poniedziałek, 13 sierpnia 2018

13.08.2018

Do 14 przewegetowaliśmy na basenie - skończyłem przynajmniej książkę. Potem obiad i fru na lotnisko. Tam siedzieliśmy ponad 2 godziny, strasznie nam się dłużyło, mnie już szlag trafiał: duszno, dzieciaki wariują i depczą po mnie, tłum ludzi - skłonności mordercze zaczęły ze mnie wyłazić bokami, ale wreszcie nas wypuścili na zewnątrz. Lot spokojny, nieco po 20 byliśmy w Warszawie i pojechaliśmy do domu. Kuzyny wróciły do Łodzi natychmiast, a my... padliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz