wtorek, 31 października 2017

31.10.2017

Mała wstała z takim kaszlem, że nie poszła do przedszkola. Gosia wzięła dzień opieki i pojechała sobie na badania, więc ja zajmowałem się młodzieżą. Wcale nie jest mi nic lepiej, wręcz przeciwnie, czuję się gorzej, niż poprzednio. Na 17 pojechałem do Zosi i dobrze, bo na zakupy wydałem więcej, niż zarobiłem... Robię Moko.

poniedziałek, 30 października 2017

30.10.2017

Oglądaliśmy film i już mieliśmy iść spać, aż tu nagle... Młoda wychodzi i mówi, że cipka ją piecze. I zaczęła się tak strasznie drzeć, że myślałem, że moja boląca głowa pęknie... Co myśmy nie robili! Kremowanie, moczenie w rumianku, nic... Pomogło wreszcie zasypanie mąką ziemniaczaną. Jeszcze wstawałem do niej o 0:30 na 20 minut, bo bolało i o 4, bo się odkryła. Masakra. rano wstała świeża i radosna i poleciała do przedszkola. No i dobrze, bo zdążyłem naładować mp3, dokończyć i wysłać raport, pozmywać, ogarnąć okładki... Ledwo zdążyłem do biblioteki i sklepu. Gosia wróciła po 20, kiedy mała już spała. Rada przeszła burzą nad głową O. i dobrze jej tak. Ale jaja!

niedziela, 29 października 2017

29.10.2017

Wcale mi nie jest lepiej... Znowu cały dzień w chałupie i znowu kilka godzin w kuchni, co to jest? Młoda męczy, ja kaszlę jak stary gruźlik... Szaleje orkan Grzegorz: dwie osoby nie żyją, a skoki ciśnienia po południu zaczęły rozsadzać mi głowę. Próbuje kończyć raport, Ayse się odezwała, więc gadaliśmy w temacie - chyba mam dobrze... Idę spać.

sobota, 28 października 2017

28.10.2017

Chrycham jak zły, aż mnie wszystko w środku boli... Poza tym cały dzień spędziłem w kuchni - miałem chwilę spokoju, jak dziewczyny poszły do sklepu, a potem w garach do 16. Ale obiad mi wyszedł :D Słabo ogólnie się czuję.

piątek, 27 października 2017

27.10.2017

Wstałem z takim kaszlem, że zdecydowałem, że jednak idę do lekarza. i dobrze. Odprowadziłem młodzież do przedszkola i o 10:45 miałem Tomczaka. Wirusowe zapalenie gardła. Doładował mi leków za 100 zł, świetnie. A jeszcze musiałem jechać do biura edukacji po papier i coś na obiad. Poskanowałem, poporządkowałem i pojechałem do Julesa na zajęcia, bo w końcu mam totalne 0 na koncie :( Wracałem od niego półtorej godziny, bo dzika koleja w lidlu i brak autobusów skutecznie mnie wstrzymał... Okazuje się, że w poniedziałek ma być rada opierdzielająca, dobrze, że mnie nie będzie... I teraz mi głupio, że posłuchałem Marty i wysłałem Ewie tego maila od Ż... Kurde, źle się stało...

czwartek, 26 października 2017

26.10.2017

Lubię iść na 10:30, bo mam ponad półtorej godziny spokoju rano :) Lekcje minęły jak zwykle szybko, nie było u mnie znowu jakiejś połowy, co poradzić... Moja krtań woła o pomoc, ale musi chyba poczekać :P Po lekcjach wróciłem do domu, odebrawszy młodą. Chyba była głodna, bo zrobiła awanturę na temat: załóż mi buty! Nie chcę chodzić do przedszkola! Nie chcę się bawić, nie chcę jeść! Chcę chodzić na spacery! Nie chcę spódniczki! Bleee! Mało mnie szlag nie trafił. Przyszedł Kuba, zrobiłem zajęcia i tak sobie wegetuję. Zastanawiamy się, jaki zwierzak będzie najlepszy na prezent dla małej: chomik, świnka, czy jakaś inna nutria...?

środa, 25 października 2017

25.10.2017

Ledwo się wyrobiłem, bo przecież najlepiej czegoś zapomnieć i kazać mi szukać tam, gdzie tego nie ma... I jeszcze się obrazić. Damn. Od rana zimno i leje, jest obrzydliwie. Dwie lekcje przeleciały błyskiem, miałem od razu lecieć do biura edukacji, ale szukałem muzyczki i drukowałem jeszcze szkic raportu - Agnes się doczytała i dobrze, bo bym latał dwa razy. No to poleciałem, papiery oddałem, wróciłem przez Daszyńskiego. W domu zrobiłem obiad, poszedłem po młodą i po sok do sklepu. Leje. Popołudnie minęło leniwie, wieczorem piszę Moko. Mam wrażenie, że zaczynam zapalenie krtani. Bosko. 

wtorek, 24 października 2017

24.10.2017

Dziś jest ten dzień, gdzie siedzę od rana do wieczora... Na szczęście Miska wyszła sobie ze swoimi i nie dostałem za nią żadnego zastępstwa, siedziałem z dziewczynami i się nabijaliśmy :) W okienkach poszedłem coś zjeść i na spacer, wróciłem na swoich, po czym okazało się, że Zosia odwołała zajęcia - musiałem wyjąć ostatnie pieniądze na kartę miejską z konta, szlag. No to wróciłem przez sklep i bankomat, młoda wciąż pragnie Tytusa, więc muszę czytać :) Zaraz się okaże, że mam zapalenie krtani, bo mam takie kaszle, że strach...

poniedziałek, 23 października 2017

23.10.2017

Niby cztery lekcje, a tak się naużerałem, że zacząłem wstawiać uwagi. Co za porażka. Odstrzał... Na szczęście tylko cztery lekcje, z czego jedna żadna, bo 7s była niecała połowa grupy. Super, znowu zawody. Ewa podpisała mi papiery dla Gospodarczyk, bo jakiś problem miała, a przecież jutro wyjeżdża na szkolenie... Pauliny nie miałem, było więc trochę czasu. Jak poszedłem do baru, to zadzwoniła Gosia, że za pół godziny jest przedstawienie w przedszkolu. Kurde, co za pomysł? Oczywiście nie pojechałem, bo jak niby? Zrobiłem zakupy, zrobiłem Jonatana i wróciłem do chałupy. Młoda poszła spać godzinę wcześniej, bo przecież rano była nieprzytomna zupełnie...  

niedziela, 22 października 2017

22.10.2017

Kurde, znowu wstała o 7, bo dziadek już nie śpi. Tym razem Gosia wstała wraz z nią, a ja spałem do 9 :) Było ciemno, brzydko i mokro, po co wstawać? Zaciągnęli mnie do kościoła, gdzie Kajka miała jakiegoś focha, potem kolejnego i jeszcze ze dwa - chyba była niewyspana i nieco głodna, bo nie było wiadomo, o co jej chodzi. Zjedliśmy obiad i pojechaliśmy - jeszcze zdążyłem się zdrzemnąć w międzyczasie :) A młoda siedziała na górze z Hubertem, bo ten miał przepustkę z sanatorium na jeden dzień. Wsiedliśmy do pociągu koło 18 - mówiłem, że to za późno, ale Gosia się uparła, bo dawno nie była w domu i trzy godziny ją zbawią. No i zbawiły - siedzieliśmy w Olsztynku pół godziny, czekając na jakiś sprzęt i w rezultacie w domu znaleźliśmy się o 21:30, a młoda znowu poszła spać po 22, jak ja ją jutro obudzę? 

sobota, 21 października 2017

21.10.2017

Mimo, że położyła się koło 23, to młodą podniosło o 7 - dziadek był w kuchni, ona też musiała. Nie przeszkadzało mi to za bardzo, spałem do 9:20 :) Po śniadaniu skoczyliśmy na cmentarz i na rynek po kwiaty i wróciliśmy, bo zaraz miał być obiad u jubilatów. Imprezka się udała - znaczy bez ekscesów, ale naładowałem w siebie tyle, że myślałem, że pęknę... Zrobiliśmy 0,7, weszło jakoś bardzo lekko. Młoda znów poszła spać po 22, my niedługo po niej...

piątek, 20 października 2017

20.10.2017

Pojechałem do pracy z mieszanymi uczuciami - miałem mieć zastępstwo na muzyce z tym wariatem świrem... W przerwach zastanawiałem się, co mam zrobić, aby się to nie rozlazło i zrobiłem porządny konspekt lekcji muzyki :) Klasa mało ogarnięta, świra zabrał na szczęście dziadek, ale było trochę osób, co pracowało - niestety, plan pokrzyżował mi rzutnik, co nie chciał połączyć się z komputerem...Reszta lekcji minęła szybko, wyparowałem z walizą i poleciałem coś zjeść - szedł przede mną K. z młodszym, ten mu najwyraźniej opowiadał, że miałem z nimi zastępstwo. W pewnym momencie K. obrócił się i popatrzył na mnie takim wzrokiem, jakby chciał mnie zamordować - najwyraźniej chciał mnie przestraszyć! Ale kiedy odwzajemniłem się spojrzeniem, to się odwrócił. W którymś momencie się zatrzymał i myślałem, że będzie chciał gadać, ale nie, zrobił tak po prostu. Szaleniec :) Nie zjadłem pizzy, bo nie było już Biesiadowa - potem okazało się, że jest inna pizzeria, którą wziąłem za bar. Zjadłem więc kebaba - nie był najlepszy, ale nie miałem czasu kombinować. Doczłapałem do Julka, godzina minęła szybko i pojechałem pod pałac. Autobus spóźnił się 20 minut, ale dotarliśmy tylko chwilę później. Odebrał nas teść i po 22 byliśmy na miejscu.

czwartek, 19 października 2017

19.10.2017

To się dziś napracowałem... Miałem dwa testy i trzy lekcje z moją klasą: na wychowawczej było 8 osób, na angielskim 2... Szkoda, że Kasia nic mi nie powiedziała, że idą na trening... Porobiłem parę rzeczy, pojechałem po młodą, zrobiłem Kubę i w sumie tyle. Jutro jedziemy do Jonkowa, tylko ciągle jakiś problem jest - nie z mojej strony. Nie wiem, ocb...?

środa, 18 października 2017

18.10.2017

Odprowadziłem młodą - pojechała na wycieczkę na farmę. W pracy poszło szybko, nawet pomimo dwóch zastępstw. Łukasz zgubił wczoraj nie tylko kluczyki do samochodu, ale i szkolny aparat, co za gość... Po pracy poleciałem na Mokotów, oblecieć resztę drugiego spaceru, pogoda nadal przepiękna. Wracając, zahaczyłem o sklep, Gosia zrobiła obiad i wysłała mnie po Kajkę. Nie chciało mi się, bo się zlazłem, ale byli już w przedszkolu. Chciała siedzieć na placyku, ale na szczęście Kazik już się zwijał i poszło bezboleśnie :) Do żony przyszła wreszcie Majka, siedziały i rzeźbiły, ja próbowałem przysnąć, ale młoda mnie szarpała, żebym z nią zagrał w piłkę... No i na koniec musiał być Tytus, wkręciła się :)

wtorek, 17 października 2017

17.10.2017

Zaczynam ledwo wstawać rano... Pojechałem rzeźbić ten Bieg Niepodległości, baby mnie zaczęły wkurzać, bo wszystko źle: za daleko, za dużo biegania, trzeba iść, o rany, ale do dupy, połóżmy się i umrzyjmy... Na szczęście miałem okienko, bo Kasia sobie poszła, więc ogarnąłem. Wyszliśmy na spacer i bez pośpiechu zaliczyliśmy trzy bazy z pięciu - wystarczy. Pogadaliśmy sobie, pośmialiśmy się, fajny spacer. Końcówka była pod pomnikiem z udziałem dyrekcji, wprawdzie prowizorka, ale co tam. Swoich wcześniej ostrzegłem, że mają mi nie wracać, bo moje okienka zostały zajęte na bieg i nic nie zjadłem przed zajęciami. Więc pojechałem po dwie ostatnie paczki, zjadłem w Sphinxie (coraz drożej tam jest!) i poszedłem pieszo do Zosi. No i ok. Nie mogę ściągnąć tego papierka do raportu, bo jest jakiś błąd kolejny dzień... Co za gówno. I może już skończyłem Żoliborz :)  

poniedziałek, 16 października 2017

16.10.2017

Ale się upał zrobił - połowa października, a ja w krótkim rękawie! Młoda poszła do przedszkola z kaszlem - trudno. Lekcje dziś przeleciały, dało radę dość bezboleśnie, potem obiad i dwoje kolejnych zajęć. Ufff. Okazuje się, że bieg jest jutro, Paulina zmieniła w ostatniej chwili opcję, przez co musiałem siedzieć i poprawiać... No dobra, ale wszystko ogarnięte... A od swoich dostałem na dzień nauczyciela boska laurkę ;) i bilety do teatru... Jak ich nie kochać? :D

niedziela, 15 października 2017

15.10.2017

Nawet zdążyłem się wyspać, co jest pozytywne, choć w nocy napastował mnie jakiś wredny komar... Niby nic nie robiłem, no, obiad, ale czas mi tak szybko przeleciał, że nawet nie wiem kiedy minęła niedziela. Łydka mnie dalej boli, ale już mniej. Palec zaczyna wyglądać jak ludzki, nie zombie. Ahmet wpisał mnie na dwa projekty, ciekawe, czy któryś wypali... Jutro wraca wszystko do normy.

sobota, 14 października 2017

14.10.2017

Niby wstałem odpowiednio wcześniej, ale poranek był pasmem nieszczęść. Rano miałem niezauważenie wyrzucić butelki z plecaka, ale oczywiście żona znalazła je w plecaku. Nigdy go nie rusza, ale teraz akurat musiała zachcieć go przełożyć i zabrzęczało. Bo kapeć był pod nim. Rany... Ile wydziwiania było... Potem 20 minut przeleciało mi przez palce i okazało się, że nie ma czasu. 112 mi uciekło, ale podjechała 11. To podbiegłem i przeskoczyłem barierkę. Znaczy chciałem, ale zjebałem się jak debil na chodnik. Kurwa. Zbiłem sobie bok i łydka mnie bardzo boli... Dojechałem do metra, ale metro mi spieprzyło sprzed nosa. Następne za 8 minut - to myślę, że może będzie autobus w ciągu tego czasu. Poczekałem z pięć i wróciłem na stację - właśnie odjechało metro, wcale nie osiem, jak się okazało, ta ósemka przeskakuje zaraz na 4. Zajebiście. Spóźniłem się kwadrans. Ale pojechaliśmy, część miała lektury, to zaczęliśmy czytać. Kierowca zgubił drogę i po pół godzinie jazdy znaleźliśmy się znowu w Warszawie. Ale byliśmy na czas. Muzeum Lniarstwa było fajne, ale potem przejął nas przewodnik - jak go określiła pani w pałacu Dietricha, odwieczny prezes pttk, jak zacznie gadać, to nie skończy... No i na to się zanosiło, więc musiałem go skierować na właściwe tory. Wyglądał na zmartwionego, że mu się nie daliśmy wygadać, ale do cholery, mało było czasu. Poszliśmy do knajpy, ja zajrzałem jeszcze do autokaru po teczki z nagrodami - nie wiem po co się fatygowałem, bo dla mnie nie było... Debet jak chuj. Obiad był ok, wracając przeczytaliśmy kolejną książkę zakupioną w lokalnym lidlu i o 18:30 byłem w domu. Wszyscy żałowali, że tak krótko, ale cóż... Wyprawa była naprawdę udana, jednak to, że się potłukłem i nie dostałem nagrody nie nastroiło mnie optymistycznie... 

piątek, 13 października 2017

13.10.2017

Może i mógłbym pospać do 9 jak Kajka, ale niestety moja żona stwierdziła, że suszenie włosów o 6 nad moją głową to dobry pomysł. Szlag. No nic. Po ogarnięciu się rozstawiliśmy w pokoju miasto z zapałek i klocków i jeździliśmy resorakami, ratowaliśmy wypadki itp. Zabawa była od 11 do 16 z przerwą na obiad... W międzyczasie ogarniałem skład Żoliborza. Julek został odwołany, słabo. Kiedy przyszła Gosia poszedłem do sklepu i wyrzuciłem śmieci - poza mną takich rzeczy nikt tu nie robi i już się ulewało... W sklepie minęła godzinka, Gosia padła i śpi, więc znowu ja wszystko robiłem. Mój palec zaczął odżywać, nie boli już, ale wygląda, jakby miał się rozpaść... Jadę jutro do tego Żyrardowa, mam nadzieję, że dostanę nagrodę, bo mój debet mnie zabije...  

czwartek, 12 października 2017

12.10.2017

Dzień wolny na zwolnieniu z młodą to wyzwanie... Spokój w zasadzie miałem tylko wtedy, kiedy robiłem rosół. Pobaw się ze mną, posiedź, pograj... Umęczyła mnie setnie. Kuba nie przyszedł bez uprzedzenia, kurde, nie dobrze. Jeszcze jutro cały dzień, dobrze, że idę do Dżulsa...

środa, 11 października 2017

11.10.2017

Młoda wstała z dzikim kaszlem, więc przerwałem śniadanie i ruszyłem do przychodni... Zapisałem ją na 16:30, więc w zasadzie cały dzień mieliśmy na różne hopsztosy. Gosia przyszła koło 14, więc poleciałem do sklepu, zjadłem obiad i poszliśmy do lekarza - zapalenie gardła. Babcia odebrała młodą i poszły do domu, a ja spóźniłem się tylko 10 minut na dzień otwarty. Załatwiłem to, co musiałem, wróciłem i już. Czekam na poprawki w mobility tool, więc nie piszę dalej raportu, zresztą prawie skończyłem. Jutro wolne :)

wtorek, 10 października 2017

10.10.2017

Młoda pokasłuje, ciekawe, kiedy pójdę z nią na zwolnienie... Na razie chodzi do przedszkola. Dziś wtorek - ciężki dzień. Tyle, że zamiast dwóch ostatnich lekcji z moimi, którzy byli na badaniach, miałem dwa zastępstwa na okienkach - no i ok, wyszedłem 2 godziny wcześniej i jeszcze kasę za to dostanę. Pojechałem po paczki na pocztę, zjadłem coś i do Zosi poszedłem sobie piechotą - cudowny spacer. Zrobiłem zajęcia u Zosi, wróciłem, nagraliśmy z Kajką filmik z lekcją polskiego dla Julii i Willow, fajna zabawa. Szkoda, że mała się wstydzi wystąpić z tym wierszykiem o psach, podobno ładnie mówi...

poniedziałek, 9 października 2017

09.10.2017

Ledwo zdążyłem do pracy, bo się lekko zasiedziałem przy ładowaniu mp3 :P Ale udało się, przebiegły mi lekcje dość szybko, przy okazji musiałem zażegnywać atak u naczelnego wariata, bo go lali na własne życzenie... Oczywiście znowu policja, kurator itp... Ech... No i Paulina odwołała zajęcia (kurde), więc miałem dużo czasu. Zjadłem, przespacerowałem się z Marymontu przez Bielany do chłopaków - o dziwo, dziś był Kajetan, więc zajęcia minęły szybko i bezboleśnie. Powrót przez Rossmana i w domu oczywiście mała przed tv, a duża gada przez telefon. Czy ogarnia Dzień Nauki, czy nie, i tak wisi...

niedziela, 8 października 2017

08.10.2017

O 4 obudził mnie telefon - domagał się prądu. Ze 20 minut później przyczłapała młoda i długo nie mogła zasnąć. Potem mnie kopała i waliła z pięści, więc z przerwami drzemałem do 9. Po śniadaniu ogoliłem głowę i doprowadzaliśmy dom do porządku. Poszedłem do sklepu, wysprzątaliśmy chałupę i po obiedzie przyjechała Agnieszka z Lilianką. Dziewczynki się bawiły grzecznie przez większość czasu, my sobie gadaliśmy, ale o 18:20 już mnie nosiło, bo zaczął się mecz, na szczęście wkrótce poszły. I tak przegapiłem dwie bramki :( I było całkiem fajnie do 80 minuty. Wygrywamy 2:0 z Czarnogórą, Dania - Rumunia 1:0. Aż tu nagle wpadają dwa gole dla Czarnogóry i zrobiło się nieprzyjemnie. Na szczęście nasi się obudzili i trafili jeszcze dwa razy - plus poprzeczka i dwie niewykorzystane setki. A Dania w końcu zremisowała 1:1 i to my jedziemy do Rosji na MŚ! I do tego losują nas z pierwszego koszyka :) Końcówka wieczoru to raport i korespondencja przy browarku.

sobota, 7 października 2017

07.10.2017

Młoda dała pospać do 8, dobre i to. Gosia wybyła na masaż, to my trochę poszaleliśmy (balet, ninja, piłka nożna, naprawianie hulajnogi w improwizowanym warsztacie) i pojechaliśmy na zajęcia do Poziomki. Dziś niestety była tylko godzina, więc ledwo zdołałem wrócić po Gosię z zakupami, już musiałem jechać po młodą. A ta bawiła się w najlepsze z Maćkiem w drugim pokoju... Zabrałem ją, przeszliśmy się znowu wzdłuż torów, ale pogoda jest totalnie do niczego, więc wróciliśmy. Gosia zrobiła obiad, ja przyciąłem komara, a młoda pięknie się bawiła - nie ma tv, to nie ma. Trochę powegetowaliśmy, sobota minęła błyskawicznie. Po mamtalencie usiadłem i piszę raport, wreszcie drgnęło... Palec mi chyba odpadnie, nie mogę, w ogóle nie chce zejść do dziadostwo...

piątek, 6 października 2017

06.10.2017

Poturlałem się do pracy - niby miał być wielki korek, ale był dopiero na Trasie AK, to wysiadłem na Metro Marymont i przeszedłem się przez Kaskadę - miło. W pracy nadal nastroje minorowe, choć humor się poprawia po środowej zjebce. Miałem sześć lekcji, wraz z zastępstwem u swoich. Wykończyła mnie jak zwykle 5c, co za beton... Wróciłem do domu przez sklep i bibliotekę, a tu okazało się, że mamy pojechać do Ewy, bo zaprasza. Owszem, przysłała koło północy smsa, że chce pogadać, ale nic o wizycie. To pojechaliśmy po namyśle... Beata była wcześniej, wyszła inwigilowana o współpracowników, więc znowu panika. Ale przyjęła nas miło, przyszła jeszcze Agnes i w sumie, gdyby nie marudząca już, śpiąca mała, to jeszcze byśmy posiedzieli... Nie było żadnych strasznych rzeczy, zbędna panika...  

czwartek, 5 października 2017

05.10.2017

Ja pierdolę, co za głupota... Żona obudziła mnie koło 2-giej, bo ją boli serce. I smędziła mi na temat wczorajszej rady dobre pół godziny, zanim nie wzięła za moją radą czegoś na uspokojenie i dała mi wreszcie spokój. Może Ewa nie załatwiła tego  tak, jak powinna, ale nie widzę powodu do takiej histerii... Rano obrobiłem małą i siebie, choć spałem pół godziny dłużej, bo oboje mamy na później :) Zanim wyszedłem do pracy zadzwoniłem jeszcze do NA, umyłem część łazienki i dopłynąłem w deszczu do pracy. Tam echa po wczorajszym dość smętne :P Ale mam w dupie. Zrobiłem lekcje, lało, więc nie poszliśmy na bieg, tylko trzeba było trzepać normalne lekcje. Po lekcjach wróciłem odebrać małą - co to jest, że nie płaci się za godziny w przedszkolu, ale za wrzesień wyszło mi prawie 300 zł? Wyjąłem z bankomatu kasę i już piątego jestem na debecie. Dramat i rozpacz. Kuba przeziębiony, więc w spokoju obejrzałem mecz: Polska-Armenia 6:1! Gosia nie oglądała, bo ponad dwie godziny wisiała na telefonie, omawiając sytuację. Dziwię się, że jej mózg nie wybuchł. A palec nadal mnie boli, choć może nieco mniej...

środa, 4 października 2017

04.10.2017

Idę na te dwie lekcje, kończę o 10:30, a oni wymyślają radę po południu... Lekcje oczywiście przefrunęły, przygotowałem trochę się do biegu, ale i tak nie wiadomo, czy dojdzie do skutku. Wracając do domu zajrzałem do sklepu, a w domu zacząłem rzeźbić w raporcie i zrobiłem obiad. Do NA dodzwoniłem się za chyba 20stym razem, jedną ręką jadłem, drugą nanosiłem zmiany, trzecią rozmawiałem z panią z biura. I tak mam pieprzony niedomiar - wydałem za mało pieniędzy... Kurna, co? Ledwo zdążyłem na radę, a tam opieprz za marazm i brak chęci do pracy... Ups. Wymieniła kilka osób, które jeszcze coś robią (w tym my - mam nadzieję, że to przełoży się na nagrodę za tydzień... Bo jestem już na zerze), reszta zbiera opieprz... Mała siedzi z nami, bo wróciły ze szpitala - palec zagojony, można tylko plasterkować, ale goić się będzie jeszcze kilka miesięcy. Świetnie. Moim palcom nieco lepiej, ale też się zastanawiam, czy mi serdeczny paznokieć nie zejdzie...

wtorek, 3 października 2017

03.10.2017

Znowu leje. A wtorki od razu awansują na mój ulubiony dzień. Siedzę od 8:30 do 16:10, a potem jeszcze Zosia... I w domu jestem o 19, świetnie. W przerwie pojechałem na pocztę, wysłałem wreszcie Grzegorzowi kasetę, odebrałem płyty i zjadłem obiad. Bieg pewnie odsunięty w czasie, teatr się wściekł i go nie będzie... Ale za to przyszedł Tomek J. z Janisem w odwiedziny, sympatycznie :) Jutro młoda idzie do szpitala, ciekawe, co jej zrobią z tym palcem, wygląda słabiutko. Mój mały nadal boli, serdeczny już jest prawie ok...

poniedziałek, 2 października 2017

02.10.2017

Jakiś się upał zrobił, prawie 20 stopni, a ja ubrany jak dzik na Syberii. Moje palce mają się lepiej, choć mały ciągle broczy ropą. Młodej zaś zapewne paznokieć będą ściągać - aż się boję... Lekcje poszły w miarę sprawnie, skoczyłem szybko na Rudę do chińczyka, zrobiłem dwoje zajęć i wróciłem przez sklep wieczorem. Ufff... Zaczyna się kierat, ale potrzebuję kasy - poopłacałem wszystko i zostało mi do końca miesiąca... 300 złych. Dramat...

niedziela, 1 października 2017

01.10.2017

Nawet się wyspaliśmy, Kajka trochę gadała przez sen, ale sopko. Tomek popełnił jajecznicę i ruszyliśmy w południe do planetarium. Zepsuło się, ale udało się naprawić i odbyliśmy podróż po planetach - nawet fajnie. Potem Manufaktura: Eksperyment, przepyszny obiad i przejażdżka młyńskim kołem. Między Kajką i Maksem zaczęło zgrzytać i zrobili się dla siebie trochę niemili - chyba byli zmęczeni... Odprowadzili nas na Kaliską, wsiedliśmy do busa i za dwie godzinki byliśmy w Warszawie. Fajny weekend, do powtórzenia :)