czwartek, 31 sierpnia 2017

31.08.2017

Mama przyszła 6:30, więc już byliśmy jakoś zebrani. Do pracy dojechaliśmy dziś bez przygód, rada była nieco długa, spotkanie w grupach szybkie i dzięki temu uciekłem. Przespacerowałem się do Słodowca, zajrzałem do sklepu i przedszkola, upewnić się, że jutro działa. Zrobiłem obiad, mama uciekła, Gosia przyszła, zjadła i... padła. Więc wziąłem młodą na spacer, przeszliśmy od placu Daszyńskiego do Majakowskiego - spoko, tym bardziej, że 28 stopni było :) Przeziębienie przechodzi, szczęście. Mam również plan - znowu kolejny rok do dupy... 

środa, 30 sierpnia 2017

30.08.2017

Mama była już 7:30, ale młoda spała podobno aż do 9-tej. I dobrze. Dostaliśmy Polówkę do dyspozycji, więc podjechaliśmy sobie samochodem do pracy, znacznie przyjemniej... Gardło i katar mnie zaczynają załatwiać, szlag. Na radzie było czytanie sprawozdania, dłuuugo... Potem zostałem chwilę na zebraniu erasmusowym i wróciłem do domu przez sklep. Mama poszła, a ja zrobiłem obiad i po obiedzie poszliśmy jeszcze na spacer poprzez Jelonki i Ulrychów - kończąc niechcący na zakupach. Dostałem dziś kasę z erasmusa i połowy juz nie mam, ładnie. Jestem wyczerpany, młoda mnie męczy, katar i gardło męczy, a od poniedziałku regularna praca - i to w tym bajzlu, który ciągle robią robotnicy. Siedzi tam pięciu i grzebią w dupach, zamiast robić, żenada. A dziś się jeszcze okazało, że Jolka spieprzyła. Po prostu nie przyszła do pracy i wysłała maila, że pierdoli i rezygnuje. Świetnie. Słowenia wyrzuciła naszych siatkarzy z ME, koniec oglądania :P 

wtorek, 29 sierpnia 2017

29.08.2017

Ciężko wstać... Młodą oddaliśmy do Kazika i pojechaliśmy na radę, ledwo zdążyliśmy przez autobus... A właściwie dlatego, że myśleliśmy, że już pojechał, a tu niestety... Trudno, zdążyliśmy. Rady było godzina, ze szkolenia się wymiksowałem, bo byłem już na takim, więc poszedłem do sklepu i zrobiłem obiad, poprałem i ogarnąłem. Mogłem młodą odebrać również, ale sądziłem że świetnie się bawi - ja też dobrze spędzałem czas. No i miałem rację. Dziewczyny przyszły, dostały obiad pod nos i zaraz poszły jeszcze na plac zabaw z Kazikiem. Mnie za to rozkłada. Gardło mnie boli, katar się zaczyna, super.

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

28.08.2017

Gosia wybierała się do Lidla i pracy, więc zamiast o 6, wstała o 7. I spalibyśmy z młodą, gdyby małżonka nie włączyła jakiegoś brzęczydła w łazience przy otwartych drzwiach. To, że obudziła mnie, to miki - młoda tez wstała i nastąpił koniec...  Gosia wyszła, a my z młodą się kotłowaliśmy. Próbowałem naładować mp3 i wysłać fotki, co mała skutecznie utrudniała, ale dało radę. Potem był mecz siatkówki balonem, konie z oparć i sklep z ciuchami - przetrzymałem. Zrobiłem jej obiad i zacząłem się zastanawiać, gdzie jest zona, bo to już po 15, nie ma obiadu, a ja głodny... Okazało się, że już wychodzi od Beaty, kurde. Zjedliśmy w Sajgonie, poszliśmy do lidla, dziewczyny poszły jeszcze kupić małej buty, a ja uciekłem do domu na godzinę spokoju. Nawet półtorej. Zimna woda dziś, to młoda się nie kąpała. A Polska-Estonia 3:0 w siatce. 

niedziela, 27 sierpnia 2017

27.08.2017

Od rana w sumie w drodze. Młoda przylazła tuz po 7 i takie to spanie... Pojechaliśmy więc do Michałowic, zeszło się krócej, ale i tak droga niezła: Z-3, tramwaj i WKD... No i półtora kilometra spaceru do ich chałupy. Ale przyznam, że zrobili sobie pięknie :) Zosia drze się niemiłosiernie, dzieciaki w szale, my zjedliśmy obiad, popiliśmy pigwówkę i w sumie koło 18 się zwinęliśmy... I tak byliśmy późno, jeszcze nas deszcz zmoczył w ostatniej chwili...

sobota, 26 sierpnia 2017

26.08.2017

Wygrzebaliśmy się do około południa i ruszyliśmy w teren. Wreszcie zrobiło się ciepło i lato wróciło, więc jest fajnie. Przeszliśmy z centrum przez starówkę, gdzie weszliśmy na lody. Młoda musiała być głodna, bo działała mi skrzeczeniem na nerwy, idąc traktem. Na szczęście weszliśmy do Zapiecka i się nażarła, humor wrócił i w sumie mogłaby polecieć na piechotę do domu... Ale poszliśmy tylko do Złotych po prezent dla dziewczynek na jutro oraz po kaszkę, wsiedliśmy w autobus i w domu byliśmy po 18. Polazłem jeszcze do piwnicy, zanieść  te bambetle, stojące w korytarzu... No i Polska - Finlandia 3:0, nareszcie!

piątek, 25 sierpnia 2017

25.08.2017

Ale powrót do pracy, niech to... Pojechałem na 10:30, załatwić końcówkę erasmusa. Ok, doszliśmy do porozumienia, po czym się zaczęło... Miałem iść z Martą do dbfo, więc czekam. Przez ten czas pomogłem chińskiej rodzince zapisać dzieciaka do szkoły, wymieniłem Marcie funty, dowiedziałem się szczegółów na interesujące tematy i wreszcie 13:30 pojechaliśmy do finansów. Wszystko udało się załatwić, więc pędem, bo Marta ma rekonwalescentów w domu po operacjach i zaraz miała jechać na Ursynów na zdjęcie szwów, wracamy do Ewy. Tam kocioł, bo nowy dyrektor basenu ma inne pojęcie, niż trzeba... Przygotowujemy tablety do sali, umowy z erasmusa, za drzwiami sterczy pani chętna do pracy, tupią sprzątaczki, bo ma być rozmowa na temat ich umów, Ewa stoi z Anetą i rzeźbią w podręcznikach - kocioł straszny. I co chwila przychodzi ktoś inny... Podpisałem tylko umowę i uciekłem - w rezultacie koło 15... Skoczyłem na pocztę, odebrać paczki, zjadłem obiad i wróciłem koło 17... Gosia sprzątała, więc oczywiście mała siedziała w chałupie... Ech... To poszedłem z nią na spacer z hulajnogą i pograć w piłkę pod blokiem. Na szczęście wypędził nas deszcz, bo miałem już mało sił... Nieźle się zaczyna... 

czwartek, 24 sierpnia 2017

24.08.2017

O 3 miałem pobudkę, przykryłem małą i... nie mogłem zasnąć przez następne 2,5 godziny - szlag. Potem wyciągnęły mnie do alergologa, nie wiem po co - 1,5 godziny zmarnowane na siedzenie na ławce. Zajebiście. Poszliśmy do biblioteki i do Sowy i wróciliśmy na obiad, bo przecież trzeba było jechać na WAT do dentysty, gdzie znowu byłem 'niezbędny'. Szlag. Za to poszliśmy później na spacer, wracając zahaczyliśmy o Kavę, gdzie odebrałem bonusa :) No i zaczął się sportowy wieczór. Legia zremisowała 0:0 z Szeryfem i odpadła z LE, a Polska przegrała z Serbią 0:3 w siatkę. Taka dupa.

środa, 23 sierpnia 2017

23.08.2017

Znowu siedzieliśmy do obiadu w betach - Gosia czyta, deszcz co chwila pada. To znaczy ja, pod pretekstem sprzedaży płyt, udałem się po odbiór paczek i do banku, podpisać papierki. Zajrzałem również do empiku, wykorzystać zniżki z karty. Wróciłem na obiad, zjadłem i zabrałem Kajkę na spacer. Wylosowała Kanał Żerański, to ruszyliśmy. W połowie drogi lunęło, ale na Żeraniu już było spoko. Poszliśmy sobie wzdłuż kanału i przeszliśmy starym mostem kolejowym na drugą stronę. Most trochę się sypie, pełno dziur, więc trochę się bałem, że zlecimy na pysk, ale udało się. Zresztą młoda była zachwycona. Po czym zaczęło się. Najpierw ścieżka była zalana - przeskakiwałem kałuże z małą na rękach. Szlachecka dziś to wyasfaltowana ulica z domami, więc skręciliśmy wzdłuż torów. O kurde... Stara ścieżka zarosła, pełno głębokich kałuż, a trawa po deszczu była bardzo mokra. Skakałem z Kajką na rękach, miałem całe mokre buty i pół spodni. Bagno. Ale zachwyt był pełen :) Wróciliśmy Annopolem na Bródno, kupiliśmy bułę i wróciliśmy do domu. Wyprawa przez dzikie ostępy była super :) 

wtorek, 22 sierpnia 2017

22.08.2017

Znowu wyszliśmy z domu po południu. Raz, że co chwila leje, dwa, że Gosia czyta i jej nie ma. Zrobiłem obiad - zapiekankę, dobra wyszła. Poszliśmy przez Lidla i Koło, wróciliśmy dopiero koło 20 - bo przecież wyszliśmy koło 17... Męczy mnie ten raport...

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

21.08.2017

Leje, leje, na zmianę z padaniem. Gosia zaczęła czytać książkę i w zasadzie jej nie ma. Idź po zakupy, zajmij się dzieckiem, bo ja czytam. Poszliśmy tylko na spacer na obiad do Sajgonu i się przeszliśmy kawałek Zachodzącego Słońca. Mokro, chłodno, brzydko.

niedziela, 20 sierpnia 2017

20.08.2017

Od wieczora leje. Bez ustanku i rzęsiście, ze zmianą na bardzo. Mieliśmy iść na spacer po Keżmaroku, ale leje. Zatrzymaliśmy się tylko w Popradzie w centrum handlowym na suweniry: Gosia kupiła torebkę, ja płytę i browary. Spoko. I tak sobie jedziemy. Z przerwą na obiad w Antolce, którą zarządziła Fiona. Jechaliśmy i jechaliśmy, co chwila korek, ale w domu byliśmy koło 22. Padliśmy, jak deszcz.

sobota, 19 sierpnia 2017

19.08.2017

Ten pieprzony kogut znowu darł gębę nad ranem. Ale za to wschód słońca nad Tatrami z balkonu to sam cymes! Po śniadaniu znów do autokaru - nasz pilotto co chwila zmienia plany, aby 'było wszystkim jak najwygodniej'. Co oznaczało, że nieco zjebał dzień. Zaczęliśmy od Levoczy - przepięknego miasteczka, w którym chętnie zostalibyśmy na dłużej. Ale nie, dał pół godziny i się zabraliśmy. Po czym pojechaliśmy na Spissky Hrad i tam dał... Dwie godziny. Bo do Starej Lubovni nie zdążymy. To kurwa mogliśmy zostać w Lewoczy, zjeść coś i połazić po mieście, zamiast lecieć na zbity pysk! W zamku Kajka miała apogeum ruchliwości, Gosia przestała za nią nadążać i ogólnie się wściekła. Wreszcie wsiedliśmy do autokaru i pojechaliśmy do Hnezdova, do Nestville, zobaczyć proces robienia whiskey. Było spoko, zaczęło strasznie lać, więc biegiem na degustację i do sklepu i wreszcie wróciliśmy do hotelu na obiad, który odbywał się na dole w barze, bo w stołówce było wesele... Na szczęście u nas w pokoju było cicho. Poszedłem jeszcze na posiadówkę do dziewczyn, moje obie padły, skończyliśmy tuż po północy, bo rano do domu... Ale leje...

piątek, 18 sierpnia 2017

18.08.2017

Koło 2-giej obudziło mnie wycie. Śpiewali jacyś faceci, niewątpliwie narąbani. Leciały słowackie hity regionalne - chóralne pieśni o Janosiku. Ładnie nawet śpiewali, ale nie o takiej porze! Co gorsza, koło 5-tej włączył się kogut i darł dziób niemożliwie... Po śniadaniu wpadliśmy do autokaru i ruszyliśmy na wyprawę. Zaczęliśmy od Jaskini Lodowej - dojście omal nie wykończyło Bożenki, Ewy i Marylki, ale doszły. A było warto! Potem podjechaliśmy do Spisskiej Vsi na spacer po mieście i tu zacząłem odnosić wrażenie, że nasz pilotto nie bardzo wie, gdzie jest i co ma robić. Owszem, sprytnie maskował niewiedzę i słabe rozeznanie, ale po jakimś czasie więcej osób zaczęło to dostrzegać. W niewiele wartym miasteczku spędziliśmy godzinę na spacerek i coś do zjedzenia. Dziewczyny zjadły, a my w pędzie braliśmy na wynos i zeżarliśmy obiad w autokarze. Jeszcze leciałem po zakupy przed wyprawą w góry do Coop'a. Bez sensu. Za to w Słowackim Raju... Poszliśmy, namawiając przy okazji Ankę z lękiem wysokości i marudzącą Dorotę. Ewa, Maria i Bożenka na szczęście zostały, Fiona też, Maciek się ucieszył. Początek był rozkoszny, doliną Hornadu. A później się zaczęło... Drabinki to pikuś, gorzej, kiedy weszliśmy na metalowe parapety, szerokości 40 cm. Nie spodziewałem się takich ekscesów i wlazłem: w jednym ręku Kajka, w drugim aparat, plecakiem zahaczam o skały, a pod spodem 5 metrów do płytkiej rzeki. Zgrzałem się. Potem już schowałem aparat, bo ktoś by spadł... Basia z Krzysztofem dzielnie szli, wszyscy ich podziwiali - jak Kajkę, która z uśmiechem na ustach leciała całą drogę. Doszliśmy wreszcie do schroniska, każdy złapał za piwo i wyżłopał na miejscu... :) Potem tylko zejście do autokaru i ruszyliśmy w drogę powrotną niemal po ciemku. W hotelu pani kelnerka raczyła wyrazić dezaprobatę, że oni też chcieli iść do domu... Rozumiemy, ale mogła być grzeczniejsza... Dzień skończyliśmy na drinkowaniu. Fajnie było dziś! 

czwartek, 17 sierpnia 2017

17.08.2017

Znowu pobudka wcześnie rano... Na szczęście się wyrobiliśmy, ale tylko dlatego, że ruszyliśmy taksówką. Gosia jeszcze w ostatniej chwili malowała paznokcie, więc trzeba ją było ubrać itd... Szok. Ale dotarliśmy, wsiedliśmy i hajda. Stenia rozpoczęła sezon już po godzinie jazdy, więc było śmiesznie. Zatrzymaliśmy się na obiad w Bukowinie, podjęliśmy pilota z Nowego Targu - trochę śmieszny, zdecydowanie za dużo gada pierdół. Na miejsce dojechaliśmy wieczorem, po paru piwach i drinkach. Dostaliśmy pokoje i zalegliśmy bez scen... Mamy najlepszy pokój, dwa balkony z widokiem na Tatry, naprawdę jest przyjemnie. Padliśmy.

środa, 16 sierpnia 2017

16.08.2017

Żona mnie znowu podupadła - wczoraj wieczorem radosna i świeża, rano zdechła... Wysłałem ją do doktora, nic jej nie jest, ale dostała jakieś szprynce... Z domu wyszliśmy więc dopiero po obiedzie, zrobiliśmy spacer tesco (mały czajnik bezprzewodowy... I niechcący wizyta u dewelopera), biblioteka (zamknięta...), rossmann i top market... Dość. Teraz siedzimy i się staramy pakować, za dużo mamy rzeczy na te cztery dni, ale wizyta w Lodowej Jaskini zmusza do wzięcia zimowych rzeczy. Jutro pobudka o 5, super.

wtorek, 15 sierpnia 2017

15.08.2017

Prawie cały dzień spędziliśmy dziś w chałupie. Najpierw przygotowanie obiadu i sprzątanie: nie obyło się bez awantury, bo kurwa odkurzyłem, umyłem łazienkę, zrobiłem mięso, ale sałatkę z pomidorów zrobiłem INACZEJ. Kurwa, szlag mnie trafił. Przyjechała mama, zjedliśmy, obejrzeliśmy zdjęcia z Bułgarii i pojechała, więc poszliśmy na spacer. Gosi się na nieszczęście przypomniało, że dziś święto, więc zaciągnęła nas do kościoła. Młoda zrobiła awanturę, że chce wyjść, nuda i poruta ogólna, co za dziadostwo... Ech, zmęczyłem się tym świętem... 

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

14.08.2017

Co za dzień... Rano wyrwałem się z domu pod pozorem spotkania z królem Jagiełło - musiałem spokojnie odebrać płyty. Wymieniłem więc kasę na Słowację, zajrzałem do Fana, gdzie weszło mi kolejne 5 albumów i odebrałem paczki. Rozpakowałem wszystko pod pałacem - znowu kilkadziesiąt płyt... Wróciłem przez sklep, zjedliśmy obiad i chciałem iść z młodą na spacer, ale umierająca Gosia poszła z nami. Kaja wylosowała Stare Bielany, więc sobie szliśmy pomiędzy domkami, fajnie. Spotkaliśmy Izę, pogadaliśmy chwilę i poszliśmy. Kajka zaczęła się drapać w kostkę i marudzić, że strasznie swędzi. Nic to, poszliśmy do kerfjura, bo jutro przychodzi mama i święto. Kajka coraz bardziej jęczy. Gosia zaczyna panikować, że to wczorajsza żmija. Kurwa, to zaskroniec, nie gryzie ludzi, dziabnął ja pająk albo co innego. Nie, to żmija, jedziemy do szpitala! Kurwa, jakiego szpitala, na Czumy jest nocny lekarz. Zadzwoniłem, powiedziałem co i jak - owad nie żmija. Ale ona chce jechać... Pani doktor obejrzała, oczywiście, że owad. Dała antybiotyk ze sterydem (co?) i wróciliśmy. Żona zamiast pozmywać zrobiła jęczącej młodej kompres z sody i odpłynęła. Super. Dobrze, że mam piwo, dom wariatów.

niedziela, 13 sierpnia 2017

13.08.2017

Znowu zanim się wygrzebaliśmy, było po 13. I zrobiło się dość chłodno. Gosia cierpi, więc robi sobie kurację ziołowo warzywną, śmierdzi tymi wynalazkami, ble. Kajka wygrzebała z szuflady zabytkowy tablet manty i się jara, mimo, że to ledwo działa :) Poszliśmy wreszcie na spacer przez Boernerowo i las, jaja były, bo młoda wystraszyła półtorametrowego zaskrońca ze środka ścieżki - nie wiem, kto miał większy zawał :) Zrobiliśmy zakupy, zjedliśmy obiad i zajęliśmy się sportem. Najpierw Polska wygrała z Rosją 3:2 i cały memoriał Wagnera, potem dziewczyny ze sztafety 4x400 wybiegły brąz, ładnie. Piszę ten pieprzony mobility tool, trochę ruszyłem Mokotowa...

sobota, 12 sierpnia 2017

12.08.2017

I pogoda się zesrała. Od rana było sporo chłodniej, aż wreszcie zaczęło lać. Siedzieliśmy w chałupie aż do wieczora. Znaczy Gosia poszła na godzinę do sklepu po ziółka i wynalazki - leczyć się, bo znowu podupadła, a ja też do sklepu, bo w biedrze nie było paru rzeczy - oczywiście już w deszcz... Oglądaliśmy MŚ w lekkiej - po wczorajszych dwóch medalach Fajdka i Nowickiego był apetyt :) Siatkarze pokonali Kanadę i w sumie po 17 poszedłem z małą na spacer - był świetny, poleźliśmy przez Ulrychów, Stare Jelonki, osiedle Przyjaźń, Górce i do domu. Mnóstwo ślimaków, trafił się pociąg, no i oczywiście wywrotka... Ale bez wielkiej rozpaczy. Wróciliśmy po ponad dwóch godzinach i... padła. Obydwie padły.

piątek, 11 sierpnia 2017

11.08.2017

Pobudka o 4:30, pakowanie, prysznic i fru. Autobus się spóźnił 20 minut, dziki tłum do odprawy, ale co z tego, jak samolot wystartował 2 godziny po czasie - w Katowicach dzika burza i musiała minąć, zanim go puścili. Kajka przespała cały lot. W Warszawie już poleciało szybko, w domu byliśmy o 12. Upał tu większy, niż w Bułgarii. Poszedłem do sklepu, zrobiło się pranie, Gosia kimnęła, ale młodej nie dałem - niech śpi w nocy. Poszliśmy na obiad do Sajgonu i na lody, skończyliśmy na fontannie. Po czym młoda obejrzała 'Safari', ja zgrałem zdjęcia, a Gosia zaległa przed tv... Potem kąpiel i o 20:30 już był spokój. Oglądamy MŚ w lekkiej atletyce.

czwartek, 10 sierpnia 2017

10.08.2017

Mieliśmy iść nad morze, ale... Na basenie było wystarczająco cudownie. Piwko, drinki i do tego dostaliśmy rekompensatę za kolację w piątek - poszliśmy na darmowy posiłek w restauracji za rogiem. Nic szczególnego, ale zawsze. Po posiłku wróciliśmy na basen i siedzieliśmy tam do końca. Szybki przelot przez pamiątki - musiałem wypłacić jeszcze 70 lewa, a i tak wyzerowaliśmy się zupełnie. Spać poszliśmy koło 23, dzieciaki padły, my siedzieliśmy przy tequilli ze spritem na naszym balkonie. Bosko. Jutro pobudka w środku nocy.

środa, 9 sierpnia 2017

09.08.2017

Rano pojechaliśmy do Burgas - sami, bo kuzynom nie chciało się męczyć z Księciuniem. Po drodze na dworzec odzyskaliśmy z parku czapkę Kajki. Przeszliśmy się deptakiem, zrobiliśmy drobne zakupy i plan był iść nad jezioro, ale pierwsze, co trafiliśmy, to plaża nadmorska - czarna, jak to nad morzem Czarnym. Było fajnie, ale Kajce się nie podobało, bo wodorosty pływały. Ble. No cóż, to spróbowaliśmy osiągnąć plażę jeziorną, ale jedyne, co uzyskaliśmy, to fantastyczna wystawa rzeźb z piasku - nie wiem, czy to jezioro ma w ogóle plażę... Zawróciliśmy do knajpy i zjedliśmy owoce morza. Gosia zamówiła kalmary na ostro, jak ślimaki morskie - słabe były, kalmary sto razy lepsze. Potem spacer promenadą do molo, spacer przez park, pamiątki i w sumie wróciliśmy na 20. Fajnie było.   

wtorek, 8 sierpnia 2017

08.08.2017

Rano poszliśmy na plażę. Maks nie chciał iść na plażę, bo 'piasek i gorąco', więc dziś się rozdzieliliśmy. Co to ma być, że jesteśmy nad morzem i nie korzystamy? A takie fale, że Kajka skakała jak szalona. Ratownicy biegali w te i we w te, upominając ludzi, aby nie wyłazili za daleko. Bosko! Mogą żałować... Po obiedzie zaś już razem poszliśmy do aqua parku. Szał. Sam park nieco mały, ale kilka fajnych atrakcji było - zwłaszcza mniejsze wahadło, mało nie wyleciałem z kilkunastu metrów na ryj... Z Kajką zdobyliśmy dwie zjeżdżalnie dla dużych, była zachwycona, choć ostatnim razem nas obróciło i mała znalazła się pode mną. Wprawdzie ją od razu wyciągnąłem, ale mocno się przestraszyła. My też. Maks za to zasnął w połowie i przespał większość czasu, a jak się obudził, to chciał wracać... Tomek się trochę wściekł... Po kolacji zasiedliśmy na leżakach, przyszedł Szymon z żoną i wjechała tequilla i samogon, trochę nas sponiewierało...

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

07.08.2017

 
Dziś dzień stacjonarny, więc większość czasu spędziliśmy na basenie. Dzieciaki cudownie się zgrały, my również - super. Wyskoczyliśmy tylko na jakieś frutti di mare - odnóża kalmarów zrobiły robotę - świetna sprawa! Relaks i przyjemny wypoczynek - to jest to! 

niedziela, 6 sierpnia 2017

06.08.2017

Rano zaproponowaliśmy naszym nowym 'kuzynom' wycieczkę do Sozopolu - weszli w to. Zatem o 11:10 był autobus, zdążyliśmy, kupując ostatnie bilety... Ufff. Dojechaliśmy na miejsce w 30 minut i od razu zeszliśmy do portu. Pierwszy gość z łódką zgodził się nas zawieść wokół wysp za 50 lewa - bosko. Popłynęliśmy więc na wyspę, dał nam tam czas, więc przelecieliśmy się wokół latarni morskiej i ruin monastyru, poskakaliśmy do morza z łodzi, a nasz gospodarz nałapał sobie muszli. Dzieciaki zachwycone, my zachwyceni, gospodarz też. Świetna wyprawa. Potem spacer po mieście, pamiątki (znalazłem płyty!) i skończyliśmy dzień na plaży. Maks marudził, że piasek i gorąco, to wróciliśmy jeszcze na basen do hotelu. Po kolacji lunapark. Przecudowny dzień, a sama wycieczka za pół ceny wyjściowej.

sobota, 5 sierpnia 2017

05.08.2017

Lot był koszmarny, bachory darły gębę tak, że dwie godziny dłużyły się w nieskończoność. Loty z niemowlakami powinny być ustawowo zakazane... Na bagaże czekaliśmy ponad godzinę, ale później poszło dość szybko. Poznaliśmy jakiś ludzi z Lublina z dzieciakiem w wieku Kajki, ale byli w innym hotelu. W naszym wylądowali tylko starsi ludzie... Do pokoju trafiliśmy po 3, więc padliśmy jak kawki. Rano, po śniadaniu (dość marnym) odbyło się spotkanie z rezydentką i okazało się, że jest jakaś para o tym samym nazwisku - co spowodowało pewne zamieszanie przy rozdawaniu kartek i ustalaniu szczegółów. Już na basenie poznaliśmy się bliżej - są z Łodzi, w naszym wieku i z synkiem trzy dni młodszym od Kai. Beng. W sumie od razu się skumplowaliśmy. Na basenie chill i luz, piwo po 2 lewy (4 zł), cudownie! Po kolacji poszliśmy w miasto, odkryć Primorsko. Byliśmy na plaży - fajnie i szał radości. Odkryliśmy aquapark i dworzec autobusowy i główną ulicę, gdzie było tyle ludu, że ciężko tam wcisnąć palec. Lekko pobłądziliśmy, w hotelu byliśmy po 22. Przyjemnie tu jest, naprawdę.

piątek, 4 sierpnia 2017

04.08.2017

Udało nam się dopakować bez problemu i w zasadzie cały dzień czekaliśmy wieczora - ostatnie zakupy, obiad w Kingu i ruszyliśmy na przygodę. Samolot był lekko opóźniony, ale to szczegół. Tłum dziki przy odprawie, ale nawet szybko poszło. Pora lecieć. Fru.

czwartek, 3 sierpnia 2017

03.08.2017

Nie wiem czemu dziewczyny wstały przed 8smą... Kurde. Do wizyty u lekarza ogoliłem łeb, przygotowałem ciuchy na wyjazd i sobie polazłem. U lekarza fajnie, tylko recepcjonistka pomyliła osoby i zapisała mnie jako 19-latka. Miłe, ale bez przesady, musiałem czekać 45 minut dłużej. Dopisała mi leki, okazało się, że to na palcu to kurzajka - dziwnie wygląda, ale cóż, mam jakieś mazidło. Do oka dostałem okulistę - oczekiwanie miesiąc, nawet nieźle :P Obiad zrobił się u Kurdów w Kingu, po czym zabrałem młodą i poszliśmy wymienić kasę na lewy, odebrać vouchery i... pójść na plac zabaw. Duchota straszna, chmury ciężkie, jakiś deszcz, czy co? Gosia została w domu prasować i pakować, do tego dopadły ją znowu zatoki, nie wiadomo skąd... Niezły urlopowy nastrój, ledwo siedzi... Wczoraj odpadła Legia, dziś Lech i Arka - w ostatnich minutach....

środa, 2 sierpnia 2017

02.08.2017

Okropna noc - spałem może 3 godziny. Upał jest nawet w nocy, płynąłem, do tego coś mnie żarło, dziewczyny też się kręciły, nawiedzały mnie głupie myśli - zasnąłem na dobre dopiero koło 5... A rano trzeba wstać, bo Gosia na mammografię, a w południe miała przyjechać mama. A ja jeszcze po ciasto miałem iść. Ok, udało się, mama przyniosła nam sprzęt do prasowania parą, Gosia w siódmym niebie :) Posiedziała chwilę i uciekła, bo o 14 serial. Wówczas Gosia padła na zatoki, więc na mnie spadło zabawianie małej i zrobienie obiadu. Zjedliśmy o 16 i poszliśmy na spacer - znaczy się, chciałem ominąć akcję zakupowania butów, ale wyszło na to, że znowu siedziałem w Deichmanie i czekałem na litość. Szlag. Wróciliśmy sobie przez Ulrychów i Koło, zahaczyłem o Kavę - nie było gratisów :( i wróciliśmy. Młoda przedłużała jak mogła, i kolację i kąpiel, a przecież Legia grała. Nic nie ugrała, bo chociaż wygrali z Astaną 1:0, to zabrakło bramki do awansu...    

wtorek, 1 sierpnia 2017

01.08.2017

Zanim się wybraliśmy, Gosia ogarnęła kuchnię i zupę, była 13:30. Poszliśmy więc do Wola Parku po sandałki dla młodej. W połowie zachciało jej się kupy, więc biegiem. Po czym spędziliśmy pół godziny w Flaing Tajgerze i prawie godzinę w Pepko - mało mnie tam szlag nie trafił. Nogi mnie zaczęły boleć, młoda latała, służyłem jako wieszak, końca nie widać... Potem tylko ponad godzina w Auchan - większość czasu między ciuchami, zegarmistrz i wróciliśmy. Po drodze na obiad w Saigonie przystanęliśmy o 17, zjedliśmy, poslziśmy na lody, spacer i do kolejnego sklepu... Zacząłem pisać Mokotów, mobility tool mnie odrzuca... Ukrop jest dziki, ze 35 stopni...