mokotowskiej w sprawie wyjazdu sesyjnego do Szwecji i nie wiem, czy nie przesadziłem ze swoimi osiągnięciami :) Okaże się w przyszłym tygodniu. Kończy mi się zwolnienie :(
czwartek, 14 lutego 2013
14.02.2013
Kolejny dzień zalegania. Kaszel mi wcale nie przechodzi za bardzo, nie podoba mi się to. A jutro będę musiał wyjść, tak czy inaczej. Koniec chorowania...
środa, 13 lutego 2013
13.02.2013
Znowu nigdzie nie wyłaziłem... Za to wkręcono mnie na jakieś warsztaty UW i pracę ze studentami. Dlatego dziś siedziałem i pisałem recenzje, listy motywacyjne i takie pierdoły. Zastanawiam się, czy nie otrzymam kolejnej dawki roboty dodatkowej. W piątek mam rozmowę kwalifikacyjną do Szwecji, a w sobotę spotkanie 'ekspertów'... Hahaha. Migdał prawy mnie boli.
wtorek, 12 lutego 2013
12.02.2013
Człowiek chory, to nie ma co ze sobą zrobić i się nudzi... Ja się nie nudziłem - odkurzyłem, sprzątnąłem, pisałem przewodnik, kończyłem projekt, nawet film obejrzałem... Robi mi się coraz lepiej, chociaż nadal brzydko kaszlę... Dziś w Kurierze opowiadali o naszej szkole, że tak świetnie poszły jej egzaminy - no ba :)
poniedziałek, 11 lutego 2013
11.02.2013
Wstałem rano i pobiegłem do przychodni - skończyło się oczywiście na tygodniowym zwolnieniu i antybiotyku - mnie załatwili... Musiałem zrobić jeszcze szybkie zakupy i odebrać paczkę z poczty, ale samochodem poszło szybko :) Potem już tylko zalegałem. Skończyłem pisać projekt i mam nadzieję, że go tym razem łykną...
niedziela, 10 lutego 2013
10.02.2013
Cały dzień leżałem w wyrku. Noc prawie nie przespana, bo kaszel uspokoił się chyba dopiero po 4 nad ranem. Jutro idę do lekarza, bo choć teraz jest nieco lepiej, to jednak nie jest dobrze. Skończyłem pisać projekt i nastawiam się na tydzień wolnego :)
sobota, 9 lutego 2013
09.02.2013
Boszsz... dawno tak chory nie byłem. Po feriach idę natychmiast na L4. Cały dzień siedzę w betach, wypluwam płuca, dostałem kataru i cieknie mi z nosa, wnętrzności mnie bolą od kaszlu. Świetnie. Bez antybiotyku nie pójdzie, może jakoś dożyję do poniedziałku, żeby iść do lekarza...
piątek, 8 lutego 2013
08.02.2013
Opuściłem pięknie ośnieżone góry wśród lawin pokasływań i chrychów. Jest słabo. Kierowca był na tyle uprzejmy, że podwiózł nas po oscypki, potem zatrzymaliśmy się w knajpie w Miechowie i dojechaliśmy chwilę po 18. Padając w objęcia stęsknionej zony, padłem na pysk i będę się kurował.
czwartek, 7 lutego 2013
07.02.2013
Coraz bardziej jestem chory - L4 się chyba kłania od poniedziałku... Rano narty, ciągle w padającym od 30 godzin śniegu. Jako, że Tłusty Czwartek, to przyjąłem pączka z kawą w karczmie, a co. Po południu pakowanie i głupoty. Słabo się czuję, bolą mnie włosy i ogólnie jest mi grypowo. Jutro wracamy. Było fajnie, ale dobrze wrócić do domu.
środa, 6 lutego 2013
06.02.2013
Po wczorajszej gorączce wstałem jakoś z łóżka. Miała być wizytacja z kuratorium, więc na narty wyszliśmy nieco szybciej i pani nas nie zastała - już nie wróciła, bo miała ważną interwencję gdzie indziej. I dobrze. Zima powróciła piękna i sypało cały dzień, na nartach było ciężko, zresztą ja nie bardzo jeździłem po wczorajszym zejściu. Po obiedzie skoczyliśmy na łyżwy, przelazłem całą Rabkę w poszukiwaniu oscypków, ale dupa zbita, nie ma. Wieczorem Amanda zarządziła Top Madl, które przerodziło się w bal przebierańców :) Znowu mam gorączkę :(
wtorek, 5 lutego 2013
05.02.2013
No i zarazili mnie. Mam gorączkę, wszystko mnie boli i obecnie mi zimno. Rano, na nartach, nie było jeszcze tak źle, ale obiedzie wziąłem prochy i przeleżałem pod kołdrą 3 godziny. Potem kulig, który mnie pewnie dobił... Nawet nie było tak zimno, jest na plusie, a przejażdżka była ulicami Rabki, ale nadal... Teraz idę spać, na prochach oczywiście.
poniedziałek, 4 lutego 2013
04.02.2013
Zaczyna mnie doganiać ten wirus - wszyscy kaszlą i prychają. Dlaczego na mnie? Śnieg wczoraj spadł, to dziś pięknie się jeździło. Po południu przyszły panie z malowaniem na szkle i dzieciaki miały niezłą zabawę. Ale i tak najlepsze było po kolacji, na 'Mam Talent'. Występy, piosenki, wygłupy... Najlepszy był i tak Janek ze sztuką o ABBie. A na koniec zastrzeliła wszystkich Amanda, śpiewając jazzowy standard, ale naprawdę genialnie. Kaszlę.
niedziela, 3 lutego 2013
03.02.2013
Kolejna leniwa niedziela. Wreszcie spadł świeży śnieg, nie zmieniło to faktu, że większość wolała siedzieć na tyłku w chałupie. Część poszła do kościoła, część do sklepu, a po obiedzie tylko 7 osób zdecydowało się na narty. Nie wiem, jak można tak siedzieć na tyłku i nic nie robić. Vanessa została zabrana - krzyżyk na drogę. Mama i tak się zdziwiła, że dziecko wytrzymało tyle dni. Zupełnie aspołeczna i nieprzystosowana do obozu dziewczynka. Na koniec dnia Randka W Ciemno. Ufff.
sobota, 2 lutego 2013
02.02.2013
Dziś, choć dzień wyjątkowo spokojny, trochę się działo. Najwięcej było jednak odpoczynku :) Przed południem przyjechał garncarz i dzieciaki były zachwycone! Po obiedzie poszedłem z częścią chętną na narty i choć stok był dość ciężki, to jeździło się fajnie. A w związku z tym, że zaczął padać deszcz, ognisko odbyło się... na stołówce... Śmiesznie.
piątek, 1 lutego 2013
01.02.2013
Kolejny dzień w biegu. Wycieczka po Rabce i do Chabówki się udała, choć Marylka została z chorą, a ja pojechałem ze studentką, jak się okazało, przydatną jak grzebień do trawy. Przewodnik był słodki - taki starszy pan, proszę ja Ciebie, gadający różne dziwne rzeczy i dowcipy z długaśną brodą, ale sympatyczny niezwykle. Obeszliśmy miasto i zdążyliśmy pojechać do muzeum kolei w Chabówce, gdzie przy studentce dzieciaki wlazły na parowozy i skakały po dachu... Matko. Po obiedzie pojechaliśmy do GOPR-u na spotkanie z instruktorem, a potem gry i zabawy. Spoko dzień. W ogóle jest fajnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)