wtorek, 31 maja 2016

31.05.2016

Dziś pobiłem rekord w wyjściu z domu - wylazłem po 10... Jak odprowadzałem młodą, był już upał, ale o tej 10 zrobiło się chłodniej, a kiedy dobiegałem do pracy, 2 minuty spóźniony, padało. Na szczęście nikt nie widział :P Zrobiłem lekcje, zebrałem opierdziel za ten Kraków, podrukowałem rozmaite rzeczy, śledziłem Polska-Japonia 3:0 i po obiedzie, kiedy okazało się, że znów nikogo nie ma, poczłapałem sobie do domu na piechotę. Fajnie, lubię tak :) Staram się skończyć pierwszy spacer, ale trochę tego jest, a czasu jakoś mało. Jutro dokończę w przerwie meczu :)

poniedziałek, 30 maja 2016

30.05.2016

Nie powiem, żebym miał dużą ochotę jechać do pracy, ale co robić. Zebrałem młodą i odstawiłem do przedszkola, po czym polazłem do pracy. Jakoś to poszło, na okienku uzupełniłem dziennik (częściowo przynajmniej), a zaraz potem poleciałem do kina Muranów na film. Zdążyłem zajrzeć do KFC na jakiś  syfiasty obiad i zaczęło się. "Moje córki krowy" to ciężki, ale świetny film, na sali była cisza niesamowita! Po filmie spotkanie z Agatą Kuleszą, lampka wina i polecieliśmy do młodej i babci. Gosia miała jeszcze Maję, przed spaniem próbowaliśmy obciąć paznokcie - dramat, tak się darła że ja boli, że szok, nawet jeśli się do niej jeszcze nie dotknęło... Gosia już chrapie, ja odpisuje hurtem na maile. 

niedziela, 29 maja 2016

29.05.2016

Wreszcie ruszyliśmy się z chałupy, choć i tak później, bo Gosia miała lekcję. No i oczywiście akcja z tym wypracowaniem na konkurs, który ogłoszono ponad rok temu, a ona zabrała się do tego cztery dni przed deadlinem. Brawo. Trzeba było nagrać to na cd, podrukować, włożyć w koperty i wysłać  - że niedziela, to pojechaliśmy do kafejki na metro Centrum i na pocztę główną, przy okazji odebrałem dwie płytki, fajno. Wróciliśmy przez Plac Europejski, bo chciałem zobaczyć, jak to zagospodarowali - wygląda całkiem całkiem. Rano był jeszcze mecz Polska-Francja - przy 0:2 poszedłem się myć, ale jak wyszedłem, to dobili do tie-breaka i ... wygrali! Szok. A jeszcze większy, ze Tauron Kielce zdobył LM w piłce ręcznej, kiedy 20 minut przed końcem przegrywali 9-ma bramkami! Doprowadzili do dogrywki i w karnych wygrali, kosmos! 

sobota, 28 maja 2016

28.05.2016

Upał, ale co z tego? Kajka kaszle, więc siedzieliśmy cały dzień w domu - tyle, że poszedłem po zakupy i już. Rano obejrzeliśmy Polska-Kanada - miało być łatwo, ale skończyło się na tie-breaku. Obiad zrobiłem libijski - taka zapiekanka wyszła bez szału. Zaczynam odpoczywać.

piątek, 27 maja 2016

27.05.2016

Wyspaliśmy się prawie do 9, świetnie! Poza tym, niewiele się działo, odgruzowaliśmy chałupę - ja kuchnię i łazienkę, Gosia balkon. Po obiad poszedłem do Kebab Kinga, mieliśmy się przejść, ale rozpętała się dzika burza, lało jak szalone!

czwartek, 26 maja 2016

26.05.2016


Po co się wysypiać, jak można wstać o 7 i drzeć japę na tematy różnorakie? Rany... Z tego wszystkiego, zamiast odpoczywać, wstałem przed 8 i pozmywałem - żona nie drgnęła do 9:30, tylko co jakiś czas warczała na Kajkę, że ją tyka :P Zrobiliśmy pranie, zupę, obiad i dopiero po 13 poszliśmy na spacer. Młoda się wywaliła i spóźniliśmy się na tramwaj, zamiast tego więc poszliśmy do parku Górczewska na plac zabaw. Zrobiło się upalnie, za ciepło się ubrałem... Wróciliśmy na pyszny obiad mojego pomysłu, skoczyliśmy jeszcze szybko do apteki na spacer rowerowy i koniec tego dobrego. Napisałem sprawozdanie, wysłałem całość, przy okazji pękła butla wina. Ciekawe, czy jutro uda się pospać?

środa, 25 maja 2016

25.05.2016

Wstałem z dużym bólem głowy, bo w nocy wstawałem do Kajki dwa razy, a za trzecim tylko mnie obudziła - jestem nieprzytomny. Lekcje jakoś przeszły, nawet bez większego problemu. Oddałem kartę wycieczki na Kraków - ciekawe, czy mnie puszczą... Potem obiad i spacer - zaczęło padać i jak dochodziłem do Iwo, lało już porządnie. Z powrotem znowu zrobiło się ładnie, zrobiłem zakupy na jutro i zacząłem pisać sprawozdanie z wizyty do dzielnicy. Gosia padła na sofie i miała wszystko w dupie, a młoda zupełnie nie chciała spać. Szlag mnie po 20 minutach trafił, bo mam robotę, a ona się wygłupia. Na szczęście żona usłyszała awanturę i się poczuła - spędziła u małej jeszcze pół godziny, a ja zdążyłem zrobić całość. Wolne!  

wtorek, 24 maja 2016

24.05.2016

Dobrze zacząć później, to jeszcze sobie popisałem trochę Pragi. Na targach książki poszło trochę egzemplarzy, Kuba zadowolony, to ja chyba też powinienem :) Oba tomy wyszły, w przyszłym tygodniu je dostanę :) Po lekcjach, spędzonych głównie na polonezie lub boisku, wyszedłem coś zjeść i odebrać płyty - przy okazji okazało się, że empik Junior dał wyprzedaż po 90%, więc kupiłem kilogram płyt za 50 zł, bosko! Zebranie przeszło spokojnie i sympatycznie, wróciliśmy do domu razem, mama siedziała z Kajką, zjedliśmy razem kolację. Mama pojechała do pracy, a młoda zanim poszła spać, to była 22. Świetnie.

poniedziałek, 23 maja 2016

23.05.2016

Bardzo ciężko było wstać rano, ze świadomością najcięższego dnia w tygodniu... Odprowadziłem pokasłującą młodą do przedszkola i zrobiłem te lekcje, w dodatku z zastępstwem za Asię... Pogoda zrobiła się piękna, ale nie bardzo mogłem zająć się kontemplacją, bo musiałem wrócić przez kerfjura, żeby zapełnić lodówkę, bo wiatr tylko wiał... Maja znowu potrzebowała tylko polskiego, niech spada i mi głowy nie zawraca.

niedziela, 22 maja 2016

22.05.2016

W nocy młoda wariowała, trzeba było wstać do tego wcześniej, bo przecież na 8 byliśmy proszeni na śniadanie na górę. Wyszło tak, że nieco się spóźniłem, a i tak byłem w sumie jedynym normalnie ubranym osobnikiem. Po śniadaniu pojechałem po Krzycha na dworzec, przebrałem się i o 11 zaczęła się impreza. Na szczęście ksiądz zmieścił się w godzinie i było całkiem ładnie - choć te przytyki do rodziców mnie trochę żenowały... Dziesiątki osób, powitania, buziaczki... Na miejsce imprezy pojechaliśmy z Ireną - Gosia nie omieszkała zrobić histerii w temacie jazdy, szlag może trafić. Ale, o dziwo, dojechaliśmy w całości. Impreza się udała - jedzenie uszło w tłoku, ale miejsce nad jeziorem Żbik było zacne. Dzieciaki szalały, dorośli gadali... kiedy się skończyło, Łukasz odwiózł nas na Radexa i wróciliśmy do domu na 22 - Kajka padała na twarz, choć chwilę zdrzemnęła się w autobusie. My też ledwo żyjemy.

sobota, 21 maja 2016

21.05.2016

Mało się zmordowałem - trzeba było wstać o 6 i pojechać na komunię Huberta. W Jonkowie byliśmy już ok. 11, przyjechał po nas Łukasz i dał mi kluczyki do Modusa - nawet przyjemnie się jechało. Na obiad zrobiliśmy grilla, to nasz pierwszy w tym sezonie, całkiem spoko, choć niezbyt gorąco. Dzionek przeleciał na niczym - Kajka zajęta była dzieciakami, panie robiły parę godzin paznokcie, zacnie. Spokój.

piątek, 20 maja 2016

20.05.2016

Od rana zapiernicz - mieliśmy spotkać się na stacji metra, ale jedni byli już w szkole, innych jeszcze nie było... Nie nadążę za nimi. Jednak wszyscy dotarli na czas i obejrzeli 'Czerwonego Kapturka', w którym miałem grać, ale nie dało rady. Po sztuce była olimpiada, pogoda zrobiła się jak drut, piękny skwar, więc część się snuła po boisku. Ale wyszło całkiem nieźle. Potem basen - tym razem Richard dał ciała, bo zamknął ciuchy nie w tej szafce, co potrzeba... Turcy, choć pływać nie umieli pływać, zupełnie nie chcieli wychodzić z wody - nie tylko oni zresztą. Jeszcze lunch, przyroda i rozdanie certyfikatów i... pojechaliśmy do fotoplastikonu. Tu dałem trochę dupy, bo się z panią nie zrozumieliśmy i wydała inne paragony, niż trzeba, przez co dla Turków i Anglików nie starczyło - mężnie wzięli 20 zł na klatę. Zeszło nam się tam trochę dłużej, bo jak Turcy wpadli do sklepiku z ozdobnymi piernikami, to wyszli z niego po pół godzinie. Wróciłem do domu na godzinkę i poleciałem do Fret-a-Porter na obiad. Kurwa, za kaczkę i dwa piwa zapłaciłem 120 złych, co za cena? O 21 musieliśmy wyjść, aby zająć lepsze miejsce przy fontannach. Pokaz okazał się lekko tandetny, ale goście byli zachwyceni absolutnie. Poszliśmy na piechotę do hotelu, było naprawdę pięknie, miasto podświetlone, aż Maurizio, Hikmet i Ayse się zgubili - nie zdążyliśmy się nawet pożegnać, za co przepraszali... W domu byłem koło 24. Uffff....  

czwartek, 19 maja 2016

19.05.2016

Ruszyliśmy już o 8:00... Stop. Ruszylibyśmy, ale Włosi spóźnili się o 40 minut. Maurizio podobno zgubił telefon, zresztą próbował mi wmówić, że to ledwie 20 minut... Ci Włosi. Dotarliśmy na miejsce na 11, zaczęliśmy od toalety i Wąwozu Korzeni -zrobił dobre wrażenie, choć na początku padło pytanie - To po to jechaliśmy tu 2 godziny? Spacer po Kazimierzu jednak zmienił komentarze na zachwycone okrzyki - weszliśmy do fary i na zamek, starczyło nawet na czas wolny. W domu byłem po 18 - podobno Kajka przeszła przez wierszyk dla mamy śpiewająco, ale na piosence 'Tata jest potrzebny' wymiękła. Moja kochana żona oczywiście nie omieszkała zrobić jej zdjęcia, kiedy rozpacza, że mnie nie ma na występie. Szlag by to trafił. Atmosfera potępienia itd. Za dużo mnie ta wizyta kosztuje...

środa, 18 maja 2016

18.05.2016

Dziś był dzień głównie stacjonarny, bo do 14 siedzieliśmy w szkole. Była mało angażująca geografia, fajna technika, łucznictwo, które wywołało spazmy radości oraz skatepark. Szał. Po obiedzie pojechaliśmy na rejs statkiem - robi się nieco cieplej, ale nadal pogoda pozostawia wiele do życzenia. Wczoraj udało mi się przekonać gości, że potrzebują tego wieczora wolnego, więc zostałem w domu.

wtorek, 17 maja 2016

17.05.2016

Do dupy z taka pogodą... Po bandę już nie jechałem do hotelu, spotkaliśmy się na stacji metra. Zebraliśmy dzieci i... zaczęło lać. Chwilę poczekaliśmy i poszliśmy w miasto - wszystko bardzo się podobało: fontanny, starówka i lody, Syrenka, zamek, zmiana warty, w Łazienkach ścigali biedne wiewiórki, bo im pokazałem, że dają się karmić... Skończyliśmy na XXX piętrze PKiN, oddaliśmy dzieci i poszliśmy na obiad, tym razem do Browarmii. W domu atmosfera potępienia i buntu, bardzo mi to ułatwia życie.

poniedziałek, 16 maja 2016

16.05.2016

Pierwszy dzień był niezwykle intensywny i... zimny. Pojechałem po gości do hotelu i przyjechaliśmy do szkoły, gdzie czekały już dzieci. Rozpoczęcie było szybkie, bez przesady, uświetnione tańcami ludowymi. Zaraz potem goście poszli na język polski, gdzie śmiechu było sporo, kiedy montowali dialogi po polsku - szło im nawet nieźle. Po lekcji wizyta u burmistrza, udana, było miło i całkiem serdecznie. Pomimo nie najlepszej pogody przeciągnąłem ich nieco po Żoliborzu, aby zgłodnieli na lunch - kuchnia się popisała i dali świetne jedzenie. Po obiedzie udana matematyka, spacer do cytadeli i z powrotem, zakłócone przez pana z dmuchawą do liści, na punkcie którego Turcy wręcz oszaleli. Głupota. Oddaliśmy dzieci i odwiozłem ich do hotelu, abyśmy mogli pójść na obiad. Poszliśmy do Zapiecka, smakowało bardzo! Gosia źle się czuje i robi permanentnego focha z uwagi na to, że mówi, że sobie nie radzi...

niedziela, 15 maja 2016

15.05.2016

No i bach. Gosia poleciała do parku na festyn, a ja w tym czasie zrobiłem obiad i wyszliśmy z młodą na półtoragodzinny spacer. A później... Poleciałem przed 16 do Gromady - byłem pierwszy. Najpierw przyjechali Litwini - jak zwykle bez kłopotu. Potem zaraz po nich przybyli z Modlina Anglicy i odwiozłem Litwinów do szkoły, aby ich rodziny mogły odebrać. Potem wróciłem do domu, aby młodą położyć i po 21 ruszyłem na Okęcie - oczywiście wszystko uciekło, więc się spóźniłem... Gorąca linia była, odnaleźliśmy się jednak szybko. Przy okazji powstało duże zamieszanie i okazało się, że rodziny pomieszały Turków, szlag by to trafił. No cóż, może się ułoży jakoś. W domu byłem po 1, dobrze, że mnie Pytko odwiózł...

sobota, 14 maja 2016

14.05.2016

Bardzo ładnie się wyrobiliśmy z walizkami i śniadaniem, powrót minął szybko i w sumie byłoby super, gdyby nie to, że jeden się posikał pod koniec... Jechaliśmy dwie godziny od postoju, miał iść się wysikać, nie wysikał się. Pod sam koniec na S8 zaczął jęczeć, Kasia powiedziała, że nie ma się tu gdzie zatrzymać, a on jakoś bardzo przekonujący nie był... No i jeszcze Włodek pomylił zjazdy i straciliśmy ze 20 minut... Cały dobry nastrój szlag trafił, mam kaca moralnego, bo w sumie można było się na upartego gdzieś stanąć, ale E nic nie mówił... Ech... Jeszcze poszliśmy do szkoły i Gosia drukowała rzeczy na jutrzejszy festyn. Zostawiły mnie z tysiącem bagaży i poszły sobie, mało mnie szlag nie trafił. Wydrukowała, wróciliśmy z jakimś beznadziejnym taksówkarzem do domu i jeszcze musiałem iść do sklepu, bo jutro przecież święto. Teraz relaksik przy browku, a Gosia lepi kartki z szyframi na jutro. Się zacznie...Tym bardziej, że pogoda się zepsuła.

piątek, 13 maja 2016

13.05.2016

Rano coraz ciężej wszystkich dobudzić... Rano znowu treningi - moi byli zachwyceni ćwiczeniami z klasą szóstą. Kajka zaś zachwycona łukami, nie chciała wyjść z toru. Po wczesnym obiedzie pojechaliśmy do Karpacza - ledwo wyszliśmy z autokaru, zaczęło lać. Jak doszliśmy na miejsce zbiórki, skończyło padać... Mieliśmy nieco ponad godzinę, więc zaszliśmy sobie na oscypka z grilla i herbatę, dzieci kupowały pamiątki itp, więc do Gołębiewskiego na basen ruszyliśmy pół godziny przed czasem, ale i tak ledwo doszliśmy. Lazłem na końcu, holowałem Safi i Piotrka, a także moje dziewczyny, uhetałem się tragicznie, zanim dotarliśmy na basen, byłem cały mokry. Za to basen... Świetna sprawa, najpierw polatałem obejrzeć wszystko, posiedziałem w jacuzzi, grocie solnej, po czym utknąłem na falach z bandą, robiąc wrestling :) I niewiele czasu zostało na grotę lodową i sauny... Oczywiście dzieciaki pogubiły tysiąc rzeczy, niech ich... Na koniec dnia pakowanie i trzeba się wynosić, szkoda, bo obóz był super!

czwartek, 12 maja 2016

12.05.2016

Po śniadaniu pojechaliśmy do Czech. Kręte drogi, serpentyny i niewiele brakowało, aby się ktoś porzygał, ale nie. Długo to trwało, ale dojechaliśmy. Safari w Dvur Kralove to świetne miejsce, mieliśmy tylko półtorej godziny na oblecenie całości, po czym miało być safari samochodem. Wszystko na wyciągnięcie ręki, najrozkoszniejszy był mrównik, rozwalony pod szybą. Z Kajką gadały małpki, hipcio się zesrał teatralnie, obłęd i szał! W traku młoda siedziała z Piotrkiem i trzymając się za ręce pokazywali sobie coraz to nowe zwierzęta - lwy nas olały zupełnie, trochę smuteczek ;) Zahaczyliśmy jeszcze o market i na 18 byliśmy w Borowiku. Jeszcze lekcje i można było zakończyć wieczór na bilardzie :)

środa, 11 maja 2016

11.05.2016

Dziś trochę zwolniliśmy. Przed południem miałem święty spokój, bo dzieciaki miały treningi i lekcje, a po południu graliśmy we flagi i poszliśmy do sklepu. Minęło jakoś szybko, jeszcze na wieczór zaordynowałem kolejne lekcje i tyle.

wtorek, 10 maja 2016

10.06.2016

Ufff... Kasia pojechała ze swoimi do Pragi, a my ruszyliśmy w góry. Jako, że śnieg leży jeszcze w wyższych partiach, poszliśmy nieco dołem, skręcając przy Paciorkach na trasę pod Kotłami. Szło się "genialnie" i "super", nie dość, że śnieg przy tym cieple, widoki, piękna droga wśród skałek, sam cymes. Robert wyrwał do przodu, w schronisku ostatni przyszli 40 minut po pierwszych... Potem tylko zjazd na pysk do Szklarskiej, gdzie połowa leżała na kamieniach i przejażdżka kolejką pneumatyczną - Kajka znowu była zachwycona :) Ze Szklarskiej, gdzie nie mieliśmy tym razem czasu posiedzieć w knajpie, pojechaliśmy na termy do Cieplic i tam dwie godziny pławienia się załatwiły sprawę. Kajka szalała, dzieciaki szalały, ekstra sprawa. Wieczorem starałem się zaś robić wszystko na raz: odbierać telefony od Ewy, usypiać dziecko i tworzyć prezentację na wystawę. Na koniec Ali postawił wszystkim rundę i znowu cięliśmy w bilarda. Miły dzień, choć męczący. Dzieciaki padły.

poniedziałek, 9 maja 2016

09.06.2016

No to pierwsze koty za płoty. Poszliśmy w góry - tym razem Chojnik zdobywaliśmy na piechotę - udało się bez dużego bólu, widoki wzbudziły zachwyt, super. Aż do zejścia, kiedy Wera dostała megafocha, Julia histerii i przestało być miło. A Kajka przelazła niemal 10 km na nogach, skacząc po skałach z zachwytem. Zajeździła pozostałe dzieciaki :) Niepotrzebnie Robert jeszcze wydłużył trasę o jakieś opłotki, nie było specjalnie ładnie, a dwa dodatkowe kilometry zrobiły niektórym dużą różnicę. A potem treningi, lekcje i spać. No i bilard :)

niedziela, 8 maja 2016

08.05.2016

Dobrze, że zbiórka była na 9-tą, to się wyrobiliśmy z dużym naddatkiem :) Robert nieco przeciągnął składanie łuków, więc ruszyliśmy z pół godziny później, ale Włodek jechał świetnie i byliśmy na czas, choć głupawka zaczynała być nie do zniesienia... Dlatego zaraz po kolacji zrobiliśmy jeszcze godzinna przebieżkę z ćwiczeniami na zmęczenie i wszyscy jakoś spokojnie poszli spać. A my usiedliśmy przy bilardzie :)

sobota, 7 maja 2016

07.05.2016

Co za dzień... Zamiast się wyspać, to wyjec zaczął już o 6tej. Zatem poleciałem do sklepu, zrobiłem obiad, pozmywałem z 10 razy, zdrzemnąłem się nawet i poszliśmy po zakupy ubraniowe - młoda potrzebowała kurtki i kostiumu. Mało się nie zabiła na rowerze, bo przehulała na zjeździe z kładki i ratowała się wywrotką. Żyje :) Pakowanie trwało do późnych godzin wieczornych, nigdy wcześniej nie myślałem, że to może przysparzać tyle kłopotów... Sam pakuję się w 10 minut...

piątek, 6 maja 2016

06.05.2016

Potrzebna mi ta wycieczka dziś była jak wrzód na dupie. Wstałem godzinę wcześniej, czas do wyjścia spędziłem zmywając naczynia i podłogę w kuchni. Zacząłem pracę godzinę wcześniej, lecieliśmy na złamanie karku, bo przecież te dzieci są tak szybkie, że 20 minut wychodzili z szatni. Zdążyliśmy, ale okazało się, że zapisani jesteśmy na 12:30. WAT? Na szczęście nas wpuścili. Było nawet ciekawie, dzieciaki powygrywały sporo gadżetów i wróciliśmy idealnie na 12:30. Robert został na miejscu, ja uciekłem do Nikosia i wróciłem do Moniki. Przy okazji natrzaskałem kserówek i papierków na zaś... I wróciłem do domu. Ledwo żyję. Nie wszyscy potwierdzili dzieci w domach. Wieczór spędzam ogarniając wizytę, zaczynam mieć serdecznie dość.

czwartek, 5 maja 2016

05.05.2016

O mamo. Dobrze, że nie musiałem iść na pierwsze lekcje, ominęło mnie szczęście siedzenia z 4a :P Pojechałem na 11 do urzędu i udało się załatwić wszystko, co miało być, choć naczelnicy wydziałów o niczym za bardzo nie wiedzieli. Burmistrz stwierdził, że nie ma kłopotu i... zostawił. Ale nie szkodzi, wszystko załatwione. Wróciłem na dwie lekcje do pracy, nie wiem po co, bo moich było zaledwie 8 osób, więc poszliśmy pograć w kosza. Po lekcjach pojechałem zjeść i odebrać płyty, miałem jeszcze podpisać papiery, ale przy resecie telefonu straciłem adres i numer telefonu, więc nie poszedłem... Odwiedziłem jeszcze dwie knajpy i wróciłem do domu - w kiepskim humorze, bo dostało mi się za złe umieszczenie lekcji Gosi w harmonogramie - przy czym harmonogram nie był zupełnie gotowy, co nie przeszkadzało profilaktycznie zrobić afery. Potem jeszcze pół godziny gadałem z Beatą i teraz siedzę i dłubię w papierach. Nie wszyscy potwierdzili przyjęcie gości, szlag.

środa, 4 maja 2016

04.05.2016

Bardzo ciężko wstać o 6-tej... No ale ok, wysłałem małą do przedszkola i miałem jeszcze 40 minut spokoju, fajnie. Gosia pojechała robić ten apel z nogą z rumieniem, poszła potem do kilku lekarzy w kilku miejscach, żaden nic nie powiedział... Dostała antybiotyk, bo może to borelioza, a może zwyczajnie rozdrapała i się paprze... Ja miałem co drugą lekcję, bo nie ma pływaków, na okienku apel i ledwo skończyłem, poleciałem na obiad i wróciłem na dwa zebrania. To o wizycie gości przeszło, ciągle się tu coś zmienia, a burmistrz nic nie przekazał do dalszej realizacji i w urzędzie nikt nic nie wie, super. Potem drugie zebranie, na temat obozu i matematyki, w domu byłem dopiero o 20... Padłem.

wtorek, 3 maja 2016

03.05.2016

Prawie się wyspałem... Ale mogło być lepiej. Po śniadaniu, zamiast tkwić w betach, zabrałem wreszcie dziewczyny do parku Szczęśliwickiego. Park pełen ludzi, ale piękny. Kajka szalała, Gosia patrzyła, gdzie tu nazbierać mleczy, żeby nikt nie widział... Kosmos. Wreszcie znaleźliśmy ustronną polankę i zaczęliśmy zbierać jak walnięci - i tak ktoś się pytał, po cholerę nam to... Po czym dotarliśmy do kolejki pneumatycznej - kupiłem bilety i... przyszła burza, kolejkę zamknęli... Przeczekaliśmy na placu zabaw, bo wcale nie padało i wróciliśmy. Fajna jazda, młoda zachwycona , super - tyle, że dopadł nas deszcz po drodze do autobusu, ale nie szkodzi. Obiad "miał się zrobić", żeby nie było, że znowu ja robiłem. No to znowu ja zrobiłem, tja. Jutro do roboty :(

poniedziałek, 2 maja 2016

02.05.2016

No i rano trzeba było się zerwać i pojechać do szkoły... Powieszenie dekoracji zajęło nam z półtorej godziny, po czym poszliśmy na spacer na Kępę Potocką. Zrobiło się ciepło, szliśmy więc obładowani kurtkami i bluzami, wiosna w pełni. Wróciliśmy na obiad i dziewczyny - w zasadzie Gosia, zajęły się produkcją recyclingowego wozu strażackiego - przyznam, ze wyszedł świetnie. Tyle, że jeszcze o 18 musiałem lecieć do tesco po farby... 

niedziela, 1 maja 2016

01.05.2016

Od rana znowu coś, tym razem Marta zadzwoniła, żeby iść na spacer. Przygotowałem sobie pół obiadu i poszliśmy. Połaziliśmy po Boernerowie, Kajka świetnie bawiła się z Pawełkiem, choć kiedy ich pożegnaliśmy, była już tak głodna i zmęczona, że robiła z byle czego awanturę... Na obiad zrobiłem wątróbkę z marchewką w maśle orzechowym - palce lizać! Do wieczora młoda mnie wymęczyła, Gosia rzeźbi pracę do przedszkola, a ja plany i korespondencję projektową.