niedziela, 15 grudnia 2013

15.12.2013

Ale sobie w ten weekend użyłem... Kajce idą zęby, więc ze spaniem słabo. Pobudka o 7, wprawdzie Gosia próbowała dać mi spać, ale średnio to wychodziło, bo się ciągle kręciła i podniosłem się 9:30. Zrobiłem jajecznicę i ruszyłem na podbój. Najpierw Biedronka i musiałem wrócić, bo zapomniałem papierów. Zostawiłem więc zakupy i pojechałem na Muranów, odebrałem mapy, spotkałem mamę Stefana i Tymona, kupiłem książkę i zabrakło mi pieniędzy... Ruszyłem więc do centrum. Miejsca do zaparkowania szukałem ze 20 minut, wreszcie znalazłem na Szkolnej, bo ktoś przy mnie wyjechał. Na poczcie nadałem list do teścia i odebrałem paczkę, wziąłem kasę z bankomatu i wróciłem na Muranów. Przy okazji wstąpiłem do tego cudownego sklepiku z piwem i ruszyłem do Kerfjura. Zakupy, zakupy, potem transfer do apteki po mleko Kajki, aż wreszcie o 16 dotarłem do Curry House, gdzie czekałem 45 minut na jedzenie. Gosia tu wpadła w szał ciuszkowy, robi remanenty, szał zupełny, w domu bazar, za dwa dni te urodzinki, zwariuję. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz