poniedziałek, 31 grudnia 2012

31.12.2012

Zadziwiające, że dotrwałem w prowadzeniu foto-pamiętnika... Dziś mija rok od pierwszego wpisu! A dziś przygotowania do sylwestra - na 20:30 idziemy na Chmielną - się będzie działo :) Byłem w banku po kartę kodów - tyle luda opłaca rachunki, które można zapłacić przez internet, zamiast zawracać dupę... Wszystkiego najlepszego na 2013!!!

niedziela, 30 grudnia 2012

30.12.2012

Znowu jakiś szalony dzień. Najpierw przyszła ekipa TVP Warszawa i udzieliłem krótkiego wywiadu, potem Gosia wymyśliła zakupy na Sylwestra i poszliśmy na spacer do Wola Parku... Ble. No i wreszcie udaliśmy się do kina na Hobbita - warto było!

sobota, 29 grudnia 2012

29.12.2012


No proszę, jeden dzień, a tyle rzeczy i tyle miejsc. O 11 ruszyliśmy z Jonkowa - trasa bardzo sympatyczna, muza zgrana leciała cały czas, więc ze śpiewem na ustach 200 km przeleciało. Potem szybkie zakupy w domu i pojechaliśmy do Browarmii na urodzinowe spotkanie z Piotrkiem. Przybyła cała brygada i było wielce sympatycznie :) A nowe dekoracje Warszawy są przepiękne!

piątek, 28 grudnia 2012

28.12.2012

Gosia dziś znowu cały dzień była u Huberta w szpitalu, więc nie miałem co robić. Ok. 10 odwiozłem Hanię do Starego Kawkowa, do koleżanki, a potem stwierdziłem, że nie będę siedział w chałupie: teść spał zmożony chorobą, teściowa sprzątała i zawracała głowę tysiącem pytań, to stwierdziłem, że podjadę do Olsztyna po prezent dla Piotrka na jutro. Podszwendałem się po mieście, podskoczyłem do szpitala na chwilę i wróciłem. Wieczorkiem zrobiliśmy po browarku z Łukaszem i tyle. Zimno znowu się robi.

czwartek, 27 grudnia 2012

27.12.2012


 Nie znoszę takich dni. Beznadziejne nicnierobienie. Nawet z chałupy nie wyszedłem. Deszcz padał, śnieg spłynął, teść chory i nic się nie dzieje. Dobrze, że nikt ode mnie nic za bardzo nie chce... I dobrze, że Natka zadzwoniła, to się spotkamy w sobotę - trzeba wrócić do domu, bo zanosiło się na kiblowanie na wsi do wtorku.

środa, 26 grudnia 2012

26.12.2012

Co za beznadziejny dzień... Nie  mogłem zasnąć i w sumie spałem może 3 godziny, bo rano pobudka - msza za Huberta o 8:00 - weź powiedz, że nie idziesz... Na szczęście ksiądz wyrobił się w pół godziny - wspaniale. Cały dzień kisiłem się w chałupie, opracowania robiłem i prezentację. Gosia przyjechała dopiero ok. 18, nie jedziemy nigdzie na Sylwka, Hanka mnie już tak wkurwia, że mnie łapy świerzbią... Ufff... Dobrze, że teść ma zestaw ratunkowy i możemy walnąć razem lufę :) Odwilż kompletna i wszystko spływa.

wtorek, 25 grudnia 2012

25.12.2012

Śnieg się zaczął topić i jest ok. 10 stopni... Wszystko dziś powoli, zjeżdżają się ciotki i wujkowie w odwiedziny, teściowie mają 35 rocznicę ślubu... Po południu odwiozłem Gosię do szpitala, do Huberta, bo spędza dziś z nim noc. Świętujemy.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

24.12.2012



Trudny dzień, taka wigilia... Zaczęliśmy wcześnie w domu i niekompletni - wśród łez smutku... Potem pojechaliśmy do Olsztyna, na onkologię do Huberta i zrobiło się weselej - pomimo szpitalnego otoczenia. Na koniec podjechaliśmy do Ogrodu Rzeźb, który jest, jak co roku, na olsztyńskiej starówce. I jeszcze fochy x100 w wykonaniu Hanki i wujkowe wino... Dziwaczna wigilia...

niedziela, 23 grudnia 2012

23.12.2012

Mieliśmy wyjechać o 10, ale, oczywiście, zeszło się godzinę dłużej... Pomimo strasznych przepowiedni, droga była bardzo dobra i dojechaliśmy do Olsztyna w niecałe 3 godziny. Piękna, słoneczna pogoda, sucha szosa, ruch w miarę... No i tarzanie się w teściowiźnie... Ciekawe, co jutro z wigilią, pewnie trzeba będzie do Huberta do szpitala pojechać...

sobota, 22 grudnia 2012

22.12.2012

Co za dzień! Rano, dobrze, że się w miarę wyspałem, choć Gosia wstała o 6, żeby przygotowywać obiad i ciasta na wigilię... Odkurzyłem, pozmywałem, ustawiłem stół, pozmywałem, wyrzuciłem śmieci, pozmywałem, umyłem podłogi, pozmywałem (skąd tyle naczyń u diabła?)... Punktualnie przyszła moja mama z ciocią i wujkiem, a Artury naturalnie spóźnili się godzinkę :) No, ale obiad chyba był udany i przyjemnie było się spotkać w kręgu rodzinnym. Jutro Jonkowo...

piątek, 21 grudnia 2012

21.12.2012

Znowu mnie strasznie zmęczyły 2 pierwsze lekcje... Nie lubię ich i nic na to nie poradzę. Szósta klasa miała wigilię, to pouzupełniałem dziennik i zrobiłem papierki. Na 12 mieliśmy być na Nowogrodzkiej, ale to trzeba wyjść z sensem, a nie 20 minut po czasie... No i zamiast dojechać spokojnie metrem, to pojechaliśmy samochodem - przez Centrum! Weź i żony posłuchaj... Przyjechaliśmy w ostatniej chwili, ale rozmowa była satysfakcjonująca, choć nic, czego bym się nie spodziewał. Samochód, poprzez korki, ledwo dojechał, bo już na oparach, ale zatankowałem i udałem się jeszcze na zajęcia i po ten cholerny celofan do szkoły. A po powrocie do domu... zakupy i sprzątanie przed jutrzejszym obiadem! Hura... jego mać... 

czwartek, 20 grudnia 2012

20.12.2012

Kretyński dzień. Więcej czasu spędziłem na męczącym nicnierobieniu, niż na konstruktywnych zajęciach. Dwa razy kolędowanie z maluchami, raz próba jasełek klasy 6, raz bezsensowne siedzenie z 30% klasy 4 i zaledwie dwie normalne lekcje. No i fotozajęcia :) Janek miał piękną koszulę :)

środa, 19 grudnia 2012

19.12.2012

Siedem lekcji jak z bicza trzasnął... Jedne jasełka po drodze, pływacy na badaniach lekarskich, 6a w połowie na zawodach, pierwszaki w szale okrutnym... A po lekcjach wigilia nauczycielska. Sympatycznie i szybko, bo jak zaczęli śpiewać kolędy, to poczułem szybką ciągotę, aby wyjść...

wtorek, 18 grudnia 2012

18.12.2012

Śniegu po łydki... Nie wiem, po co szedłem do pracy normalnie, mogłem 3 godziny później... Chyba tylko po to, żeby uratować koleżanki na zastępstwa... I tak fajny dzień. Znaczy, spoko. Odśnieżyłem Korsarza na jutro, połamałem w śniegu szufelkę, bo kurde śniegu do pół koła... Cholerna zima.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

17.12.2012

Ledwo dziś do pracy zdążyłem - ta 11:40 to trochę późno :) Obrobiłem dziś klasową wigilię, jak zwykle było przyjemnie - i dostałem prezent: słuchawkę do telefonu! Gadżet robi maksymalną furorę i wszyscy się nią jarają :) Pogoda jest tak obrzydliwa, że w ogóle nieprzyjemnie jest z domu wyłazić - marznący deszcz, ślisko i do dupy...

niedziela, 16 grudnia 2012

16.12.2012

Miałem dziś bimbać i się nie ruszać... Pogoda marna, popisałbym przewodnik, posłuchał muzyki a tu? Żona mnie wywlekła do kościoła... Cholera jasna, 75 minut - jak na tureckim kazaniu... Jak ja nie znoszę chodzić do kościoła. Za to na obiad Gosia wymyśliła cymesik - pyszne danie :)

sobota, 15 grudnia 2012

15.12.2012

Uffff... Nie wyspałem się. Od 10 do 14 byliśmy w Tesco, wydając w sumie ponad 800 zł na zakupy okołoświąteczne. Na obiad wymyśliliśmy sobie Positano, ale... zamknęli nam 2 tygodnie temu ulubioną knajpę!! Szok! Na szczęście jeszcze na Bielanach działa Curry House, gdzie dają pyszne indyjskie jedzenie. No a na 17 umówieni byliśmy u Emilki i Szymona i przybyliśmy punktualnie. Nażarty byłem po chwili już tak, że złapałem zamułę... Te dzieciaki biegają, Marta zaraz pojechała rwać ząb... Jutro nic nie robię! A jeszcze pada taki zmarznięty deszcz i jest ob-rzyd-li-wie. I ślisko na ulicy. Ble.

piątek, 14 grudnia 2012

14.12.2012

Śmieszny dziś dzień. Lekcje minęły szybko - piątek wszak jest jedynym dniem, kiedy kończę wcześniej. Wróciłem do domu i zjadłem coś, po czym pojechałem na zajęcia. Po zajęciach przyszła pora na Odpał! Czyli odpalenie bombek na wielkiej choince przy domu Toli - było nadspodziewanie sympatycznie - spotkanie z rodzicami i dzieciakami w mało krępującej atmosferze :) Godzinka minęła szybciutko przy pogaduchach, grzańcu, hot dogach i fasolce. Super :)

czwartek, 13 grudnia 2012

13.12.2012

Znowu długaśny dzień. Afera się zrobiła z moim studencikiem, bo okazało się, że nie złożył żadnych papierów, ani w ogóle nie wiadomo, co on do cholery studiuje. A ja się dziwiłem, czemu nie chce zajęć z szóstą klasą, przecież tam się leci po angielsku i wszystko płynie - nie, wolał maluchy. Pierwszaków jakoś przebrnęliśmy, choć drętwo, długo i nudno, ale druga pływacka go rozłożyła na łopatki i musiałem przejąć kontrolę, bo nie miał koleś pojęcia, jak wybrnąć... A potem wzywa mnie dyrekcja, wchodzę do gabinetu i... padliśmy ze śmiechu. Chichraliśmy się z 10 minut jak wariaci, spadło na Alę, żeby go wysłać albo do diabła albo po papiery. Jaja :D Po lekcjach jeszcze foto kółko i kolejny dzień zebrań... Zaproszono mnie do pierwszaków, było bardzo sympatycznie, ale 18:15 stwierdziłem, że ja mam dość i wróciłem.  W zasadzie trzy dni temu mieliśmy 8 rocznicę zejścia się z Gosią, ale nam to jakoś umknęło... To dziś walnęliśmy winko z tej okazji :D

środa, 12 grudnia 2012

12.12.2012

Cały dzień w szkole... Nie mam siły. Siedem lekcji z panem studentem, Karola jest chora, więc udało mi się uniknąć jednych zajęć - tych najprzyjemniejszych... Pojechałem na obiad, zrobiłem zajęcia warszawskie i zebranie... Musiałem wszystkich opieprzyć za spóźnienia - ja rozumiem, że ktoś ma daleko, ale kurde... Fajnie, że mam jednak fajnych rodziców. W domu byłem po 9, bo jeszcze Monikę techniczkę odwieźliśmy. No i temat naczelny - muzyka... Ble.

wtorek, 11 grudnia 2012

11.12.2012

Trochę pada śnieg! I o co ta kłótnia? Bo wolałem jechać autobusem do pracy, niż odśnieżać, telepać się w sypiącym śniegu, a potem znowu odśnieżać, a przecież zgubiłem zdrapywałkę do lodu i w ogóle... W pracy na szczęście mniej roboty, odkupiłem zdrapaka, zrobiłem zakupy i jest fajnie. Jutro będzie mniej fajnie, od rana do wieczora. Ble.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

10.12.2012

Przypętał się ten student i siedział... Ciekaw jestem, jak on będzie lekcje prowadził, mimoza trochę... Ale może da radę. Wstałem o 9 i tak się nie wyspałem :P

niedziela, 9 grudnia 2012

09.12.2012

Miło wreszcie móc przebimbać cały weekend. Dopiero na 18:30 poszliśmy do kina na Mój rower - warty obejrzenia, świetny film! No i piszę dalej przewodnik...

sobota, 8 grudnia 2012

08.12.2012

Po wczorajszych ekscesach wstałem o 11 - Gosia za to umierała większość dnia :) Siedzieliśmy i bimbaliśmy :) Cudownie.

piątek, 7 grudnia 2012

07.12.2012

Dwa razy musiałem odkopywać samochód, bo sypało i sypało... Załatwiłem wreszcie papierki dla urzędu dzielnicy, wyjaśniła się sytuacja tegorocznej wigilii i... pojechaliśmy wieczorem do Ani i Szona. A tu zjechali się Aju, Sierść, Sławek i Misiek - daaawno się tak nie ubawiłem, normalnie jak przed 20 laty. To już tyle czasu się znamy... Gosia też się świetnie bawiła, ledwo ją doprowadziłem do domu, bo się mocno gibała na schodach :)

czwartek, 6 grudnia 2012

06.12.2012

Mikołajki to niezwykle intensywny dzień pełen wrażeń. Gosia ucieszyła się z nowej Musierowicz, a ja ucieszyłem się z dobrej myszki i galotów od Beckhama :) Jako prezent miałem nie mieć lekcji, a tylko pojechać do Wilanowa do pałacu na sztukę z moimi kochanymi dzieciakami. Wszystko było ok, Cyryl się pilnował. Wprawdzie Marta ze swą klasą się spóźniła 10 minut i uciekły nam 2 autobusy, ale to nic w tych okolicznościach. Zdążyliśmy wsiąść do 116, a Kinga (któż, jak nie Kinga?) zaczęła wrzeszczeć, że zostawiła plecak (w środku telefon, pieniądze, klucze i cała reszta) na ławce przystanku. Szlag mnie trafił, wysiadłem z autobusu i kazałem im jechać z Martą. Nie doszedłem na wcześniejszy przystanek, a okazało się, że ta cholera plecak znalazła... Szlag trafił mnie większy. Zatem do metra, w centrum tramwaj i zdążyłem oczywiście na to samo 116 przy pl. de Gaulle'a. Spóźnialiśmy się. Próbowałem się dodzwonić do pani z Wilanowa, ale telefon okazał się błędny - spóźniliśmy się z 15 minut. Pani miała słuszne pretensje, ale zaczął się występ - kurde, pantomima. Dzieciaki średnio rozumiały - no, oprócz Maurycego i Janka, bo nic nie widzieli z tylnego rzędu, więc usiedli mi na kolanach i mogliśmy cichutko komentować. Przedstawienie trwało 45 minut, wyszliśmy, zapłaciliśmy i zaczęliśmy odwrót. W 116 najpierw jedną z dziewczyn z 5s napadł starszy pan i wyrwał jej bułkę, po czym na Żoliborzu zaczął się pytać wszystkich o papierosy. A Paulina została obdarowana przez pewną starszą panią czekoladkami - ot tak, bo pani miała kaprys :) Wprawdzie Paulina się wzbraniała, ale, za namowami, przyjęła :) A na rondzie de Gaulle'a jakaś pinda zajechała nam drogę i musiałem się ostro łapać, dzięki czemu kark boli mnie jak cholera. Wróciliśmy do szkoły, zostało mi fotokoło i wróciłem - czwartek pełen wrażeń.  

środa, 5 grudnia 2012

05.12.2012

Środy to masakra, bez kitu. Osiem lekcji, w tym z takimi dziećmi, które nawet po polsku nie umieją pisać, co dopiero po angielsku... Zabił nas 'czwisoł brozowe' - to ma być 'drzwi są brązowe'... Pomijam cudowne zdanie 'czomik jest pot boks' - to miało być 'a hamster is under the box'. Boszszsz. Po ośmiu lekcjach ciurkiem, rada pedagogiczna, zajęcia warszawskie, koniec rady, szybka awantura z żoną o nic i podróż po mikołajka, a na koniec wizyta u Kuli, gdzie już siedzieli Jeżosław, Opat i Adi. Owocnie :)

wtorek, 4 grudnia 2012

04.12.2012

Ledwo zdążyłem oddać papiery do urzędu dzielnicy, uffff... Hubert zażyczył sobie 'łóżko w kształcie łuku' od fundacji Spełniamy Marzenia. Co?...

poniedziałek, 3 grudnia 2012

03.12.2012

Wstaję rano, a tu... śnieg leży! W końcu grudzień, nie? Najpierw myślałem, że Gosia zaspała, bo ja się przebudziłem po wpół do ósmej, a nie słyszałem żadnego poruszenia! Ale okazało się, że dawno wyszła... Pierwszy raz nic nie słyszałem, głuchy się robię, czy co? Szkoła, jak zwykle w poniedziałki, luzik, potem zajęcia i dom. Przy okazji załatwiam mnóstwo rzeczy ciekawych :D

niedziela, 2 grudnia 2012

02.12.2012

No i jakoś poszło. Wstałem rano, odskrobałem samochód ze szronu i pojechałem po benzynę. Nawet za wcześnie przyjechałem do Rialto, okazało się, że wszystko działa i czekaliśmy na ludzi. Wszystko przygotowane, napoje, przekąski, sprzęt... Ze strony hotelu super, a ludzi był full. Niewiele miałem na temat tej kamienicy, więc improwizowałem ile się da, szkoda, że szef nie powiedział wcześniej, że ma film sprzed remontu... Cóż, skończyłem po niecałej godzinie i po przerwie lud udał się na zwiedzanie hotelu i wyposażenia. Wyszło poprawnie, choć bez szału - temat nie porywał niestety... Jeszcze po drodze obfotografowałem resztki hotelu Mercure i sobie wróciłem. Piszę przewodnik.

sobota, 1 grudnia 2012

01.12.2012

Cały dzień próbuję wymyślić coś sensownego na jutrzejszy wykład w Rialto. Nie ma nic, więc muszę znowu improwizować, uwielbiam coś takiego... A jeszcze wieczorem poszliśmy do Beaty i Marka na kilka godzin i wróciliśmy. Słabo widzę jutrzejszą akcję, bez kitu...