wtorek, 7 marca 2017

07.03.2017

Noc była bardzo słaba - kiedy ja się kładłem koło 24, Gosia wstała i zaczęła przygotowywać się na jutro - ok, jakoś zasnąłem. Ale około 3 nastąpiła pobudka darciem japy, co skutkowało półgodzinnym łażeniem w te i we w te oraz ostatecznym lądowaniem u nas w wyrku. Plus kopanie i walenie z łokcia. Świetnie, wstałem nieprzytomny. Między lekcjami skoczyłem do centrum po paczki płyt - znowu dziesiątki. Po lekcjach uciekłem z rady, znaczy, zwolniłem się. Zdążyłem złożyć zamówienie, zjeść obiad i poleciałem odebrać Kajkę z tańców. Okazało się, że impreza z Kubańczykami się przedłużyła i tańców było 10 minut. Poszliśmy do sklepu na chwilę i zaciągnęła mnie na placyk zabaw przy przedszkolu, bo tam był Maciek. No i Maciek z rodzinką poszli za chwilkę, a młoda z nimi, zostawiwszy mnie zupełnie i w ogóle nie zwróciła uwagi. Po prostu polazła za ludźmi. Szlag. Potem znowu na plac zabaw. Pohuśtała się, pobawiła, ale zmarzłem, to wróciliśmy. Łeb mi pęka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz