piątek, 10 stycznia 2014

10.01.2014

Nie wiem, jakim cudem się dziś podniosłem. Między 2 a 3 Kajka miała napad marudzenia i nie szło jej położyć na dobre. Jak zadzwonił budzik o 6 to nie wiedziałem, co się dzieje... Na szczęście na pierwszej lekcji miałem konkurs matematyczny, a potem lekcje jakoś przeszły. Studentka się zmyła po 4 lekcjach, ja uciekłem po swoich 6, pojechałem do apteki, na pocztę odebrać paczki i coś zjeść, gdzie przy okazji pomogłem ogarnąć miasto dwóm Francuzom... Ledwo dojechałem na zajęcia - telefon. Wracaj do domu, bo nie wyrabiam, trzeba się Kajką zająć... No to po 20 minutach wróciłem i siedziałem z młodą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz